Konsekwencje, rozdział 3

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World Zorro 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Krzywda/Komfort,
Podsumowanie/Summary
Jeden krok. Jeden wybór. Jedna decyzja. I wszystko uległo zmianie.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, de la Vega, Victoria Escalante, Felipe, padre Benitez, Ignacio de Soto, Zorro,

Od autora: Dziękuję wszystkim za komentarze! wkracza na scenę.


Rozdział. 3. Wyjaśnienia


Don krążył niecierpliwie po salonie. Diego znów gdzieś się zapodział. Ostatnimi czasy zdarzało się to coraz częściej. Jego syn znikał bez słowa wyjaśnienia czy zapowiedzi, co będzie robił i gdzie go można zastać. Nie, by z tego powodu cierpiały jakieś domowe sprawy, tu Diego był raczej aż do przesady akuratny, ale starszego caballero coraz bardziej drażniły te jego ciągłe nieobecności, czy to ciałem, czy jeszcze częściej duchem. Także dziś, kiedy on chciał z nim porozmawiać o niepokojących sygnałach, jakie doszły do niego z pueblo, to Diego akurat ten wieczór wybrał na jakąś swoją eskapadę i mimo późnej godziny nie wracał do domu. Przez irytację don przebiła się myśl, że lepiej by było, żeby jego syn miał jakieś dobre wyjaśnienie tego faktu. Takie jak chociażby poważną rozmowę z señoritą Victorią Escalante, która zupełnie nieoczekiwanie zdecydowała się tego dnia na wyjazd do Santa Barbara.

O tym zresztą chciał z synem porozmawiać. Podczas jego ostatniej nieobecności w Los wydarzyło się coś złego. Większość ludzi omijała gospodę Victorii. Odwracano z niesmakiem głowy na jej widok, a przecież señorita Escalante była do tej pory jedną z najbardziej lubianych i szanowanych osób w Los Angeles. Bardziej od niej lubiano tylko padre Beniteza, bo nawet Diego, ze swoją szkółką i gazetką, nie cieszył się taką sympatią. A to, co teraz de la Vega widział, przeczyło temu wszystkiemu. I nikt nie chciał mu szczerze wyjaśnić, co takiego miało miejsce podczas jego wyjazdu. Jego rozmówcy spoglądali tylko na niego ze współczuciem.

Diego też się tym dręczył, widział to. Nie wiedział, jaka była w tym rola jego syna, ale Diego od prawie dwóch tygodni jeździł codziennie do puebla, usiłując porozmawiać, czy to z mieszkańcami, czy to z żołnierzami z garnizonu, czy też z samą señoritą Escalante. Bezskutecznie. Wracał ponury, sfrustrowany, i znów znikał, tym razem bez konia. Ukrywał się gdzieś, zapewne by przemyśleć swoją porażkę.

Drzwi stuknęły. Don podniósł wzrok. Diego stał w progu, wyglądając na tak zmęczonego, jak go ojciec dawno nie widział, a na jego twarzy nie było tego sennego uśmiechu, z jakim go zazwyczaj witał. Owszem, spróbował się uśmiechnąć, ale zaraz przestał się krzywić, jakby to, co czuł, sprawiało, że nie był w stanie tego zrobić.

– Długo cię nie było, Diego – stwierdził don Alejandro. – Co ci się stało?

– Mi? Nic. Byłem zajęty. – Wbrew swoim słowom, Diego oparł się ciężko o ścianę.

Ojciec przyjrzał mu się uważnie. Diego był nie tylko zmęczony. Był wyczerpany, jakby zajmował się czymś wymagającym ogromnego wysiłku, tak ciała, jak i umysłu. Tylko jedno, zdaniem don Alejandro, spełniało te warunki.

– Dogoniłeś señoritę Escalante? – zapytał. Chciał tylko dowiedzieć się, czy synowi powiodła się ta rozmowa, choć wyglądało na to, że ciężko ją przeżył. Nie spodziewał się reakcji Diego.

Jego syn się cofnął, z tak pełnym grozy wyrazem twarzy, że don zaniemówił. Przez moment Diego wyglądał tak, jakby ujrzał coś niezmiernie potwornego.

– Czy dogoniłem? – odpowiedział pytaniem na pytanie, nieoczekiwanie zachrypnięty. – Dios, oczywiście, że dogoniłem… – Głos mu się załamał niemal w szlochu.

– Diego? Co się stało?

Diego nie odpowiedział. Spojrzał na swoje ręce, drżące jak w febrze. Zacisnął je w pięści, a potem zrobił coś, co sprawiło, że don zaniemówił.

Jego syn zamknął oczy i nadal drżącą dłonią przeciągnął sobie po twarzy. Znieruchomiał na moment w tym geście, zasłaniając się szeroko rozstawionymi palcami, a gdy cofnął rękę i otworzył oczy, przed don stał inny Diego.

Uprzejmie uśmiechnięty, spokojny… tylko lekko błędny wyraz oczu wskazywał, że przed chwilą był na granicy załamania.

przekazał mi, że jest dla mnie list, ojcze – powiedział. Tylko nieznaczne drżenie głosu zdradzało jego napięcie i wysiłek, jaki go kosztowało zachowanie tak niewzruszonego spokoju.

– Jest tutaj. – Zdumiony don podał synowi kopertę. Ten cofnął się i usiadł przy stoliku, nadal z niezmiennie uprzejmie uśmiechniętym wyrazem twarzy.

Jego ojciec spoglądał na niego osłupiały. Czy to był jego syn? Uprzejmy, uśmiechnięty, nieco roztargniony, zawsze pochłonięty setką różnych spraw Diego? Skąd w nim taka siła woli, by w jednej chwili cofnąć się znad krawędzi nerwowego załamania? Czy on zawsze był taki? Czy zawsze jego uśmiech ukrywał to, co czuł naprawdę? Jeśli tak, to gdzie i kiedy się tego nauczył? Czego doświadczył, że tak się ukrywa, niczym pod maską?

Patrzył, jak Diego otwiera kopertę, wyjmuje z niej kartkę i drugą kopertę, jak odczytuje adres i odkłada ją na bok, cały czas z tą niewzruszoną twarzą. Potem zaczął czytać. Don zobaczył, że Diego raz jeszcze przeciąga dłonią po twarzy, jakby znów nakładając tę swoją niewidzialną maskę. Ale nagle jego syn poderwał wzrok i spojrzał wprost na niego. Ostro i czujnie, zupełnie nie na sposób Diego, a przynajmniej nie tego Diego, którego on znał. Maska nagle opadła, jakby jego syn zdecydował, że nie ma już powodu do ukrywania swoich uczuć.

READ  Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 2

xxx

Diego czytał.

Drogi Diego.

Mój najbliższy przyjacielu.

Tak, jesteś moim przyjacielem, kimś, komu ufam bez zastrzeżeń. I kogo chcę poprosić o tę jedną, ostatnią już przysługę.

Obiecaj mi, że doczytasz ten list do końca. Wiem, że Cię zranię, ale proszę, pozwól mi się wytłumaczyć. I, gdy już przeczytasz, odnajdź Zorro i oddaj mu drugi z listów.

Tylko Tobie mogę go powierzyć.

A teraz moje obiecane wyjaśnienia. Wiesz już zapewne, że dla mieszkańców Los stałam się wyklęta. Nie było Cię tu wtedy, a zapewne nikt nie będzie chciał o tym mówić, ale zdradziłam Zorro. Jak to się stało, wstyd do tej pory nie pozwala mi powiedzieć. Ani napisać.

To z tego powodu nie byłam w stanie Ci nic powiedzieć. Jeśli myślałeś, że mnie uraziłeś, czy zawiodłeś, myliłeś się… To ja jestem winna temu, że się tak oddaliłam. Ja i to, co zrobiłam. Wiem, że pytałeś z dobroci serca, chcąc mi pomóc, ale nikt już nie może mi pomóc. A im dłużej jestem tu, w Los Angeles, tym bardziej ranię tych, którzy mnie pokochali. Ciebie i Zorro.

Tak, wiem, że nie byłam Ci obojętna. To także moja wina, że sprawiam Ci taki ból.

Ale to już ostatni raz. Nikogo więcej już nie skrzywdzę.

Wybacz mi więc te rany i żegnaj, przyjacielu.

Victoria

Diego zmiął w dłoni papier. A więc to nie była, przynajmniej dla niej, wina Diego, że nie chciała z nim rozmawiać. Poniekąd czyniło to całą sprawę lżejszą dla niego, ale tylko odrobinę.

Otworzył drugi list. Nie przejmował się ojcem, siedzącym w fotelu po drugiej stronie pokoju. Mieli przed sobą jeszcze długą rozmowę, a listy Victorii mogły to ułatwić.

Zorro,

Nie zasługuję już na to, byś mnie kochał. Zraniłam Cię, i teraz jeszcze muszę zranić, ale to po raz ostatni. Już nigdy więcej tego nie zrobię.

Nikogo już nie skrzywdzę.

Żyj, zwycięż, bądź szczęśliwy.

Victoria

Diego zaklął pod nosem i zgniótł też ten list. Dowiedział się tylko jednego. Nadal go kochała. I była zdecydowana odejść. To czyniło sprawę zarazem łatwiejszą i znacznie trudniejszą.

Wstał. Ojciec spojrzał na niego uważnie. Don miał nieco niepewny wyraz twarzy, jakby nagle w jego domu, w jego salonie, znalazł się ktoś obcy i niebezpieczny, kto do tej pory podawał się za jego syna. W pewnym sensie tak było.

– Diego? – zapytał. – Coś złego się stało?

– Masz, przeczytaj. – Podał mu list zaadresowany do Diego. Don Alejandro, nim spojrzał na kartkę, przyjrzał się synowi uważnie. Diego zdał sobie sprawę, że odezwał się swoim naturalnym głosem. Również ton polecenia bardziej przypominał to, jak mówił Zorro.

De la Vega uważnie przeczytał list, z lekkim zażenowaniem, gdy dostrzegł, w jaki sposób Victoria zwraca się do jego syna. Potem zrozumiał jego wymowę i jego twarz pobladła z przerażenia.

Dios, Diego? Ona chyba nie…

– Masz, przeczytaj – powtórzył Diego i podał ojcu drugi list.

Ojciec wziął go do ręki, zobaczył nagłówek. W pierwszej chwili żachnął się, jakby oburzony, że Diego otwiera czyjeś listy, ale nagle zawahał się i nic nie powiedział. Patrzył tylko na syna tak, jakby go po raz pierwszy widział. Wreszcie przeczytał szybko te kilka linijek i wstał.

Podszedł do syna i objął go za ramiona.

– Diego… – zapytał tonem tak poważnym, jak jeszcze nigdy nie zwracał się do niego. Ostrożnie, jakby bał się dotknąć jakiejś rany, ale musiał to zrobić. – Diego, znalazłeś ją?

– Tak.

Dios… Gdzie? – Don zbladł jeszcze bardziej. Teraz zrozumiał, skąd ten błędny wyraz oczu syna i jego drżące dłonie. Pożałował gorzko, że zadał wcześniej tamto pytanie o spotkanie z Victorią. Przez moment przemknęło mu przez myśl, by zapytać nie tylko gdzie, ale i jak to się stało, ale się powstrzymał. Dla Diego musiał to być koszmar.

Diego nie odpowiedział na pytanie. Stał tak przez chwilę, obcy, nieruchomy, aż odwrócił się i uderzył obiema pięściami w ścianę. Potem ze szlochem ukrył twarz w dłoniach. Don zamarł, gdy jego syn się rozpłakał. Nagle nie wiedział, co ma robić. Wszystko spadło na niego tak nieoczekiwanie. Jego syn, naraz tak odmieniony, w sposób, który sugerował, że to on jest obrońcą pueblo. Listy, w których Victoria Escalante żegnała się ze światem, a które zarazem odkrywały przed nim, don Alejandro, że jego syn był w niej zakochany. I ta świadomość, że to właśnie on odnalazł ją martwą. Nie chciał myśleć, jaki sposób wybrała, by się zabić, ale co by to nie było, wstrząsnęło Diego do głębi.

READ  New World Zorro okiem Milaszekfoxyman

– Ciii… – wyszeptał w końcu. – Ciii…

Ciężko było mu przytulić rosłego mężczyznę, wyższego od niego o ponad głowę, ale starał się to zrobić. Wydawało się, że ten dotyk pomaga Diego. Łkanie ustało, jego syn wyprostował się powoli i otarł oczy.

– Wybacz, już jest dobrze – powiedział spokojnie.

– Diego, nie musisz…

– Co nie muszę?

– Widziałem, jak udajesz, że jesteś spokojny. Nie musisz tego robić.

– Już jest dobrze, ojcze. Dziękuję, ale muszę. Inaczej śmiertelnie przeraziłbym Felipe.

Don zdał sobie sprawę, że jego syn pozwolił sobie tylko na chwilę płaczu i rozpaczy. Znów go zdumiało, jak bardzo Diego poddał się swej samokontroli i jak bardzo ukrywał to, co naprawdę czuje. Jednocześnie wiedział, że takie żelazne samoograniczenie może prowadzić w pułapkę, a rozpacz mogła złamać jego syna niczym trzcinkę.

– Diego… – spróbował znowu. – Jeśli możesz, powiedz mi, gdzie mam pojechać. Nie musisz…

Przez moment na twarzy Diego odbiło się bezgraniczne zdumienie. Potem nagłe olśnienie, jakby zrozumiał, o co jego ojciec pyta.

Dios… – Po raz kolejny przetarł dłonią twarz, ale nie narzucił sobie znów maski. – Chodź – polecił.

Ku zdumieniu don Alejandro, Diego szedł nie na zewnątrz, ale do biblioteki. Tam zatrzymał się przy kominku.

– Wiedziałeś o tym? – zapytał, gdy część tylnej ściany odsunęła się w głąb.

– Tak… To dawna droga ewakuacyjna… Lata już tam nie zaglądałem…

Diego zaśmiał się niewesoło.

– Trochę szkoda, że tego ostatnio nie zrobiłeś. Może mniej byśmy się kłócili.

Don zatrzymał syna, nim ten ruszył w głąb przejścia.

– Mniej? – spytał i nagle dotarło do niego, o czym Diego mówi. O ich wszystkich sporach i awanturach, kiedy jego syn publicznie uchylał się od tego, co jemu wydawało się obowiązkiem. Fantasta Diego, marzyciel Diego, tchórz Diego… Jego syn, Diego, który jest Zorro. Nie musiał schodzić na dół, by się o tym upewnić. To, co zobaczył do tej pory, wystarczało.

– Jeśli chcesz mi udowodnić, że się myliłem i że miałeś prawo otworzyć ten drugi list, to niepotrzebnie. Wierzę ci – oświadczył.

– Nie, nie o tym myślałem. Chodź.

Podziemna komnata rzeczywiście uległa przemianie. Świece na ścianach, biurko, krzesło, stół zastawiony dziwnymi przyrządami… A w środku tego stojący spokojnie Felipe.

– Felipe?

– Miał dobry pomysł. Że czas już skończyć z maską, przynajmniej dla najbliższych.

Don zatrzymał się w progu.

– Więc on wie?

– Od samego początku, ojcze.

Starszy caballero nie wiedział, co na to powiedzieć. Jego syn zaufał kalekiemu chłopcu, ale nie własnemu ojcu. Diego nie czekał na jego reakcję.

– Chodź.

Na widok posłania i leżącej na nim dziewczyny don zadrżał. Przykląkł przy Victorii, dostrzegając niemal od razu, że śpi głęboko i spokojnie oddycha. Ściągnął pytająco brwi. Jej list zapowiadał…

– Diego?

Zamiast odpowiedzi, jego syn zwrócił się do Felipe.

– Idź spać… Ojciec i ja będziemy przy niej do świtu.

Chłopak tylko kiwnął głową i pobiegł do wyjścia. Don wydawało się, że był zapłakany. Może rzeczywiście płakał tu, w ciemności jaskini, nad kobietą, która zawsze miała dla niego dobre słowo.

Powiedział o tym Diego.

– Tak. Myślę, że płakał.

Don raz jeszcze rozejrzał się po jaskini.

– Czemu teraz? – zapytał.

– Czytałeś listy. Nie chcę, by spróbowała znowu.

– Nie rozumiem…

– Pojechała daleko, na wzgórza. Znalazła miejsce, gdzie nikt by jej nie szukał. – Diego mówił cicho, pozbawionym emocji głosem, zapatrzony w bladą twarz dziewczyny. – Była zdecydowana zniknąć i dołożyła starań, by się to jej udało.

– Ale się nie udało.

– Bo ją zobaczyłem i pojechałem za nią. – Przez moment Diego zadrżał.

Don zdał sobie sprawę, że to, co się wydarzyło, będzie jeszcze długo męczyć jego syna. A przynajmniej tak długo, póki się tym z kimś nie podzieli. Z nie mógł. Chłopiec mógł wysłuchać opowieści, ale to nie była historia przeznaczona dla jego uszu. Był zbyt młody, by pomóc swemu opiekunowi inaczej, niż tylko samą obecnością. On, jego ojciec, mógł wysłuchać.

– Gdy będziesz czuł, że nie dajesz rady – powiedział – opowiesz mi to.

Diego przez moment obejrzał się na niego. Wydawał się oceniać, czy ojciec zniesie tę historię. Wreszcie zdecydował. Delikatnie poprawił okrycie Victorii, potem odsunął świecę dalej.

– Nie chcę, by się obudziła – wyjaśnił przechodząc do biurka.

– Możesz mi powiedzieć? – spytał don Alejandro.

– Co chciała zrobić?

– Tak.

– Sznur – odpowiedział jednym słowem Diego.

Don przez chwilę patrzył na niego nierozumiejącym wzrokiem, a potem zbladł. Gdy wspomnienia ożyły w jego pamięci poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła. Pechowy dezerter. Człowiek, który może był kupcem, a może szpiegiem. Dwóch mężczyzn, którzy zabawiali się w spustoszonej wiosce. Pół tuzina innych przypadków, ale te egzekucje pamiętał najlepiej, przez to, jak się odbyły. Wracały w nocnych koszmarach. Czy teraz Diego to zobaczył? Nie szybką, pewną śmierć, ale powolną, bolesną agonię i to osoby, którą kochał. Ile z tego widział? Odwrócił się i ukląkł przy posłaniu. Nie, to było niemożliwe. Skóra dziewczyny była jasna i gładka, bez tych upiornych znaków pozostawianych zawsze przez pętlę. Więc Diego szczęśliwym trafem zdołał ją powstrzymać, zanim… Nie, don nie chciał myśleć o takiej możliwości. Ale drżenie rąk Diego, jego wyczerpanie, które było zdolne przełamać samokontrolę… Nagle caballero także zadrżał. Czy jego syn zdawał sobie sprawę z tego, że jako Zorro może umrzeć podobną śmiercią?

READ  Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 16

Przez chwilę poczuł złość na tę dziewczynę, że nie wybrała sobie innego sposobu na pożegnanie się z życiem. Gdyby spróbowała się gdzieś utopić, czy skoczyła w jakimś kanionie, Diego byłby wstrząśnięty, ale może nie aż tak. Zaraz jednak zawstydził się swojego myślenia. Znał przecież Victorię. Była pewna siebie, dumna ze swej niezależności, odważna… Nikt nigdy by nie pomyślał, że byłaby skłonna się zabić. To, że się na to zdecydowała, świadczyło o czymś przerażającym.

– Opowiem więcej któregoś dnia – powiedział nagle Diego. Zdawało się, że wie, o czym ojciec myśli. – Na razie i ja musimy czasem spać, a nie mogę stale odurzać jej ziołami, jak to teraz zrobiłem. Potrzebuję cię, ojcze. Póki nie będę miał pewności, że zgodziła się żyć, nie będzie można zostawić jej samej.

– Dobrze. Jutro nie planowałem niczego, co by wymagało wczesnego wyjeżdżania – powiedział łagodnie do syna. – Połóż się i śpij, ja będę czuwał…

Diego zawahał się. Ojciec odgadł tego powód.

– Zostań tutaj. Chyba masz tu jeszcze jakiś siennik?

– Już nie… – mruknął Diego. – Przyniosę z góry.

Wrócił szybko ze zwojem koców i wyciągnął się przy posłaniu Victorii. Jego ojcu wydawało się, że zasnął, ledwie oparł głowę o poduszkę.

xxx

Sam don nie mógł spać. Musiał przemyśleć sobie wszystko to, czego się dowiedział i jednocześnie zaplanować, co będą robić dalej. To, że nie pozwolili jej umrzeć, nie wystarczy. Musieli jeszcze zrobić wszystko, by chciała żyć i, co najważniejsze, by miała gdzie żyć. Domyślał się powodów, dla których jego syn ukrył tutaj Victorię, ale to było rozwiązanie na krótki czas. Prędzej czy później, dziewczyna będzie musiała opuścić jaskinię i znów znajdzie się wśród ludzi. Od niego, don i od Diego zależało, jak ją przyjmą.

Świeca wypaliła się prawie do połowy, a don Alejandro zaczynał już drzemać, gdy Diego krzyknął przez sen. Raz, krótko i boleśnie. Poderwał się zaraz i usiadł, ciężko dysząc.

– Wszystko jest w porządku, Diego – odezwał się ojciec.

– Ojcze? – Diego rozejrzał się dookoła oszołomiony.

– Jestem tutaj. Zaprosiłeś mnie tutaj.

– Tak, teraz pamiętam. – Diego potrząsnął głową. – Ale ten sen…

– To tylko sen. Zobacz, ona też śpi.

Diego odetchnął głęboko, gdy zobaczył posłanie i uśpioną Victorię.

– Zdążyłem… – powiedział jakby do siebie.

– Tak, zdążyłeś. Uratowałeś ją.

– Tak… Dios… – Diego usiadł i schował twarz w dłoniach. – To, co śniłem…

– To ci się jeszcze przyśni. – Don Alejandro nie ukrywał przed synem prawdy. – Jeszcze wiele razy będziesz się tak budził.

– Tego się spodziewałem… Ale…

– Chcesz opowiedzieć?

– Sen?

– Co wolisz.

Diego potrząsnął głową.

– Nie, nie. Jeszcze nie dziś. Jeszcze za bardzo jest to…

– Diego, dalej może być gorzej.

Młody de la Vega potrząsnął głową.

– Nie.

– Dobrze. Mówiłeś, że uśpiłeś ją ziołami, tak?

– Tak.

– Czy masz wśród tych ziół coś, co pozwoli ci spać do rana?

– Tak.

– Więc przyrządź je sobie, wypij i śpij. Musisz odpocząć, inaczej będzie z tobą jeszcze gorzej.

– Ale…

– Musisz być teraz silny, dla niej. Udało ci się, uratowałeś ją. Ale to dopiero początek. Nie pomoże ci w tym załamanie z bezsenności.

– Ojcze…

– Diego… – Don Alejandro nachylił się w fotelu. – Usłuchaj mnie.

Przez moment wydawało się, że jego syn nie rozumie, ale po chwili Diego wstał i podszedł do stołu. Nalał sobie coś ze stojących tam naczyń, wypił i wrócił na posłanie.

Aż do powrotu spał już bez snów.

CDN.

Series Navigation<< Konsekwencje, rozdział 2Konsekwencje, rozdział 4 >>

Author

No tags for this post.

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *