Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 34

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Romans, Przygoda,
Podsumowanie/Summary
Pech czy los sprawiają, że nawet najlepszy plan może zawieść. Piąta część opowieści o i Victorii.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, de la Vega, Escalante, Felipe, Jamie Mendoza, Luis Ramon,

Rozdział 34. Ostatnia decyzja

W gospodzie señority Escalante panowało zamieszanie, które spowodowało, że już nie raz i nie dwa pożałowała, że zdecydowała się urządzać wesele właśnie tutaj, a nie w hacjendzie de la Vegów. Prócz codziennych gości sporo było tu osób, które przyjechały specjalnie po to, by porozmawiać czy zobaczyć samą señoritę, bohaterkę najbardziej emocjonującej historii miłosnej w okolicy i, już za trzy dni, donę de la Vega, żonę don Diego i synową najznaczniejszego z w okolicy Los Angeles. Ich wizyty przeszkadzały z kolei w gotowaniu, pieczeniu i setkach innych drobnych spraw, jakie trzeba było załatwić przed uroczystym posiłkiem.

Sama raczej nie wychylała nosa z kuchni. Bycie w centrum zainteresowania stawało się powoli męczące, więc z radością powitała ponowne pojawienie się Diego. Jej radość szybko przeszła w niepokój, gdy zauważyła, że młody de la Vega sprawiał wrażenie czymś zmartwionego, więc bez wahania przyjęła jego propozycję krótkiej wycieczki, by porozmawiać z dala od ludzi.

Pojechali za Los Angeles, nad potok, na tyle daleko, by mieć pewność, że nikt nie będzie im w rozmowie przeszkadzał. Diego pierwszy zeskoczył z konia pod drzewem i pomógł zsiąść Victorii.

– O czym takim chciałeś porozmawiać, że nie możemy tego zrobić w gospodzie? – zapytała.

– O naszym ślubie.

– O ślubie? Diego… – stanęła tuż przed nim. – Co się dzieje? Chcesz się… – głos się jej załamał – wycofać?

– Nie! Ale…

– Ale? – By nie dostrzegł jak jej drżą ręce, oparła je na jego barkach. On także był spięty tak, jakby spodziewał się ataku.

– To może wyglądać inaczej, niż sobie wymarzyliśmy… – powiedział ostrożnie.

– Inaczej? – poczuła taką ulgę, że musiała się roześmiać. – Diego, już dawno pogodziłam się z tym, że moje marzenia o ślubie z tobą w stroju pozostaną tylko marzeniami. Byłoby to piękne, ale i zupełnie szalone. Jeśli tylko to cię tak martwiło, to niepotrzebnie się niepokoiłeś!

– Nie… Nie to chciałem powiedzieć…

– Więc?

– Ramone wie, że ja jestem Zorro.

Zamarła. Nie, musiała źle usłyszeć.

– Co?!

– Luis Ramone, alcalde Los Angeles – powiedział spokojnie Diego – jest przekonany, że to ja jestem Zorro.

Victorii pociemniało w oczach. Najgorszy z możliwych koszmarów, jaki mogła sobie wyobrazić, właśnie stawał się realny. Teraz już rozumiała, czemu Diego chciał mówić o ślubie. Skoro Ramone uważa go za Zorro, uderzy właśnie wtedy. Za bardzo nienawidził don Diego de la Vegi, jego ojca i Victorii Escalante. Za bardzo nienawidził Zorro. Nie odmówi sobie przyjemności zranienia ich w chwili, gdy będą najszczęśliwsi.

Poczuła, jak Diego podtrzymuje ją i sadza na trawie. W jakiś przedziwny sposób ten dotyk dodał jej sił. Jeszcze nie wszystko było stracone, skoro Diego, nie, Zorro, wiedział o pułapce. Musiała być silna. Musiała działać i mu pomóc.

– Mówisz mi to, byśmy coś poradzili? – zapytała wreszcie.

– Tak. przyjechał, by mnie ostrzec. Nie wierzy w to, ale uznał, że lepiej, bym wiedział, co sądzi Ramone.

– Więc musisz uciekać – powiedziała.

– Sprzed ołtarza? Nigdy w życiu, Vi!

Nie mogła się nie uśmiechnąć, słysząc co mówi i jak mówi. To stwierdzenie jego miłości dodawało sił.

– Poza tym, nawet gdybym uciekł, niczego by to nie zmieniło – mówił Diego. – Ramone miałby swój dowód na potwierdzenie tego, kim jestem. A to też oznacza, że od razu uderzyłby w ciebie – dodał tym chłodnym tonem, jakim zwykle mówił o sytuacjach, gdy w grę wchodziło czyjeś życie. – Nie mówiąc już o tym, co by się później działo w pueblo.

READ  Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 5

Zastanowiła się przez moment. Było inne rozwiązanie, może nawet mniej bolesne dla niej, które dawało pewność, że będzie bezpieczny.

– Czy chcesz… – zająknęła się – czy chcesz, bym zerwała zaręczyny?

– Nie!

Mimo grozy sytuacji, roześmiała się na widok przerażenia, jakie odmalowało się na twarzy Diego.

– Nigdy w życiu! – zaprzeczył gorąco. – Nie pozwolę, by cię tak skrzywdzono!

– Skrzywdzono? Mnie? Wolę zwrócić ci pierścionek, niż byś trafił do celi. Przecież wiesz, że wystarczy, by Ramone zobaczył twoje blizny, a będzie miał swój dowód jak na dłoni.

– Wiem… – Diego potarł dłonią tors w miejscu, gdzie skórę znaczył mu ślad po kuli alcalde. – Wiem też, jak mnie wytropił…

– Jak?

– Noworoczna zabawa, pamiętasz? Wyszliśmy na werandę, bo…

– Zmęczyłeś się tańcem i kaszlałeś. Pamiętam.

– Właśnie. Ramone siedział tam wtedy, musiał usłyszeć kaszel.

– Ale przecież…

– Już mnie raz ostrzegano, że ten kaszel jest dość charakterystyczny. kiedyś tak przy nim zakaszlał. Uciekaliśmy przed ludźmi Ortegi, ledwie miałem siłę biec. Był zaskoczony, że okazuję jakąkolwiek słabość. I widać, że to dobrze zapamiętał…

pokręciła głową.

– To i tak teraz nieważne. Jeśli nie chcesz uciekać, to co planujesz? Nie mogę uwierzyć, że dasz się pokornie aresztować. Nie ty…

– Zgadza się. Mam plan.

– No wreszcie – uśmiechnęła się Victoria. – Dlaczego od tego nie zacząłeś?

– Bo to będzie ryzykowne, trudne i na pewno popsuje nam ślub.

– Jak się uda…

– Pozbędziemy się Luisa Ramone raz na zawsze.

– A jak nie?

– Będziesz wdową, Vi. Prawie na pewno doną de la Vega, ale i wdową.

Zacisnęła ręce na fałdzie spódnicy. To jednak był koszmar. Przez chwilę miała znów wrażenie, że się zapada gdzieś w głąb, że cały świat dookoła niej rozpada się i rozpływa. Spokój w głosie upewnił ją, że przemyślał wszystko dokładnie, szukając wyjścia z niebezpiecznej sytuacji, rozważył każdą możliwość i jej potencjalne skutki. Już pogodził się z tym, że tym razem może nie przeżyć i interesowało go tylko jedno: czy ona będzie bezpieczna.

– Powiedz, co wymyśliłeś – powiedziała w końcu.

Powiedział jej. Spokojnie, krok po kroku wyjaśnił, czego się spodziewał ze strony alcalde i jak chciał się temu przeciwstawić. Słuchała, a wrażenie, że to nie może być prawda, narastało z każdą chwilą.

– Oszalałeś – stwierdziła na koniec.

– Może – przyznał. – Ale innym rozwiązaniem jest ucieczka i to nie tylko z Los Angeles, ale z Kalifornii i dalej. Być może nawet Meksyk czy Hiszpania nie będą nam w tym przypadku gwarantowały bezpieczeństwa. Poradzisz sobie?

Popatrzyła na niego uważnie. Teraz dopiero, gdy zadał to pytanie, dostrzegła to, co wcześniej przeoczyła, wstrząśnięta i przerażona. Spokój był pozorny. Diego się bał, ale nie widział innego wyjścia z pułapki, w jaką wpadli. Gdyby istniała jakakolwiek możliwość, by tego uniknąć, był gotów z niej skorzystać.

Zastanowiła się. Więc mogli uciekać razem. Ale oznaczało to, że będą musieli pozostawić w rękach oszalałego alcalde. Porzucić na jego pastwę pueblo, a także i hacjendę, bo don będzie musiał uciec razem z nimi. I jeszcze jej gospodę. To będzie jak śmierć, albo gorzej. Pamiętała, jak ciężko Diego znosił przymusowe oddalenie w Monterey, gdy musiał wyzdrowieć z ran. Jak jej samej było wtedy ciężko. A teraz byłoby im trudno podwójnie, bo sami by wybrali ucieczkę. Stchórzyli. A nie tchórzył. Ona też nie.

Przez moment pomyślała jeszcze, czy by po prostu nie zastrzelić Luisa Ramone. Ale to też wykraczało poza jej możliwości. Dwa razy mierzyła w niego z pistoletu, ale wtedy rozpacz dodawała jej sił. Myśl, by zrobić to teraz, na zimno, tylko po to, by uprzedzić jego atak, budziła w niej przerażenie i wiedziała, że to samo czuje Diego. Nie potrafił zabijać. Żadne z nich nie potrafiło. Mogła nienawidzić Luisa Ramone, mogła, tak jak teraz, być zarazem przerażona i wściekła, ale nie mogła go zabić.

READ  Zorro i Rosarita Cortez - rozdział 34 Atak Ortegi i odkrycie

Może potem będzie się przeklinać za tę decyzję, ale teraz czuła, że jeśli ktoś miał stąd uciekać, to nie oni, ale alcalde. Myśl, że to Ramone będzie ściganym zbiegiem, że jego zwycięstwo zamieni się w jego ostateczną klęskę, odrobinę ją pocieszyła.

– Nie potrafimy uciekać, prawda? – zapytała jeszcze, zła na samą siebie, że jej głos zabrzmiał tak żałośnie.

– Nie – przyznał Diego.

– A więc mamy twój plan. Zgadzam się.

X X X

Don kończył składać papiery, gdy na patio wszedł Diego. Ojcu wystarczyło jedno spojrzenie na jego twarz, by wiedzieć, jakiej odpowiedzi udzieliła Victoria.

– A więc? – spytał, chcąc pomimo wszystko usłyszeć potwierdzenie. – Mam jechać?

– Tak – chłód w głosie Diego przypomniał mu, że właściwie to jest jego synem.

– Dobrze – Skoro taka miała być jego rola, był gotowy ją przyjąć. Nikt nie powie, że de la Vega uchyla się przed niebezpieczeństwem. – Skończę z tymi papierami i ruszam.

– Będę w laboratorium, ojcze. Mógłbyś do mnie zajrzeć przed wyjazdem? – prośba Diego przypominała bardziej rozkaz.

Porządkowanie papierów zajęło don jeszcze ponad godzinę. Skoro Diego, nie, Zorro, zdecydował się na swój desperacki plan, należało poczynić jeszcze pewne przygotowania. Jego syn mógł twierdzić, patrząc mu prosto w oczy, że plan się powiedzie, ale starszy zbyt wiele razy widział, jak w ogniu bitwy wszelkie plany rozpadały się i zawodziły. Należało przygotować się na klęskę. Potem zszedł do podziemnej komnaty.

Diego tam był. Stał przy stole ucierając coś w niewielkiej miseczce.

– Jestem – odezwał się ojciec, stając koło niego. – Co robisz?

– Maść. Będzie mi potrzebna – odparł Diego, nie odrywając wzroku od naczynia.

– Rozumiem… To kogo dokładnie mam wciągnąć w nasz spisek?

Padre Beniteza, don Escobedo i doktora Hernandeza.

– Rozumiem tych dwu, ale doktor Hernandez? Po co?

– Wiesz, ojcze… – Diego uważnie rozcierał zawartość miseczki. – Chciałbym jeszcze pomieszkać w Los Angeles. I, po zastanowieniu się, muszę stwierdzić, że lepiej będzie, jeśli nie będę potem wyjaśniać wszystkim dookoła, że w głupi sposób chciałem zażartować sobie z alcalde. Doktor i łut szczęścia będą lepszym wytłumaczeniem. Musimy go wtajemniczyć, tak jak pozostałych, że chcemy zmusić Ramone do ucieczki.

– Ja też się zastanawiałem – don oparł się o stół, by patrzeć na syna z boku. – Don Hernando pewnie też mnie o to zapyta. Czemu to nie może uratować twojej głowy? To chyba byłoby najprostsze rozwiązanie.

– Podobnie jak aresztowanie alcalde za próbę zabójstwa… – Diego nadal nie podnosił wzroku znad mieszaniny w misce. – Tyle, że ani jedno, ani drugie nie skończy się dla nas dobrze.

– A to może się dobrze skończyć?

– A nie? Mówiłem już, że nie planuję swojego pogrzebu. Zaś co do Zorro, to czy myślisz, że Ramone da się przekonać w ten sposób? Kiedy zjawi się u niego w gabinecie lub na moim ślubie?

Don zastanowił się przez chwilę.

– Nie ma dowodów… Skoro twierdzisz, że możesz zamaskować blizny…

– Na chwilę, ojcze, tak, by nikt przy pobieżnym spojrzeniu ich nie zobaczył. Tego nie da się ukryć na dłużej. Więc każde dłuższe śledztwo obróci się na naszą niekorzyść. Tak, możemy poprosić Juana, by chronił mnie przed Ramone i możemy ostrzec don Escobedo, by miał oko na alcalde i wytrącił mu broń. Lecz kiedy zniknie, Ramone dalej będzie mnie śledził, może nawet aresztuje. Gdy oskarżymy go o próbę zabójstwa, będzie to samo: nasze słowa przeciw jego. I znów dowody będą przeciw mnie. Poza tym jeśli don Hernando, czy ktokolwiek inny nie zdąży go rozbroić, będę miał przed sobą Luisa Ramone z nabitą bronią. I Vi zaraz obok siebie, i tłum ludzi dookoła. Wolę pozwolić mu pójść krok dalej i kontrolować, co robi.

READ  Konsekwencje, rozdział 2

– Jesteś szalony.

– Nie. Zdesperowany i wściekły.

– Jeśli twój plan się powiedzie…

będzie przez jakiś czas bez alcalde, co nie będzie zbyt wielką stratą, a ja będę przez kilka tygodni uwięziony tu, w hacjendzie. W dodatku bezpieczny, bo już nikt nigdy nie będzie mógł uznać moich blizn za te Zorro. Każdy w okolicy będzie wiedział, że ranił mnie na moim własnym ślubie niejaki Luis Ramone.

– Prócz doktora Hernandeza.

– Tak. Prócz doktora. Ale on potrafi dochować tajemnicy.

– A jak się nie powiedzie…

– Pueblo będzie wolne od Ramone.

– A ty? – don ujął syna za ramiona, tak że Diego musiał odstawić naczynie na stół i spojrzeć na ojca. – Co się stanie z tobą, jeśli twój plan zawiedzie?

– Nie powinien zawieść.

– Jesteś pewien?

Diego na moment zamknął oczy, pozwalając, by to, co czuł, odbiło się na jego twarzy.

– Nie. Ale nie mam wyboru – odpowiedział cicho.

CDN.

Series Navigation<< Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 33Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 35 >>

Author

No tags for this post.

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *