Konsekwencje, rozdział 11

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Krzywda/Komfort,
Podsumowanie/Summary
Jeden krok. Jeden wybór. Jedna decyzja. I wszystko uległo zmianie.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, de la Vega, Escalante, Felipe, padre Benitez, Ignacio de Soto, ,

Od autora: Chyba tytuł tego rozdziału tłumaczy wszystko.


Rozdział 11. Obietnica przyszłości


nie spała. Po dniach ukrywania się w jaskini, gdzie nie można było poznać, czy jest dzień, czy noc, miała napady bezsenności, kiedy obawiając się sennych koszmarów jeździła wraz z Diego po okolicy. To już minęło, ale teraz, po przespanym całym dniu, nocy i następnym dniu, znów nie mogła zasnąć.

Za wiele się wydarzyło. Gdy już odpoczęła, stwierdziła, że śmierć Rodrigo Monsangre straciła swoją grozę. Pamiętała oczywiście, że on nie żyje, że umarł ledwie o krok od niej, ale zamiast przerażenia czy obrzydzenia czuła tylko ulgę. Już jej nie zagrażał. Zniknął, przepadł. Stał się kształtem na ziemi, kopczykiem na cmentarzu. Mogła o nim zapomnieć.

Jeszcze jeden krok, by wszystko wróciło do normy, pomyślała. Ale mimo wszystko nie potrafiła zasnąć. Leżała, nadsłuchując, jak w sadzie za hacjendą nawołują się sowy. Gdzieś na wzgórzach wył kojot, a wiatr szumiał i szeleścił.

Wstała wreszcie i okryła się szalem, bardziej dla zachowania pozorów niż z rzeczywistej potrzeby. Lato miało się już ku końcowi i noc była ciepła, wręcz duszna. Kwiaty pod oknami pachniały odurzająco. Wyszła na patio. Miała dość czterech ścian, nawet jeśli były to ściany domu tak przyjaznego, jak hacjenda de la Vegów. Gdyby to od niej zależało, pojechałaby teraz gdzieś na łąki, może pościgać się z w blasku księżyca. Może podroczyłaby się z nim choć trochę, tak jak kiedyś, gdy namawiała go do zdjęcia maski…

Zaśmiała się smutno do siebie. To już była przeszłość. Teraz wiedziała, czyja twarz kryje się za maską. Wiedziała też, gdzie jest w tej chwili. Kilka kroków od niej, śpi w swoim pokoju, w swoim łóżku, tak jak powinien. Nadal chwilami było jej trudno uwierzyć, że Zorro to ta sama osoba, co jej dobry przyjaciel Diego, ale im więcej ze sobą przebywali, tym więcej dostrzegała podobieństw pomiędzy nimi. Te wątpliwości zostały już wyjaśnione. Ale pozostały jeszcze inne, teraz znacznie bardziej dojmujące, które nie pozwalały jej zasnąć.

Przeszła przez patio i wróciła do domu. Nie czuwano już przy niej bez przerwy, ale nie chciała niepokoić przyjaciół, znikając im gdzieś z oczu. Jeszcze tylko na chwilę przystanęła przy drzwiach do pokoju Diego. Uchyliła je lekko, chcąc się tylko upewnić, że jest w domu, nie wymknął się gdzieś po kryjomu na jakąś wyprawę jako Zorro.

Był w pokoju. Spał niespokojnie, kręcąc się i mamrocząc przez sen. Nagle, nim zdążyła zamknąć drzwi, poderwał się i usiadł ze stłumionym okrzykiem. Widziała, jak z westchnieniem opiera głowę na rękach.

Podeszła bliżej.

x x x

Diego śnił.

Sznur okręcony wokół potężnego konaru trzyma Victorię w powietrzu. Z miejsca, gdzie stoi, Diego dostrzega z bezlitosną dokładnością snu nie tylko jej splątane loki, fałdy szerokiej spódnicy, czy falbanę bluzki ściągniętą z ramion, ale też pętlę zaciśniętą na szyi. Widzi źdźbła traw uwięzłe pomiędzy palcami bosych stóp, przylepione do nich drobne listki, otarcie na kostce… Dłonie Victorii zwisają bezwładnie, wpół otwarte, nieruchome jak wyrzeźbione dłonie posągu. Głowa jest nienaturalnie skręcona w bok, twarz zwrócona ku ziemi, ale on dostrzega zsiniałe wargi, rozwarte w ostatnim oddechu czy błaganiu o życie, strużki łez zaschłe na policzkach i szeroko otwarte, puste oczy…

Obudził się z krzykiem. Usiadł i odetchnął głęboko, gdy zdał sobie sprawę, tak jak wiele już razy przedtem, że to co zobaczył, było tylko koszmarem. Męczącym go od tygodni, ale tylko snem. żyła, miała się dobrze. Ta tragedia się nie wydarzyła.

Ale sen wciąż go nawiedzał i nie miał pojęcia, co zrobić, by się od niego uwolnić. Podejrzewał, że jest tak dlatego, że sytuacja Victorii wciąż była niejasna. Mimo starań padre Beniteza czy don Alejandro, nadal część ludzi w odnosiła się do niej jak do podejrzanej. Teraz jeszcze dodatkowo doszły obawy przed tym, co może się zdarzyć, gdy porucznik złoży w Monterey swój raport o śmierci Monsangre. Wprawdzie możliwość, że oskarży on właścicielkę gospody była niewielka, a nawet wtedy będzie dość świadków, by potwierdzić jej niewinność, ale nie zmniejszało to niepokoju Diego. Wiedział, że reaguje przesadnie, ale nie potrafił się uspokoić. Nie potrafił też wymyślić sposobu, by przekonać Victorię do jednej, jedynej rzeczy, jaka mogła zmienić jej sytuację w Los Angeles. Relacje pomiędzy nimi wciąż wydawały mu się niepewne. Był jej przyjacielem Diego, którego lubiła i traktowała teraz wręcz serdecznie, ale nadal pozostawało bez odpowiedzi pytanie, czy pogodziła się już z tym, że to właśnie on jest Zorro. I czy to, co było między nią i Zorro, przetrwało.

READ  Koniec historii Początek legendy

Jednak rozmyślanie nad tym niczego nie zmieniało. Diego z westchnieniem podniósł głowę i zamarł.

Victoria, w nocnej koszuli, otulona szalem, stała w drzwiach jego pokoju.

– Victorio? – zapytał, na poły mając wrażenie, że to jeszcze jeden sen.

– Usłyszałam, że krzyczysz – odpowiedziała. – Co to było? Zły sen?

– Najgorszy – westchnął.

Podeszła bliżej i usiadła koło Diego. Bez słowa już wzięła go za rękę. Pozwolił jej na to, ale zaraz zabrał dłoń i nim się zorientowała, co zamierza, przesunął palcami po jej policzku. na moment zamknęła oczy, przypominając sobie, jak takim samym gestem dotknął ją kiedyś Zorro, tu, na podwórzu hacjendy.

Popatrzyła znów na Diego. W ciemności jego twarz była bladą plamą, na której mogła wyobrazić sobie maskę.

– Co ci się śniło? – spytała.

Potrząsnął głową….

– Nie chcesz wiedzieć.

– Chcę.

– Nie.

– Diego…

Przesunęła palcami po jego policzku, czując szorstkość zarostu. Prawie spodziewała się, że natrafi na materiał.

– Zorro… Chcę wiedzieć, co cię dręczy.

Gdy znów pokręcił głową, dotknęła palcami jego ust.

– Tajemnica za tajemnicę – szepnęła. – Proszę, powiedz.

Poczuła, jak Diego wsuwa palce w jej włosy i przesuwa kciukami po policzkach. Czuła, jak jego dłonie drżą, gdy dotyka jej szyi.

– Ty mi się śniłaś – szepnął wreszcie. – Że nie… – urwał i nagle cofnął ręce.

– Zorro… – wyszeptała.

Diego odwrócił głowę.

– Że nie zdążyłem – powiedział ledwie słyszalnym głosem.

już bez słowa obróciła jego twarz w swoją stronę i pocałowała. Przez chwilę wydawał się być zaskoczony, ale zaraz włączył się w ten pocałunek, przyciągając ją bliżej do siebie. Pocałunek się przeciągał i zdała sobie sprawę z cienkich strojów obydwojga. Przez materiał koszuli czuła dłonie Diego przesuwające się po jej plecach i sama mogła poczuć ciepło jego ciała.

Na moment zawahała się jeszcze, na poły obawiając swojej reakcji na bliskość mężczyzny, a na poły z utrwalonego nawyku dbania o swoją reputację. Jednak zaraz odepchnęła te wątpliwości. Już mogła nie dbać o to, co jej wpajano, a Diego jej potrzebował. Jej samej i jej zapewnienia, że żyje i jest obok niego. Mogła mu to dać i nie zamierzała się wycofać. Zresztą nie chciała. Więc gdy Diego wzmocnił uścisk, przylgnęła do niego bliżej popychając go lekko tak, że oboje osunęli się na łóżko.

Nagle Diego się cofnął. Spojrzała na niego zaskoczona.

– To chyba nie jest dobry pomysł – powiedział z wysiłkiem.

Dla Victorii było to jak kubeł zimnej wody. W jednej chwili zdała sobie sprawę z całej sytuacji. Przez moment myślała, że ma prawo do bycia blisko z kimś, kogo kochała, zapominając, że to prawo już straciła. Gorzej, właśnie swoim zachowaniem potwierdziła rzucane na nią obelgi. Nie widziała wyraźnie w ciemności twarzy Diego, ale była pewna, że jest pełna odrazy. Z powodu jej przeszłości i jej obecnie aż nazbyt swobodnego zachowania.

READ  Serce nie sługa - Rozdział 9. Wyścig po skarb

Poderwała się, chwyciła szal i uciekła do swojego pokoju.

Diego przez dłuższą chwilę patrzył na drzwi, za którymi zniknęła, nim zdołał wstać z łóżka. Miał wrażenie, że powiedział coś najbardziej niestosownego na świecie i że gorzko pożałuje, jeśli zaraz tego nie naprawi.

płakała. Usłyszał jej łkanie, ledwie stanął w drzwiach jej pokoju.

… – zaczął, delikatnie gładząc jej ramię. Odwróciła się do niego jak ukąszona.

– Jeśli masz zamiar powiedzieć – syknęła z furią – że będziemy nadal przyjaciółmi, to zamilcz i wyjdź!

Niemal cofnął się, zaskoczony gwałtownością jej ataku.

– Nie…

– Więc po co?

– Wyjaśnić…

– A co chcesz wyjaśniać? – prychnęła. Podciągnęła kolana i skuliła się na łóżku. – Nie musisz – powiedziała z goryczą. – Wiedziałam, że tak będzie…

– Co? – Chciał pogładzić ją po włosach, ale odtrąciła jego rękę.

– Wiedziałam, że będziesz czuł obrzydzenie na myśl o mnie – wyjaśniła, starając się, by nie usłyszał tego całego żalu, jaki odczuwała.

– Ja nie…

– Wiedziałam – powtórzyła. Nagle poderwała głowę i popatrzyła na Diego. – To dlatego milczałam. Chciałam, żebyś chociaż ty nie czuł do mnie wstrętu.

– Nie czuję! – zaprzeczył.

– Nie? Naprawdę? Więc po co się cofasz? – spytała. – Wiesz? W tej chwili to żałuję, że wtedy za mną pojechałeś… Au! – jęknęła, gdy dłonie Diego zacisnęły się na jej przedramionach.

– Nie waż się tak myśleć – wywarczał, niskim, groźnym głosem. – Nigdy tak nie myśl!

– Boli… – zaprotestowała. Diego zreflektował się i rozluźnił uścisk.

– Victorio, posłuchaj – powiedział. – To nie jest tak, jak myślisz…

– Więc jak?

Diego na moment zamknął oczy. Potem delikatnie odgarnął Victorii loki z policzka i ujął jej dłonie. Odetchnął głęboko.

– Victorio Escalante – powiedział, dokładając starań, by jego głos brzmiał możliwie równo i spokojnie. – Raz już o to pytał cię i wtedy się zgodziłaś. Ale teraz, gdy wiesz już, kto nosi maskę, czy zgodzisz się ponownie? Czy zostaniesz żoną Diego de la Vegi?

otworzyła usta ze zdumienia. Ona? Żoną don Diego? Syna najznaczniejszego w okolicy? Mogła zgodzić się być żoną Zorro, chciała tego z całego serca, ale Diego… Nagle zrozumiała powody, jakie kierowały Diego. Honor i szacunek wobec niej, które kazały mu się wycofać i złożyć jej tę propozycję. Co więcej, jako jego żona odzyskiwała szacunek w pueblo. Ale na to nie mogła się zgodzić. Diego nie powinien żenić się tylko dlatego, że chciał jej pomóc.

Wierzchem dłoni otarła nieproszone łzy.

– Nie, Diego – stwierdziła. – Nie mogę.

Zamarł.

– Jutro oddam ci pierścionek twojej matki – dodała szybko.

– Jeśli oddasz mi pierścionek – powiedział cicho, ale dobitnie – to jutro oświadczy ci się przed całym pueblo.

Teraz ona zamarła na moment wobec wizji Diego proszącego ją o rękę na placu przed gospodą. A Diego ciągnął dalej.

– Jeśli wtedy mnie odrzucisz, oświadczę ci się pojutrze – mówił. – I każdego następnego dnia, aż się zgodzisz.

– Nie chcę zgadzać się na ślub z tobą tylko dlatego, że chcesz ratować moją reputację.

Diego aż sapnął z zaskoczenia.

– To dlatego? – spytał. – Tylko dlatego odmawiasz?

– Tak – odpowiedziała.

Przyciągnął ją do siebie.

– Wiesz, co czuje do ciebie Zorro – stwierdził z naciskiem. – Wiesz też, co czuje Diego, sama mi napisałaś, że to nie jest dla ciebie tajemnicą. Teraz, kiedy wiesz, że to jedna i ta sama osoba, czy zgodzisz się na ślub?

– Diego… Zorro… Wiem, co czułeś… Ale wszystko się przecież zmieniło…

Dotknął palcem jej ust, nakazując milczenie.

– Nic się nie zmieniło – odpowiedział. – Nic.

READ  Zorro i Rosarita Cortez - rozdział 45 Nagroda

Objęła go za ramiona.

– Przekonaj mnie – szepnęła, patrząc mu prosto w oczy.

x x x

Don cofnął się od drzwi pokoju Victorii.

Obudziły go kroki na korytarzu. Podejrzewał, że to znów cierpi na bezsenność i już chciał wyjść i z nią porozmawiać, gdy usłyszał rozmowę w pokoju syna. Rozwój sytuacji trochę go zaniepokoił, ale przez moment był dumny, że jego syn potrafił się godnie zachować. Przez moment tylko, bo zaraz potem ledwie zdążył skryć się w drzwiach biblioteki, gdy minęła go zapłakana Victoria, a za nią Diego.

Teraz zaś, jeśli miał uszanować pewne normy, powinien wejść do pokoju dziewczyny i przeszkodzić tej dwójce w łamaniu zasad. Ale nie potrafił tego zrobić. Nie po tym, co słyszał. Akceptował Victorię, córkę starego przyjaciela, jako synową. Jednak powinna zgodzić się na ślub z Diego z własnej woli, nie przymuszona okolicznościami i tylko z tego powodu wcześniej nie nakłaniał jej i Diego do małżeństwa. Jego syn musiał ją przekonać. Jeśli mieli przy tym złamać kilka zasad, to on, jako ojciec, zgadzał się na to. Żadne z nich nie powinno mieć wątpliwości co do uczuć drugiego, zbyt delikatna była to sprawa.

x x x

płakała. Wtulona w objęcia Diego chlipała, nie bardzo rozumiejąc, skąd bierze się to uczucie, jakie ją ogarnęło. Przemożnego smutku i żalu, ale też pewnej ulgi. Może było tak dlatego, że wszystko, o czym kiedyś marzyła, otrzymała teraz w zupełnie odmienny sposób. A może dlatego, że czuła się nagle bezpieczna i kochana. Nie wiedziała. Czuła tylko ciepło ciała Diego przytulonego do niej w ciasnym objęciu i jego rękę, łagodnie gładzącą ją po plecach.

Wreszcie łzy wyschły. Siąknęła jeszcze nosem, a Diego bez słowa podsunął jej jakiś materiał, by mogła wytrzeć twarz. Rozpoznała jego koszulę.

– Już lepiej? – zapytał.

– Mhm…

Odgarnął znów z jej policzka włosy, dotykiem nakłaniając, by podniosła głowę i popatrzyła na niego.

– Przekonana? – Widziała w ciemności, że się uśmiecha.

– Tak.

Uśmiech Diego stał się jeszcze szerszy.

– Moja żono… – wymruczał cicho. Po chwili dodał. – Powiedz mi, , czy sobota będzie ci pasowała?

– Sobota?

– Na ślub – wyjaśnił.

dłuższą chwilę milczała. Taki pośpieszny ślub oznaczał dalsze plotki, a tego miała już serdecznie dosyć. Wiedziała jednak, że od nich nie ucieknie i ludzie będą komentować jej związek z Diego. Może bardziej życzliwie, niż mówili do tej pory, ale na pewno będą. A ona miała też dość czekania. Dość samotności, krótkich chwil czułości z Zorro, nim ten znów musiał gdzieś gonić czy uciekać. A właściwie to nikt nie będzie się dziwił, że zgodziła się na ślub z Diego. Nie po tym, jak on i jego ojciec bronili jej przed całym Los Angeles, jak oddał ją pod ich opiekę. I na pewno nie po tym, jak w tak dramatyczny sposób zerwała z Zorro.

– Dobrze – westchnęła. – Sobota.

Nieoczekiwanie ziewnęła, nagle śpiąca i znużona. Czuła jeszcze, że Diego poprawia otulające ich okrycie, nim zasnęła.

Obudził ją pocałunek. Otworzyła oczy, by zobaczyć Diego, klęczącego przy jej łóżku.

– Już świta – powiedział. – Wybacz, że nie zostanę dłużej, , ale ojciec obdarłby mnie za skóry, gdyby tak nas przyłapał.

Don Alejandro? – Usiadła, nagle w pełni rozbudzona. – On…

– Ciii… – uśmiechnął się Diego i podał jej koszulę. – Powiemy mu przy śniadaniu. Prześpij się jeszcze.

Pocałował ją ponownie i zniknął za drzwiami.

CDN.

Series Navigation<< Konsekwencje, rozdział 10Konsekwencje, rozdział 12 >>

Author

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *