Konsekwencje, rozdział 7

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Krzywda/Komfort,
Podsumowanie/Summary
Jeden krok. Jeden wybór. Jedna decyzja. I wszystko uległo zmianie.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, de la Vega, Escalante, Felipe, padre Benitez, Ignacio de Soto, Zorro,

Rozdział.7. W blasku księżyca


Krzyk. Ból. Przerażenie.

skuliła się na środku łóżka, drżącymi rękoma obejmując kolana. Jej senny koszmar nie pozostał wśród ścian jaskini. Choć tę noc spędzała w gościnnym pokoju hacjendy de la Vegów, znów śniła.

Tym razem jednak potrafiła zrozumieć, co się jej śni. Ledwie kilka dni minęło od czasu, kiedy z jej ciała poznikały ostatnie sińce, znaki pozostałe po nocy spędzonej w garnizonie. Gdy próbowała sobie coś z niej przypomnieć, wszystko zlewało się w jedną mgłę, tak samo nieokreśloną i niezrozumiałą, jak prześladujący ją sen. Nie, by specjalnie wysilała pamięć. Alkohol zatarł szczegóły. Poniekąd odczuwała wdzięczność wobec tego żołnierza, który wpadł na pomysł podsunięcia jej brandy, bo kiedy następnego dnia usiłowała zmyć z siebie ślady, bez trudu mogła się domyślić, co oznaczają. Teraz też, patrząc na znów jasną i gładką skórę na nadgarstku, pamiętała znaczący ją siniec i rozumiała, czemu śni się jej, że ma uwięzione ręce. I czemu we śnie próbuje uciec.

Otrząsnęła się. Wolała już nie zasypiać, więc wyszła na patio. Noc była jasna, księżyc dopiero co przekroczył pełnię. Zapatrzyła się na niego, po raz kolejny licząc w myśli dni. Nadal nie miała całkowitej pewności co do swego stanu. Do następnej pełni jej obawy albo się potwierdzą, albo ostatecznie rozwieją.

– Nie możesz spać? – Czyjś głos wytrącił ją z zamyślenia.

Obejrzała się.

– Diego? – zdziwiła się.

Nie poznała, że to on, kiedy się odezwał. Wciąż mówił tym obcym dla niej, nowym głosem. Stał w cieniu pod ścianą, tak że widziała tylko jasną plamę koszuli.

– Czyżbyś nie poznała? – odpowiedział pytaniem.

– Nie – przyznała. – Jesteś inny, zupełnie inny niż cię znałam. To znaczy, myślałam, że cię znam.

– Nie miałaś możliwości poznać – zaśmiał się cicho. – Jeśli dobrze pamiętam, tak naprawdę rozmawialiśmy ze sobą tylko przez chwilę.

– Kiedy? – Ściągnęła brwi.

Nie potrafiła sobie przypomnieć takiego zdarzenia. Wprawdzie Diego nie zawsze był tym biernym, wycofanym marzycielem. Czasem on też podrywał się do działania i zmieniał wydarzenia w bez pomocy Zorro, a ona była tego świadkiem. Ale nigdy nie usłyszała, by zmienił mu się głos tak, jak w tej chwili.

READ  Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 11

– Zaraz po moim przyjeździe – wyjaśnił.

Przeszedł przez patio i odsunął jeden z foteli, gestem zapraszając Victorię do zajęcia miejsca.

– Przyszedłem wtedy z ojcem do gospody. Przywitałem się z tobą…

– I zaraz wybuchło zamieszanie. Ramone straszył rolników – przypomniała sobie. – I zaraz potem twój ojciec i ja trafiliśmy do aresztu…

– I przyszedł was uwolnić – pokiwał głową Diego. – Od tamtej pory nie było już okazji, byśmy porozmawiali. Choć czasem mogłem działać.

Uśmiechnęła się na te słowa i usiadła. Diego zajął miejsce w pobliżu, wygodnie wyciągając nogi.

Zapadła cisza. nie bardzo miała ochotę rozmawiać, a Diego jej nie zagadywał. Teraz, na rozświetlonym księżycem patio, oboje czuli się w swej obecności znacznie lepiej niż podczas kolacji. Wtedy rozmowa rwała się co chwilę i utykała, bo każda niemal wymiana zdań schodziła na drażliwe tematy. Prócz tego don starał się możliwie delikatnie dowiedzieć, co się stało w jaskini, Diego nie chciał o tym mówić, a najchętniej by zapomniała o swoim wybuchu gniewu.

Obejrzała się wreszcie na Diego.

– A tak właściwie – zapytała – to czemu ty nie śpisz?

– Lepiej się czuję, gdy wiem, gdzie jesteś – odpowiedział.

To mogła zrozumieć. Pamiętała jak wtedy, gdy postrzelił ją Bishop, obudziła się w hacjendzie, a Diego drzemał przy jej łóżku. Chyba właśnie wtedy zaczęła rozumieć, że dla młodego de la Vegi jest kimś znacznie ważniejszym od przyjaciółki.

– Bardzo jesteś na mnie zły za tę awanturę? – spytała jeszcze. Było jej wstyd.

– Nie – odpowiedział spokojnie. A gdy zaskoczona popatrzyła w jego stronę, dorzucił. – Chyba przyzwyczaiłem się, że od czasu do czasu jesteś na mnie zła. Poza tym… Za bardzo mnie ucieszyło, że wracasz do siebie.

– Ty… ty się ucieszyłeś?

– Och, – westchnął. – Zrobiłbym wszystko, by cofnąć czas i ochronić cię przed wejściem do garnizonu. Gdybym wiedział, że tam jesteś, znalazłbym sposób, by cię obronić i uwolnić. Miałaś rację, wypominając mi to. Ale nie potrafię się nie cieszyć, gdy znów jesteś sobą. Nawet jeśli oznacza to, że w moją stronę lecą talerze.

zaśmiała się nerwowo, potem roztarła dłońmi ramiona. Noc była ciepła, ale dziewczynę co jakiś czas nawiedzały dreszcze.

– Nie powinnaś się położyć? – zareagował natychmiast Diego.

– Nie chcę spać – odparła. – Nie chcę… śnić.

READ  Serce nie sługa - Rozdział 2: Komendant przystępuje do działania

Diego tylko pokiwał głową, na znak, że rozumie. Po chwili podniósł się z fotela.

– Masz ochotę na przejażdżkę? – spytał.

– Na co?

– Jak nie mogę spać – wyjaśnił – idę pojeździć. potrzebuje sporo ruchu. Jeśli chcesz, pojedziemy razem.

Podniosła się chętnie. W tej chwili była gotowa zrobić wszystko, byleby tylko nie wracać do pokoju, nie kłaść się spać.

xxx

Łąki w świetle księżyca wyglądały jak skamieniałe morze. Łagodne stoki wznosiły się i opadały aż po horyzont. Letni skwar wypalił już trawę i kwiaty, ale nie było jeszcze wszechobecnego pyłu. W górze niebo migotało rojami gwiazd, które nikły i bladły tylko w świetle księżyca.

zataczał kręgi, wierzgając i brykając. obserwowała z fascynacją radość konia.

– Kto posprzątał w jaskini? – zapytała nagle.

Przypomniało się jej, że gdy tam weszli, nie mogła dostrzec nawet śladu po swoim wybuchu furii.

– Felipe. I możesz być pewna, że da ci do zrozumienia, jak bardzo jest niezadowolony z tego powodu.

– On wie, że ty…?

– Od początku.

– Myślałam, że to don Alejandro…

– Nie, ojcu powiedziałem naprawdę niedawno.

Domyśliła się, co oznacza określenie niedawno i po raz kolejny zdała sobie sprawę z tego, jakie skutki wciąż przynosi jej jedna decyzja. Zadrżała. Nie chciała takiej odpowiedzialności, nie miała na nią siły.

Diego musiał zauważyć jej reakcję, bo objął ją ramieniem.

? – zapytał cicho.

– Nic, nic – otrząsnęła się. – Nic mi nie jest.

– Czyżby? – niedowierzał.

– Naprawdę nic. Przejdźmy się.

Spacer był przyjemnością, jaką do tej pory rzadko mogła się cieszyć. Obowiązki właścicielki gospody nie pozwalały na takie marnotrawstwo czasu. Ostatni raz, jaki mogła sobie przypomnieć, był wtedy, gdy wracała do zdrowia po postrzale. Teraz więc starała się cieszyć ciszą nocy i spokojem.

Łagodnie nachylony stok prowadził Victorię i Diego w stronę strumienia. Wydawało się, że będzie tam dobre miejsce, by usiąść i odpocząć, dziewczyna zaczynała bowiem czuć się zmęczona przechadzką po dniach spędzonych w bezruchu w jaskini. Pomysł, by spędzić chwilę nad wodą wydawał się coraz bardziej kuszący.

Nagle zatrzymała się jak wryta.

– Victorio? – zaniepokoił się Diego.

– Nie… nie mogę… – zająknęła się.

Zaczęła się bać. Nie wiedziała czego, czy kogo, ale czuła, że musi jak najszybciej stamtąd odejść. Do góry, wyżej, byle dalej od tego miejsca. Coś tam było, groźne, nieznane, niebezpieczne. Czekało na nią. Cofnęła się, krok, potem dwa, wreszcie odwróciła się i zaczęła pośpiesznie wchodzić coraz wyżej i wyżej. Panika narastała tak, że gdy się potknęła i upadła na kolana, zaczęła się czołgać.

READ  Legenda i człowiek Cz VII Gra pozorów, rozdział 11

Diego objął ją i przytrzymał. Wtuliła twarz w jego koszulę i złapała się go kurczowo, jedynego oparcia w nagle rozsypującym się świecie.

– Ciii… ciii… – szeptał kołysząc ją w uścisku. – Jesteś bezpieczna, nic ci nie grozi.

Powoli rozluźniła kurczowy uścisk, ale pozostała przytulona. Nagły spokój i odprężenie, jakie ją ogarnęły, cisza dookoła i zmęczenie spacerem spowodowały, że nie zauważyła nawet, jak usnęła.

Diego poprawił szal okrywający ramiona śpiącej dziewczyny. Domyślał się powodu jej nagłej paniki. Miejsce, gdzie schodzili, było niemal identyczne z tamtą kotlinką na wzgórzach. może nie uświadamiała sobie tego podobieństwa, ale musiała poczuć się zagrożona. Na szczęście atak lęku był słaby i szybko się uspokoiła.

Stłumił ziewnięcie. Najchętniej zasnąłby tak, jak tu siedział, obejmując Victorię. Noc była ciepła, nie groziło im zmarznięcie, a miał też podejrzenia, że póki oboje są blisko siebie, żadne z nich nie będzie miało złych snów. Nie mógł jednak tego zrobić. Nawet nie chodziło o to, że oboje łamali właśnie zasady przyzwoitości, bo w tej chwili nikt ich nie widział. Jednak ktoś mógłby ich znaleźć, śpiących, i być ciekawy, co i Escalante, oboje zaginieni i poszukiwani, tutaj robią. Więcej, skąd wziął się w ich pobliżu Tornado, koń Zorro. Bezpieczniej będzie, jeśli wrócą.

Ale spała tak spokojnie oparta na jego ramieniu, że nie miał serca jej budzić i zmuszać do powrotu. On sam czuł się tak dobrze, tak bezpiecznie, wreszcie wolny od ciągłej obawy. Okolica była przecież bezludna, nikt tędy nie jeździł, a nawet, gdyby się ktoś zabłąkał, podniósłby alarm. Noc była taka cicha i ciepła… Diego po raz kolejny ziewnął rozpaczliwie i podniósł Victorię. Zamamrotała coś przez sen, ale nie obudziła się nawet wtedy, kiedy sadzał ją z powrotem w siodle. Wracali do domu.

CDN.

Series Navigation<< Konsekwencje, rozdział 6Konsekwencje, rozdział 8 >>

Author

No tags for this post.

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *