Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 29

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Romans, Przygoda,
Podsumowanie/Summary
Pech czy los sprawiają, że nawet najlepszy plan może zawieść. Piąta część opowieści o i Victorii.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Victoria Escalante, Felipe, Jamie Mendoza, Luis Ramon,

Rozdział 29. Pokuta

Świt nad Los Angeles wstał szary i zamglony. Nisko wiszące chmury sunęły po niebie, a nocy spadł deszcz, niewielki w porównaniu z jesiennymi ulewami, ale wystarczający, by w okolicy unosiła ę mgła. Przy tak ponurym poranku, skomplikowana konstrukcja z belek ustawiona przez żołnierzy przy murze garnizonu wydawała się wyjątkowo złowieszcza.

Señorita Escalante przetarła stół na werandzie z pozostałych po deszczu kropelek wody i raz jeszcze przyjrzała się belkom. Miała nieprzyjemne podejrzenie, że wie, do czego miało to posłużyć. Poprzedniego wieczoru była świadkiem, jak przed biurem alcalde zatrzymał się powozik señory Chiary i jeśli miała wnioskować z tego, co powtórzył jej sierżant Mendoza, to powinna się cieszyć, nie widząc na środku świeżo wzniesionej szubienicy. była przekonana o winie don Eduardo i ostro nalegała, by Ramone wydał stosowny wyrok. To, że tego nie zrobił, potwierdzało, zdaniem Victorii, twierdzenie Diego, że wpływ Chiary na alcalde jest zależny od tego, jak bardzo jej oczekiwania zgadzają się z jego planami. Młody de Cabon w niczym nie naraził się alcalde, nie był też na tyle znaczący, w przekonaniu Ramone, by jego wyeliminowanie mogło przynieść jakąś doraźną korzyść, a za to można było się spodziewać protestów i kłopotów. Być może też Ramone chciał coś uzyskać od don Augustino, trudno było to powiedzieć. Na razie jednak szykowano dla pechowego młodzieńca coś bardzo nieprzyjemnego. W dodatku señorita Escalante nie miała pewności, czy zdąży się pojawić, by temu zapobiec. Pomimo obietnicy, nie wrócił w nocy. Przypuszczała, że zapuścił się zbyt daleko, by ryzykować konną jazdę w ciemnościach i deszczu, albo też natrafił na zbyt ważny ślad, by pozwolić sobie na jego porzucenie.

– Jednak Chiara postawiła na swoim – zauważył don Alejandro, przywiązując konia niedaleko werandy.

– Chyba nie – odpowiedziała Victoria. – Domagała się egzekucji, nie publicznej chłosty.

– Mimo wszystko pójdę porozmawiać z Ramone. Może jeszcze zdecyduje się to odwołać.

Powoli na placu zbierali się ludzie. Ci, których poranne sprawy zaprowadziły do centrum pueblo, zatrzymywali się zaskoczeni widokiem podwyższenia. Inni usłyszeli od sąsiadów czy znajomych, że coś się będzie działo i też przyszli, by dowiedzieć się, co to takiego. Pojawiła się grupka caballeros, a wśród nich don Augustino. Dowiedział się zaraz, czemu ma posłużyć postawiona konstrukcja i ruszył do gabinetu alcalde, ale i jego interwencja, tak jak wcześniejsza wizyta don Alejandro i señority Escalante, pozostała bez skutku. Ramone, sprawiający wrażenie z lekka niewyspanego, okazał się uparty jak muł. Dowodził, że wprawdzie póki nie odnajdą ciała donny Escobedo, nie może udowodnić, że młody de Cabon jest mordercą, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by ukarać młodzieńca za wcześniejszy pojedynek i porwanie. Pozostał też głuchy na argument don Augustino, że pojedynek, niezależnie jak do niego doszło i jak się zakończył, był sprawą honorową pomiędzy don Eduardo i jego przyjacielem, zaś donna sama zgodziła się pojechać do Santa Barbara. Alcalde odparował, że w takim razie publiczna chłosta będzie dobrym napomnieniem, którego, jak się Luisowi Ramone wydawało, starszy de Cabon szczędził do tej pory swojemu synowi. On, Ramone, jako przedstawiciel króla, musi zadbać także o wychowanie mieszkańców Los Angeles i nie będzie tolerował takiego naruszenia dobrych obyczajów. Zaś don Augustino może jedynie świadczyć, nie zaś protestować.

Don Eduardo, który od świtu musiał wysłuchiwać wszystkich kłótni w gabinecie alcalde, wyszedł ze swej celi pogodzony z losem. Być może tak wpłynęły na niego godziny spędzone w celi na zastanawianiu się, co mogło się przez jego nieostrożność przydarzyć donnie i naprawdę uważał, że zawinił i powinien ponieść karę. Tak czy inaczej, nie protestował i nie stawiał oporu, gdy szeregowy Munoz zaczął wiązać go do belek rusztowania. Ramone spacerował wzdłuż krawędzi podwyższenia i zerkał na zebranych, najwidoczniej układając sobie w myślach odpowiednio dostojną mowę.

Jednak gdy tylko zaczął mówić, gwar wśród ludzi kazał mu przestać. Obejrzał się, wiedząc z góry, kogo zobaczy. To już stało się właściwie tradycją. Rzeczywiście, siedział na koniu tuż za zebranymi ludźmi, mając obok siebie skuloną w siodle swej klaczy donnę Dolores.

– Nie ma potrzeby karania don Eduardo, alcalde – odezwał się Zorro. – Jak widzicie, donna Escobedo jest cała i zdrowa.

Ramone sapnął wściekle. Zadowolony ton głosu tego przebierańca działał mu na nerwy niemal tak bardzo, jak to, że przywiózł z powrotem dziewczynę. Cóż, powinien był pamiętać, że ten przeklęty lis miał talent do wyszukiwania tego, co się zgubiło i potrafił to wyszperać nawet tam, gdzie nikomu innemu to się nie udało.

– Uwolnijcie don Eduardo – polecił Zorro.

– Nie – sprzeciwił się Ramone. – Jeśli chcesz, by był wolny, podejdź tu i sam go uwolnij!

przechylił lekko głowę, jakby oceniając, na ile szczere jest to zaproszenie. Młody de Cabon szarpnął się nieoczekiwanie w więzach, starając obejrzeć przez ramię i zobaczyć, co się dzieje i chyba to przeważyło. Zamaskowany jeździec wręczył wodze klaczy don Escobedo, a sam podjechał bliżej i zręcznie przeskoczył z siodła Tornado na podwyższenie.

READ  Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 20

Dwa cięcia szpadą i Eduardo z ulgą opuścił ręce.

– Dziękuję, Zorro. Dziękuję, że ją odnalazłeś!

– Do usług, ! – zasalutował szpadą. Odwrócił się i zeskoczył z podwyższenia, by odejść, gdy za nim rozległ się głos.

– Chwileczkę, Zorro… – odezwał się alcalde. – Nie zapomniałeś czegoś?

– Pocięcia waszego surduta, alcalde? Cóż za niedopatrzenie z mojej strony!

– Bynajmniej Zorro, bynajmniej… Sierżancie! – zawołał Ramone.

Z tłumu, który zaraz jak tylko pojawił się Zorro, przezornie odsunął się na obrzeża placu, wystąpili żołnierze. Kilku innych wysunęło się zza podwyższenia. Gotowe do strzału muszkiety celowały w zamaskowanego banitę. Ludzie na placu zamarli ze zgrozy.

– Brawo, alcalde – zaśmiał się Zorro. – Bardzo sprytnie! Widzę, że moje lekcje nie poszły na marne. Czy to nie taką pułapkę zakładaliśmy na bandę Ortegi?

Ramone cofnął się o krok, zdumiony, że rozpoznał pomysł na pułapkę i nieoczekiwanie zaniepokojony jego reakcją. Zaraz jednak przypomniał sobie, jak skuteczne okazało się takie rozstawienie ludzi w tamtym przypadku i odetchnął z ulgą. Otoczony z każdej strony żołnierzami Zorro, będący na celu kilkunastu muszkietów, mógł tylko trzymać wysoko głowę i śmiechem pokrywać swoje niewątpliwe przerażenie. Bo że był przerażony, tego alcalde był pewien.

– Zdejmij maskę, Zorro – polecił.

– Doprawdy?

– Zdejmij. Jeśli sięgniesz do szpady, zastrzelą cię i sam ją zerwę z twego trupa.

zaczął się śmiać. Szczerze i głośno, tak, jakby właśnie usłyszał najlepszy żart w swoim życiu.

– Jesteście naprawdę bystrzy, alcalde – powiedział. – I naprawdę szybko się uczycie. Ale zapomnieliście o jednym szczególe…

– Jakim? – Ramone poczuł nagły chłód, gdy zdał sobie sprawę, że wcale nie zmartwił się tym, że jest otoczony.

– W tamtej pułapce mur chronił strzelców. Mur i wysokość, a tu stoimy koło siebie, na ziemi. Więc gdy spróbujecie mnie zastrzelić… – rozłożył szeroko ręce i okręcił się dookoła, demonstracyjnie pokazując, jak dobrym jest celem. Żołnierze zaczęli zerkać na siebie coraz bardziej niespokojnie. Munoz i Rojas wyraźnie opuszczali już broń. – Gdy żołnierze do mnie strzelą, to każda kula ugodzi nie tylko mnie, ale też tych, co stoją za mną. Pomyśleliście o tym?

Alcalde zbladł i podobna bladość pojawiła się na twarzach żołnierzy, już do tej pory wystarczająco niepewnych. Teoretycznie nie dało się chybić Zorro, bo był blisko, ale to było zbyt blisko. Kule mogły przejść przez jego ciało i trafić żołnierzy stojących po drugiej stronie. A gdyby jeszcze komuś, mimo wszystko, zdarzyło się źle wycelować…

Moment zawahania wystarczył. gwizdnął ostro i złapał za bicz, a sekundę potem najbliżsi szeregowcy z krzykiem wypuścili muszkiety. Na tych, co stali dalej, Tornado wpadł zanim zdecydowali się strzelać.

Dalej wydarzenia potoczyły się tak, jak działo się to już wiele razy. Pogoń przez plac, żołnierze uskakujący przed i rozzłoszczonym ogierem, kilka krótkich potyczek, jeden przewrócony wózek i alcalde został sam przy podwyższeniu, a zatrzymał się przed nim.

– Cóż, alcalde – powiedział, a Ramone nie mógł nie zauważyć, że mówi nieco wysilonym i zdyszanym głosem, jakby ta pogoń przez plac go nieoczekiwanie zmęczyła. – Jednak nie rozstaniemy się bez pożegnalnego znaku.

Jeden szybki, tylokrotnie przećwiczony gest i surdut Luisa Ramone ozdobiło wielkie „Z”, a wskoczył na siodło Tornado.

– Do zobaczenia, alcalde – stwierdził. – Do następnego razu!

Bezsilny Ramone mógł tylko gniewnie zacisnąć palce na lasce, gdy czarno odziana sylwetka znikała przy wyjeździe z miasta.

X X X

Alcalde wrócił do swego gabinetu, kapral Rojas z trójką innych żołnierzy zabrali się za rozbijanie rusztowania, a don Escobedo zwrócił się do donny z pytaniem, gdzie była, jednak w odpowiedzi uzyskał tylko wybuch rozpaczliwego płaczu. Panna Escobedo, w ubrudzonej ziemią sukni, niewyspana i zmęczona, wyglądała jak własny cień. Don Hernando, zaskoczony jej wybuchem, rozciął rzemień krępujący ręce dziewczyny i rozejrzał się za Chiarą. podeszła, ale gdy zsunęła się z siodła i rzuciła w jej stronę, by poszukać opieki i wsparcia, starsza kobieta przytrzymała ją za ramiona i odsunęła gniewnie od siebie.

– Jak śmiałaś! Czy tego cię nauczyłam?! – syknęła wściekle. Zapłakana zamarła w pół gestu. – Czy tak postępuje dama?

– Chiara…

wzięła zamach i trzasnęła dziewczynę w twarz.

– Brzydzę się tobą! – oświadczyła.

– Chiara! – don Escobedo otrząsnął się z szoku. – Co…?

– Nie mam zamiaru puścić płazem tego, co zrobiła!

– Chiara, dość! – warknął don Hernando. – Nie karz jej za swoje zaniedbania!

– Moje zaniedbania?! Moje zaniedbania! – wybuchła Chiara. – To ona w tym barbarzyńskim kraju zapomniała o swej godności! Ona się zeszmaciła, włócząc się z bandytami po gościńcach! Winniście ją wygnać z domu, nim wasze córki pójdą za jej przykładem i wrócą do domu z bastardami! A może będziecie radzi…

Trzask policzka zamknął Chiarze usta. Podniosła rękę do twarzy i spojrzała zdumiona na Dolores, bladą, ze smugami łez na policzkach, ale dumnie wyprostowaną.

– Nie zapomniałam – powiedziała dziewczyna zimno. – I wiedz, że ten nawet nie chciał mnie pocałować.

Chiara otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale Dolores odwróciła się raptownie, skuliła i ruszyła na oślep przed siebie. Przeszła ledwie kilka kroków, gdy wpadła w objęcia señority Escalante.

READ  Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 13

– Potrzebujesz odpoczynku – oświadczyła głośno Victoria. – Don Hernando, zabieram ją do gospody. Musi coś zjeść, bo inaczej się rozchoruje.

Don Escobedo skinął tylko głową na to stwierdzenie i zwrócił się do Chiary.

– Pojedziecie do hacjendy. Nie musicie się natychmiast wyprowadzać, ale nie chcę was widzieć w pobliżu moich córek czy bratanicy. Przygotujcie się też, że wrócicie do Hiszpanii pierwszym statkiem, jaki zawinie do San Pedro.

– Wy…

– Nie będę już dłużej tolerował ani waszej pogardy, ani głupoty, ani też obwiniania innych za swoje błędy. To wy dopuściliście do tego, by Dolores sprowokowała pojedynek i wy ją utwierdzaliście w przekonaniu, że może wrócić do Hiszpanii, więc teraz wszelkie wasze oskarżenia o utratę honoru są chybione. Jeśli ktoś tu ponosi winę, to tylko wy. A teraz precz stąd!

X X X

W gospodzie señority Escalante, jak zawsze w tych przypadkach, gdy pomysły alcalde ściągały do puebla, panował tłok. Don Augustino de Cabon przyprowadził tu swojego syna, gdy dowiedział się, że może tu spotkać don Escobedo. Ten siedział przy stoliku w kącie sali i z ponurą miną sączył cydr.

– Słyszałem całą waszą rozmowę – zagaił don Augustino. Nie musiał mówić, o jaką rozmowę mu chodziło.

– Całe ją słyszało – wzruszył ramionami don Hernando. – Powinienem był tę kobietę odesłać do Hiszpanii znacznie wcześniej. Może by Dolores nie popełniła tego szaleństwa.

– Może tak, może nie. Ta dziewczyna jest piękna, ale też bywa małą, jadowitą żmijką.

– Wiem… Najgorsze jest to, że część jej nawyków przejęły moje córki. Już samo to powinno było spowodować, że winienem był się zorientować wcześniej, co się kroi.

– Trudno jest przewidywać… A mój syn okazał się popisowym durniem – don Augustino wskazał na siedzącego obok, poczerwieniałego Eduardo.

– Niech się tak bardzo nie przejmuje – don Hernando przechylił się przez stół i klepnął młodzieńca w ramię. – Kobiety zrobiły durnia z niejednego, taka jest prawda.

– Ano, taka jest prawda. A gdzie ona jest?

Señorita Escalante zabrała ją do swego pokoju, by się odświeżyła i zaraz ją tu przyprowadzi. O czym chcieliście porozmawiać?

– O ślubie, a jakże.

– O czyim ślubie? – wtrącił się Diego de la Vega.

– O, witam, don Diego! Gdzie byliście?

– Cóż wróciłem wczoraj późno do domu i… – Diego urwał zaambarasowany. – Słyszałem, że sporo się wydarzyło.

– Owszem, sporo – sarknął don Escobedo. – Alcalde, z poduszczenia Chiary chciał wychłostać Eduardo, sprowadził Dolores, przeszkodził w egzekucji, omal nie został schwytany..

– Zaraz, zaraz! – przerwał Diego. – Schwytali Zorro?

– Nie, na szczęście nie, ale Ramone zastawił naprawdę sprytną pułapkę. Już sądziłem…

– Musicie mi to opowiedzieć, don Hernando – Diego sięgnął po swój notes.

– Chwileczkę – wtrącił się don Augustino. – Może najpierw omówimy nasze sprawy…

– Wybaczcie zatem, że przeszkadzałem – uśmiechnął się Diego i oddalił w stronę baru, gdzie zaczął zaraz wypytywać sierżanta Mendozę, ale wciąż zerkał w stronę stołu.

Widział, że don Hernando i de Cabon dyskutują zawzięcie, a młody Eduardo na przemian blednie i pąsowieje. Gdy wreszcie don Augustino wstał i odszedł wraz z synem, Diego pożegnał sierżanta i wrócił do stołu.

– A więc? – spytał. – Czy będę miał co ogłosić w nowym numerze „Guardiana”?

– Nie sądzę… – westchnął don Hernando. – Zgodziliśmy się z don Augustino, że naleganie na ślub tych dwojga byłoby najgorszą możliwą rzeczą.

– Ale przecież…

– Tak, mam wybór. Albo szybko ją ożenię, albo będę musiał wysłać ją gdzieś daleko, gdzie bez większej kontroli popadnie w jeszcze gorsze tarapaty. Wiecie, don Diego? Gdybyście nie byli zaręczeni, nalegałbym, żebyście to wy ją poślubili.

– Ja?… ja? – zająknął się młody de la Vega.

– Co ja? – señorita Victoria zajrzała mu przez ramię. – Co się stało, Diego? Wyglądasz jakby wybrano cię alcalde.

– Wybaczcie, señorita Escalante, ale powiedziałem właśnie, że gdybyście nie byli narzeczoną don Diego, nalegałbym, by poślubił właśnie Dolores.

Na policzki Victorii wypełzł ciemny rumieniec i przez moment wydawało się, że właścicielka gospody wybuchnie gniewem. Don Hernando najwidoczniej nigdy nie dowiedział się, albo zlekceważył sobie informację o cichej rywalizacji, jaka była pomiędzy nią, a donną Dolores. Diego szybko objął ją za ramiona.

– Nie ma mowy, bym zmieniał zdanie, don Hernando – oświadczył lodowatym tonem. – Moją narzeczoną jest Victoria Escalante i to ona zostanie moją żoną.

Don Escobedo uniósł dłonie na znak poddania.

– Nie miałem nic złego na myśli… Chciałem tylko powiedzieć, że jedynie ktoś starszy byłby w stanie okiełznać Dolores i nie dać się jej wyprowadzić w pole. Młodzika, takiego jak Eduardo de Cabon, owinie sobie dookoła palca. I jeszcze sprowokuje tragedię.

– Przeprosiny przyjęte – stwierdziła Victoria dość oschłym tonem.

– Cóż… – don Hernando wstał zza stołu. – Jeszcze raz proszę o wybaczenie. Mam nadzieję, don Diego, że wkrótce będę mógł dostarczyć wam nowiny do najświeższego wydania waszej gazety.

– Nie odchodźcie jeszcze, don Hernando – poprosiła Victoria. – Może uda nam się znaleźć jakieś rozwiązanie.

READ  Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 30

– Właśnie, jakie… – caballero usiadł z powrotem. – Wbrew temu, co kiedyś powiedział o niej Zorro, ta dziewczyna nie jest głupią gęsią… Potrafi planować. Chociaż, przyznaję, jej charakter nie jest zbiorem cnót i do tej pory, niestety, głównie zajmowała się zbieraniem wielbicieli. Chiara, nie wiem czemu, nie próbowała jej od tego odwieść, a ostatnimi czasy już całkowicie ją zaniedbała i stało się to, co się stało. Obawiam się, że Dolores nie będzie już przyjmowana w hacjendach. Kiedyś takie jak ona odsyłano w niesławie do klasztoru, ale…

– Ale?

– Ale nie znajdę miejsca, gdzie mógłbym ją odesłać i mieć przy tym pewność, że wkrótce nie sprowokuje jeszcze gorszej awantury.

Diego pokiwał ponuro głową. Nie bardzo wiedział, jak przekazać don Escobedo to, czego o pannie Dolores dowiedział się Zorro, ale cieszyło go, że caballero wysnuwa właściwe wnioski co do jej osoby.

– Więc będzie musiała pozostać tutaj i stawić czoła plotkom – powiedział.

– Tak, będzie musiała. Nawet małżeństwo jej tego nie oszczędzi, choć przyznam, że byłbym spokojniejszy, gdyby kto inny, bardziej uważny, wziął ją pod swoją opiekę. Ale nikogo takiego nie ma. Młodych caballero będzie naginać do swej woli, jak tylko zechce, a starszych… tylko wy jesteście ze starszych, don Diego, a wy przecież macie narzeczoną.

– A gdyby tak… – zamyśliła się Victoria.

– Tak?

– Mauricio da Silva nie był wobec niej obojętny, skoro porwał się na pojedynek z przyjacielem… Może to on byłby odpowiednim kandydatem?

– Chcecie skrzywdzić tego chłopaka, señorita?

– Nie, chcę znaleźć kogoś, kto pomoże Dolores. Matka don Mauricio, dona Maria…

Don Escobedo pokiwał gwałtownie głową. Wszyscy w okolicy znali donę Marię da Silva. Była jedną z tych bystrych, inteligentnych kobiet o silnej woli, dzięki którym powstawały fortuny caballeros, a puebla rozkwitały, lub wręcz przeciwnie, całe połacie kraju szły w rozsypkę, gdy panie zaczynały toczyć między sobą wojnę. W okolicach samego Los Angeles takich kobiet było trzy. Dona Maria da Silva, dona Margerita Oliveira i sama señorita Victoria Escalante, która niebawem miała stać się doną de la Vega. Tak, dona Maria była osobą, która mogła nadrobić zaniedbania Chiary i utrzymać w ryzach niesforną Dolores.

– Dziękuję, señorita – wstał gwałtownie. – Jadę do hacjendy da Silvów.

Ruszył do drzwi. Victoria odprowadzała go wzrokiem.

– Skąd u ciebie nagle taka dbałość o Dolores? – zapytał Diego.

– Może i mnie nagięła do swojej woli – odparła Victoria. – Żal mi się jej zrobiło. Po tym, co się wydarzyło, długo nie będzie mile widziana w pueblo. Ale, ale… – ściszyła głos. – Naprawdę nie chciałeś jej pocałować?

– Wolałem nie ryzykować, że zerwie mi maskę – odszepnął Diego.

CDN.

Series Navigation<< Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 28Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 30 >>

Author

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

mahjong

slot gacor hari ini

slot bet 200 perak

situs judi bola

bonus new member

spaceman

slot deposit qris

slot gates of olympus

https://sanjeevanimultispecialityhospitalpune.com/

garansi kekalahan

starlight princess slot

slot bet 100 perak

slot gacor

https://ceriabetgacor.com/

https://ceriabetonline.com/

ceriabet online

slot bet 200

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

slot bet 200

situs slot bet 200

https://mayanorion.com/wp-content/slot-demo/

judi bola terpercaya