Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 11 Lis zastawia pułapkę

przemknął się niepostrzeżenie na tyły gospody. Sprawnie przeniósł jeńców do stajni i wrzucił ich w siano. Sprawdził jeszcze raz więzy, kneble i zamaskował ich sylwetki. Nie chciał mieć żadnych przykrych niespodzianek z ich strony. Odprowadzały go nieprzyjazne spojrzenia.

Ostrożnie zajrzał do kuchni i odetchnął z ulgą. Karczmarz przyszedł właśnie po kolejne butelki wina i był sam w pomieszczeniu. Cicho go powitał.

“Buenos dias, senior.“

Właściciel tawerny odwrócił się i rozluźnił. Nigdy otwarcie nie pomagał bandycie, bo bał się konsekwencji, ale szanował go i przymykał oko na jego działalność w lokalu. I musiał przyznać, że żaden inny złoczyńca nie zostawiał mu pesos jako rekompensaty za połamane ławki i krzesła.

“Buenos dias, senior. Czym zawdzięczam tę wizytę? Jeśli przyjechałeś na chłostę, to właśnie niedawno się skończyła.” Dodał nieco z wyrzutem. Wszyscy liczyli, że się pojawi.

wyczuł w jego głosie rozżalenie. Wiedział, że zawiódł dzisiaj wielu, ale może ich cierpienie nie pójdzie na marne. Wystarczy, że dzięki Rosaricie uda się pozbyć Ortegi.

“Wybacz senior, ale jestem tylko człowiekiem i nie mogę być w kilku miejscach w tym samym czasie. Ale z twoją pomocą może to być ostatnia chłosta.”

Słysząc to, karczmarz rozpromienił się. “Co tylko sobie życzysz.”

“Niedługo przyjedzie tutaj senior Cortez z bratanicą. Chciałbym, aby ukryli się tutaj w kuchni. Nikt nie może ich zobaczyć, szczególnie senority. Ale musi mieć ona możliwość podglądać główną salę. Ja będę na górze. Mam nadzieję, że któryś pokój jest wolny?”

Właściciel gospody nic z tego nie rozumiał, ale tak zwykle wyglądały ich rozmowy. I zawsze wynikało z tego coś dobrego, więc nie dopytywał się o szczegóły.

“Nie ma sprawy. Przyniosę klucz do pokoju numer 1 i zadbam, aby nikt tutaj nie wchodził.”

xxx xxx

Niedługo potem przyjechała z wujem, a usadowił się wygodnie na piętrze. Przez szparę w drzwiach widział, co się dzieje na dole. Pozostało poczekać, aż przyjdzie na wieczorne wino.

Gospoda wypełniona była po brzegi. i zwykli peoni odpoczywali po swoich zmianach, żaląc się znajomym. Wszyscy zgodnie narzekali na niesprawiedliwe traktowanie przez żołnierzy przy drodze, ale tylko tych z nowego kontyngentu. Ukryta za kotarą słyszała urywki rozmów.

“Mój sąsiad wolał pełną chłostę niż oddawać ostatnie pesos, teraz leży z gorączką. Jak to dobrze, że nie pobierał dzisiaj żadnego wynagrodzenia.”

“A mój brat zapłacił, ale i tak dostał baty przy drodze od żołnierzy. Żaden nie słuchał, że dopiero co wydobrzał z upadku z konia. Jak miał nosić kamienie szybciej, jak ledwo stał na nogach w taki skwar?”

“Gdyby przyjechał do miasteczka, to wychłostaliby paru na początku i tyle. Dlaczego go nie było? Czyżby go już nie obchodził nasz los?”

“Dlaczego był tylko przy drodze, czemu pozwolił na taką niesprawiedliwość tutaj, w pueblo? Może został ranny?”

Senorita Cortez z każdą chwilą czuła się coraz bardziej winna. Ci ludzie cierpieli, a ona dostała zwolnienie medyczne, w jej mniemaniu nieco na wyrost. Dywagacje na temat nieobecności renegata tylko pogłębiały jej wyrzuty sumienia. W czasie, gdy ją ratował i potem gdy czekali na jej wuja, zaniedbał dobro innych, którzy na niego liczyli. Dla biednych peonów był jedynym ratunkiem, a to przez nią ich zawiódł.

Teraz już nic nie mogła na to  poradzić. Otrząsnęła się i zaczęła słuchać dalej.

“To wszystko pomysł kapitana, jest nieludzki.”

“Myśmy pracowali przez wiele godzin, a on nawet się nie pojawił.”

“Utrzymanie dróg to obowiązek wojska, a nie obywateli. Poza tym mógł poprosić o ochotników. Nie jesteśmy jego niewolnikami.”

Drzwi gospody otworzyły się i do środka wszedł . Wszelkie rozmowy ucichły, jakby je uciął nóż. Wszyscy pospuszczali głowy i bardzo intensywnie wpatrywali się w blaty stołów.

Podszedł do kontuaru i rzucił monetę. “Karczmarzu, wino.”

Szybko otrzymał butelkę i kufel. Gdy właściciel nalewał trunek, komendant rozejrzał się po sali. Słychać było tylko brzęczenie muchy. “Co to za milczenie? Umarł ktoś?”

Ktoś w kącie nieśmiało się odezwał, ale w tej ciszy słychać go było bardzo wyraźnie. “Kapitanie Ortega…”. Mężczyzna przy barze odwrócił się w tamtą stronę, a wtedy wszyscy usłyszeli coś, co zmroziło obecnych.

“To nie jest żaden Ortega, tylko Juan Ramirez, najemny vaquero.”

xxx xxx

cicho zaklął. Ros wyszła zza zasłony i dała jasny motyw napaści na nią, ale tym samym wystawiła się na niebezpieczeństwo. Nie wiedział, jak przebieraniec zareaguje. Musiał być gotowy, ale intuicja podpowiadała mu, żeby poczekał jeszcze kilka chwil.

Wściekła senorita kontynuowała, wbijając w fałszywego Ortegę mordercze spojrzenie. To on był odpowiedzialny za próby zabójstwa oraz bestialskie traktowanie mieszkańców Los Angeles.

“Podróżowałam z nim dyliżansem od Monterey do Santa Barbara. Pojechałam dalej, a on wysiadł. W czasie kontroli widziałam jego dokumenty. Mówił, że jedzie szukać pracy na okolicznych ranczach. Jego maniery są tak dalekie od oficerskich, że nie wiem, jak nikt nie domyślił się tej maskarady wcześniej.”

Pierwsze zaskoczenie Ortegi, czy raczej Ramireza, minęło i wiedział, że jest spalony. Wyszarpnął z kabury pistolet i wycelował w senoritę. Działał szybko, nikt nie zdążył się nawet poruszyć, wszyscy próbowali zrozumieć, co właśnie zaszło.

Nacisnął spust, nie mógł spudłować z tak bliskiej odległości. W tym momencie na jego ramię spadł ogromny czarny kształt, a huk wystrzału poprzedził brzdęk trafionej butelki, stojącej jeszcze chwilę wcześniej na barze. mimowolnie krzyknęła, patrząc na przemian na huśtający się wciąż żyrandol i kotłujących się na podłodze mężczyzn.

Zorro wyprowadził solidnego sierpowego na szczękę kapitana. Oderwał się od lekko ogłuszonego przeciwnika i wstał. Zanim jednak dobył szpady, komendant pozbierał się z podłogi. Lekko zataczając się, sięgnął po swoją.

Pojedynek był wyrównany, ale z całkiem odmiennych względów. wiedział, że walczy o życie. Oponent przewyższał go umiejętnościami, choć różnica nie była tak duża jak dotychczasowe starcia z żołnierzami. Dlatego kapitan desperacko rzucał w bandytę stołkami i butelkami oraz wkładał w sztychy całą swoją siłę.

Zorro z kolei uchylał się przed pociskami i angażował go w wymianę pchnięć i zasłon. Jego zamiarem nie było uśmiercenie przeciwnika, ale jego aresztowanie. Nie chciał też przypadkowych ofiar.

Po pierwszym szoku świadkowie tego pojedynku zaczęli odsuwać się pod ściany, nie chcąc przeszkadzać w walce. Rosnący tumult i dźwięk wystrzału zwrócił uwagę żołnierzy, którzy wpadli do tawerny z wyciągniętymi szablami, gotowi, aby zaprowadzić porządek.

Ich oczom ukazał się ich dowódca próbujący poziomym cięciem skrócić o nogi renegata stojącego na stole. Zorro z gracją podskoczył, unikając ostrza i kopnął go w twarz. Nie było to eleganckie, ale na pewno skuteczne, a długi pojedynek nigdy nie był bezpieczny dla anioła stróża Los Angeles.

READ  Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 7

Żołnierze zostali łatwo wypchnięci na zewnątrz przez patronów gospody. Także wymiana między Ramirezem i renegatem przeniosła się na plac. Tam zebrał się jeszcze większy tłum. i podążyli za wszystkimi. Senorita mocno trzymała kciuki za zwycięstwo Lisa, ale jej wzrok wodził po zebranych, wypatrując zagrożenia. Żołnierze patrzyli jak urzeczeni, a poza tym byli oddzieleni od walczących przez kordon peonów i caballeros. Zorro nieubłaganie zdobywał przewagę.

Niedaleko niej powstało zamieszanie, ktoś się przepychał do pierwszego rzędu. wyciągnął zza pazuchy pistolet i pewnie wymierzył w szerokie plecy bandyty. zadziałała bez zastanowienia. Rzuciła się na wyciągnięte ramię, które pod ciężarem jej ciała opadło. Huknął kolejny w ciągu kilku chwil wystrzał i wszyscy wstrzymali oddech. Senorita z duszą na ramieniu spojrzała na pole walki. Zorro ukląkł na jedno kolano i wydał z siebie cichy jęk. Ortega, który widział wcześniej zamiar sędziego, podszedł do przeciwnika z aroganckim uśmieszkiem i opuszczoną szpadą.

To był jego błąd. Gdy znalazł się wystarczająco blisko, Zorro zerwał się z dzikim wyciem i potężnym ciosem, w który włożył całą złość i ból, trafił go w szczękę. Nieprzytomny osunął się na ziemię, a powietrze przeszył znany wszystkim gwizd.

Nie patrząc na nikogo w szczególności, bandyta głośno zawołał. “To nie jest prawdziwy Ortega, ale oszust, który się pod niego podszywał. Dwukrotnie próbował zamordować senoritę Cortez, bo mogła go zdemaskować.”

Nikt nie śmiał mu przerwać, a tłum rozstąpił się przed nadbiegającym Tornadem. Zorro wskoczył na siodło, choć bez zwyczajnej gracji i pomagając sobie strzemieniem. Wyciągnął rękę do Rosarity. “Oszust miał wspólników, mogą Ci senorita zagrażać lub chcieć się zemścić, jedź ze mną.”

Tego nie trzeba było jej powtarzać dwa razy. Pewnie chwyciła zaoferowaną dłoń. Mężczyzna wciągnął ją za siebie i szybko skierował konia w kierunku wyjazdu z puebla. Obejrzał się za siebie i zobaczył, że żołnierze bez większej werwy skierowali się do garnizonowej stajni.

xxx Zorro xxx

Lansjerzy czuli się oszukani i nieco zagubieni bez dowódcy, dlatego nie mieli serca ścigać Zorro tego wieczoru. Galopujący przeszedł do kłusa, wyczuwając, że z jego panem coś jest nie w porządku. Jeździec zaciskał zęby, aby nie dać po sobie znać, jak bardzo bolał postrzał. Był cały spięty, a po plecach lał mu się strumień potu.

Gdy odjechali już kilka kilometrów od puebla, nie mogła dłużej ignorować jego stanu. Napięte i twarde jak kamień mięśnie czuła wyraźnie, obejmując go od tyłu, aby nie spaść z konia. Peleryna była wilgotna od potu, a na swojej łydce czuła sączącą się z jego rany, lepką krew.

“Senior Zorro, zatrzymajmy się na chwilę. Żołnierze już nas nie gonią, a z każdą chwilą słabniesz. Pozwól mi opatrzyć ranę.” W jej głosie słychać było wyraźną troskę i strach o życie renegata, ale on tego nie zauważył. Był zbyt skupiony na zachowaniu pozorów i jej bezpieczeństwie.

Pokręcił głową i wolno przedstawił jej plan działania. “Nie mamy na to czasu. Odwiozę cię do Santa Monica, to góra godzina jazdy. Tam bez problemu znajdziemy statek, który zabierze cię do domu, senorita. Jeśli ucieknie, nadal będzie chciał cię zabić, tym razem z zemsty. Nie mogę jednocześnie bronić ciebie i pilnować, żeby spotkała go sprawiedliwość.”

Jego głos nie znosił sprzeciwu. Wiedziała, że to było dla niej najlepsze wyjście, ale kto zaopiekuje się Zorro? Zarówno podróż, jak i późniejsza przypadkowa walka z patrolem, gdy nikt go wpierw nie opatrzy, mogła kosztować go życie. Był jej zbyt drogi, aby przedłożyć swoje bezpieczeństwo nad taką perspektywę.

“Popłyniesz ze mną?” Jeśli się zgodzi, będzie mogła zaopiekować się nim na statku. W końcu wcześniej sam zaofiarował się eskortować ją do domu. Przytuliła go mocniej. Jednak jej zamysł nie wypalił.

“Nie, nie mogę. Mam tutaj obowiązki.”

Uchwyt się nieco rozluźnił i Ros odsunęła się. Jej rozczarowanie było namacalne, tak samo jak nagły chłód, który poczuł na plecach po utracie kontaktu z ciepłem jej ciała. Przeklął się za to w duchu i dlatego pospieszył z wyjaśnieniem.

“Zorro został postrzelony, a mężczyzna pod maską nagle zniknie. Czy myślisz, że nikt się nie zorientuje? Nie mogę narażać moich bliskich.”

Ros zarumieniła się ze wstydu i z powrotem przytuliła do jego pleców.

“Przepraszam, nie pomyślałam o tym. To było samolubne z mojej strony. Ale jeśli w drodze powrotnej z Santa Monica spadniesz z konia z powodu utraty krwi, twoja rodzina nadal może ucierpieć. Proszę, ukryj mnie i pozwól sobie pomóc. Jeśli nie chcesz, żebym wiedziała, gdzie jest twoje schronienie, możesz zawiązać mi opaskę na oczy. Proszę.”

Jej błaganiu nie umiał się oprzeć. Poza tym miała rację, wiedział to. Wszystkie wydarzenia dnia spadły na niego z całą mocą — praca w skwarze od świtu, chłosta, której był świadkiem, odkrycie spisku i strach o jej życie, pojedynek z zabójcami i potem z Ortegą, widok wycelowanego w nią pistoletu i wreszcie przeszywający ból łydki, od kiedy ugięła się pod nim noga.

Nie miał siły walczyć, nie z nią. Jego ramiona opadły.

“Jesteś pewna, senorita? Warunki są tam raczej spartańskie. Nie wiem, też, jak długo będziesz musiała się ukrywać.”

“Jestem pewna i nie dbam o wygody.” Jej głos był stanowczy. Jednocześnie poczuł, jak wtuliła policzek w pelerynę.

Wiedział, że to dobra decyzja, gdy zakręciło mu się w głowie. Tracił siły i po cichu dziękował losowi za tak mądrą przyjaciółkę. Westchnął i zawrócił bardziej na północ. Miał w okolicy kilka kryjówek, które regularnie zaopatrywał na wszelki wypadek. Najbliżej był stary szałas pasterski w zapomnianym wąwozie. Nikt ich tam nie znajdzie.

xxx Zorro xxx

Gdy dojechali na miejsce, przytrzymał ją, jak zsiadała. Sam dość niezdarnie zsunął się z grzbietu Tornado. Zachwiał się i przytrzymał łęku. objęła go w pasie i zachęciła do ostatniego wysiłku.

“To tylko kilka kroków, oprzyj się na mnie, razem damy radę.”

Zacisnął zęby i przytaknął. Nic nie mówił, ale na jego twarzy było widać, że walczy z bólem przy każdym ruchu zranionej nogi.

Dotarcie do drzwi i potem do posłania wewnątrz było też wyzwaniem dla senority. Zorro był postawny i wysoki. Mimowolnie opierał się na niej bardziej, niż miała siłę go przytrzymywać.

READ  Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 30

Oboje powitali leże z ulgą. Renegat padł na nie i przez chwilę oboje głośno dyszeli z wysiłku. Pierwsza doszła do siebie Rosarita. Rozejrzała się po chacie i szybko znalazła świeczki i zapałki. Skromne pomieszczenie oświetliła ciepła łuna światła.

Zorro podniósł się na łokciach. “Senorita, w sakwach mam bandaże i medykamenty. Czy…” zaczął bandyta, ale Ros usiadła na posłaniu i położyła mu dłoń na środku piersi.

“Leż i odpoczywaj, wszystko przyniosę. Czy jest tu jakaś studnia albo inne źródło wody?”

Wziął jej rękę i pocałował wnętrze w intymnym geście. Jego zwyczajne hamulce puściły i już nie zastanawiał się, czy jest Diego, czy Zorro. Dopóki kula wciąż tkwiła w nodze, jego ocena sytuacji była zaburzona. “Gracias. Niedaleko jest mały strumyk. Poproś Tornado, on cię zaprowadzi.”

Puścił jej rękę i położył się. Z zamkniętymi oczyma przygotowywał się psychicznie na nadchodzący zabieg. Już kiedyś był parę razy postrzelony i zawsze sprawnie usunął pocisk. Teraz musiał to zrobić sam, bo nie wierzył, że delikatna senorita będzie umiała odrzucić swoją sympatię do niego i zrobić to wystarczająco stanowczo. Pocieszał się, że rana była na łydce tej samej nogi, którą udawał, że skręcił. To znacząco ułatwi mu ukrywanie niedyspozycji.

Tymczasem Ros przyniosła siodło i sakwy. Rozłożyła na stole ich zawartość. Z kąta wzięła wiadra i razem z koniem udała się po świeżą wodę. Gdy wróciła, rozpaliła ogień na palenisku i nastawiła sagan do gotowania.

Zorro obserwował jej krzątaninę. Była wytrącona z równowagi i zaniepokojona, ale starała się tego nie okazywać. Czekając na wrzątek, zaczęła przeglądać rzeczy na stole. Ranny wyjaśnił jej, czego będzie potrzebował oraz jak przyrządzić maść i napar na gorączkę.

Gdy woda się zagotowała i nieco ostygła, Ros podeszła do niego ze zdezynfekowanym nożem i szczypcami. “Gotowy?”

Popatrzył na nią uważnie. Miała zaciętą i zdeterminowaną minę, ale widział też strach w jej oczach. Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z taką sytuacją, bała się zrobić mu większą krzywdę. A mimo to była gotowa podjąć się wydłubania kuli i zszycia rany.

“Senorita, doceniam twoją chęć pomocy, ale lepiej gdy zrobię to sam. Wiele dzisiaj przeszłaś, wystarczy ci wrażeń na jeden dzień. Gdybym zemdlał w trakcie, po prostu mnie ocuć.” Tłumaczył łagodnie jak małemu dziecku.

“Nie ufasz mi?” Zapytała zaskoczona.

“Ufam, inaczej bym cię nie wziął z placu. Ale widzę, że wiele cię to kosztuje.”

Spojrzała na niego poważnie. “Uratowałeś mi trzykrotnie życie i zawsze będę ci za to wdzięczna. To przeze mnie jesteś ranny. Pozwól mi, chociaż w ten sposób, spłacić ten dług. Poza tym kula jest z tyłu. Jak chcesz sam ją wyciągnąć?”

“Dzięki tobie jestem postrzelony, ale żywy. Jesteśmy kwita.” Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. W końcu renegat spuścił głowę i westchnął. “Dobrze, ale gdyby to było dla ciebie za dużo, powiedz szczerze.”

Senoricie wyraźnie ulżyło, chociaż nadal była skupiona. “Si.”

Z jej pomocą zdjął buta z wysoką cholewą i rozciął spodnie. Rana była w górnej części mięśnia, z tyłu, pod kolanem. Zorro położył się na brzuchu, a Ros delikatnie zmyła świeżą i zaschniętą krew. Do tej pory była łatwiejsza część zadania.

Dokładnie obejrzała wlot i zauważyła ołowianą kulę. Strzał padł pod skosem z góry, więc tak też utkwiła. Ostrożnie wsunęła małe szczypce i próbowała ją uchwycić, ale była zaklinowana. Z gardła renegata wydobył się zduszony poduszką jęk. Wyjęła metalowe narzędzie i odetchnęła dla uspokojenia bijącego szybko serca.

“Przepraszam, to musi boleć.”

“Nie przejmuj się mną, najwyżej zemdleję. Musisz to zrobić mocno, bez wahania.”

“Kula jest pod skosem i zaklinowała się.”

“W takim razie trzeba poszerzyć wlot. Gdyby to też nie pomogło, rozetnij ranę.”

zbladła, a mężczyzna domyślił się jej reakcji, bo pocieszająco się zaśmiał. “Jak dojdzie do tego, że będziesz rozcinać, to nie martw się. Dawno będę nieprzytomny.”

Łzy napłynęły jej do oczu. Zorro wyraźnie cierpiał, mogła domyślić się po jego nierównym oddechu i powstrzymywanych jękach. A mimo to myślał o jej samopoczuciu. Jeśli nie byłaby już w nim zakochana, na pewno teraz by się stała.

Otarła wilgoć z oczu. Wzięła nóż i płazem odchyliła brzeg rany. Wsunęła szczypce i pewnie chwyciła za kulę. Wzmogła nacisk przy poszerzaniu wylotu. Słyszała coraz głośniejszą reakcję na jej zabieg, ale zmusiła się, aby to zignorować. Poczuła nieco luzu i jednym, pewnym szarpnięciem wydobyła pocisk. Z ust Zorro wydobył się ryk, a potem westchnienie ulgi.

Z rany zaczęła szybciej lecieć krew, nietamowana już przez metal. Ros mocno ucisnęła to miejsce czystym ręcznikiem do czasu, aż czerwony płyn przestał napływać. Ostrożnie przemyła okolice ciepłą wodą.

Kolejnym trudnym dla niej etapem było założenie szwów, ale wydawało się, że procedura była już mniej bolesna. Na koniec nałożyła przygotowaną wcześniej papkę, która miała zdezynfekować okolicę i zmniejszyć obrzęk. Przykryła ranę opatrunkiem i zabandażowała.

Dopiero wtedy podniosła głowę i spojrzała w górę łóżka. Zorro przypatrywał się jej uważnie. Czuł się już o wiele lepiej, chociaż był zmęczony, spocony i obolały.

“Byłaś bardzo dzielna, senorita. Gracias.”

Uśmiechnęła się z ulgą, że nie miał jej za złe przeżytego cierpienia. Wstała i podała mu napar z kory wierzbowej. “Wypij to i odpocznij, senior. Oporządzę i zaraz wrócę.”

Gdy przyszła i zobaczyła puste posłanie, wpadła w pierwszej chwili w panikę. Jednak Zorro wciąż był w chacie. Poczekał, aż pójdzie i przeczołgał się do siodła. Teraz leżał z głową na kulbace, owinięty peleryną i z ranną nogą ułożoną wyżej, na sakwach.

“Ostrzegałem, że warunki są spartańskie, ale mogę, chociaż zaoferować Ci łóżko. Pod poduszką jest ciepły koc, nie zmarzniesz w nocy.”

Widział, że już otwierała usta do protestu, więc ją ostrzegł. “Nie przyjmuję odmowy. Nie pozwolę, aby taka piękna senorita, jak ty, dostała mniej, niż mogę jej dać. A już na pewno, żeby spała na klepisku.”

xxx Zorro xxx

Renegat miał lekko podwyższoną temperaturę, więc szybko zasnął. leżała pod kocem i analizowała ostatnie wydarzenia. Dopiero po dłuższym czasie udało jej się zamknąć oczy. Wokół panowała cisza i spokój, nawet nieruchomo stał koło budynku.

Nagle, w środku nocy, rozległ się damski krzyk. Zorro momentalnie oprzytomniał i odruchowo sięgnął po szpadę. Rozejrzał się, szukając zagrożenia. Jedyny ruch dostrzegł na łóżku, gdzie pojedynczy, kobiecy kształt dziko wierzgał, próbując zrzucić z siebie koc.

Podpierając się na krześle, ścianie i zdrowej nodze, dotarł ostrożnie do posłania i usiadł na skraju. Rękoma przyszpilił jej ramiona i talię, a potem próbował ją obudzić.

READ  Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 16

Ros walczyła ponownie z zabójcami, jednak tym razem nie zjawił się żaden wybawiciel. Napastnicy wytrącili jej patelnię i nóż, położyli ją na ziemi. Jeden ją mocno trzymał, a drugi zaczął rozpinać swoje spodnie. Nie miała wątpliwości, co teraz nastąpi. Zaczęła krzyczeć i wierzgać, chociaż wiedziała, że jej szanse są zerowe. Pierwszy z nich docisnął jej ramiona i talię do ziemi jeszcze bardziej. Już myślała, że to koniec. Wtedy usłyszała znany głos, cichy, kojący…

“Senorita, obudź się, proszę. Jesteś bezpieczna, nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. To tylko zły sen.”

Przestała walczyć i zamrugała. Nachylały się nad nią czekoladowe, zatroskane oczy ukryte za czarną maską. Zorro puścił ją i kontynuował tym samym, łagodnym tonem.

“Już po wszystkim. Nie bój się, nic się nie stanie. Jesteśmy ukryci w szałasie pasterskim, nikt nas tu nie znajdzie.”

usiadła i wtuliła się w jego klatkę piersiową, a po policzkach leciały jej łzy. Cały dzień była dzielna, skupiona na zadaniu, ale teraz, w ciemności, poddała się emocjom, dając im w końcu upust. Renegat objął ją i lekko kołysał, szepcząc uspokajające słowa. Siedzieli tak, aż szloch przeszedł w ciche pochlipiwanie.

Wtedy zaproponował jej chusteczkę, którą chętnie przyjęła. Odsunął się i zapytał. “Wszystko w porządku? Będziesz mogła zasnąć, senorita?”

Potaknęła głową, ale gdy miał zamiar wstać i wrócić nieporadnie na swoje miejsce, chwyciła go za rękaw. Z wahaniem zaczęła.

“Czy mógłbyś…”

Czym innym było pocieszanie płaczącej dziewczyny czy nawet pocałunek, jaki dali sobie wcześniej, a czym innym dzielenie łoża. Spłonęła rumieńcem, choć nie mógł go zauważyć z powodu braku światła. Jednak potrzeba poczucia bezpieczeństwa, którego doświadczała, gdy był blisko, wygrała z dobrym wychowaniem.

“Czy mógłbyś zostać przy mnie? Trzymać aż zasnę?”

Wyczuł jej dylemat. “Czy to sprawi, że spokojnie prześpisz resztę nocy?”

“Si, mam taką nadzieję.”

Mężczyzna kryjący się pod maską zrobiłby wszystko dla komfortu ukochanej. Dlatego ostrożnie położył się na posłaniu, tak aby móc ją przytulić. Usadowiła się obok, kładąc głowę w zagłębieniu jego ramienia i dłoń na jego piersi. Wdychała znajomy, intensywny zapach i pomyślała, że chciałaby tak zasypiać co wieczór.

Głaskał ją delikatnie po plecach, co wraz z rytmicznym ruchem jego klatki piersiowej, ukołysało ją do spokojnego snu. Oddychała głęboko i równomiernie.

Nie poczuła pocałunku złożonego we włosy, ani nie usłyszała tęsknego “Ros, kocham cię, nie pozwolę, by ktokolwiek dał ci koszmar taki jak dzisiaj.” Diego jeszcze przez jakiś czas cieszył się możliwością bezkarnego trzymania jej w ramionach, aż w końcu sen zmorzył także jego.

Series Navigation<< Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 10 Zamach i zagadkaZorro i Rosarita Cortez – rozdział 12 Koniec Ortegi, początek miłości >>

Author

  • kasiaeliza

    Mama dwójki Zorrątek. Trenuję jujitsu japońskie i kiedyś miałam krótką przygodę z kendo. Lubię RPGi, planszówki, geografię, historię, piłkę nożną i książki. Nie wróć, książki to kocham. 🙂 ----------------------------------- Mother of two Zorro cubs. I train Japanese jujitsu and once had a short adventure with kendo. I like RPGs, board games, geography, history, soccer and books. Wait, come back, I love books. 🙂

Related posts

kasiaeliza

Mama dwójki Zorrątek. Trenuję jujitsu japońskie i kiedyś miałam krótką przygodę z kendo. Lubię RPGi, planszówki, geografię, historię, piłkę nożną i książki. Nie wróć, książki to kocham. :) ----------------------------------- Mother of two Zorro cubs. I train Japanese jujitsu and once had a short adventure with kendo. I like RPGs, board games, geography, history, soccer and books. Wait, come back, I love books. :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

mahjong

slot gacor hari ini

situs judi bola

bonus new member

spaceman

slot deposit qris

slot gates of olympus

https://sanjeevanimultispecialityhospitalpune.com/

garansi kekalahan

starlight princess slot

slot bet 100 perak

slot gacor

https://ceriabetgacor.com/

https://ceriabetonline.com/

slot bet 200

situs slot bet 200

https://mayanorion.com/wp-content/slot-demo/