Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 2

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Romans, Przygoda,
Podsumowanie/Summary
Pech czy los sprawiają, że nawet najlepszy plan może zawieść. Piąta część opowieści o i Victorii.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Victoria Escalante, Felipe, Jamie Mendoza, Luis Ramon,

Rozdział 2. Druga przynęta

Światło słoneczne kładło się na ścianie aresztu smugą blasku, w której tańczyły złociste pyłki kurzu. Ramone przez chwilę przyglądał się temu, usiłując zorientować się, co się dzieje. Spróbował się ruszyć i jęknął. Bolały go plecy, od miejsca, gdzie tracą one swą szlachetną nazwę, a które ulokował na twardym zydlu, aż po kark, którym opierał się o mur. Ręce przytrzymujące pistolet zdrętwiały, a podkurczone nogi zesztywniały tak, że próba ich rozprostowania przypominała włożenie kończyn w mrowisko. Zaś w ustach miał smak popiołu i kurzu.

Co się stało? Pamiętał kolejne obwoływania sierżanta, pilnie obchodzącego posterunki, pamiętał, że nakazał więźniowi siedzieć cicho i nie zdradzać rozmową, że w areszcie ktoś się ukrył, i to, że ku jego zdumieniu, don Diego usłuchał, ale nie potrafił sobie przypomnieć, czy i kiedy zasypiał… Czyżby posłużył się jakąś swoją sztuczką i uśpił go, by wykraść swego przyjaciela?

Jednak, gdy alcalde kulejąc dowlókł się do celi, gdzie zamknął młodego de la Vegę, ku swemu zdumieniu zobaczył na pryczy tobół z koca, z którego wystawały tylko czarna zmierzwiona czupryna i buty. Na grzechot kraty zawój poruszył się i don wyjrzał zaspanym wzrokiem na otaczający go świat.

Buenos dias, alcalde – powiedział i ziewnął rozdzierająco. – Jak minęła noc?

– De la Vega! – warknął Ramone.

– Widzę, że nieszczególnie – Diego usiadł i przeciągnął się, po czym z niesmakiem przyjrzał się swojej zmiętej koszuli. – Będę mógł posłać po świeżą odzież, alcalde? Przydałoby się też trochę odświeżyć przed śniadaniem…

– Dosyć!

– Tak, alcalde?

– Co się działo w nocy?

– W nocy? – Diego ściągnął brwi w wyraźnym wysiłku przypomnienia sobie zdarzeń od wczorajszego wieczoru. – Nic się nie działo – stwierdził wreszcie. – Sierżant nawoływał patrole, wy czekaliście, a ja… no cóż, zasnąłem.

Ramone z jękiem uczepił się kraty. Mrówki odczuwane w nogach przeszły w uczucie palenia, tak silne, że obawiał się upadku. Diego, mimo rozespania, zauważył to.

– Zdrętwieliście? – zapytał. – Na to pomaga tylko ruch, niestety. Musiało być wam okropnie niewygodnie na tym zydlu…

– De la Vega! Czemu się nie zjawił!

– A miał się zjawić? – don Diego podjął próbę przygładzenia włosów. – Chyba nie umawialiśmy się na to…

Ramone sapnął z furią. Diego popatrzył na niego poważnie.

– O ile dobrze pamiętam, powiedzieliście wczoraj, że będę tu siedział, aż zdecyduję się powiedzieć, jak kontaktuję się z Zorro – stwierdził.

– Albo was uwolni!

– A ja powiedziałem, że nie będzie aż tak nierozsądny, by się porywać na areszt, gdy wszyscy są pod bronią, prawda?

Na to nie znalazł już odpowiedzi. Rzeczywiście potrafił być wręcz bezczelny, ale nie szalony i wyglądało na to, że rozstawiając tylu żołnierzy, sam Ramone spłoszył swojego przeciwnika, który uznał, że pojawi się innym razem. Nie mogąc już na to nic odpowiedzieć, alcalde pokuśtykał do swojego gabinetu.

X X X

Dzień ciągnął się niczym kiepsko wyrobione ciasto. Ramone, po nocy przespanej na zydlu, był rozdrażniony i obolały. Sierżant Mendoza zachrypł od obwoływania posterunków i ledwie widział na zapuchnięte z braku snu oczy. Podobnie senni byli i żołnierze, którzy wykonywali codzienne zadania w spowolnionym tempie, wciąż myląc się i wpadając na siebie. Fakt ten wprawił alcalde w stan zimnej furii, jaka skrupiła się na żołnierzach. Ramone wypadł przed garnizon i zarządził karne ćwiczenia, by ich trochę rozbudzić, jak się wyraził.

Dodatkowo sytuację w garnizonie utrudniał jeszcze więzień. Don Diego był jedynym, który wyspał się ostatniej nocy i teraz, choć starał się być maksymalnie uprzejmy, to sam fakt, że wciąż czegoś się domagał, działał na pozostałych niczym płachta na byka. Obudzony o świcie, zdrzemnął się jeszcze trochę, a potem jął dręczyć wszystkich dookoła. Zaczął niewinnie, prośbą o umożliwienie mu porannej toalety. Potem poprosił o przyniesienie mu śniadania, przy czym był na tyle miły, że osłodził swoje życzenie drobną kwotą w pesos, by jego wysłannik mógł i dla siebie kupić coś smaczniejszego niż zwykły garnizonowy wikt. Po śniadaniu do garnizonu zastukał don Alejandro, który zażyczył sobie spotkania z synem i w dość ostrych słowach dał do zrozumienia alcalde, co sądzi o takich metodach wymuszania informacji. Jakiś czas potem, gdy starszy z de la Vegów pojechał, zjawił się wysłany przez niego Felipe, przywożąc świeżą odzież dla uwięzionego. Potem nadeszła pora obiadu i zjawiła się Victoria, taszcząc kosz wypchany prowiantem. Gdy dowiedziała się, że nie może wejść do aresztu, gdyż wszyscy żołnierze są właśnie zajęciu ćwiczeniami, zaczęła się tego domagać tak głośno, że Ramone, trzymając się za pulsującą z bólu głowę, wpierw zagroził jej po raz kolejny zamknięciem w celi, a potem wartował przy drzwiach więzienia, przysłuchując się z niesmakiem, jak dwójka narzeczonych wymieniała się przez kratę czułymi słowami i smakołykami. Sam nie mógł nic zjeść ze zdenerwowania, a zapach zupy, przy jego bólu głowy, doprowadzał go do mdłości. Ledwie Escalante wyszła, pod bramą garnizonu pojawił się znów Felipe, tym razem przywożąc świeżo odbity nowy numer gazety, by Diego mógł przeprowadzić korektę i tym razem wartownik w areszcie musiał wysłuchać długiej, fachowej i siłą rzeczy jednostronnej dyskusji nad użytymi czcionkami. Kiedy już Felipe zabrał pokreślone płachty papieru, do bramy garnizonu pukała znów Escalante z koszykiem i kolacją.

READ  Zorro i Rosarita Cortez - rozdział 27 Przepęd bydła i odwiedziny u kuzyna

To niemal przeważyło szalę. Po nocy wartowania Ramone czuł się tak, jakby obito go solidnymi kijami, a w głowie dudniło mu niczym po kolejnym wieczorze w towarzystwie wina z Monterey. Ćwiczenia z żołnierzami może trochę ostudziły złość alcalde, ale nie przyniosły fizycznej ulgi, a wręcz pogorszyły samopoczucie i na myśl, że będzie musiał po raz kolejny być świadkiem narzeczeńskich czułości, Ramone prawie wyrzucił señoritę Victorię za bramę. Powstrzymała go od tego w ostatniej chwili jedna przytomna myśl, że takie rozwiązanie przyniosłoby więcej szkody niż pożytku, gdyż musiałby stawić czoła jej gniewowi, co spowodowałoby znacznie więcej zamieszania i hałasu, niż był w stanie znieść. Uratował się, nakazując sierżantowi wartę w areszcie. Choć żałował i tego, bo , w podzięce za uprzejmość, obdarowała kolacją także Mendozę, więc alcalde musiał wysłuchiwać jego zadowolonych pomruków, mlaskania i pełnych wdzięczności zachwytów nad burritos. Humor sierżanta jednak znacznie się popsuł, gdy usłyszał, że przed nimi kolejna noc wartowania w oczekiwaniu na Zorro. I tym razem także mają dopilnować, by ten przeklęty lis nie zdołał się zakraść do wnętrza aresztu.

Sam Ramone przygotował się do nocy znacznie staranniej. Tym razem przezornie ulokował w ciemnym kącie fotel, znacznie wygodniejszy od zydla, by oszczędzić sobie zesztywniałych i odgniecionych części ciała. Przygotował też na nowo nabite pistolety, które w ciągu dnia sprawdził, że strzelają dostatecznie celnie. Już dwa razy wymykał mu się o włos, tylko przez to, że nie miał dobrej broni. Teraz, prócz starego pistoletu, miał jeszcze dwa nowiuteńkie, mniejsze i lżejsze. Typową broń szulerów, ale za to zaskakująco celną, choć na niewielkim dystansie. Jednak w pomieszczeniu powinna ona spełnić swoje zadanie.

obserwował te przygotowania ze swojej celi z nieoczekiwanie ponurą miną. Być może, zastanawiał się Ramone, na tą noc przewidywał swoją ucieczkę i obawiał się o swojego zamaskowanego przyjaciela, że ten tym razem wpadnie w zasadzkę. Dlatego też alcalde w ostrych słowach mobilizował żołnierzy do czuwania. Nie przewidział jednak, że nieprzespana poprzednia noc, zmęczenie całym dniem ćwiczeń i miękki fotel zadziałają na jego osobistą zgubę, gdyż nawet nie spostrzegł się, gdy zasnął.

W miarę jak upływała noc, nawoływania żołnierzy były coraz słabsze, jednak wszyscy dzielnie dotrwali do świtu. O pierwszym brzasku Ramone obudził się, zwlekł się z fotela i ruszył na obchód patroli. Nie zaszedł daleko, bo zatrzymał go widok w gabinecie i po chwili dało się słyszeć jego wrzask.

– Mendoza!

Si, alcalde? – Sądząc po zachrypniętym głosie, sierżant Mendoza po nieprzespanej nocy był w kiepskiej formie.

– Mendoza! Co! To! Jest?

Słysząc to pytanie, wyciągnięty wygodnie na pryczy Diego uśmiechnął się do siebie. Na biurku alcalde pyszniło się potężne, przekreślające cały blat „Z”.

X X X

Widok pokreślonego biurka uświadomił alcalde, że pomimo wszelkich środków ostrożności zdecydował się pojawić. Zdołał przeniknąć aż do garnizonu i wyglądało na to, że de la Vega nie uciekł z aresztu tylko z jakiejś nieznanej Luisowi Ramone przyczyny, może właśnie dzięki temu, że tak pilnie krążyły patrole. Jednak gdy minęła mu pierwsza wściekłość, zrozumiał także, że jego plan zadziałał. Zorro pojawił się, by pomóc przyjacielowi. Teraz tylko należało zachęcić go do bardziej bezpośrednich i mniej ostrożnych działań.

Dlatego też, gdy znów pojawiła się przy bramie Victoria Escalante, sierżant Mendoza ze zmartwioną miną zabronił jej wejścia. Z rozkazu alcalde nikt nie miał już prawa kontaktować się z don Diego de la Vegą. Sierżant martwił się słusznie, bo po ostrej wymianie zdań dumnie ruszyła przez plac z powrotem do swojej gospody, unosząc ze sobą cały kosz ze śniadaniem. Tym razem nie poczęstowała placuszkami…

READ  Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 11

Sierżant musiał pełnić niewdzięczną rolę odźwiernego przez cały dzień. Po señoricie pojawił się Felipe z świeżymi ubraniami na zmianę i nowym numerem gazety. Także on musiał odejść z kwitkiem. Ustąpił, ale wkrótce pojawił się zaalarmowany przez chłopca don Alejandro, oburzony, że Ramone nie tylko przetrzymuje jego syna w areszcie, ale i nie zezwala na elementarne wygody więźnia. Jego oburzenie zaprowadziło go aż do gabinetu, gdzie Ramone leczył chłodnymi okładami migrenę po dwu źle przespanych nocach, ale też okazało się być bezskuteczne wobec uporu alcalde. W południe znów pojawiła się señorita Victoria, mając nadzieję, że awantura z don Alejandro zmiękczyła nieco alcalde. Niestety płonną, bo Ramone, wściekły i obolały, nie miał zamiaru ustąpić nawet na krok i nie wpuścił jej na teren garnizonu, nie mówiąc już o areszcie. Odeszła, ale odgrażając się, że jeszcze wróci.

Jak się szybko okazało, Escalante spróbowała zmiękczyć alcalde i pomóc narzeczonemu w inny sposób. Gdy po południu żołnierze udali się do gospody, zastali ją w drzwiach, z miotłą w ręku. W niezbyt oględnych słowach dała do zrozumienia, że póki don skazany jest na garnizonowy wikt, żaden z mieszkańców garnizonu nie ma prawa wstępu do jej gospody, nie mówiąc już o takich luksusach jak picie wina czy posiłki. Oczywiście, gdyby ktoś się zgodził zanieść dla Diego koszyk z prowiantem, restrykcje wobec niego byłyby wycofane.

Ponieważ sierżant Mendoza był zajęty gdzieś w garnizonie, kapral Rojas, z racji starszeństwa stopniem, zagarnął dla siebie ten przywilej. Porwał koszyk i pomaszerował przez plac, jednak jak szybko odszedł, tak szybko wrócił, a za nim kroczył rozwścieczony Ramone.

! Żądam, abyście przestali przekupywać moich żołnierzy – oświadczył.

Alcalde! – Escalante nie miała zamiaru ustąpić, a przyjście Ramone do jej gospody było okazją, której nie mogła nie wykorzystać, niezależnie od tego, co mówił jej Diego. – Żądam natychmiastowego zwolnienia mojego narzeczonego!

Don został aresztowany za pomaganie znanemu bandycie i ujawnianie tajemnic państwowych, chyba o tym nie zapomnieliście!

– Nie zapomniałam! Tak samo jak pamiętam o tym, że to od waszych kaprysów zależy, czy można podać mu jedzenie do aresztu!

– Od moich kaprysów?

– Jasne! A czy to aresztowanie nie jest waszym kaprysem? Nie macie ani dowodów, ani świadków, a tajemnice… Diego nie pisze o niczym, o czym się nie mówi! Musicie być bardzo tym rozczarowani!

Ramone zgrzytnął zębami. Wyglądało na to, że Escalante za chwilę zapędzi go w kozi róg, a przynajmniej zmusi do przyznania, że oskarżenia przeciw don Diego są mniej czy bardziej fikcyjne. Ale on też mógł działać. Odwrócił się i podszedł do krawędzi werandy.

– Mendoza!

Si, alcalde… – padła natychmiastowa odpowiedź i sierżant truchcikiem przebiegł przez plac. – Si, alcalde? – powtórzył.

– Zabierzcie señoritę Escalante do aresztu i zamknijcie ją w ostatniej celi!

– Co? – krzyknęła w tym samym czasie, gdy Mendoza jęknął.

– Ależ alcalde

– To rozkaz, sierżancie!

Si

– No tak! – prychnęła Victoria. – Teraz przyszła wam fantazja zamknąć mnie!

– Ależ señorita… – Ramone poufale ujął ją za ramię i schylił się do jej ucha. – To nie jest moja fantazja. To jest mój plan.

Spojrzała na niego, nagle przestraszona.

– Jak myślicie? mógł zrezygnować z uwolnienia don Diego, ale czy nie zrobi tego, gdy to wy będziecie w areszcie?

– A zwolnicie Diego? – zapytała szybko.

– Ależ skąd. Im więcej przyjaciół w areszcie, tym większa jego odpowiedzialność, nieprawdaż?

Señorita Escalante wzruszyła ramionami.

Señora Antonia! – zawołała głośno. – Alcalde mnie aresztował! Zadbajcie, żeby żołnierze nie stołowali się w gospodzie!

Si, señorita! – starsza kobieta wychyliła się zza kuchennej zasłony. – Póki nie odwołacie, żaden żołnierz nie ma tu wstępu! – dorzuciła ku wyraźnemu rozbawieniu obecnych w pobliżu i peonów, którzy jawnie już zasłaniali usta, by się nie roześmiać w głos. Ramone poczerwieniał, ale zanim zdołał coś powiedzieć, señorita Victoria odstawiła miotłę i ruszyła w stronę garnizonu, niczym królowa prowadząca orszak.

Na widok wchodzących don Diego poderwał się ze swojej pryczy.

– Victoria! Co się stało?

– To się stało – señorita zatrzymała się przy kracie i chwyciła Diego za rękę – że alcalde uznał, że popełniłam zbrodnię, zakazując żołnierzom stołowania się w gospodzie. Zostałam aresztowana.

READ  Zorro i Rosarita Cortez - rozdział 33 Plan walki

– Za niewpuszczenie ludzi do gospody?

– I za wysłanie kaprala Rojasa z kolacją dla ciebie – dorzuciła.

– Nie za wysłanie – wtrącił Ramone – ale za próbę przekupstwa żołnierzy i lekceważące uwagi o przedstawicielu władzy w pueblo.

– Stwierdzenie, że kierujecie się swoimi kaprysami nie było lekceważeniem. To była szczera prawda!

– Która podważa autorytet alcalde w pueblo!

– By podważyć czyjś autorytet, ktoś musi go mieć!

Señorita! Natychmiast marsz do celi! Może noc na pryczy ostudzi wasze zapały!

– Może przespana noc przywróci wam zdrowy rozsądek! – odpaliła Victoria i niechętnie ruszyła w stronę otwartej kraty.

– O nie, señorita, nie do tej! – warknął Ramone. – Do ostatniej!

– Ostatniej?

– Oczywiście, że do ostatniej! Nie myślcie sobie, że zamknę was razem! Czy też pozwolę na spiskowanie!

– Ależ alcalde – uśmiechnął się don Diego. – Gdybyście chcieli zamknąć nas razem, musielibyście wpierw zaprosić tu padre Beniteza… I całe na świadków, rzecz jasna. Oczywiście, to wszystko zależy od was, ale skoro jest zakaz wstępu żołnierzy do gospody, to siłą rzeczy…

– Dosyć! – wrzasnął Ramone. – Señorita! Proszę szybciej!

Victoria wzruszyła ramionami i ruszyła do wskazanej celi. Gdy alcalde własnoręcznie zatrzasnął za nią kratę, usiadła spokojnie na pryczy.

– No, to teraz zobaczymy – sapnął Ramone.

– Zobaczymy co? – zainteresował się don Diego.

– Czy przyjdzie was uwolnić.

– Zorro? Nie sądzę… Nie umawialiśmy się tak, nieprawdaż?

– Ale był tu ostatniej nocy!

– No cóż, sprawdzał, czy nie dzieje mi się krzywda…

Ramone z trzaskiem zamknął za sobą drzwi prowadzące do gabinetu. Po chwili rozległo się zza nich, nieco stłumione przez solidne drewno:

– Mendoza!

– No cóż – westchnął don Diego. – Trzeba będzie wytrzymać tę noc. Victorio… Dasz radę?

– Z tobą? Dam.

– To dobrze… Myślę, że alcalde zaczyna mieć już powoli dosyć.

CDN.

Series Navigation<< Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 1Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 3 >>

Author

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *