Konsekwencje, rozdział 2
- Autor/Author
- Ograniczenie wiekowe/Rating
- Fandom
- New World Zorro 1990-1993,
- Status
- kompletny
- Rodzaj/Genre
- Krzywda/Komfort,
- Podsumowanie/Summary
- Jeden krok. Jeden wybór. Jedna decyzja. I wszystko uległo zmianie.
- Postacie/Characters
- Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Victoria Escalante, Felipe, padre Benitez, Ignacio de Soto, Zorro,
Od autora: Przepraszam za zwłokę w publikacji, ale czerwcowy długi weekend trzymał mnie z daleka od internetu.
Raz jeszcze dzięki za komentarze!
Rozdział. 2. Schronienie
Zorro podtrzymał osuwającą się na ziemię dziewczynę.
– Dios, Victoria – jęknął. Nie dziwił się, że zemdlała. On sam w tej chwili był bardziej niż rad, że może usiąść na ziemi, bo czuł, że za chwilę zawiodą go nogi. Jeszcze nigdy w życiu tak się nie przestraszył, jak w tej chwili. Na szczęście zdążył do niej dobiec i powstrzymać. Teraz była nieprzytomna, ale bezpieczna.
Zebrał siły i wstał, by przenieść dziewczynę bliżej pnia, gdzie na opadłych liściach nie pojawiła się jeszcze rosa. Z niepokojem zauważył, że jej skóra zaczęła się robić chłodna i wilgotna. To było coś więcej niż zwykłe omdlenie. Musiała być już u kresu wytrzymałości i jego interwencja okazała się dla zbyt niej silnym wstrząsem. Siodło leżało tuż obok, więc zajrzał do torby przy nim, w nadziei, że znajdzie tam szal czy chustę, która choć trochę ochroniłaby ją od nocnego chłodu. Jednak nic nie znalazł. To, tak samo jak fakt, że Victoria miała na sobie swoją codzienną bluzkę i spódnicę, uświadomiło mu, że jej wyjazd miał tylko jeden cel.
Jeden gwizd i Tornado podbiegł do swego pana. Potem, na jego gest, ogier posłusznie przykląkł. Zorro owinął nieprzytomną dziewczynę swoją peleryną i posadził przed sobą na siodle. Nim ruszyli, w zapadającym mroku zauważył, że pętla wciąż zwiesza się z konaru. Wyszarpnął szpadę. Dwa szybkie ruchy i pocięty sznur spadł na ziemią, na rozsypane gałęzie.
Pognali w noc.
xxx
Byli już niedaleko od parowu, gdzie znajdowało się wejście do jaskini, gdy Victoria poruszyła się słabo. Zorro natychmiast zatrzymał Tornado.
– Querida? – zapytał.
W ciemnościach jej twarz była bladą plamą, gdy podniosła głowę, by na niego popatrzyć. Czuł, jak napina mięśnie, gdy zdała sobie sprawę, gdzie i z kim jest. Nie był jednak przygotowany na to, co nastąpiło.
Victoria się rozpłakała. Zaczęła rozpaczliwie szlochać, tym bardziej boleśnie, że w całkowitej ciszy. Nie powiedziała nawet słowa.
Przygarnął ją mocniej do siebie. Czuł, jak drży, jak wstrząsają nią dreszcze, więc popędził Tornado, by ten ruszał do jaskini.
– Nie… – wychlipała nagle Victoria.
– Victorio? – zaniepokoił się.
– Nie pueblo…
– Nie mam zamiaru cię tam wieźć – odpowiedział tak zimnym tonem, że zaskoczona podniosła głowę i popatrzyła na niego. – Będziesz moim gościem.
Nie uspokoiło jej to, a wręcz przeciwnie, płakała coraz gwałtowniej, coraz bardziej dygocąc. Na szczęście dojeżdżali już do jaskini.
xxx
Felipe podniósł głowę znad książki, gdy w skalnym korytarzu zastukały kopyta Tornado. Zorro wracał. Co jednak ciekawe, zauważył chłopak, słychać było coś więcej niż same końskie kopyta, choć, o ile Felipe mógł to ocenić, Zorro bardzo się śpieszył. Za chwilę zresztą z ciemnego przejścia wyłonił się jeździec. Ku swemu zdumieniu i przerażeniu Felipe zobaczył w jego ramionach rozdygotaną, zapłakaną Victorię.
Zorro zeskoczył z siodła i poprowadził dziewczynę do krzesła przy biurku.
– Felipe, szybko. Musimy przygotować dla niej zioła.
Chłopak spojrzał na niego zdumiony. Zorro poprzednim razem robił wszystko, by ukryć jego obecność w jaskini. Na szczęście Victoria zdawała się go nie dostrzegać. Wpatrywała się nieobecnym wzrokiem przed siebie i dygotała niczym w ataku febry.
– Felipe, ona tu zostaje. – W głosie Zorro była desperacja. – Proszę, pomóż mi. Potrzebuję dla niej koca.
Już bez dalszej zwłoki, Felipe pognał na górę po koce. Gdy wrócił, Zorro właśnie kończył składać sienniki, a w niewielkim garnczku grzała się woda. Victoria wciąż się trzęsła, kołysząc w przód i tył. Felipe okrył jej ramiona kocem, ale nie zareagowała na jego dotyk. Zamigał nagląco do Zorro.
– Potem, Felipe. Potem. Teraz musimy ją rozgrzać. Zaparz zioła.
Felipe wskazał na stół i stojące naczynia.
– Nie, sok z kaktusa nie. Za słaby. Weź te silniejsze, nasenne. – Zorro zmusił dziewczynę do wstania i przeprowadził na posłanie, gdzie otulił ją kocami i zaczął układać przy niej rozgrzane przy piecyku kamienie. – Musi się ogrzać – powtórzył. – Ja się zajmę ziołami, Felipe, a ty przynieś jeszcze kilka poduszek.
Gdy zioła były gotowe i wystudzone, Zorro usiadł przy dziewczynie i mokrą szmatką zaczął przecierać jej twarz, zmywając ślady łez. Te zabiegi przyniosły skutek. Victoria odetchnęła i popatrzyła na niego. Przez chwilę spoglądała nic nie rozumiejącym wzrokiem, ale potem otworzyła usta.
– Ciii… – Zorro dotknął jej warg. – Ani słowa.
Wpatrywała się w niego uparcie.
– Och, querida… – westchnął. Wydawało się, że to słowo coś poruszyło w wyczerpanej dziewczynie. Skrzywiła się boleśnie.
– Ani słowa – ponowił ostrzeżenie Zorro. Sięgnął w bok i wziął do ręki kubek z naparem. – Proszę, cokolwiek chcesz mi powiedzieć, poczekaj z tym. Teraz wypij to. Zaśniesz i zapomnisz na jakiś czas – powiedział łagodnie, zbliżając kubek do jej warg.
Upiła łyk i skrzywiła się z niesmakiem. Ale piła dalej, uparcie, łyk za łykiem, aż opróżniła kubek. Zorro odstawił go i delikatnie pogładził ją po policzku.
– Śpij, querida – szepnął. – Odpocznij. Jutro porozmawiamy.
Złapała go za rękę i zamknęła oczy.
Felipe wziął od Zorro kubek i odstawił na stół, potem zajął się porządkami. Potem, po dłuższej chwili, widząc, że mężczyzna nadal nie rusza się od posłania, szturchnął go w ramię.
– Tak? – Zorro podniósł głowę. Chłopak zatoczył ręką łuk po jaskini.
Mężczyzna rozejrzał się. Tornado w swojej zagrodzie był już nakarmiony i wyczesany. Porzucona na ziemi peleryna znalazła się na wieszaku. Naczynia, zioła – wszystko było pozbierane i poskładane. A chłopak stał przed nim w wyczekującej pozie.
– Chcesz wyjaśnień?
Kiwnięcie głową na tak.
– Victoria miała dużo szczęścia, że za nią pojechałem. – Głos Zorro się nagle załamał. Mężczyzna pogładził dłoń śpiącej dziewczyny.
Felipe poklepał go po ramieniu, trochę by dodać mu otuchy, trochę by przyciągnąć uwagę. Potem odegrał małą pantomimę.
– Nie, nie bandyci… Ani wypadek… Ona… – W głosie Zorro było bezmierne znużenie i smutek. – Ona próbowała umrzeć, Felipe.
Dłonie chłopca opadły. Powoli, jakby nie wierząc własnym oczom, zbliżył się do posłania i przykląkł. Delikatnie musnął czubkami palców policzek Victorii. Potem obrócił się do opiekuna i znów zamigał.
– Dlaczego?
Przytaknięcie.
– Nie wiem, Felipe. A raczej wiem… – Zorro w zamyśleniu ściągnął maskę z twarzy i spuścił głowę. Chłopak musiał zbliżyć się do niego, by usłyszeć, co mówi. – Tamtego dnia… Popełniłem błąd, Felipe. – Zorro podniósł głowę. – Straszny błąd. Uwierzyłem w to, co usłyszałem, co mówił de Soto. Za mało nalegałem na nią, by się wytłumaczyła. I jako Zorro, i jako Diego. Musiała się poczuć opuszczona przez wszystkich…
Felipe jeszcze raz poklepał go po ramieniu.
– Myślisz, że będzie dobrze? – Chłopak przytaknął. – Nie wiem, Felipe. Widzisz… Ona zrobiła wiele, by nikt się nie dowiedział, co się z nią stanie. Nikt, rozumiesz? Gdybym nie chciał z nią jeszcze raz porozmawiać, nie zobaczył, że jedzie w drugą stronę…
Zorro oparł głowę na rękach. Nie był w stanie opowiedzieć chłopcu, jak bardzo się przeraził i jak bardzo czuł się winny temu, co się stało. Gdyby uwierzył w to, co mówiła o podróży do Santa Barbara i pozwolił jej odjechać bez próby porozmawiania, gdyby nie ruszył za nią, widząc, że jedzie w inną stronę, gdyby zawahał się przy wejściu do dolinki, sądząc, że ktoś jeszcze przyjedzie na spotkanie z Victorią… Gdyby ostrożniej i wolniej się zakradał, by sprawdzić, po co ona tam pojechała, gdyby czekał chwilę dłużej, nim zdecydował, by do niej podejść… Gdyby, gdyby, gdyby… Możliwości roiły się i mnożyły, a na każdą z nich była tylko jedna odpowiedź. W tej chwili trzymałby na rękach martwe ciało, a nie ukrywał w jaskini uśpioną ziołami ukochaną.
A teraz, w bezpiecznym schronieniu, musiał się przyznać, że to on zawinił. Że to, co się stało, mogło mieć wiele przyczyn, ale jego w tym udział i wina były niepodważalne. Mógł nie okazać, jak bardzo tamtego dnia zraniły go jej słowa. Mógł wrócić jeszcze raz, i jeszcze, porwać ją z pueblo, wywieźć gdzieś, gdzie mogli porozmawiać swobodnie. Mógł, jako Diego, być bardziej uparty w dociekaniu prawdy i nie pozwalać, by się wymigiwała półsłówkami. Był pewien, że gdyby wiedziała, że on nadal ją kocha, nadal jest jej przyjacielem, nie zdecydowałaby się na taki krok.
Felipe musiał dostrzec jego znów rozdygotane dłonie, czy zrozumieć coś z tego, co się z nim działo, bo uspokajająco poklepał go jeszcze raz po ręce, a po chwili przytulił się, tak jak wtedy, gdy był dzieckiem. Zorro otoczył go ramionami, starając się w ten sposób zatrzymać pogoń niechcianych myśli.
– Już dobrze, Felipe – odezwał się wreszcie. – Musimy ją tu ukryć i spróbujemy jakoś jej pomóc.
Zamyślił się jeszcze przez chwilę.
– Felipe… – powiedział. – Będziemy musieli jej pilnować.
Pytający gest chłopca.
– To było tak niepodobne do niej… Boję się, by nie próbowała jeszcze raz, rozumiesz?
Groza odbiła się na twarzy Felipe, obejrzał się na spokojnie śpiącą Victorię.
– Póki śpi, mamy czas. Ale gdy poczuje się lepiej, będziemy musieli coś wymyślić.
Felipe delikatnie podniósł z podłogi maskę Zorro i przesunął po niej palcami.
– Tak, Zorro będzie przy niej czuwał – obiecał Zorro.
Felipe zaprzeczył. Wskazał na wyjście, potem na wieszak ze strojem Diego, potem zaczął pokazywać gestami don Alejandro.
– Ojciec? Mógłby pomóc? Zabrać ją na górę, do hacjendy? Nie jestem pewien, Felipe, czy tam damy radę… Poza tym… Nie chcę, by ktokolwiek się dowiedział o tym, co się stało.
Chłopak pokiwał gwałtownie głową. Jeśli do tej pory, po tamtym najeździe żołnierzy, Victoria była otoczona powszechną niechęcią, tak wiadomość o tym, co próbowała zrobić, postawiła by ją całkowicie poza społeczeństwem pueblo. Zaczął znów pokazywać.
– Felipe… Chcesz powiedzieć, że mam przestać się ukrywać? – zapytał z niedowierzaniem Zorro.
Gwałtowne przytaknięcie.
– Ale…
Gest. Wskazanie na śpiącą dziewczynę.
– Ojciec mi pomoże, a i ona będzie się lepiej czuła, wiedząc, kim jestem?
Przytaknięcie.
– Tak, to może jej udowodnić, że nigdy jej nie zostawiłem…
Felipe współczująco pogładził Zorro po rękawie. Wszystko się ułoży, zdawał się mówić, zrobimy, co w naszej mocy i wszystko się ułoży. Będzie dobrze. Poderwał naraz głowę i zaczął sygnalizować.
– Co? List? Dostałeś dzisiaj list do mnie? Od niej?
Zorro obejrzał się na śpiącą Victorię. Nie chciał od niej odchodzić, ale ten list mógł być wyjaśnieniem tajemnicy i dobrym początkiem rozmowy z ojcem.
– Będzie spała do rana… – powiedział wreszcie powoli. – Zostaniesz przy niej, Felipe? Wrócę niedługo i zapewne z ojcem.
Chłopak przytaknął.
CDN.
- Konsekwencje, prolog
- Konsekwencje, rozdział 1
- Konsekwencje, rozdział 2
- Konsekwencje, rozdział 3
- Konsekwencje, rozdział 4
- Konsekwencje, rozdział 5
- Konsekwencje, rozdział 6
- Konsekwencje, rozdział 7
- Konsekwencje, rozdział 8
- Konsekwencje, rozdział 9
- Konsekwencje, rozdział 10
- Konsekwencje, rozdział 11
- Konsekwencje, rozdział 12