Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 4

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Romans, Przygoda,
Podsumowanie/Summary
Pech czy los sprawiają, że nawet najlepszy plan może zawieść. Piąta część opowieści o i Victorii.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Escalante, Felipe, Jamie Mendoza, Luis Ramon,

Rozdział 4. Misja

Don Alejandro czekał na nich w wejściu do jaskini. Gdy zobaczył, w jakim stanie wracają, zachłysnął się z przerażenia.

– Ramone strzelił do niego – oparła na sobie ramię Zorro, gdy don Alejandro pomagał jej ściągnąć z siodła bezwładne ciało. – Ścigają nas. Zdołaliśmy ich zgubić za miastem, ale…

– Potem będziemy tym się martwić – starszy de la Vega rozerwał koszulę i aż syknął na widok rany. Nachylił się nad synem, nadsłuchując oddechu, po chwili odwrócił rannego na bok. – Nie jest dobrze… – powiedział. – Tyle dobrego, że kula przeszła na wylot. – Pokazał Victorii drugą ranę, na plecach. – Gdyby utkwiła w ciele…

już klęczał obok, z pękiem szarpi w dłoniach.

– Przynieś jeszcze wody, Felipe, musimy przemyć tę ranę. I koce – polecił don Alejandro.

– Musimy go przenieść… – odezwała się .

– Nie. Skoro was ścigają, to Ramone zajrzy i do hacjendy.

Dla Victorii było to jak powtórka z koszmarnego snu. Chłodna, pusta jaskinia, ogarek świecy na stole i plamy krwi rosnące na szarpiach, gdy wraz z don Alejandro nakładali opatrunki. Felipe przybiegł z miską wody, potem z naręczem koców i pościeli.

– To nie zastąpi łóżka, ale nie możemy zrobić nic innego – de la Vega troskliwie otulił syna kocem. – Podsuń mu jeszcze trochę poduszek pod głowę. Musi leżeć wysoko, inaczej będzie miał kłopoty z oddychaniem.

– Lekarz…

– Lekarz tu już nic nie pomoże, Victorio. A może nam zaszkodzić, gdy rozpozna Diego.

– Ale…

– Wiem, to trudne. Ale jesteśmy zdani tylko na siebie.

zagryzła wargi, by się nie rozpłakać. Diego był tak blady, oddychał tak słabo… Nim się jednak odezwała, coś zahałasowało w oddali. Don Alejandro uniósł głowę.

– Szybcy są – mruknął. – Nie wychodźcie. Felipe, na wszelki wypadek zablokuj wejście, gdy wyjdę.

Sprawdził jeszcze pobieżnie, czy na ubraniu nie ma śladów krwi i ruszył do wyjście do biblioteki. Gdy tylko kamienna płyta wróciła na swoje miejsce, Felipe zasunął ją solidnym drągiem. Teraz do jaskini można było wejść tylko od zewnątrz, nikt z hacjendy nie mógł dostać się do środka. Ten prosty sposób zabezpieczenia wprowadził Diego, gdy raz, przez przypadek, komuś zdarzyło się uruchomić mechanizm otwierający.

– De la Vega! De la Vega! – rozpoznała głos Ramone. – A, tu jesteście, de la Vega!

– Co się stało? – głos don Alejandro był chłodny i obojętny. – Z jakiego powodu nachodzicie mnie w środku nocy?

– Wasz syn wraz z narzeczoną zbiegli z aresztu.

– Tu ich nie ma. I, uprzedzając wasze pytanie, nie wiem, gdzie są, skoro uciekli.

– Domyślam się, że tu ich nie ma – prychnął Ramone. – Zastrzeliłem Zorro – pochwalił się – więc pewnie są gdzieś na wzgórzach, w jego kryjówce.

– Zastrzeliliście Zorro?

– Jednym strzałem – w głosie Ramone była czysta satysfakcja. – Tyle, że Escalante zdołała wciągnąć go na siodło, wiec nie mam na razie trupa, by wam go pokazać.

– Ale, jak widzę, możecie się tym pochwalić.

– Nie bądźcie tak pewni siebie, de la Vega!

– A to z jakiej przyczyny? Co może być powodem, że najeżdżacie mój dom, oczywiście poza chęcią poinformowania mnie, że mój syn z narzeczoną zbiegli z więzienia?

– Jesteście aresztowani, de la Vega.

– Za co?

– Za pomoc wrogom króla, sprzyjanie bandytom, ucieczkę z więzienia… Jeszcze parę rzeczy się na pewno znajdzie, by ładnie wyglądać w waszym wyroku śmierci.

– Co!

– Nie słuchacie, de la Vega? Jesteście skazani na śmierć. Za bunt, zdradę i takie tam inne występki. Śmierć i konfiskata majątku. Aha, gdzie jest ten niemy smarkacz? Mój wyrok obejmuje także jego.

READ  Zorro i Rosarita Cortez - rozdział 1 Zmiany w stosunku do oryginału i zarys czasowy

– To się wam nie uda!

– A kto mi zabroni? Zorro? Jest martwy. Wasz syn? Poczekam z waszą egzekucją, aż będę mógł go postawić obok was.

się dowie!

dostanie ode mnie wyjaśnienie, że sprzyjaliście temu bandycie Zorro. Całe zaświadczy, że on was ochraniał i to niejeden raz. To powinno wystarczyć.

– Ty łajdaku!

– Licz się ze słowami, de la Vega. Od teraz to od twojego zachowania zależy, jak długo pożyjecie. Zabrać go!

Chwila szamotaniny i zaraz potem kroki żołnierzy ucichły w głębi budynku. Felipe przy wejściu zamarł, nadsłuchując z całej siły. Miał wrażenie, że jeszcze ktoś pozostał w bibliotece. Nagle kroki wróciły.

Alcalde… – odezwał się Mendoza.

– Sierżancie, wyznaczcie pięciu ludzi i zostawcie ich tu z kapralem Rojasem. Mają pozamykać okna i drzwi, uprzedźcie też służbę, żeby opuściła dom. Wystawić warty na zewnątrz. Jak don Diego się pojawi, aresztować go i przywieźć do pueblo. Aha, niczego tu nie ruszać. Po egzekucji będzie potrzebny spis majątku, nie chcę, by krewni de la Vegów zarzucali, że hacjenda została okradziona przed formalną konfiskatą.

Kroki odezwały się znowu i ucichły. Tym razem dwoje ludzi wyszło z biblioteki. W oddali, na zewnątrz, rozległy się nawoływania żołnierzy.

Felipe zbiegł do jaskini. Siedząca przy Diego podniosła głowę.

– Co się tam dzieje?

Chłopak zagryzł wargi. Sytuacja była skomplikowana, bardziej skomplikowana niż on mógł przekazać swoimi znakami. Musiał jednak spróbować.

Alcalde? – zgadywała Victoria. – Don Alejandro? , aresztowali go! Szubienica? Za co? Pomoc Zorro? Alcalde mówi… martwy? Tak? Więc teraz chce zabić don Alejandro? I Diego? Żołnierze? Tam na zewnątrz? Warty dookoła? Pilnują hacjendy i czekają na nas?

Felipe przytaknął. rozejrzała się dookoła. Ogarek świecy na stole, trzy konie stłoczone w części stajennej, dziwaczne przyrządy rozstawione dookoła, na podłodze posłanie z koców i siana, a na nim nieprzytomny Diego… Jaskinia, która do tej pory wydawała się jej bezpiecznym schronieniem, teraz stała się pułapką. Roztarła ramiona. Chłód kamienia już zaczął dawać się jej we znaki. Diego był ciężko ranny i potrzebował ciepła i leków, a oni nie mieli tu ani wody, ani jedzenia. Plamy krwi na bluzce i spódnicy zaschły już i zesztywniały.

– Nie damy rady… – szepnęła. Może mieli szansę z don Alejandro w hacjendzie, przynoszącym im żywność i leki, ale teraz…

Felipe szarpnął ją za ramię i potrząsnął głową.

– Myślisz, że mamy szansę? Jaką?

Zaczął gestykulować.

– Zamknięte okna? Ale co? Ach, chcesz wejść do hacjendy, jak wszyscy wyjdą? Przyniesiesz jedzenie? Wodę? Ale… Czy się nie spostrzegą?

Chłopak wzruszył ramionami. Potem pokazał na siebie i swojego konia.

– Chcesz teraz jechać? Gdzie? Pueblo? Jeśli cię złapią…

Pogardliwe prychnięcie. Felipe nie miał zamiaru martwić się tym, co się stanie, gdy go złapią. To nie prowadziło do niczego dobrego. Strach mógł mu tylko odebrać umiejętność przewidywania, a ona była mu najbardziej potrzebna.

był ranny, don Alejandro uwięziony, musiała zająć się Diego. On musiał działać.

X X X

Bycie przyjacielem Diego de la Vegi i pomocnikiem Zorro, miało, zdaniem Felipe więcej dobrych stron niż złych. Oczywiście, że bywały rzeczy złe. Felipe dostatecznie często pomagał przy zakładaniu opatrunków, by wiedzieć, że nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem i takie odchylenia miewają bolesne skutki. Oznaczało to też, że i sam Felipe czasem ryzykował, ale akurat to mniej martwiło chłopaka, mniej niż to, w jakim stanie po raz kolejny wróci Zorro. Ale dobre sprawy przeważały. Bo kto inny, prócz Diego, dbał, by niemy dzieciak nauczył się czytania i pisania? A te eksperymenty? Felipe spędził niejedną godzinę na zajęciach, które z początku nużące, zwykle prowadziły do ekscytującego finału. Coś spadało, wybuchało, rozsypywało się czy zapalało. Mozolnie przygotowywane mieszanki czy aparaty szły w kawałki, całe pomieszczenie wymagało gruntownego sprzątania, ale za to jak było przez chwilę ciekawie! A jeszcze Zorro często potrzebował by ktoś odwracał uwagę żołnierzy i bez wahania szukał takiej pomocy właśnie u niego, Felipe. Samotny, nielubiany przez rówieśników chłopak miał w Diego kogoś, kto był mu zarazem przyjacielem, nauczycielem i starszym bratem, kogoś, kto mu ufał i kto powierzał mu najbardziej odpowiedzialne zadania.

READ  Serce nie sługa - Rozdział 10. Gdzie serce twoje

A teraz Felipe miał działać samodzielnie.

Hacjenda w mroku nocy była cicha i pusta. Żołnierze pozatrzaskiwali okiennice, tak że w pokojach panowała niemal całkowita ciemność. Felipe wiedział z doświadczenia, że po wschodzie słońca ustąpi ona łagodnemu półmrokowi i że wtedy będzie mógł się poruszać po pomieszczeniach całkowicie bezszelestnie, bez ryzyka, że przypadkowym potknięciem czy potrąceniem ściągnie na siebie uwagę wartowników. Teraz, w nocy, był czas na wyprawę do pueblo.

Do dobrych stron znajomości z należała także znajomość wszystkich tras, którymi zamaskowany banita poruszał się po okolicy. Felipe z opisów doskonale wiedział, jak wdrapać się na wieżę kościoła bez wchodzenia do wewnątrz, jak obejść cały rynek i, oczywiście, jak dostać się do pokoju señority Victorii Escalante. Z tego ostatniego przejścia Diego wygadał się kiedyś zupełnie przypadkowo, opowiadając Felipe, jak udało się zatrzymać pewnego oszusta, a teraz chłopak mógł tę wiedzę wykorzystać.

Srokata klaczka może nie dorównywała swoją bystrością Tornado, ale była dostatecznie mądra, by wiedzieć, co znaczą wodze zaplątane na kołku. Koń, ukryty między kilkoma walącymi się komórkami na pograniczu miał tu doczekać powrotu swojego jeźdźca. Noc powoli już się kończyła, ale póki całkiem się nie rozjaśni, nikt nie powinien zauważyć ani wierzchowca, ani przemykającego zaułkami chłopca.

Na pierwszą przeszkodę Felipe natknął się już przy gospodzie. Przez szpary okiennic przebłyskiwało światło i słychać było szmer głosów. Oznaczało to dla niego, że alcalde okazał się na tyle przezorny, że wystawił wartę także i tu, licząc, że wróci do swojego domu. No cóż, pozostała mu jeszcze droga Zorro.

Kiedyś już korzystał z tej drogi i wtedy stanął przed barierą. By wejść do pokoju przez okno, trzeba było najpierw wdrapać się na niski daszek przybudówki, a potem przejść kawałek po dachu przyległego budynku, jednak ten pierwszy daszek był dla niego za wysoko. Tamtej nocy Felipe po raz pierwszy pomyślał, że opisując swoje przejścia po dachach, ścianach czy murach, mówił o wejściach dostępnych dla wysokiego, ciężkiego mężczyzny, nie dla szczupłego niedorostka. To oznaczało, że część miejsc, uznanych przez Zorro za zbyt niepewne, by na nie wchodzić, nadawała się do przejścia dla Felipe, ale też że inne takie miejsca mogą być zbyt wysoko, by się na nie dostać. Na szczęście przy przybudówce znalazł wtedy porzuconą beczkę. Z jej pomocą zdołał się wciągnąć na daszek, a dalsze przejście na dach było już znacznie niższe.

Teraz też beczka stała na swoim miejscu. Pierwsze okno, do którego zajrzał, prowadziło do kuchni. Widział z niego, nisko w dole, samą kuchnię i część sali głównej gospody. Oświetlało ją kilka lamp, a przy jednym ze stołów siedzieli dwaj żołnierze. Właściwie to drzemali, jeśli Felipe dobrze odczytał sposób, w jaki opierali się na blacie, ale mimo wszystko, wolał nie ryzykować. Dolna droga, przez salę, była dla niego zamknięta. Nie mógł też zejść do kuchni, by wyciągnąć ze spiżarni coś do jedzenia. Zresztą, jak po chwili zauważył, nie dostałby się tam z okienka. Znów mówił o przejściu dla kogoś znacznie wyższego niż Felipe.

Okno do pokoju señority było zamknięte, ale haczyk w okiennicy dał się łatwo podważyć czubkiem noża. Pokój był pusty i… Może nie został splądrowany, ale ktoś tu czegoś intensywnie szukał. Nie, nie czegoś, poprawił się po chwili Felipe. Kogoś. Tylko ktoś, kto szuka człowieka, odsuwa zasłony z szafy czy odrzuca pościel, ale nie rozsypuje zawartości koszów czy niewielkich skrzyń. Zauważył tylko kłąb splątanych koronek, jedwabiu i błękitnego aksamitu w jednym z koszy. To pewnie były te materiały na ślubne stroje, które kupiła jakiś czas temu. Ktoś przejrzał je bez większego względu na to, czy się pogniotą, czy nie.

Felipe bez większego kłopotu umiał odnaleźć w panującym w pomieszczeniu bałaganie kilka spódnic i bluzek. Ściągnął jeszcze dwa ciepłe szale, by miała czym się okryć, a potem zajrzał pod łóżko. Tak jak podejrzewał, skrytka señority była pusta. Alcalde musiał tu zajrzeć i zagarnąć przechowywane w niej oszczędności.

READ  Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 11

Z miękkim pakunkiem pod pachą zeskoczył z powrotem na ulicę i się zastanowił. Diego mówił mu, gdzie można wdrapać się na mur garnizonu i gdzie pomiędzy koszarami można się schować, kładąc na dachu tak, że żołnierze przebiegają dołem, nie widząc przeciwnika. Tyle tylko, że znów to były sztuczki Zorro. Mur mógł się okazać za wysoki dla chłopca, podobnie jak daszek. Ale korciło go, bardzo korciło, by pomimo ryzyka dostać się w pobliże aresztu i w jakiś sposób dać znać don Alejandro, by się tak bardzo nie martwił.

Zastanawiał się nad tym, trocząc do siodła przyniesiony pakunek. Widział już wieczorem, że w areszcie są pozamykane okiennice i nie sądził, by ucieczka czy powrót alcalde z więźniem coś w tym zmieniły. Jeśli już, to zmiana była na lepsze dla niego – zmęczeni żołnierze zostali zwolnieni z posterunków i przesypiają te kilka pozostałych do świtu godzin w koszarach. W oknie gabinetu alcalde prześwitywało światło, co mogło oznaczać, że akurat Ramone nie śpi, ale to tym bardziej kusiło Felipe. Ramone przecież uwielbiał się chwalić swoimi przewagami, więc teraz mógł rozmawiać z don Alejandro i może nawet zdradzić w tej rozmowie, co planuje dalej, dać jakieś wskazówki, które pozwoliłyby Felipe i Victorii zaplanować obronę czy dalszą walkę. Podkradanie się pod garnizon było szaleństwem, niepotrzebnym ryzykiem, ale korzyści…

Zdecydował. Jakby co, to biegał naprawdę szybko. Zdąży dopaść konia i uciec, nim wybiegną zza bramy zaalarmowani żołnierze.

CDN.

Series Navigation<< Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 3Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 5 >>

Author

No tags for this post.

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *