Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 3

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Romans, Przygoda,
Podsumowanie/Summary
Pech czy los sprawiają, że nawet najlepszy plan może zawieść. Piąta część opowieści o i Victorii.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, de la Vega, Escalante, Felipe, Jamie Mendoza, Luis Ramon,

Rozdział 3. Szczęśliwy strzał

Gdy zapadł zmierzch, Ramone znów pojawił się w areszcie, taszcząc fotel.

– Znów zasadzka, alcalde? – zainteresował się uprzejmie don Diego.

Ramone nie odpowiedział. Zignorował pytanie, starannie udając, że jest zajęty układaniem pistoletów na stoliczku przy fotelu.

– Fotel, stoliczek… – Victoria podeszła do kraty. – Widzę, że czatujecie w zasadzce w bardzo wygodny sposób…

Także na tą zaczepkę nie było odpowiedzi.

– Victoria, proszę – odezwał się Diego – daj spokój alcalde… Widziałem, co się z nim działo po pierwszej nocy. Ledwie mógł chodzić, tak zesztywniał, siedząc na zydlu. Skoro ma tu czatować przez całą noc, niech ma tę odrobinę komfortu…

– Mógłby nie czatować, tylko wypuścić nas do domu – stwierdziła . – Skoro jednak uparł się, by użyć nas jako przynęty, to niech też się odrobinę pomęczy.

– Ależ Victorio, kochanie… To będzie już trzecia noc zasadzki… Naprawdę nie żałuj mu tego fotela…

– Dosyć! – Ramone wyprostował się z poczerwieniałymi policzkami. – Zamilczcie! Cieszcie się, że nie kazałem was przywiązać do bramy!

– Nie ważcie się tego zrobić, alcalde. Nie wobec Victorii – odpowiedział don Diego, nagle lodowatym tonem.

Ramone odwrócił się gwałtownie i podszedł do celi de la Vegi. Ten jednak nie uchylił się przed spojrzeniem. Alcalde nagle przypomniał sobie ostrzeżenie, jakiego kiedyś udzielił mu w przypływie dobrego humoru Zorro. „Diego de la Vega nie chce krzywdzić ludzi, ale w końcu stanie się zabójcą. Jeśli tylko ktoś go zrani dostatecznie dotkliwie”. Wyglądało na to, że Victoria Escalante była tym słabym punktem don Diego, dotknięcie którego wyzwalało w tym łagodnym mężczyźnie lodowatą furię.

Ramone już wychodził, gdy don Diego odezwał się znowu.

– Może jednak tej nocy zrezygnujecie z zasadzki? – powiedział. – Żołnierze nie dadzą sobie rady…

– Zrezygnować? Byście uciekli z Zorro?

– Cóż – uśmiechnął się de la Vega – postaram się wyperswadować uwalnianie nas tej nocy.

– Nie pozwolę na to!

X X X

Noc upłynęła podobnie jak dwie poprzednie. Zachrypnięte nawoływania umęczonych żołnierzy na zewnątrz dość szybko zmieszały się z łagodnym pochrapywaniem drzemiącego Ramone wewnątrz aresztu. Gdy o brzasku poderwał się na nogi, don Diego de la Vega i Victoria Escalante spali spokojnie w swoich celach. Także na biurku nie pojawił się żaden nowy znak, jakby uznał, że jeden raz wystarczy, by udowodnić alcalde, że potrafi, mimo wartowników, zajrzeć do jego gabinetu.

Jednak względnie dobry humor Ramone, mimo wciąż obecnego bólu głowy i poczucia zmęczenia i niedospania, szybko minął. Okazało się, że scysja z señoritą Victorią Escalante z poprzedniego wieczoru była tylko mizerną przygrywką do tego, co zaczęło się dziać od rana. Zaczęło się już zaraz o świcie, gdy Victoria się obudziła i odkryła, że poprzedniego wieczoru, przy aresztowaniu, zapomniała zabrać z gospody swoje przybory toaletowe. Don Diego z stoicką cierpliwością znosił od poprzedniego dnia podobne braki, ale ona nie zamierzała przebywać w areszcie z nieuczesanymi włosami i w nieświeżej sukni.

– Jak to, alcalde? – pytała. – Czy nie wystarczy wam, że zostałam tu uwięziona? Musicie jeszcze poniżać mnie tym, że nie mogę o siebie zadbać w choćby najprostszy sposób?

Alcalde – wtórował jej don Diego – proszę pozwolić señoricie Victorii na odwiedzenie pokoju, czy choćby wysłanie kogokolwiek po jej przybory toaletowe, skoro nie chcecie zwolnić jej z aresztu…

– Jesteście więźniami – warknął Ramone. – Nie zapominajcie o tym!

– Oczywiście, że nie zapominamy – zgodził się potulnie don Diego. – Jednak prosimy tylko o odrobinę elementarnych wygód i uprzejmości cywilizowanego człowieka…

– Cywilizowanego! Phi! – prychnęła Victoria. – Cywilizowany człowiek uprzedza życzenia kobiety, nie odmawia z wyimaginowanych przyczyn!

Ramone trzasnął drzwiami. W progu gabinetu zderzył się z Mendozą. W pierwszej chwili ucieszyło go pojawienie się sierżanta, bo miał kogo wysłać do gospody razem z señoritą Victorią. Nie wyobrażał sobie bowiem, by mogła ona zająć się swoją toaletą w celi, ale sierżant nie miał ucieszonej miny.

Alcalde… – wyjęczał.

– Co się stało? – spytał Ramone. Mendoza zaczynał tak pojękiwać, gdy działo się coś złego, czemu on sam nie mógł zaradzić i co, z całą pewnością, miało wprawić jego, alcalde, w zły nastrój.

READ  Legenda i człowiek Cz II : Sojusznicy, rozdział 1

– Szeregowy Munoz został związany – wyjęczał sierżant. – A na ścianie… Zobaczcie…

Na ścianie aresztu, tuż koło okna celi señority Escalante ktoś nakreślił węglem wielkie „Z”. Szeregowy Munoz siedział na ziemi i rozcierał zdrętwiałe nadgarstki. Nie, nie widział, kto go zaskoczył. Pełnił wartę, rozglądał się, aż tu nagle… Obudził się, gdy było już widno, związany i obolały. Co zaniepokoiło Ramone jeszcze bardziej niż znak, bo przecież w końcu ani de la Vega, ani nie uciekli, to to, że nikt, aż do świtu, nie spostrzegł, że Munoz się nie odzywa. Rozwścieczony alcalde wpadł jak bomba z powrotem do aresztu.

był tu w nocy! – krzyknął.

– Co? – zdziwiła się Victoria.

– Proszę nie udawać, że go nie było! Zostawił swój znak na ścianie!

– Nie rozumiem, czemu pan krzyczy, alcalde – odezwał się de la Vega. – Jak pan widzi, nie uciekliśmy i nadal jesteśmy w swoich celach. A że pańska pułapka nie zadziałała… no cóż, nie jesteśmy zobowiązani budzić czy to pana, czy pańskich żołnierzy, gdy pojawia się Zorro.

– Ale spiskujecie z nim!

– Naprawdę, nie powinno was to dziwić, alcalde, że przyszedł, by się upewnić, że jesteśmy dobrze traktowani.

Ramone obrócił się na pięcie i wypadł z aresztu. De la Vega miał oczywistą rację. Nie musiał ani go obudzić, ani też informować, że rozmawiał z Zorro. Wyglądało na to, że tylko jego dobrą wolą było to, że wciąż przebywał w areszcie.

Po takim początku dnia mogło być już tylko jeszcze gorzej. Zdenerwowany odkryciem znaku na murze Ramone zapomniał o swoim postanowieniu wysłania señority Escalante pod eskortą do gospody, co szybko zaowocowało jej kilkoma kwaśnymi uwagami odnośnie jego manier wobec kobiet, a dla niego stało się nagle sprawą honorową. Skoro bowiem miał ustąpić w kwestii toalety pod wpływem jej kilku nieprzyjemnych stwierdzeń, to co miało by się dziać dalej?

Brak porannej toalety najwyraźniej skwasił humor señority Escalante na cały dzień. Ramone, pracując przy biurku, co i rusz słyszał jej uwagi pod swoim adresem, wygłaszane niby do Diego, ale dostatecznie głośno, by mógł je usłyszeć i on. A także sierżant Mendoza, kapral Rojas i każdy inny żołnierz, który wszedł do gabinetu. Nie mówiąc już o don de la Vega, który pojawił się, by domagać zwolnienia syna i jego narzeczonej. Ostrym wypowiedziom hacjendero o próbach przywrócenia tyranii towarzyszyły wygłaszane z aresztu komentarze señority, podające w wątpliwość władze umysłowe alcalde, jego wykształcenie czy maniery. Don Diego pozornie próbował tonować wypowiedzi swojej narzeczonej, ale każde jego odezwanie tylko pogarszało sytuację w oczach Ramone. Już nie wiedział, co jest gorsze: czy sarkazm señority, czy pozorna uprzejmość młodego de la Vegi.

Pod koniec dnia Ramone słaniał się już na nogach. Po tym, jak odkrył, że nikt nie zwrócił uwagi na brak Munoza, urządził całemu garnizonowi karną musztrę, osobiście nadzorując, czy wykonują wszystkie jej elementy. Podejrzewał bowiem, że gdyby powierzył to zadanie sierżantowi, niezależnie od tego, że to Mendozy obowiązkiem było dopilnować, czy wszystko jest w porządku z posterunkami, to ten oferma przymknąłby oko na wszelkie niedociągnięcia. A tak, on sam miał możliwość nadzorowania, czy żołnierze wykonują jego polecenia i przypomnienie im, że tylko przez ich niedbałość bezkarnie podkradł się ostatniej nocy.

Wchodząc do aresztu, był zmęczony, głodny i zły.

– Tej nocy raczej nie planujcie ucieczki – ogłosił kwaśno. – Przypomniałem żołnierzom, że mają pełnić warty.

– Słyszeliśmy – odpowiedziała Victoria. Stała przy kracie, podobnie jak młody de la Vega i coś podpowiadało alcalde, że ta dwójka przed chwilą rozmawiała.

– Jeśli macie jakieś sekrety – rzucił – to chętnie ich posłucham. Szczególnie tego, jak i gdzie spotykacie się z Zorro.

– W mojej kuchni – prychnęła – kiedy jeszcze do mnie zaglądał. Sami go zresztą tam widzieliście.

– O, więc jednak… Może jeszcze jakiś sekret?

– Więc do swego braku wychowania dodajecie jeszcze chęć poznawania cudzych tajemnic? Ładnie to tak, alcalde?

Alcalde – zauważył spokojnie don Diego – wiecie przecież, że i nie uciekniemy, bo wszędzie są żołnierze, i nie zdradzimy wam więcej informacji o Zorro. Naprawdę nie widzę sensu w przetrzymywaniu nas tutaj. Męczycie tylko siebie i nas. Nie mówiąc już o żołnierzach.

– Daj spokój, Diego… – odezwała się Victoria. – Skoro alcalde chce nadal męczyć żołnierzy…

Ramone nagle zrozumiał, że don Diego miał rację. Nie było większego sensu zatrzymywania tej dwójki tutaj, gdy dość otwarcie pokazał, że nie robi to na nim większego wrażenia. Ramone doskonale pamiętał, jak Zorro składał mu wizyty z mniej istotnych, jego osobistym zdaniem, powodów, niezależnie od tego, jak mocno był obstawiony garnizon, i wiedział już, że jego plan, jak na razie, pozostaje bezskuteczny. Jednak nie zaliczał cierpliwości do swych największych zalet. Zdawał sobie sprawę, że wiele rzeczy tracił przez ten brak, że być może jego plany byłby lepiej realizowane, a i z samym Zorro miałby mniej zatargów, gdyby nie był tak niecierpliwy, ale teraz był niewyspany po kolejnej nocy spędzonej na zasadzce i naprawdę bardzo zmęczony. Słowa señority przechyliły szalę.

READ  Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 32

– Skoro tak się nie przejmuje tym, że tu jesteście – warknął – dam mu powód do przejmowania. Jeśli znów się podkradnie, powiedzcie mu, że ma trzy dni, by się oddać w moje ręce. Albo spróbować was uwolnić. Jeśli tego nie zrobi, na trzeci dzień wyjdziecie stąd oboje. Prosto na szubienicę.

– Oszaleliście, alcalde! – de la Vega poderwał się i stanął tuż przy kracie.

– Wy macie drugi sposób na rozwiązanie tej sytuacji – zwrócił się do niego Ramone. – Powiedzcie mi, gdzie się ukrywa Zorro, a wypuszczam was. Oboje.

Kostki zaciśniętej na pręcie kraty dłoni don Diego pobielały, ale młody de la Vega nie odpowiedział. Ramone podszedł bliżej kraty. Nie za blisko. Czuł, że w tej chwili wejście w zasięg ręki więźnia może się dla niego źle skończyć.

– Trzy dni – powtórzył. – Za trzy dni zobaczycie, jak wasza narzeczona tańczy na stryczku. Bo to ona pójdzie pierwsza. Zastanówcie się więc, czy nie lepiej będzie wam zdradzić przyjaciela.

X X X

Victoria czekała. Wprawdzie Diego zapewnił ją, że nie ma niebezpieczeństwa, ale to, co usłyszała od alcalde nie pozwalało jej zasnąć. Już raz spędzała taką noc z perspektywą szubienicy o świcie, i choć wiedziała, że i de la Vegowie, i starają się jej pomóc, to nie zmniejszało to wtedy jej lęku. Zorro uratował ją tamtego ranka, ale teraz, choć mieli jeszcze trzy dni przed sobą, nie mogła zasnąć.

Było już dobrze po północy. Nawoływania żołnierzy stały się już bardzo słabe, widać było, że przegrywają oni na posterunkach nierówną walkę z własnym niedospaniem i zmęczeniem. Ramone też zasnął, wtulony w oparcie fotela pochrapywał lekko, tuląc do siebie pistolet.

Diego podniósł się nagle z pryczy. W słabym świetle świeczki dostrzegła, że wyciąga coś spod siennika i sięga do zamka drzwi celi. Cichy trzask i krata uchyliła się lekko, a Diego przemknął przez korytarz i zajął się jej drzwiami. Gdy się otworzyły, delikatnie dotknął palcami jej ust i wskazał drzwi. Uśmiechnęła się. Odpowiedział jej uśmiechem. Nim wyszli, wszedł do pustej celi i wyciągnął spod siennika zawiniątko. Żadne z nich nie zauważyło, że śpiący Ramone osuwa się lekko w fotelu, a jego palce zaciśnięte na rękojeści pistoletu powoli się rozluźniają.

W gabinecie zatrzymali się na moment. Zawiniątko okazało się strojem Zorro. Victoria stłumiła chichot na myśl, że rozwścieczony Ramone nawet nie zauważył, że Diego od dwu dni paraduje po celi w czarnych spodniach Zorro. Początkowo miała wątpliwości, co do sensu i zasadności tracenia czasu na takie przebieranki, ale Diego wyjaśnił jej, że w razie kłopotów z żołnierzami lepiej będzie, jeśli to będzie osłaniał ucieczkę, nie de la Vega. Teraz więc szybko zmienił koszulę i oboje ruszyli do wyjścia.

Dłoń uśpionego Ramone była już całkiem luźna. Pistolet przesunął się po kolanie i, nie przytrzymywany, zsunął się na podłogę.

Alcalde poderwał się na dźwięk stuknięcia. W pierwszej chwili wydawało mu się, ze wszystko jest w porządku – w areszcie nie było nikogo obcego, ale za moment dostrzegł, że najbliższa prycza, w celi señority Escalante, jest pusta, a krata tylko przymknięta. De la Vegi też nie było.

Pognał do wejścia.

Na placu przed garnizonem było pusto, ale wystarczyło jedno cmoknięcie, by z zaułka wysunął się Tornado, a za nim drugi wierzchowiec. Za nimi wyjechał Felipe, unosząc uspokajająco dłoń, nim spiął swojego srokacza i zniknął w ciemności ulicy.

podsadził Victorię na siodło kasztanki i sięgał właśnie po wodze swojego konia, gdy Ramone wypadł zza bramy.

– Zorro! – ryknął.

Czarno odziany jeździec odwrócił się w jego stronę i zasalutował szpadą w szyderczym powitaniu. Ramone sięgnął do pasa, tylko po to, by odkryć, że jego własna szpada pozostała tam, gdzie ją odkładał po raz ostatni, czyli w sypialni. Za to w kieszeni surduta miał jeden z tych nowych małych pistoletów. Uniósł go pośpiesznie, by uprzedzić chwilę, gdy znajdzie się o krok bliżej i wytrąci mu broń z ręki biczem.

READ  Serce nie sługa. Część druga - Rozdział 3. Jedna i pół maski mniej

Huknął strzał.

szarpnął się, jakby uderzony pięścią. Uniósł dłoń do piersi, jakby zaskoczony i nagle, ku zdumieniu patrzącego na to Ramone, ugięły się pod nim nogi i osunął się na ziemię.

– Zorro! – wrzasnęła Victoria. Zeskoczyła z siodła.

Za plecami Ramone tupot nóg oznajmił nadbiegających żołnierzy, ale Luis Ramone widział tylko jedno – czarno odzianą postać, leżącą twarzą w dół na placu. Ruszył w jego stronę i zatrzymał się nagle. Victoria przyklękła przy Zorro, wyszarpnęła mu zza pasa pistolet i uniosła w stronę alcalde.

– Ani kroku, alcalde – ostrzegła.

Zamarł.

W bramie tłoczyli się żołnierze, Ramone słyszał stłumione „” Mendozy, posykiwania innych, ale wszystko sprowadzało się dla niego do tej połyskującej lufy.

– Odłóż broń, – powiedział, starając się brzmieć chłodno i spokojnie. – Nie dasz rady. Jemu już nie pomożesz, a sobie możesz zaszkodzić.

– Cofnij się, alcalde – odpowiedziała.

– Masz tylko jeden strzał.

– Celuję w ciebie, alcalde.

Ramone mimowolnie zrobił krok do przodu.

Strzał.

Kula uderzyła gdzieś w mur czy belki bramy, ale alcalde skulił się. W następnej chwili na niego i na żołnierzy wpadł rozzłoszczony ogier. Ramone padł plackiem na ziemię, modląc się, by nie dostać się pod te tańczące kopyta, a Mendoza i pozostali uznali, że bezpieczniej będzie, gdy zatrzasną bramę. Chwilę później o jej deski zadudniły kopyta. Tornado szalał, usiłując dostać się do ludzi w garnizonie. Alcalde leżał plackiem, wiedząc, że jeśli tylko się poruszy, koń wdepcze go w piach.

– Tornado! – zawołała nagle Victoria. – Tornado!

Koń kopnął jeszcze raz bramę i zawrócił do swego pana. Ramone zobaczył, jak wierzchowiec klęka przy leżącym nieruchomo Zorro. Victoria zdołała wciągnąć na siodło bezwładne ciało i sama siadła zaraz za nim. Koń poderwał się i nim Mendoza zdecydował się wyjrzeć zza bramy, tętent kopyt Tornado ucichł już w mroku nocy. Ramone dostrzegł jeszcze tylko, że przy rogatkach miasta dołącza drugi jeździec.

Na oświetlonym pochodniami piasku przed garnizonem pozostał tylko porzucony kapelusz, toledańska szpada i plama skrwawionego piasku.

Series Navigation<< Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 2Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 4 >>

Author

No tags for this post.

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *