Konsekwencje, prolog
- Autor/Author
- Ograniczenie wiekowe/Rating
- Fandom
- New World Zorro 1990-1993,
- Status
- kompletny
- Rodzaj/Genre
- Krzywda/Komfort,
- Podsumowanie/Summary
- Jeden krok. Jeden wybór. Jedna decyzja. I wszystko uległo zmianie.
- Postacie/Characters
- Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Victoria Escalante, Felipe, padre Benitez, Ignacio de Soto, Zorro,
Od autora: Po raz kolejny wracam do snucia opowieści.
Podziękowania dla Janka, za zachętę i pomoc!
KONSEKWENCJE
Prolog. Zdrada
Alcalde Los Angeles, Ignacio de Soto, skrzywił się z niesmakiem. Jego stary znajomy, Rodrigo Monsangre, kapitan królewskich lansjerów, właśnie ciężko wylądował na ziemi, a gdy wstał, trzymał się za zwisające bezwładnie ramię. No cóż, na drugi raz nie będzie wytykał Ignacio, że ten nie potrafi poradzić sobie z jednym banitą. Żeby dosięgnąć Zorro, trzeba było czegoś więcej, niż kilku uzbrojonych zapaleńców.
Bo Zorro właśnie rozgramiał kolejnych przeciwników. Doskonale wyszkoleni żołnierze, duma królewskiej armii, leżeli na placu, brudząc piaskiem swoje białe mundury. Przegrali z czarno odzianym banitą.
De Soto się zaśmiał. Rodrigo właśnie odbierał gorzką lekcję, że Zorro nie wolno zlekceważyć. W końcu banita nie tylko rozgromił lansjerów, i to zarówno tych pozostawionych do pilnowania misyjnej szkółki, jak i tych, co zajęli garnizonowe koszary, ale też w ciągu jednej nocy zdołał sprowadzić do Los Angeles opata z misji w Santa Barbara, które odebrał kapitanowi Monsangre wszelkie szanse na kontynuowanie handlu. Ze swego miejsca przy bramie alcalde widział, jak indiańskie dzieciaki z przykościelnej szkółki, które Rodrigo chciał sprzedać do służby w Meksyku, wymykają się z placu pod opiekuńcze ramiona padre Beniteza, wolne i bezpieczne.
Tak, Rodrigo przegrał zakład. A on, de Soto, mógł jeszcze dosięgnąć Zorro.
Szarpnięciem wyciągnął zza skrzydła bramy chwiejącą się na nogach dziewczynę. Señorita Escalante z przerażeniem spojrzała na scenę na placu. Poprzedniego dnia, nim żołnierze zaczęli na dobre się z nią zabawiać, porucznik Monsangre, wiedziony chyba jakimś odruchem litości, spoił ją niemal do nieprzytomności tanią brandy i teraz wciąż jeszcze była otumaniona i słaba. Ignacio jeszcze raz się zaśmiał. Właścicielka gospody była jedyną osobą w pueblo, która nie dała się zastraszyć żołnierzom Rodriga. Odważyła się nawet wejść do garnizonu i zażądać, by uwolnili zatrzymane dzieciaki. Na jej nieszczęście, Monsangre nie miał zamiaru zrezygnować z planowanej rozrywki, zaś de Soto nie miał ochoty mu w tym przeszkadzać. Trochę zniesmaczyły go pomysły kapitana na wieczorną zabawę, w końcu z misji zabrano indiańskie dzieci, ale señorita Escalante to był inny przypadek. Pomijając fakt, że była dorosłą kobietą, to de Soto, podobnie jak Monsangre, nie miał zamiaru pozwolić, by uszła jej na sucho kolejna bezczelność. Za wiele razy sprzeciwiała się jego rozkazom, by teraz mógł odmówić sobie widoku jej upokorzenia. Ani też, jak się wkrótce okazało, jeszcze innych przyjemności, jakie stały się dla niego dostępne dzięki Rodrigo. Zdał też sobie sprawę, że los i Monsangre dali mu w ręce broń przeciw Zorro.
A teraz przyszła pora, by to wykorzystać.
– Widzisz go? – syknął dziewczynie do ucha.
Przytaknęła i szarpnęła się, gdy poczuła na żebrach lufę pistoletu.
– Gdy cię zobaczy, powtarzaj moje słowa.
– Nie!
Uśmiechnął się. Mimo wszystkiego, co przeszła, señorita Escalante nadal była dziką kocicą. Noc z Monsangre i jego podwładnymi nie przytępiła jej pazurków. No cóż, zaraz dostanie nauczkę.
– Pięciu ludzi siedzi na dachu. Zastrzelą go, jeśli ruszy ci na ratunek. Jak myślisz, długo będzie umierał? A może ty umrzesz pierwsza? – Wzmocnił nacisk lufy. – To go tu przywoła…
Poczuł, jak zesztywniała w napięciu. Nie miał tych ludzi w zasadzce, jego żołnierze spali jeszcze w pokojach gospody, gdzie wyrzucili ich lansjerzy Rodrigo, ale ona o tym nie wiedziała. Otępiała od alkoholu, wyczerpana, nie potrafiła już myśleć logicznie czy planować. Uwierzyła.
– Hej, Zorro! – krzyknął de Soto, gdy czarno odziany jeździec przewrócił ostatniego żołnierza. – Zobacz, kto tu nas ugościł!
Zorro zamarł. Ze swego miejsca de Soto mógł doskonale widzieć, jak banita wpatruje się w dziewczynę. Wiedział też, że Victoria Escalante, w mocno zmiętej i poplamionej bluzce i spódnicy, zaczerwieniona od wypitej brandy, z włosami w nieładzie, wyglądała jak ktoś, kto bardzo pracowicie i towarzysko spędził noc.
– Powiedz mu, że miałaś go dosyć – syknął do ucha Victorii. Poparł swoje słowa szturchnięciem pistoletu. Drgnęła i odrzuciła w tył głowę, aż czarne loki zatańczyły jej dookoła twarzy.
– Miałam już cię dosyć! – powtórzyła posłusznie, łamiącym się głosem.
– Potrzebowałam mężczyzny…
– Potrzebowałam mężczyzny!
– Znalazłam ich wielu…
– Znalazłam ich wielu!
Zaczęła dygotać. De Soto pojął, że zbliża się już do kresu wytrzymałości i nie będzie powtarzać jego słów.
Ale słowa nie były potrzebne. Zorro wpatrywał się w nią jak skamieniały, obojętny na żołnierzy, którzy podnosili się z ziemi i zbliżali w jego stronę. Jeśli będzie tak stał choćby przez chwilę dłużej, uznał Ignacio, moje wygnanie tutaj zaraz się zakończy. By jeszcze bardziej zatrzymać uwagę Zorro, przyciągnął dziewczynę do siebie i pocałował w szyję, jednocześnie naciskiem pistoletu dając jej do zrozumienia, że ma stać nieruchomo. Pod przerażoną señoritą ugięły się nogi. Z boku musiało to wyglądać tak, jakby osłabła z rozkoszy pod pocałunkiem.
– Wybacz, Zorro! Ale ona jest za dobra, by być tylko dla ciebie! – zawołał de Soto.
Żołnierze byli już o krok od zamaskowanego jeźdźca, gdy nagle jego koń stulił uszy, kwiknął dziko i stanął dęba. O tym, jak bardzo Zorro był wstrząśnięty, świadczył fakt, że ledwie utrzymał się w siodle. Ale to przerwało jego zapatrzenie. Obalił kilku najbliższych przeciwników i niczym wiatr pognał do wyjazdu z puebla.
Ignacio de Soto pozwolił señoricie Escalante osunąć się na kolana i śmiał się z całego serca. Zorro właśnie został skutecznie przepłoszony z Los Angeles. A dumna señorita nieprędko zatrze w oczach mieszkańców puebla swoje wystąpienie. Zapamiętają jej wszystko. Spędzoną w garnizonie noc, to, co wołała do Zorro, i to jak klęczała, niczym korna niewolnica, przy nim, alcalde. On zaś zadba, by ten obraz utrwalić.
CDN.
- Konsekwencje, prolog
- Konsekwencje, rozdział 1
- Konsekwencje, rozdział 2
- Konsekwencje, rozdział 3
- Konsekwencje, rozdział 4
- Konsekwencje, rozdział 5
- Konsekwencje, rozdział 6
- Konsekwencje, rozdział 7
- Konsekwencje, rozdział 8
- Konsekwencje, rozdział 9
- Konsekwencje, rozdział 10
- Konsekwencje, rozdział 11
- Konsekwencje, rozdział 12