Konsekwencje, rozdział 1

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Krzywda/Komfort,
Podsumowanie/Summary
Jeden krok. Jeden wybór. Jedna decyzja. I wszystko uległo zmianie.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Escalante, Felipe, padre Benitez, Ignacio de Soto, Zorro,

Od autora: Serdeczne podziękowania za komentarze! Prawie już zapomniałam, jaka to radość je zobaczyć!

Dla czytających – to jest trudny emocjonalnie rozdział, ktoś może go nawet nazwać drastycznym. Czuję się zobowiązana ostrzec.


Rozdział 1. Potępiona


Dziesięć dni po odjeździe lansjerów kapitana Monsangre, w gospodzie señority Victorii Escalante po raz kolejny sala świeciła pustkami. Nikt nie zaglądał, by napić się wina, czy skosztować jej słynnych tamales. Nikt nie rozmawiał, nikt się nie śmiał… Na zewnątrz ludzie toczyli dyskusje, plotkowali, witali znajomych, ale nikt nie wchodził na werandę, mimo otwartych drzwi. A doskonale wiedziała, co jest przyczyną, że nikt nie miał ochoty jej odwiedzić.

Kiedy bowiem oddział kapitana Monsangre odjechał po pogromie sprawionym przez Zorro, Escalante wróciła do swej gospody. Jeśli choć przez chwilę łudziła się, że to, co się wydarzyło, nie pozostawi większych śladów niż jej złe wspomnienia, to trwało tylko przez moment. Ignacio de Soto bowiem, ledwie opadł kurz po odjeździe lansjerów, obstawił gospodę strażą, która zatrzymywała większość przychodzących, czy to potencjalnych klientów, czy to znajomych, takich jak don Diego czy sierżant Mendoza, zaniepokojonych losem señority Escalante. Co więcej, gdy zaprotestowała przeciwko takiemu potraktowaniu, wydrwił ją publicznie z rozmyślnym okrucieństwem, sprowadzając ją do roli wojskowej ladacznicy. Uświadomił jej, wyraźnie rozkoszując się zaszokowanymi spojrzeniami zebranych, że po ostatnich wydarzeniach on, jako , zobowiązany do dbałości o porządek w , musi dopilnować, by ona, Victoria, nie wprowadzała więcej zamieszania. Jedna noc jej występów w garnizonie wystarczy. nie pozwoli swoim ludziom na taką rozrywkę, więc ma sobie od tej pory szukać klientów wśród przyjezdnych. Ostre słowa padły na przychylną glebę. Mimo desperackich protestów don Diego, który zjawił się zaraz potem i starał wymusić odwołanie straży, mieszkańcy pueblo zaczęli spoglądać na właścicielkę gospody z podejrzliwością, czy wręcz niechęcią i kiedy odwołał warty, udręczona przypominała własny cień.

Nie udało się Victorii także porozumieć z Zorro. Wprawdzie nadzieje na trwałe przepędzenie banity okazały się płonne i zamaskowany jeździec wrócił jeszcze tego samego dnia do Los Angeles, ale nie mogła z nim rozmawiać dłużej, niż kilka chwil. Nim zdołali cokolwiek sobie wyjaśnić, żołnierze już dostrzegli jego obecność i rzucili się, by go schwytać. A zrozpaczona nie potrafiła mu powiedzieć, czy wykrzyczeć tego, czego się tak wstydziła. Gdy więc powrócił do gospody po raz drugi, ich rozmowa niemal natychmiast zmieniła się w kłótnię, w której nakazała mu odejść, raz na zawsze. Usłuchał i już nie wracał.

zrozumiała też, że najprawdopodobniej pozostawało kwestią tygodni, kiedy będzie musiała ostatecznie opuścić Los Angeles. Noc w garnizonie kosztowała ją nie tylko utratę ukochanego i reputacji. Nie miała doświadczenia zamężnej kobiety i nazbyt wcześnie straciła matkę, by nauczyć się wszystkiego o sekretach ciała, lecz wiedziała, czego może się spodziewać. Jeśli więc mogła liczyć na to, że ludzie w pueblo dadzą się przekonać i wybaczą jej zdradę oraz noc w garnizonie, to przed tym, co mogło nadejść, nie ochroniliby jej nieliczni pozostali przyjaciele. Don Diego mógł przekonywać wszystkich, że zmuszono ją siłą do pozostania z żołnierzami, ale i on odwróci się od niej, gdy dowie się, że jest brzemienna.

Kiedy więc siedziała skulona na krześle przy kuchennych drzwiach i spoglądała na opustoszałe pomieszczenie, przyszło jej na myśl, że to wszystko, co się stało, co było przyczyną tej pustki, mogłoby się nie wydarzyć. Gdyby nie tak dawno ona nie zdecydowała inaczej.

– Lepiej by było, gdybym się nie urodziła… – wyszeptała powtarzając słowa podsłuchane rano z ust jednej z gospodyń. Rozejrzała się dookoła i szepnęła znowu. – Lepiej by było, gdybym wtedy umarła.

Zamarła przerażona. Pośpiesznie wzięła do ręki talerz i zaczęła go wycierać, starając się nie myśleć. Bo to, co teraz przyszło jej na myśl, było grzechem, największym z wielkich, bluźnierstwem.

READ  Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 29

Powinna pójść do padre Beniteza i się z niego wyspowiadać. Jednak padre wyjechał po raz kolejny do Santa Barbara, a stamtąd miał jechać do Monterey razem z opatem tamtejszej misji. Chcieli wymóc na gubernatorze większą ochronę przykościelnych szkółek i uczących się tam indiańskich dzieci przed porwaniami, jakich dopuszczał się Monsangre i jemu podobni. W zastępował go teraz młody księżyna, niepewny i nieprzyjazny wobec właścicielki gospody, który spoglądał na nią potępiającym wzrokiem i twierdził, równie donośnie jak de Soto i kilka innych osób, że nie ma dla niej miejsca wśród uczciwych ludzi. Wiedziała też, że kapłan zapyta ją także o tamtą, przeklętą noc. A ona zbytnio się wstydziła, by choćby słowem napomknąć, co się wtedy wydarzyło, ani nie miała już dość odwagi, by znieść jego nieuniknione potępienie.

Przez następne dni walczyła z tą myślą. Nie! powtarzała sobie, kiedy znów odsunęły się od niej wszystkie osoby, gdy rano szła po wodę do studni. Nie! Nie myśl o tym, szeptała, gdy znów któraś starsza kobieta splunęła na jej widok. Nie! Na pewno nie! Nie wolno, to grzech, napominała się, gdy liczyła wieczorem mizerny utarg.

Kiedy jednak tylko interwencja sierżanta uratowała ją przed nazbyt rozochoconym vaquero, który szukał w jej gospodzie czegoś więcej niż posiłku, zabrakło jej siły. Zamknęła drzwi przed nadchodzącą sjestą i skuliła się za barem, szlochając z bezsilności.

Wiedziała, że ten przeklęty pastuch miał rację. Po tym, co zrobiła, była kobietą upadłą, naturalną zabawką dla takich jak on, winną im posłuszeństwo i uległość wobec zachcianek. Na widok takich jak ona uczciwe kobiety spluwały z niesmakiem. Do gospód prowadzonych przez takie jak ona nie zaglądał żaden porządny wędrowiec.

Takie jak ona były niczym.

A ona była może nawet gorzej, niż niczym. Była zdrajczynią. Zdradziła Zorro, zdradziła samą siebie i zdradziła ich miłość. Nie mogła nawet bronić się, że stało się to pod przymusem. Po stokroć przeklęty de Soto powiedział bowiem prawdę – Monsangre ją zapytał i nic się jej nie stało, póki sama nie wyraziła na to zgody. Sama siebie przeklęła, sama siebie zepchnęła w to piekło.

Była potępiona. Z własnej woli.

A zatem, wyprostowała się nagle z piekącymi od płaczu oczyma, a zatem co jeszcze stało jej na przeszkodzie? Co nie pozwalało jej odwrócić się i uciec od wszystkiego, co ją spotkało? Od pogardliwych, oceniających spojrzeń, od niechęci, wrogości, od pełnego żalu i troski wypytywania don Diego, od wspomnienia zrozpaczonego, wstrząśniętego, zdradzonego spojrzenia Zorro, od tego, co być może rozwijało się już w jej ciele. Mogła uciec. Potępiona zdrajczyni, którą winien spotkać los zdrajcy. Przypomniała sobie nagle, jak kiedyś wprowadzono ją na szafot, jak miała umrzeć za niepopełnioną zbrodnię, a ją uratował. Ale teraz nie była już niewinna. Zdradziła go i musiała ponieść konsekwencje tej zdrady. Przez myśl przeszło jej teraz, że taka śmierć była jej najwidoczniej pisana.

Zamyślona przeszła na zaplecze i ze skrzyni wyciągnęła sznur, na jakim zwykle suszyła pościel z pokoi gościnnych. Przesunęła go między palcami, wracając do sali. Solidna, gładka lina. Na próbę przerzuciła ją przez podporę schodów i chwyciła obiema rękoma, by sprawdzić, czy jest dość mocna. Wytrzymała.

Zwinęła linę i mozolnie zaczęła wiązać węzeł, usiłując sobie przypomnieć, jak powinien być spleciony. Rozejrzała się dookoła. Balustrada galeryjki wydawała się być w sam raz, mogła tam zaczepić sznur, a potem podejść z dołu. Tylko jeszcze znajdzie odpowiedni stołek…

Zatrzymała się nagle. Co ona robiła? Oszalała? Nie, odpowiedziała samej sobie. Znalazła drogę wyjścia z pułapki. Kiedy miała wybór, już raz wybrała źle i znalazła się w piekle. Teraz mogła w nim trwać, żyć dalej w poniżeniu, albo… uwolnić się od tego raz na zawsze. Tylko… Spojrzała na zamknięte drzwi. Gdyby zrobiła to tutaj, każdy z tych, którzy spluwali na jej widok, czułby satysfakcję z tego, co się stało. Byłaby otoczona wzgardą po śmierci tak samo, jak za życia. A to raniłoby jeszcze bardziej tych nielicznych przyjaciół, jacy jej pozostali. Tego zaś nie chciała.

READ  Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 11

Musiała zniknąć.

Usiadła przy jednym ze stołów i resztę sjesty poświęciła na pisanie listów. Dwa, tylko dwa listy, ale musiała zebrać całą swoją odwagę, wszystkie siły, by dobrać słowa i zapisać w nich wszystko, co chciała i co mogła powiedzieć. Ci dwaj zasłużyli na prawdę o tym, co zrobiła i co zamierza zrobić. Nie mogła ich pozostawić w niepewności. Potem spakowała koperty i schowała je w swoim pokoju.

Jeden dzień, postanowiła, jeden wieczór. Może znajdzie inne wyjście.

xxx

Nie znalazła. Vaquero wrócił i gdy zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, narobił krzyku na całe pueblo, wymyślając jej najgorszymi słowami. Jednak od jego wrzasków gorsze było dla Victorii Escalante co innego – to, że ludzie dookoła nie przeszkodzili podpitemu mężczyźnie w urąganiu. Więcej, gdy zerkała przez szczeliny okiennicy, widziała, że spoglądają na jej gospodę z potępiającymi minami, potwierdzając tym samym, że to ona jest winna całemu zamieszaniu. Ona, która w swej głupiej dumie nie chciała właściwie przyjąć i obsłużyć tego gościa. Ich ponure spojrzenia żądały od niej, by pogodziła się ze swoim nowym statusem. Jednak dzięki temu poczuła nagle pewność, że podjęła właściwą decyzję.

Wieczorem przemknęła się zaułkami do domu Pilar. Kobieta, choć od tak dawna dla niej pracowała, teraz nie chciała wpuścić jej za próg i rozmawiała niechętnie, rozglądając się dookoła, czy ktoś tego nie widzi. Ale Victoria nie musiała namawiać jej zbyt długo, by zgodziła się zająć przez jakiś czas gospodą w zamian za zarobiony w tym czasie utarg. Wyjaśnienie, że Victoria musi wyjechać do misji w Santa Barbara na kilka dni, zostało przyjęte z chłodnym zrozumieniem, pod którym kryło się lekkie obrzydzenie, sugerujące, że wie, czego będzie tam naprawdę szukać. O tyle tylko musiała zmienić swoje plany, że kobieta mogła przyjść do gospody dopiero po sjeście, więc Victoria musiała na nią poczekać.

Czekała więc przez cały ranek. Gotowała, sprzątała, wyglądała przez okno, czy ktoś do niej nie zajrzy. Kilku peonów zdecydowało się wstąpić na szklaneczkę, ale wypili pośpiesznie i wyszli, jakby obawiając się, że coś z brudnej atmosfery tego miejsca przylgnie do nich i pozostawi niezatarte ślady.

Do gospody po raz kolejny zajrzał też don Diego. Chciał porozmawiać. Młody w jakiś sposób nie uwierzył w to, co się wydarzyło i wciąż starał się przekonać señoritę, by mu zaufała i by mógł w jakiś sposób jej pomóc. Gdyby przyszedł tu wcześniej, przegoniłaby go miotłą z gospody. Jego troska sprawiała, że pragnęła rzucić mu się z płaczem w ramiona i podzielić całym swoim żalem, rozpaczą i poniżeniem. Nie mogła jednak zapomnieć, czym zawiniła i nie mogła znieść myśli, że i on cofnie się przed nią z odrazą. Jednak teraz, kiedy już odliczała godziny do przyjścia Pilar, mogła zbywać jego pytania i odmawiać odpowiedzi. Tak było lepiej. Przez ten krótki czas, jaki jej został, chociaż on był dla niej przyjacielem. Zdradziła mu jedynie, że będzie chciała dziś wyjechać do Santa Barbara. Uśmiechnął się na to i życzył jej dobrej drogi.

Przez większość poranka była jednak sama ze swoimi myślami i raz jeszcze mogła się zastanowić. Im dłużej myślała, tym bardziej wydawało się jej, że postępuje właściwie. Ludzie oczekiwali od niej, że zniknie i przestanie im zawadzać. To, że odejdzie dalej, niż do Santa Barbara, nikomu nie będzie wadziło. Nikt nie będzie jej szukał. Zorro… Zraniła go tak bardzo, że tym chętniej chciała uciec od tego wspomnienia. Pożegnała się z nim w liście, tak samo jak z don Diego. Może ich to zaboli, ale i będzie im lżej, gdy już nie będzie kłamstw pomiędzy nimi i gdy przestaną się łudzić co do jej osoby.

Gdy zatem wreszcie zjawiła się Pilar, wcisnęła jej klucz w dłoń. Wręczyła też kopertę, z prośbą, by przekazała ten list don Diego. A potem Escalante wyprowadziła ze stajni konia i na zawsze wyjechała z Los Angeles.

READ  Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 33

xxx

Nie miała zamiaru jechać w stronę Santa Barbara. Tam droga była zbyt prosta i gładka, w pobliżu misji wędrowało zawsze kilka grup Indian, a w lasach polowali myśliwi. Ona szukała miejsca, gdzie nikt jej nie odnajdzie. Skręciła więc prędko w stronę wzgórz.

Słońce znikło już za szczytami, gdy znalazła to, czego poszukiwała. Kilka potężnych drzew w ustronnej kotlince, gęsto zarośniętej krzewami. Gdy wjechała pomiędzy nie i zobaczyła nisko zwieszające się rozłożyste konary, wiedziała już, że trafiła na właściwe miejsce. Nikt tu nie zaglądał, poza kojotami. Nikt tu jej nie odnajdzie, przynajmniej nie tak szybko. A czas będzie działał na jej korzyść. Za kilka tygodni nikt nie będzie mógł powiedzieć, co się stało z Victorią Escalante, właścicielką gospody, kochanką Zorro, która go tak haniebnie zdradziła i która stała się wstydem całego Los Angeles.

Zeskoczyła z wierzchowca i odpięła od siodła sznur. W jej pamięci odżywały egzekucje, jakie zarządzał , ludzie, których bezlitosna pętla zatrzymywała w powietrzu. Trzask zapadni, szarpnięcie, spokój. Tylko martwe ciało kołyszące się na końcu liny. Szybko, pewnie. Koniec wszystkiego. Gdzieś ze wspomnień wypłynęła rozmowa z matką, gdy przyłapano ją, kilkulatkę, na podglądaniu takiej egzekucji. Matka tłumaczyła jej wtedy, co złego zrobił tamten człowiek i dlaczego postąpiono z nim tak, jak postąpiono. Nie mogła się oprzeć myśli, że ten nieszczęśnik zawinił wtedy znacznie mniej niż ona teraz.

Pętla była już gotowa. Sprawdziła jeszcze na ręku, czy się zaciska. Wybrany konar, mimo wszystko, był dość wysoko, ale gdy wsiadła z powrotem na konia, zdołała go dosięgnąć i przywiązać sznur. Potem rozsiodłała wierzchowca i przepędziła go klepnięciem w zad. Zwierzę z pewnością dołączy do pierwszego napotkanego stada i nikt go nie znajdzie. Przeciągnęła pod konar kawałki uschłych gałęzi. Razem, złożone na stos i nakryte siodłem, stworzyły potrzebne podparcie. Nie płakała, chociaż łzy wciąż nabiegały jej do oczu na samo wspomnienie tego, co utraciła. Odsunęła te myśli od siebie tak, jak zaciskała zęby, by się nie rozpłakać, kiedy wiązała sznur. Dość już wylała łez, opłakując swoją głupotę. Teraz miała tylko ponieść jej konsekwencje, a nie chciała umierać, chlipiąc i szlochając nad swym nędznym losem.

Zdjęła buty. Na bosaka łatwiej jej było utrzymać się na gładkiej skórze siodle. Kiedy na nie weszła, pętla znalazła przed jej twarzą.

Zawahała się na moment, ale założyła stryczek.

Jego dotknięcie na szyi spowodowało, że poczuła mdłości. Po części dlatego, że dotyk sznura mierził ją równie mocno, co pogarda w oczach ludzi, ale też dlatego, że nagle poczuła się przerażona do szpiku kości. Chciała żyć. Była tego pewna, że chce. Ale to był już koniec, nie pozostało jej nic, co by mogło odmienić jej los. Nie było dla niej innego wyjścia, a decyzja, jaką podjęła, była jedyną właściwą. Pod koronami drzew już ciemniało. Dzień się skończył, a z nim jej życie.

Ave Maria… – szepnęła i urwała. Była potępiona, nie miała prawa ani do ostatniej modlitwy, ani nawet do wspomnienia o tych, co ją kochali.

Zamknęła oczy, by zrobić ten ostatni krok.

Skupiona na tym, by do końca się nie rozpłakać, nie słyszała, jak ktoś biegnie gdzieś w pobliżu. Nagle ten ktoś bezceremonialnie złapał ją wpół, zrywając jej sznur z szyi i ściągając z siodła. Nim, zaskoczona, zdołała choćby krzyknąć, stała już na wilgotnej od rosy trawie.

Przerażona, otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale nie potrafiła. Miała wrażenie, że coś odebrało jej nie tylko mowę, ale i powietrze. W uszach narastał szum, przed oczyma roiły srebrne błyski, a konary drzew nad głową zdawały się wirować.

Zapadła się w ciemność i ciszę.

CDN.

Series Navigation<< Konsekwencje, prologKonsekwencje, rozdział 2 >>

Author

No tags for this post.

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

mahjong

slot gacor hari ini

situs judi bola

bonus new member

spaceman

slot deposit qris

slot gates of olympus

https://sanjeevanimultispecialityhospitalpune.com/

garansi kekalahan

starlight princess slot

slot bet 100 perak

slot gacor

https://ceriabetgacor.com/

https://ceriabetonline.com/

slot bet 200

situs slot bet 200

https://mayanorion.com/wp-content/slot-demo/