Legenda i człowiek Cz VII Gra pozorów, rozdział 3

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Romans, Przygoda,
Podsumowanie/Summary
Los ma znów . Lecz gdy aktor spotyka się z politykiem, czy nie oznacza to nowych kłopotów? Siódma część opowieści o i Victorii.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Escalante, , Jamie Mendoza, Luis Ramon,

Amiga, Filigranka – dziękuję za korektę i cenne uwagi!

Rozdział 3. Pierwsze starcie

Optymistyczne przekonanie Diego de la Vegi, że nie jest Luisem Ramone podzielało wielu mieszkańców pueblo. Ciągłe musztry żołnierzy i częste patrole sprawiły, że ludzie zaczęli czuć się pewniej i bezpieczniej. Los Angeles, ich zdaniem, wreszcie dostało właściwego .

Pierwszy zgrzyt pojawił się jednak dość szybko, w pewne piątkowe popołudnie, kiedy to paru vaqueros świętowało w gospodzie dzień wolny od pracy i to, że udało im się wykaraskać z dosyć niebezpiecznej sytuacji przy zimowym rozdzielaniu stada. Co roku zdarzało się wśród tych ludzi kilka, czasem kilkanaście wypadków, mniej lub bardziej poważnych, toteż to, że niejaki Jose spadł pomiędzy stłoczone krowy i wykpił się tylko siniakami, z pewnością było powodem do radości. Niestety, szczęściarz Jose i jego koledzy przesadzili z tej okazji ze spożyciem wina i gdy zaszumiało im w głowach, zaczęli ową radość objawiać w bardzo hałaśliwy i gwałtowny sposób. Nie pomagały ani mitygujące uwagi innych obecnych, ani próby uspokojenia czy pogróżki, jakich nie szczędziły pracujące tam dziewczyny. Jose wraz z trójką towarzyszy od kieliszka wdrapał się na stół i tam, chwiejąc się i wzajemnie podtrzymując, zaczęli wykonywać popularną piosenkę, opiewającą wdzięki pań o sercach przychylnych każdemu, kto dysponował paroma pesos. Wspomniane panie musiały być urodziwe, bo vaqueros opisywali ich kształty nie tylko słownie, ale i wymownymi gestami, chlapiąc dookoła winem z kubków. Kiedy zaś rozzłoszczona señora Antonia zagroziła im wezwaniem żołnierzy, Jose przypomniał sobie inną piosenkę, ułożoną przed laty przez kogoś, kto miał akurat dobry humor i odrobinę talentu do wiązania słów w rymy. Prościutka pioseneczka o popularnej melodii drwiła z , który po raz kolejny przegrał ze sprytnym . Jose i jego koledzy od kieliszka zaczęli teraz wyśpiewywać ją, a raczej wykrzykiwać, jako komentarz do tego, co mogą im zrobić żołnierze.

Na nieszczęście rozbawionych vaqueros, w gospodzie zjawił się nie tylko kapral Rojas z podwładnymi, ale i jego zwierzchnik. Twarz Ignacio de Soto, gdy usłyszał śpiewy, zaczęła mienić się kolorami niczym świąteczne dekoracje, a ryk furii, z jakim nakazał aresztowanie pijaków i zamknięcie ich w celi, mógł śmiało konkurować z wrzaskami Luisa Ramone. Co nie oznaczało, że vaqueros się nim zbytnio przejęli. Bardziej zmartwiło ich to, że odebrano im nieopróżniony jeszcze dzbanek z winem. Okazywana przez aresztowanych beztroska, rozbawione pokrzykiwania i domaganie się, by wraz z nimi do aresztu zabrano wino, musiały doprowadzić de Soto do szału. Tylko tak ludzie potrafili wytłumaczyć sobie to, co rozkazał: następnego dnia aresztowani vaqueros mieli zostać publicznie wychłostani.

Wiadomość o wyroku rozeszła się niemal natychmiast i została przyjęta z ogólnym niedowierzaniem. Luis Ramone potrafił rozkazać, by chłostano za drobne przewinienia, rzeczywiste czy wyimaginowane, i decyzja de Soto przywołała wspomnienie tamtych rządów. Jednocześnie w rozmowach dominowało przekonanie, że teraz alcalde zobaczy, co to znaczy zadzierać z Zorro, bo jakoś nikt nie wątpił, że chłosta nie zostanie wykonana. Pomimo tego, a może właśnie dlatego, don był odmiennego zdania. Wraz z synową i kilkoma innymi caballeros udał się do biura alcalde, by spróbować złagodzić jego decyzję.

Tego wieczoru szukała po hacjendzie swojego męża. Diego większość dnia spędził na pastwiskach, gdzie pod koniec zimy było wyjątkowo dużo pracy. Sprawdziła, wracając z pueblo, że jego ulubiona klacz palomino stoi już w stajni, więc miała pewność, że jest w domu, ale nie zastała go ani w gabinecie, ani w bibliotece. Dopiero widząc przesunięty wazonik zorientowała się, że poszedł do jaskini.

READ  Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 2

Kiedy ukryte drzwi zamknęły się za jej plecami, zatrzymała się na schodach. Z dołu, z ukrytej komnaty słyszała rozmowę, a raczej monolog Diego.

– Nie, nie wiem, czy to będzie potrzebne – mówił. Po chwili ciszy odezwał się znowu. – Mam nadzieję, że ojcu uda się to załatwić.

Znów cisza.

– Musi mu się udać! – powiedział z naciskiem.

Cisza. zeszła kilka stopni niżej. Domyślała się już, z kim Diego rozmawia i rzeczywiście, gdy ostrożnie wyjrzała zza zakrętu korytarza, zobaczyła w pomieszczeniu, prócz swego męża, także i Felipe. Chłopak stał koło stołu zastawionego sprzętem laboratoryjnym. Gestykulował i, o ile mogła się zorientować, starał się przekonać Diego do wyjazdu do Los Angeles.

Nie to jednak sprawiło, że cofnęła się na schodach. Gwałtowność gestów Felipe, wypieki na twarzy chłopca, sposób, w jaki Diego pochylał głowę – wszystko to świadczyło, że tych dwóch kłóciło się i wiedziała, że nie byłoby dobrze, gdyby się zorientowali, że ona jest tego świadkiem. od czasu niemal tragicznie zakończonej akcji przeciwko Delgado, stał się niezwykle drażliwy. Coraz częściej zdarzały mu się wybuchy złego humoru czy złości, szczególnie, gdy Victoria nie potrafiła tak sprawnie, jak jej mąż odgadnąć, co chłopak chce jej przekazać. Diego starał się je łagodzić, ale na razie nie osiągnął zauważalnego efektu.

Zatrzymała się zaraz za zakrętem. A raczej zatrzymała się, gdy usłyszała następne słowa Diego.

– Zrozum, że to już nie jest zabawa – mówił, tym razem nieoczekiwanie surowo. – Przestała być dawno temu, nie zauważyłeś?

Przerwa. Cisza. mogła tylko zgadywać, co pokazywał Felipe.

– Nie możesz mnie urazić, zarzucając mi tchórzostwo. – Diego mówił cicho, ale czuła złość w jego głosie. – Przecież wiem, że tak nie myślisz! – parsknął.

Zapadła cisza. musiał znów coś przekazywać, bo Diego odezwał się dopiero po dłuższej chwili.

– Tak, boję się – przyznał. – Temu nie zaprzeczę.

Cisza. zamarła.

– Nie, nie boję się tego, co mi się może stać.

Chwila ciszy.

– Tak, wiem, że ty też się nie boisz. Ale nasza rodzina liczy więcej osób. – Znów cisza. – Tak. Tak, chwilami bywasz niemiły dla Vi, zauważyłem to. Dla mnie też. – W głosie Diego zabrzmiała nutka humoru, jakby starał się przekazać Felipe, że nie ma o to do niego pretensji. – Wiem… Wiem, że ci jest trudno… Tego się obawiałem…

Cisza. Tym razem dłuższa niż poprzednio.

– Martwię się o was wszystkich, Felipe. – Diego mówił ciszej niż przedtem. zeszła stopień niżej, by go lepiej słyszeć. – O ciebie, Vi, ojca… Nie mogę dopuścić, by de Soto uznał, że mi pomagacie. Zwłaszcza ty. Felipe, zrozum… – Głos Diego nagle się załamał. Po chwili milczenia mówił dalej. – Tak, jeśli nie będę miał wyjścia. Ale być może nie dzisiaj. Być może się uda…

Za plecami Victorii bezszelestnie odsunęła się płyta. Don Alejandro wszedł do przejścia i zamarł, widząc synową stojącą w korytarzyku i nasłuchującą. Pokręcił głową i delikatnie dotknął jej ramienia. stłumiła okrzyk.

– Nie, Felipe – odezwał się na dole Diego. – Powiedziałem, że nie tym razem.

Coś stuknęło głośno i za chwilę zza zakrętu wybiegł chłopak. Zastygł na moment widząc starszego de la Vegę i Victorię stojących w przejściu, ale zaraz zręcznie ich wyminął i zniknął. Usłyszeli tylko metaliczny hałas przewróconej płyty kominka.

– Pokłóciliście się? – spytał don Alejandro, jak już zszedł na dół i zobaczył syna.

READ  Serce nie sługa - rozdział 1: Nowy komendant

– Mała różnica zdań – przyznał Diego odkładając szpadę na stół.

Obok niej leżała cała sterta drobnych przedmiotów. bez trudu wypatrzyła wśród nich pojemniczki z prochem i coś, co Diego nazywał świecami dymnymi. Ekwipunek Zorro. Teraz mogła domyślić się, co zaszło pomiędzy a jej mężem. Bez słowa objęła go, próbując w ten sposób przekazać, że nie ma do niego pretensji, że rozumie. Diego uścisnął ją lekko i zwrócił się do ojca.

– A więc? – spytał. W jego głosie nie było cienia niepokoju, ale czuła, jak mimowolnie napina mięśnie. Za wiele zależało od tej odpowiedzi.

– Dał się przekonać – odparł don Alejandro z uśmiechem. – Zamienił chłostę na grzywnę. Spędzą tę noc w areszcie, a rano Carlos za nich zapłaci.

Diego odetchnął.

– I jeszcze mają zakaz pojawiania się w przez kilka tygodni – dorzuciła Victoria.

– Owszem – stwierdził się don Alejandro. – Carlos obiecał solennie, że dopilnuje, by nieprędko mogli znów popijać w gospodzie. – Śmiał się, ale zaraz spoważniał. – Diego, miałeś rację. Jeśli naszemu alcalde na czymś zależy, zaczyna się robić słodki jak miód. Spodziewałem się po nim większego oporu, zwłaszcza, że wydał ten wyrok z urazy, ale niemal od razu zgodził się, że nie ma sensu pozbawiać don Carlosa czterech pracowników. – Starszy de la Vega zawiesił na moment głos, a potem dorzucił. – Zastanawiam się tylko, na czym mu tak zależy.

Diego powoli skinął głową, już bez śladu tej ulgi, jaką odczuł na wiadomość, że odwołano chłostę vaqueros.

– Ja się nie zastanawiam – powiedział. – Ja wiem.

x x x

Następnego dnia w gospodzie było sporo gości. Gdy wszedł do pomieszczenia, dookoła rozległy się mniej czy bardziej składne pozdrowienia, a kilku obecnych na miejscu caballeros wstało, by się z nim przywitać. Señora Antonia wyszła zza baru, by spytać, co alcalde ma ochotę zjeść i podziękować za interwencję poprzedniego dnia.

– Spełniłem tylko swój obowiązek, señora – odparł de Soto.

– Niestety, pijani vaqueros to nasz stały problem – odezwała się Victoria. – A dzięki wam wielu z nich dwa razy się zastanowi, ile zamawiają wina.

– I co śpiewają – mruknął de Soto ponuro.

Alcalde, ta piosenka była o Luisie Ramone – odparł spokojnie starszy de la Vega, który z łatwością się domyślił, jaka była rzeczywista przyczyna tak surowego werdyktu. – Nie bierzcie jej sobie do serca.

– Do serca?! – De Soto nieoczekiwanie się zdenerwował. – Mam pozwalać na to, by bezkarnie wykpiwano królewskiego urzędnika?! Czy to do takiego porządku jesteście przyzwyczajeni w tym pueblo?!

– Niezupełnie, Ignacio – odezwał się Diego. – Raczej do tego, że nadmiernie surowe wyroki kończą się właśnie w taki sposób. Piosenkami.

De Soto skrzywił się.

– Dla ciebie jestem don Ignacio, de la Vega – przypomniał szorstko. – I ja nie jestem przyzwyczajony, by być bohaterem piosenek. Nie, kiedy jestem jedynym, który strzeże prawa w tej okolicy. – Głos alcalde zabrzmiał nieprzyjemnie. – Więc pamiętaj o tym, jeśli nie chcesz, bym się rozliczył z tobą za układanie takich rymowanek.

– Układanie? – zdziwił się Diego. – Zapomniałeś już, don Ignacio – zaakcentował tytuł – że moją specjalnością są sonety?

– Sonety? – wtrącił don Alfredo.

– Owszem. Na uniwersytecie, jak może poświadczyć obecny tu alcalde, bawiliśmy się w układanie sonetów…

Alcalde zaśmiał się złośliwie.

– Najlepiej wychodziły ci te do Magdaleny, czyż nie? – rzucił, zerkając na stojącą przy Diego Victorię.

Doña de la Vega zauważyła to spojrzenie i uniosła brwi w niemym pytaniu. Diego też się roześmiał.

READ  Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 9

– Jeden z profesorów pochodził z Anglii – wyjaśnił. – Uczył nas literatury swojego kraju i uważał, że najlepiej docenimy piękno sonetów Szekspira, jeśli sami spróbujemy coś takiego napisać. A jako ich cel wskazał nam swoją żonę.

– Była ładna? – zapytała podejrzliwie Victoria. Obecni dookoła przysłuchiwali się z zainteresowaniem tej rozmowie.

– Była – przyznał Diego. – Miała najpiękniejsze niebieskie oczy, jakie widziałem. Szczególnie dobrze opisywało się w sonetach kontrast pomiędzy nimi a jej siwymi włosami.

– Siwymi? – wykrztusiła Victoria.

– Tak. Była siwiuteńka jak gołąbek i po matczynemu troskliwa wobec studentów. Zawsze, gdy zjawialiśmy się u profesora, witała nas muffinami i niektórzy – tu Diego zerknął na alcalde – woleli wychwalać ją za kulinarne talenty. Niestety, pochlebstwo nie zawsze popłacało.

De Soto skrzywił się.

– Nie musisz o tym wspominać, Diego…

– Ależ muszę wyjaśnić całość sytuacji! Señora Magdalena nagradzała za szczególnie udany sonet i gdy usłyszała ten o smakołykach, obdarowała jego twórcę dodatkowymi ciasteczkami.

– To miłe z jej strony… – nie była pewna, co w tej historii było powodem niezadowolenia de Soto, ale wolała nie dopytywać.

– Ano miłe. – Alcalde cofnął się o krok. – Wybaczcie mi, ale mam sporo pracy. Chciałbym posłać patrol na drogę do San Diego i muszę was zapytać, czy możecie wskazać jakieś miejsca, które żołnierze powinni szczególnie przepatrzyć.

– To bardzo dobry pomysł, don Ignacio – włączył się don Alfredo.

Podobnie jak reszta zgromadzonych, musiał się zorientować, że historia, jaką Diego wspomniał, była niezbyt pochlebna dla alcalde. Wprawdzie chyba wszystkim spodobał się sposób, w jaki młody de la Vega wybrnął z nieciekawej sytuacji, ale teraz zebrani z zadowoleniem przyjęli zmianę tematu. udowodnił już, że potrafi zareagować furią na najmniejsze oznaki lekceważenia.

Señora Antonia wniosła tacę z zamówionym posiłkiem, a rozmowa zeszła na bezpieczeństwo podróżnych na drogach łączących Los z okolicznymi pueblami. delikatnie pociągnęła Diego za łokieć.

– Co było z tymi muffinami? – zapytała cicho.

Señora Magdalena podarowała Ignacio cały koszyk ciasteczek. Musiał je zjeść i dalej chwalić.

– Rozumiem, że to było trochę za dużo.

– Niezupełnie. – Diego stanął tak, by de Soto nie mógł zobaczyć jego miny. Była to zrozumiała przezorność, bo w tej chwili widziała przed sobą nie młodego de la Vegę, a rozbawionego Zorro. – Magdalena nie najlepiej radziła sobie w kuchni.

zagryzła wargi, by nie parsknąć śmiechem, i schowała twarz w koszuli męża, zadowolona, że zasłaniał ją przed de Soto. Nic dziwnego, że alcalde niechętnie wspominał tę historię.

CDN.

Series Navigation<< Legenda i człowiek Cz VII Gra pozorów, rozdział 2Legenda i człowiek Cz VII Gra pozorów, rozdział 4 >>

Author

No tags for this post.

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *