Konsekwencje, rozdział 6
- Autor/Author
- Ograniczenie wiekowe/Rating
- Fandom
- New World Zorro 1990-1993,
- Status
- kompletny
- Rodzaj/Genre
- Krzywda/Komfort,
- Podsumowanie/Summary
- Jeden krok. Jeden wybór. Jedna decyzja. I wszystko uległo zmianie.
- Postacie/Characters
- Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Victoria Escalante, Felipe, padre Benitez, Ignacio de Soto, Zorro,
Od autora: Wielkie dzięki za komentarze! Czas na kolejną odsłonę!
Rozdział. 6. Twarz legendy
Czarno odziany jeździec zeskoczył z wierzchowca i podbiegł do dziewczyny. Victoria wstała, gdy tylko usłyszała, jak Tornado hałasuje w tunelu i teraz czekała przy stole.
– Querida? – zapytał Zorro z niedowierzaniem pomieszanym z radością. – Jak się czujesz?
– Dobrze. Zorro, ja… Musimy porozmawiać.
– Już, zaraz. Tylko… – Zorro odwrócił się w stronę don Alejandro, który właśnie odwiązywał swojego wierzchowca.
– Wracam do hacjendy – oświadczył caballero. – Victorio, będzie tam czekał pokój dla ciebie. Jeśli zechcesz, będziesz naszym gościem.
– Don Alejandro… – zaczął Zorro, ale de la Vega nie dał mu dojść do słowa.
– Do zobaczenia, Victorio, Zorro. – Uniósł dłoń i ponaglił konia do wejścia w ciemną szczelinę tunelu.
Zorro tylko pokręcił głową na ten widok i zwrócił się do dziewczyny.
– Zjadłaś coś? – zapytał.
– Tak. Zorro, ja…
– Tak?
– Nie chciałam cię skrzywdzić… – szepnęła, nagle zawstydzona.
– Wiem. – Delikatnie dotknął jej policzka. Znów zauważyła, że zdążył zrzucić rękawice, jakby zaznaczając w ten sposób, że nie zamierza się oddalać.
Odetchnęła. Jakimś cudem to, co było pomiędzy nimi dwojgiem, wydawało się jej teraz nienaruszone. Przez moment pomyślała, że może udawać, że tamto wszystko nie miało miejsca, że po prostu namówiła Zorro, by jeszcze raz zabrał ją do swojej jaskini. Ale zaraz się zreflektowała. O tym, co było, nie mogła zapomnieć. De la Vega mówił jej, że to nie była jej wina i zapraszał do hacjendy, ale Victoria wciąż była przekonana, że caballero zmieni zdanie, gdy jej obawy co do skutków tamtej nocy przestaną być podejrzeniami, a on się dowie całej prawdy.
Podobnie jak Zorro.
– Powiedz mi… – zaczęła, chcąc zyskać na czasie. – Co się wydarzyło?
– Patrole przeszukują okolicę – odpowiedział Zorro. – Padre Benitez podniósł alarm, że zaginęłaś i teraz wszyscy cię szukają. Sierżant Mendoza jest zrozpaczony, że stracił szansę na dobry obiad.
Victoria uśmiechnęła się. Znała sierżanta i jego apetyt. Lubiła go. Teraz przyszło jej na myśl, że to jeszcze jedna osoba, której będzie zależeć na jej powrocie do Los Angeles. Bez słowa objęła Zorro, przytulając się do niego. Czuła, jak gładzi ją po włosach i ramionach.
– Och, querida, querida – wymruczał cicho. – Tak się o ciebie bałem…
Zamknęła oczy i rozkoszowała się tą chwilą. Ale to nie mogło trwać zbyt długo. Przemyślała bowiem kilka spraw i teraz musiała działać.
– Zorro…
– Tak?
– Don Alejandro zaprasza mnie do swojej hacjendy… Proszę, nie zrozum tego źle, chciałabym tu z tobą zostać, ale…
– Ale?
– Powiedziałeś, że mnie szukają… Sierżant… – mówiła cicho, zła na samą siebie, że musi wszystko popsuć. – Powinnam ci się do czegoś przyznać. Wtedy… Zanim pojechałam… Napisałam listy. Jeden był do ciebie, a drugi do Diego…
Zorro odsunął Victorię. Nim zdążyła się przestraszyć, że poczuł się urażony, sięgnął do szuflady biurka i wyjął stamtąd dwie kartki papieru.
– Te listy? – zapytał.
Przytaknęła bez słowa, rozpoznając własne pismo. Obie kartki były pełne załamań, jakby ktoś zgniótł je w dłoni, a potem rozprostował. Odetchnęła. Jeśli Zorro miał oba listy, oznaczało to, że spotkał się z Diego i na pewno powiedział mu, że ona jest bezpieczna. Tylko… Zastanowiła się, czemu miał je oba. Czy odebrał Diego jego list? Czemu? Po co? Czy po to, by jej pokazać, że Diego wie?
Oparła się o krawędź biurka.
– Co mam zrobić? – zapytała, właściwie retorycznie.
– Wrócić do świata – odpowiedział Zorro. Znów odgarnął jej włosy, by nie spadały na twarz. – Krok po kroku, a wszystko się ułoży.
– Chcesz, bym odeszła?
– Nie. Querida, to że jesteś tutaj, cała i zdrowa… – Zorro potrząsnął głową, najwyraźniej nie mogąc znaleźć właściwych słów. – Chciałbym, byś tu została. Ale jaskinia jest tylko kryjówką, nie można się w niej zamknąć na zawsze.
– Muszę więc wyjść na zewnątrz, tak? A ty?
– Będę przy tobie.
– Nie będziesz mógł być zawsze. Mówiłeś przecież kiedyś, że… – Victoria obejrzała się na schody. – Te schody prowadzą do miejsca, gdzie Zorro nie jest Zorro, prawda?
– Tak.
Uśmiechnęła się. Aż za dobrze pamiętała swoją pierwszą wizytę w jaskini, kłótnię i dyskusję z Zorro. Obawy, o których jej mówił.
– Mężczyzna poza maską. – Dotknęła teraz jego twarzy. – Mężczyzna, którego jedynym lękiem jest to, że mogę go nie pokochać.
– Już nie – powiedział cicho. – Teraz jedynym, czego się boję, jest to, że cię stracę.
Znów przytuliła się do Zorro, uśmiechając się smutno. Nie mogła powiedzieć mu, że już ją stracił, równie pewnie i nieuchronnie, jakby umarła tam na wzgórzach. Nie, kiedy jej mówił wprost, że właśnie tego się boi. Ale teraz, jeszcze przez chwilę, mogli być razem.
– Querida… – odezwał się wreszcie Zorro. Obejmując go, czuła, że mięśnie ma napięte niczym przed walką.
– Tak?
– Popatrz na mnie.
Posłusznie podniosła głowę. Zorro przyglądał się jej tak, jakby oceniał, czy może zrobić następny krok. Wreszcie ujął ją za rękę.
– Jeśli chcesz – powiedział cichym, napiętym głosem – zdejmij mi maskę.
– Zorro? – Otworzyła szeroko oczy w zdumieniu. Przez całe lata ich znajomości unikał tematu swojej tożsamości, wciąż się wymigując i odkładając zdjęcie maski na bliżej nieokreśloną przyszłość. Nawet przy tamtej jej wizycie w jaskini, gdy mówił otwarciej i więcej niż kiedykolwiek przedtem, nie udało się jej nakłonić go do odkrycia twarzy. A teraz chciał, by to zrobiła. Zrozumiała jego decyzję. Dawał jej wybór, pomiędzy legendą a mężczyzną. Ona mogła pozostać przy postaci z opowieści, albo też poznać twarz za maską i pozwolić, by jako mężczyzna był przy niej, gdy znów wróci pomiędzy ludzi. Zgodnie z tym, co zdecyduje, on mógł odwieźć ją do hacjendy de la Vegów, oddać pod opiekę i ochronę don Alejandra, albo pokazać, dokąd prowadzą schody.
Zamarła z dłonią opartą na jego karku, pod palcami czuła węzeł materiału.
– Nie mogę – powiedziała. – Nie mogę przyrzec ci, że mnie nie stracisz.
– Ale nie stanie się to dlatego, że cię opuściłem – odparł. – Potrzebujesz nas obu, legendy i mężczyzny, a ja nie chcę już dłużej być bezradny.
– Ty? Bezradny?
– Nie zaufałaś mi wcześniej – powiedział cicho. – Nie pozwoliłaś sobie pomóc.
Przez moment nie rozumiała, o czym on mówi. Czy oznaczało to, że już wcześniej próbował jej pomóc? Ale jak? Kto? Elementy układanki zaczęły wpasowywać się na swoje miejsca. Dwa listy w szufladzie biurka. Don Alejandro wahający się, czy rozmawiać z nią o Diego. Sam Diego, uparcie usiłujący się dowiedzieć, czemu tak naprawdę zerwała z Zorro, nie wierzący w jej winę, wykłócający się w jej obronie z de Soto przed gospodą. To wydawało się niemożliwe, ale mogło być tylko jedno wytłumaczenie.
Pociągnęła za materiał. Czarna tkanina zsunęła się po twarzy Zorro. Wystarczył ten jeden gest i przed Victorią stał Diego de la Vega.
Dłuższą chwilę patrzyła na niego w milczeniu, przypominając sobie wszystkie te drobne zdarzenia, kiedy to Diego robił coś nieoczekiwanego, czego nikt się po nim nie spodziewał. Jednocześnie dostrzegała szczegóły, na jakie nigdy wcześniej nie zwracała uwagi. Diego patrzył na nią w zupełnie inny sposób niż zazwyczaj, nie miał sennego, roztargnionego spojrzenia. Pamiętała go takim, ale nigdy nie pomyślała, że może to być…
– Nigdy… – wyszeptała. – Nigdy nie myślałam, że ty…
– Starałem się, byś nie miała podejrzeń – odparł.
– Dlaczego?
– Druga maska. – Poruszył ręką w jakimś nieokreślonym geście. – Marzyciela Diego nikt nie podejrzewał.
Zauważyła, że jego głos się zmienił. Nie był to ani niski, stłumiony głos Zorro, ani znacznie wyższy głos tego Diego, którego znała. Popatrzyła na trzymaną w ręku maskę.
– Bałeś się, że mnie rozczarujesz, gdy ją zrzucisz.
– Tak.
– Ale też… – urwała. Nagle zrozumiała całą sytuację. Diego i jego ojciec będą starali się usprawiedliwić ją przed całym pueblo. Miała pewność, że pojawi się i Zorro, by stanąć w jej obronie, czy w jakiś inny sposób dać do zrozumienia, że uznał jej słowa przed garnizonem za niebyłe. Mając takie wsparcie, a jeszcze i pomoc padre Beniteza, jak mogła dłużej być uważana za wyklętą? To będzie wymagało czasu, ale będzie mogła wrócić do dawnego życia.
Przez chwilę zastanowiła się nad tym, jak ono będzie mogło dalej wyglądać. Ze świadomością, że wie, kim jest Zorro. Bez poczucia winy, że musi trzymać Diego na dystans, by nie robił sobie zbędnych nadziei. Teraz już wiedziała, skąd się wzięło uczucie Diego do niej, które tak starał się ukryć. Mogłaby na nie odpowiedzieć, mogłaby…
Nie, nie mogła. Wciąż nie wiedziała, ile czasu minęło od chwili, gdy znalazła się w kryjówce Zorro. Ile czasu minęło od… od tamtego. Nadal nie miała pewności, tylko podejrzenia, ale z każdym dniem stawały się one coraz bardziej solidne. Kiedy staną się pewnością, straci Diego tak samo jak Zorro. Może de la Vegowie pomogą jej wtedy zacząć nowe życie gdzie indziej, zabezpieczą los jej i tego niechcianego dziecka, ale nie będzie dla niej wspólnej przyszłości z Diego.
Ta myśl sprawiła, że do oczu nabiegły jej łzy.
– Dlaczego? – zapytała gorzko. – Dlaczego dopiero teraz?
Diego rozłożył ręce w nieoczekiwanie bezradnym geście.
– Nie potrafiłem…
– A ja byłam ślepa! – odpowiedziała mu ze złością. Nadal czuła żal, ale teraz mieszał się on z gniewem, bezsilną złością na los, który właśnie dał jej spełnić marzenia i jednocześnie je odebrał.
– Byłam ślepa i głucha! – powtórzyła z furią. Odepchnęła się od biurka i przeszła przez pomieszczenie. – Mogłam się domyślić już znacznie wcześniej. Te wszystkie sztuczki Zorro, jego fortele, bomby… Mogłam zgadnąć, że tylko ty wiesz tak dużo!
Kiwnął potakująco głową, odrobinę niepewny, jakby nie wiedział, jak zareagować na jej złość. Victoria krążyła po jaskini, coraz szybciej, coraz bardziej rozłoszczona.
– Mogłam się domyślić! – powtórzyła po raz kolejny, uderzając pięścią w mijany stół. Szklane naczynia zabrzęczały.
– Za dobrze udawałem – odpowiedział.
– I co? Podobało ci się to? Takie zwodzenie wszystkich dookoła?
– Nie ciebie. – Pokręcił głową.
– Nie? A kto mnie namawiał na ślub z tobą? Albo wypytywał, co mi się przydarzyło, jak miałam skręconą nogę? Co? Sprawdzałeś mnie?
– Trochę… – Diego uśmiechnął się na samo wspomnienie.
Victoria znów uderzyła pięścią w stół. Dwa szybkie kroki i stanęła przed Diego.
– Dlaczego tyle czekałeś!? – warknęła. – Dlaczego?
– Querida…
– Milcz! Nie rozumiesz, co się stało? Wszystko jest stracone!
– Nic nie straciliśmy… – zaprotestował.
– Wszystko – powtórzyła gorzko. – Ty się bałeś, że cię odrzucę, a ja postąpiłam jak idiotka i straciliśmy wszystko.
– Nie, nie wierzę w to.
– Bo jesteś durniem! – krzyknęła. – Zupełnym durniem!
Przez chwilę nie mogła znaleźć słów, które wyraziłyby jej żal i złość. Porwała z biurka talerz i cisnęła nim w stronę Diego. Uchylił się zręcznie, a naczynie roztrzaskało się gdzieś na podłodze.
– Dlaczego mi nie pomogłeś?
– Nie wiedziałem, że jesteś w garnizonie.
– Czekałam wtedy, wiesz? – Victoria stała z zaciśniętymi pięściami. – Cały czas czekałam! Byłam pewna, że przyjdziesz!
Światło świec było nieco mylące, ale Diego zbladł jak papier. Wyciągnął rękę, ale Victoria uchyliła się i z furią cisnęła w niego dzbankiem. Zdołał go odbić w bok, ale w następnej chwili rozpętało się piekło. Victoria dopadła stołu i zaczęła ciskać w Diego kolejnymi przedmiotami, szlochając, klnąc i wymyślając. Wreszcie, gdy zabrakło jej w zasięgu ręki czegokolwiek, czym mogłaby rzucić, zaczęła okładać Diego pięściami. Ten jedynie uchylał się i zasłaniał.
– Dlaczego? – powtarzała, chlipiąc i szlochając. – Dlaczego?!
Nagle podniosła głowę.
– Pozwalasz się tak bić?! – prychnęła.
– Pozwalam – odpowiedział spokojnie.
Uderzyła znowu, jeszcze raz i jeszcze, ale coraz słabiej i płacząc coraz bardziej rozpaczliwie, aż wreszcie opuściła ręce, a wtedy Diego objął ją i przytulił, gdy szlochała mu w koszulę.
W końcu Victoria po raz ostatni pociągnęła nosem i rozejrzała się dookoła. Jaskinia była zdemolowana, podłogę zaściełały okruchy szkła, ceramiki i resztki przyrządów. Tornado w swojej zagrodzie wycofał się aż pod ścianę i stamtąd czujnie obserwował wnętrze. I tylko Diego zdawał się być nieporuszony tym całym chaosem.
Dziewczyna oparła się znów o biurko.
– Wszystko straciliśmy – powtórzyła po raz kolejny. Diego znów objął ją ramieniem, odrobinę niepewnie, jakby spodziewając się kolejnego wybuchu.
– Nic nie straciliśmy – powiedział. – Chyba nie sądzisz, że uwierzyłem w tamto, co mi wykrzyczałaś?
– Krzyczałam, bo pięciu ludzi de Soto miało cię na muszce – stwierdziła gorzko.
– Sądziłem raczej, że to de Soto miał pistolet.
– To też.
Z westchnieniem odsunęła jego ramię.
– Kłamałam wtedy – powiedziała – ale przypuszczam, że to już nic nie zmieni, że ci o tym mówię. Publicznie zdradziłam Zorro.
– Ale pozostaje jeszcze twój przyjaciel Diego – zaoponował.
Potrząsnęła tylko głową.
– Nawet on nie może zmienić pewnych spraw – powiedziała spokojnie. – Diego, te schody prowadzą dokąd?
– Kominek w bibliotece hacjendy – odpowiedział. – Victorio…
– Tak?
– Tajemnica za tajemnicę – uśmiechnął się niepewnie. – Wyjaśnij mi, czemu uważasz, że pewnych spraw nie da się zmienić.
Prze moment Victoria nie wiedziała, czy ma się zaśmiać, czy rozpłakać. Wreszcie podeszła do Diego i znów go objęła.
– Och, Diego, Diego – powiedziała cicho. – Sam się o tym przekonasz.
CDN.
- Konsekwencje, prolog
- Konsekwencje, rozdział 1
- Konsekwencje, rozdział 2
- Konsekwencje, rozdział 3
- Konsekwencje, rozdział 4
- Konsekwencje, rozdział 5
- Konsekwencje, rozdział 6
- Konsekwencje, rozdział 7
- Konsekwencje, rozdział 8
- Konsekwencje, rozdział 9
- Konsekwencje, rozdział 10
- Konsekwencje, rozdział 11
- Konsekwencje, rozdział 12