Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 35

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World Zorro 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Romans, Przygoda,
Podsumowanie/Summary
Pech czy los sprawiają, że nawet najlepszy plan może zawieść. Piąta część opowieści o Zorro i Victorii.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, de la Vega, Escalante, Felipe, Jamie Mendoza, Luis Ramon,

Rozdział 35. Odliczanie

zaklął wściekle i odstawił butelkę na parapet okna. Wino się skończyło, a on wciąż czuł, że dobrze byłoby wypić jeszcze trochę. Choćby po to, żeby przestać się złościć i niepokoić, że jego pułapka nie zadziałała. Wczoraj i przedwczoraj widział don Diego wyjeżdżającego na przejażdżkę z narzeczoną, jakby nic się nie stało. Tak samo Zorro zlekceważył zagrożenie i nie złożył wizyty w garnizonie.

nie wiedział, jaka była tego przyczyna. Podejrzewał, że stało się tak, ponieważ sierżant okazał się zbyt wielkim tchórzem i nie zdecydował się powiedzieć don Diego o zasłyszanych od swego zwierzchnika podejrzeniach. Od dwu dni Ramone widział, że zerkał na niego z mieszaniną strachu i poczucia winy, omijając go na tyle, na ile mu pozwalały garnizonowe obowiązki. Więc wiedział i bał się, ale nie zdecydował się działać. Przynajmniej te pełne lęku miny wykluczały inną możliwość, że sierżant po prostu uznał zasłyszane rewelacje za pijackie bzdury, które całkowicie zlekceważył. Jakby jednak nie było, pozostawał fakt, że plan wykurzenia lisa z nory nie wypalił. Don albo pozostawał nieświadomy zbierających się nad jego głową ciemnych chmur, albo nie dał się spłoszyć i zuchwale zlekceważył sobie zagrożenie. Luisowi Ramone pozostawała jedynie otwarta konfrontacja. Choćby teraz, zaraz, stwierdził, widząc charakterystyczną klacz palomino przywiązaną przed gospodą.

X X X

Mały pokoik Victorii na piętrze gospody był bardziej niż zatłoczony. Tłum gości na dole uniemożliwiał, zdaniem señora Nicolao, prawnika de la Vegów, swobodną rozmowę o sprawach, które ze swej natury powinny pozostawać poufne, jak ustalanie małżeńskiej intercyzy. Señor Nicolao nie ukrywał zresztą, że był zaskoczony, nie tyle samym faktem spisania intercyzy, bo to zdarzało się w małżeństwach , ale jej treścią. Dokument wprawdzie dotyczył zwykłych w takich przypadkach regulacji spraw majątku, ale jego treść była niezwyczajna. Zamiast klauzul o odprawie czy przejęciu wnoszonego majątku, młody de la Vega zastrzegł niemal całkowite rozdzielenie majątku męża od majątku żony. Gospoda Victorii Escalante, dochodowy i cenny interes, miała od dnia ślubu stanowić jej wyłączną własność, co do dyspozycji którą mąż nie miał prawa zgłaszać sprzeciwu.

Señor Nicolao kręcił więc głową nad tymi warunkami i zażyczył sobie, by tak istotny dokument został podpisany przy większej ilości świadków.

– Najlepiej będzie, jeśli będą to reprezentanci króla – powiedział.

– Możemy zejść na dół – zaproponowała Victoria. – Będzie tam dość świadków, zarówno peonów, jak i .

– Powiedziałem, że najważniejszymi świadkami byliby ludzie króla.

– Sierżant powinien być o tej porze w gospodzie – stwierdził Diego.

Don nie zabierał głosu. Podział majątku był sprawą jego syna, a wyglądało na to, że Diego gruntownie przemyślał tę sprawę. Pozostawienie własności gospody wyłącznie w rękach Victorii było dobrym pomysłem, jeśli miało zagwarantować jej poczucie swobody, do której tak przywykła i zmniejszyć jej obawy przed wejściem pomiędzy . Wprawdzie jeszcze żadna dona de la Vega nie prowadziła własnego interesu, ale w końcu mógł się zdarzyć ten pierwszy raz. Jeśli dzięki temu małżeństwo jego syna będzie szczęśliwsze, on się na to zgadzał.

READ  Legenda i człowiek Cz II : Sojusznicy, epilog

Jeśli będzie małżeństwo. Don nie mógł przestać myśleć o innych dokumentach, jakie na nalegania Diego podpisywali wraz z señorem Nicolao jeszcze w hacjendzie. Jego syn, mimo wciąż powtarzanych zapewnień, że jego plan się powiedzie, spisał testament, gwarantując w nim swój majątek Felipe i Victorii, niezależnie od tego, czy się pobiorą, czy nie. Mogło wydawać się, że jest to prosta ostrożność i chęć skorzystania z okazji, by nie kłopotać prawnika późniejszymi podróżami, ale sam fakt, że Diego o tym pomyślał, budził w jego ojcu niedobre przeczucia.

Sierżant rzeczywiście był na dole, w sali gospody. Siedział nad talerzem fasoli i ucieszył się głośno, gdy usłyszał, że ma poświadczyć małżeńską intercyzę don Diego i señority Escalante. Jednak jego osoba nie znalazła uznania w oczach señora Nicolao.

– Czy nie ma innego przedstawiciela króla? W Los przecież jest .

– Owszem, jest – zgodził się don Alejandro – ale…

jest niedysponowany – dorzucił szybko Diego.

– Jeśli jest chory, możemy pójść do niego z wizytą. Jeśli tylko to nie jest ciężka, obłożna choroba, może poświadczyć swoim podpisem prawdziwość dokumentu.

– Ale… – zaprotestował sierżant. On, de la Vegowie i Escalante wymienili zmartwione spojrzenia. Żadne z nich nie chciało, by Diego wchodził na teren garnizonu. Zbyt duże było ryzyko, że Ramone po prostu skorzysta z okazji.

Nim jednak którekolwiek z nich zdążyło wymyślić jakąś w miarę wiarygodną wymówkę, by uniknąć wycieczki do gabinetu alcalde, Ramone wtoczył się do gospody.

– Wina! – zawołał, wspierając się ciężko o bar. Stojąca za nim rozejrzała się pospiesznie w poszukiwaniu señority Escalante.

– Wina! – krzyknął jeszcze raz Ramone. pospiesznie kiwnęła głową i postawiła kubek z winem przed alcalde.

– Mówiłem… – odezwał się cicho Diego do señora Nicolao. – Alcalde jest niedysponowany.

– Ależ… ależ on jest kompletnie pijany!

– Powiedziałem, niedysponowany.

– Często tak pije?

– Codziennie.

– To… to oburzające! – obruszył się prawnik.

– Niestety, musimy radzić sobie, jak możemy – westchnął don Alejandro. – Teraz jest i tak nie najgorzej. Gdy jest względnie trzeźwy…

– Porzućmy tę sprawę, ojcze. – Szybko przerwał mu Diego. – Lepiej niech sierżant podpisze wraz z nami dokumenty, nim Ramone zorientuje się, że tu jestem.

– A to dlaczego? – zainteresował się señor Nicolao.

Alcalde… – zafrasował się Diego. – No cóż, alcalde miewa rozmaite… pomysły.

– Urojenia, chciałeś powiedzieć! – prychnęła gniewnie Victoria.

– Niech będzie, że urojenia. Tak czy inaczej, zdarzają się nieprzyjemne sytuacje, których wolałbym uniknąć.

Señor Nicolao więcej nie naciskał. Mimo jego słabego protestu, że ten dokument powinien być poufny, don nakazał mu odczytać półgłosem treść intercyzy w asyście obecnych w gospodzie i sierżanta, co wzbudziło wśród zgromadzonych falę podnieconych szeptów. Następnie Diego i złożyli swoje podpisy.

Właśnie kończył mozolnie kaligrafować swój podpis, gdy spostrzegł, że obecni w sali interesują się czymś w jej głębi. Kołysząc się na niepewnych nogach i utykając podszedł bliżej.

– Kogo ja widzę? – zdziwił się. – Co ty tu robisz, de la Vega?

– Podpisujemy małżeńską intercyzę, alcalde – wyjaśnił uprzejmie Diego.

– Widzę, widzę… Sierżancie, przypomnijcie mi. Mamy jakiś podatek od małżeństwa?

READ  Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 28

– Nie, alcalde.

– Nie…? No jak to nie? Musi być! – Ramone zachwiał się i czknął głośno. – Zaraz… zaraz napiszę prokalma… proklama… no, wiadomość! Jest taki podatek! Macie go pobrać, sierżancie! A wy, de la Vega, nie protestujcie… Nie protestujcie, bo was zamknę… I tego obcego też…

– Jak śmiecie! – Señor Nicolao niemal poderwał się zza stołu. Niemal, bo usadziło go na miejscu silne ramię don Alejandro.

– Jak wy śmiecie!? – oburzył się Ramone. – Sierżnacie… To szpieg! Zabrać go na szafot!

– Nie!

– Jesteście szpiegiem… Ja tu jestem alcalde! O! Jak ja mówię, że jesteście szpieg, to jesteście… Nie prosteto… protestować mi tutaj!

Alcalde… – Diego podszedł do Ramone i położył mu spokojnie rękę na ramieniu. – Jesteście niedysponowani. Powinniście iść się położyć.

– A wy czego, de la Vega… Jeszcze się rządzicie…? Ja was zaraz…

– Sierżancie – Diego zwrócił się do Mendozy. – Lepiej będzie, jeśli ktoś zaprowadzi alcalde do jego kwatery. Powinien odpocząć.

Si, don Diego – zgodził się czerwony z zażenowania Mendoza. – Chodźcie, alcalde… – sierżant ujął zwierzchnika pod ramię, starając się go podeprzeć, a drugą ręką odebrał mu laskę. Ramone zatoczył się lekko, czknął i wykręcił w tył.

– Myślicie, żeście sprytny, de la Vega? – zapytał.

– Chodźcie, alcalde – powtórzył

– Nie jesteście sprytni! Nie jesteście… – krzyknął jeszcze Ramone, ale już posłusznie poszedł z sierżantem. Jeszcze przez chwilę słychać było jego pokrzykiwania, słabnące, w miarę jak prowadził go do garnizonu.

– Często tak…? – Prawnik potrząsnął dłonią, gestem usiłując dać do zrozumienia to, czego nie chciał wypowiedzieć.

– Od czasu, jak strzaskano mu nogę – odparł don Alejandro – niemal stale.

– To woła o pomstę do nieba! Kwitnące i pijak alcalde! Nie interweniowaliście w tej sprawie do gubernatora?

– Owszem. Ale zdaniem gubernatora radzimy sobie dostatecznie dobrze – mówił don z goryczą – by nie przysyłać nam tu kogoś bardziej dbałego. Niestety, pijaństwo nie jest najgorszą cechą tego alcalde. Gdy pije, przynajmniej wiemy, że nie będzie pamiętał, jaki znów wymyślił podatek. Ani kogo właśnie skazał na śmierć.

– Jak to? Na śmierć? – Señor Nicolao miał kłopoty ze zrozumieniem tego, co usłyszał.

– Niestety. Wyroki śmierci to jedna z tych rzeczy, jakie naszemu alcalde przychodzą z wielką łatwością. Łatwiej jedynie ogłasza nowe podatki.

Prawnik potrząsnął jeszcze raz głową i zaczął zbierać papiery.

– Gdy wrócę do Monterey – powiedział – postaram się zainteresować gubernatora tutejszą sytuacją. Rozumiem, że jesteście lojalni wobec mianowanego przez króla urzędnika, ale tak nie może dalej być. Ten człowiek szarga swoje stanowisko.

X X X

Wracali do hacjendy w milczeniu. Poczta do Monterey wyruszała dopiero po niedzieli i prawnik stwierdził, że woli zostać w , niż ryzykować samotną jazdę. Dopiero więc gdy zniknął w swoim pokoju, don podszedł do Diego, po raz kolejny przekładającego papiery na swoim biurku. W pokoju panował bałagan, bo Pablo i Maria zaczęli już przesuwać meble, by zamienić go w małżeńską sypialnię.

– Odniosłem wrażenie, że alcalde wyświadczył nam dziś przysługę – powiedział.

– Być może. – Diego z roztargnieniem wyrównał stosik książek i odłożył na półkę. Obok Maria przesunęła krzesło i wraz z Pablo przymierzyła się, czy będzie dość miejsca na toaletkę.

READ  Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 3

– Nicolao z pewnością uda się do gubernatora. Może jego głos będzie skuteczniejszy od mojego.

– Może…

– Diego, słuchasz mnie?

– Tak, ojcze. – Młody de la Vega oderwał się od układania nut.

– Chciałem powiedzieć ci, że może ten twój plan nie będzie potrzebny.

Diego zaśmiał się krótko, bez wesołości.

– Chciałbym – powiedział. – Obawiam się jednak, że jutro alcalde nie wypije dostatecznie dużo, by dać się tak łatwo odprowadzić. Naciągamy strunę, ojcze, i jutro ona może pęknąć. Tak czy inaczej, wolę być jutro gotowym. Może nic się nie wydarzy. A może nie.

Don tylko pokręcił głową. Jego syn miał rację. Zanim podejmie jakąkolwiek decyzję co do przyszłości Luisa Ramone jako alcalde, tu w Los Angeles, mogą się wydarzyć straszne rzeczy. Wizja schwytanego Zorro, Diego, była jedną z najłagodniejszych.

CDN.

Series Navigation<< Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 34Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 36 >>

Author

No tags for this post.

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *