Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 21

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Romans, Przygoda,
Podsumowanie/Summary
Pech czy los sprawiają, że nawet najlepszy plan może zawieść. Piąta część opowieści o i Victorii.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, de la Vega, Escalante, Felipe, Jamie Mendoza, Luis Ramon,

Rozdział 21. Bolesne przebudzenie

Słoneczne światło załamywało się w fasetkach stojącej na stole kryształowej szklanki i tęczowe odblaski pojawiły się na suficie i ścianach gabinetu. Zieleń, czerwień i błękit, a gdzieniegdzie pojawiała się także żółć, bo na szkle zaschło kilka kropel bursztynowego płynu. Luis Ramone, Los Angeles, zapatrzył się na nie nieprzytomnym wzrokiem. Ból głowy pozostały po wczorajszym dniu powodował, że ciężko było mu zebrać myśli i uświadomić sobie choćby tak prosty fakt, jaka właśnie jest godzina. Gdy zdołał dojść do faktu, że już się obudził, w chwili szczerości przyznał, że właściwie nie pamięta, jaki też jest i dzień tygodnia. Liczył tylko nieśmiało, że nie będzie to niedziela, a przynajmniej, że przespał już południe i obowiązkowe dzwony. A może to one go obudziły? Nie miał siły się nad tym zastanawiać. Tak samo odsunął od siebie problem ustalenia pory dnia. To nie miało znaczenia, w tej zapadłej dziurze, jaką było Los Angeles, czas dzielił się na dzień i noc… A może na zimę i lato? Nie potrafił sprecyzować. To było nieistotne. Ważniejsze było co innego – łupiący ból głowy i dręczące pragnienie, które napełniło jego usta piaskiem.

Wstał z trudem zza biurka i ruszył na poszukiwania czegoś do wypicia. Sytuację ratowałaby jakaś butelka, ale ta stojąca na biurku była już całkowicie opróżniona, podobnie jak te znajdujące się pod biurkiem. I pod ścianą. I jeszcze w pokoju. Niewielkie, mętne lusterko nad toaletką przez chwilę odbijało słabo rozwichrzone, zlepione potem włosy, nieogoloną twarz i przekrwione, podkrążone oczy, gdy zaglądał do stojącego tam dzbanka. Niestety, dzban był pusty. Ramone szukał, z każdą chwilą czując, że jest mniej otępiały i zesztywniały, ale też coraz bardziej spragniony, zaś jego poszukiwania jednak wciąż pozostawały bezowocne. W siedzibie nie było niczego do picia, nieważne, z alkoholem, czy bez. Wreszcie musiał się poddać i przyznać, że niczego nie znajdzie. Już wcześniej zrezygnował jednak z wołania sierżanta Mendozy, bo przez szum i mdłości przebijało się przekonanie, że hałas, jaki to wywoła będzie gorszy niż konieczność poszukania czegoś do picia, więc teraz musiał sam wyjść ze swej kwatery.

Zmięta koszula miała poszarzałe mankiety, a surdut był nie tylko pognieciony, ale i poplamiony. Winem i czymś innym, czego Ramone nie potrafił sobie przypomnieć, ale nie przejmując się tym, ruszył do gospody.

READ  Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 5

Już pierwszy krok za drzwi przekonał go, że będzie to ciężka przeprawa. Słońce wydawało się wypalać ziemię jadowitym blaskiem, zwielokrotnionym przez biel piasku, od którego oczy łzawiły i ślepły. Przez plac, dzielący garnizon od gospody señority Escalante, przejeżdżał właśnie niewielki wózek, przeraźliwie piszczący nienasmarowanymi osiami, a każda rozmowa toczona gdzieś w pobliżu odbijała się dodatkowym echem w głowie. Jednak po drodze była fontanna, do której Ramone dopadł, odpychając stojące z dzbanami kobiety i wreszcie znalazł odrobinę ochłody. Zajęty gaszeniem pragnienia zignorował pełne oburzenia prychnięcia i szeptane komentarze.

Gdy wreszcie wstał, czuł się już na tyle lepiej, że mógł się rozejrzeć dookoła, jakby prowokując, by ktoś wykazał się nieroztropnością i brakiem szacunku. Gdy nikogo takiego nie znalazł, pokuśtykał dalej.

W gospodzie nie zastał señority Escalante. Za to Antonia śpiewała w kuchni jakąś smętną balladę, która urwała się, gdy tylko Marisa wpadła tam zza baru z wiadomością, że pojawił się .

– Pić! – burknął Ramone, siadając ciężko za najbliższym ze stołów.

Marisa bez słowa postawiła przed nim dzbanek i kubek. Zaczął sobie nalewać, ale dłonie tak mu drżały, że dookoła naczynia szybko urosła kałuża. Zaniepokoił go jej kolor, a raczej jego brak.

– To woda?

– Woda – odpowiedziała dziewczyna.

– Chcę wino!

– Nie ma.

– Jak to nie ma? Skończyło się?

– Dla was nie ma – wyjaśniła Marisa. – Polecenie señority Escalante.

Ramone zgrzytnął zębami. Miał ochotę zaprotestować, ale myśl o tym, by się spotkać z señoritą budziła w nim taki sam entuzjazm, co widok wody w kubku. Może nawet mniejszy, bo wodę mógł, mimo wszystko, wypić, a póki dręczył go ból głowy, wolałby uniknąć dyskusji, która, z oczywistych przyczyn, byłaby długa i głośna. Nim jednak do końca rozważył tę kwestię, dziewczyna postawiła przed nim talerz żółtawej mazi.

– Co to?

Polenta.

– Czy…?

– Tak, też z polecenia señority Escalante.

Tego było za dużo! Ramone poderwał się i… zaraz usiadł, bo ból głowy zaatakował oślepiającymi rozbłyskami. Przytrzymał się za skronie, pojękując, co dało tylko taki efekt, że Marisa postawiła koło jego talerza drugi kubek.

– Wypijcie – poradziła.

Zawartość kubka była przeraźliwie gorzka, ale Ramone już nie protestował. Wypił, spłukał gorzki smak kilkoma łykami wody, potem zjadł to, co mu podano. Dopiero gdy napar z wierzbowej kory zadziałał na tyle, by zmniejszyć ból głowy, zwrócił uwagę na to, że w gospodzie, jak na południową porę, było zaskakująco mało ludzi.

READ  Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 20

– Gdzie są wszyscy? – spytał.

– Przy jeziorze – odparła Marisa.

– Jeziorze? – zdziwił się. Ostatnim, co pamiętał i co dotyczyło jeziora, było to, że wysadzono tamę, by powstrzymać pożar. Sam Ramone przypłacił tamte wydarzenia niesprawną nogą i wspomnienia tego, co się wtedy stało, nadal wprawiały go w furię. Tym bardziej zaskoczyły go słowa Marisy. – Jak to, przy jeziorze? Jeziora przecież już nie ma.

– Dziś jest zamknięcie nowej tamy – wyjaśniła dziewczyna. – Wszyscy pojechali patrzeć, jak się będzie napełniał wąwóz.

Pozornie oczywiste wyjaśnienie wprawiło Luisa Ramone w jeszcze większe zmieszanie. Jak to, nowej tamy? To znaczy, że odbudowano ją? A zaraz potem przyszła zaskakująco trzeźwa myśl: chwileczkę, skąd wzięto środki na odbudowę? I jak to się stało bez wiedzy , który przecież był za to odpowiedzialny!

– Kto zapłacił za budowę? – warknął.

Dziewczyna spojrzała na niego spłoszona.

– A tego to ja już nie wiem – oświadczyła, podkreślając swe słowa strzepnięciem ścierki o kant stołu. – Porozmawiajcie lepiej z señoritą. Albo z don Diego.

No tak, don Diego. Młody don był pomysłodawcą budowy poprzedniej tamy i z pewnością nadzorował budowę nowej. Pewnie też miał już ułatwione zadanie z przekonaniem ludzi, by pomogli w tym zadaniu, bowiem przez lata tama i jezioro nie tylko stały się częścią krajobrazu Los Angeles, ale i ostatnio miały swój udział w ocaleniu puebla przed pożogą. Nic więc dziwnego, że chciano je odzyskać. Ale, tak czy inaczej, pozostawała kwestia sfinansowania budowy. nagle zaczął się spieszyć.

Tak jak podejrzewał, skrzynia zawierająca kasę miejską była podejrzanie pustawa. W oprawnej w skórę księdze finansowej widniały wprawdzie kwoty wpływających podatków, zapisane wielkimi, starannymi kulfonami, charakterystycznymi dla sierżanta Mendozy, ale już na pierwszy rzut oka, zwłaszcza tak doświadczonego w szacowaniu pieniędzy, jak u , widać było, że nie ma tych pieniędzy w kufrze.

Wyjaśnienie tego znalazł kilka stron dalej, gdzie zapisał starannie i kwotę, i cel, na jaki została przeznaczona – materiały budowlane i wynagrodzenie robotników. Nie to jednak zaskoczyło . Wpisu o wydatku spodziewał się od chwili, gdy Marisa powiedziała mu o tamie. Jednak pod zapisaną kwotą widniała aprobująca parafka, niewątpliwie będąca jego podpisem. Chwiejnym, niezbyt wyraźnym, ale z całą pewnością jego podpisem. On, Luis Ramone, zgodził się na pobranie pieniędzy z kasy miejskiej.

READ  Pojedynki postaci z filmów i seriali Zorro

CDN.

Series Navigation<< Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 20Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 22 >>

Author

No tags for this post.

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *