Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 34 Atak Ortegi i odkrycie

Niedzielny świt zastał de la Vegów na ostatnich przygotowaniach. Vaqueros siodłali konie dla pozostałych w hacjendzie mężczyzn. Kobiety i dzieci schroniły się poprzedniego dnia w pueblo, w domach przyjaciół i sąsiadów.

Don Alejandro czyścił właśnie pistolety w salonie, gdy wszedł Diego.

“Ojcze, wczoraj wyczyściłeś je dwa razy. Nie przesadzasz?” Powiedział młodzieniec, wskazując na broń.

“Ach Diego, już wstałeś. Nie, wolę być bardziej niż przygotowanym. Ale nadal niepokoję się o was. Gdzie jest dokładnie ta kryjówka, gdzie przeczekacie cały atak?”

“To jedno z miejsc, gdzie bawiłem się w dzieciństwie. Nie ma szansy, że ktokolwiek je odnajdzie, jest w pełni bezpieczne. Zawiozłem tam zapas jedzenia i picia dla naszej trójki na kilka dni. Nie martw się, nic nam się nie stanie.”

Starszy odłożył broń na stół, wciąż nie do końca uspokojony.

“Może chociaż ten jeden raz założysz szpadę? I nalegam, żebyście z mieli po parze pistoletów.”

Diego roześmiał się beztrosko. To była chyba pierwsza przygoda, gdy to nie on ryzykował życiem dla społeczności. Oczywiście martwił się o ojca, przyjaciół i znajomych, ale plan był dobry i w miarę bezpieczny. Podobała mu się ta odmiana.

“Dobrze weźmiemy pistolety, ale do szpady mnie nie namówisz. Wyjeżdżamy zaraz po was, Ros już się ubiera, śniadanie zjemy na miejscu.”

W tym momencie do salonu wszedł Benito. “Patron, wszystko już gotowe.”

Alejandro wstał. “Już idę.”

Poklepał syna po ramieniu “Powodzenia. I bądźcie bezpieczni.”

Diego odpowiedział z powagą. “Będziemy. Ty też się nie narażaj niepotrzebnie.”

Po kilku minutach usłyszał oddalający się tętent koni. Gdy wyszedł na patio i właśnie schodzili. Bez słowa dosiedli dwóch rumaków i wyjechali przed hacjendę. Wprawdzie lekarz doradził używanie w czasie ciąży powozu, ale bardziej z powodu ryzyka upadku przy jeździe wierzchem. Dlatego Rosarita jechała z mężem na jednym koniu, a Bernardo na drugim. Zakładali wolne tempo, a w ramionach Diego była bezpieczna.

“I teraz gdzie?” Zapytała donia. Tak naprawdę to nie zastanawiała się wcześniej nad  położeniem tej tajemniczej kryjówki. Wszyscy skupiali się nad rozlokowaniem mieszkańców okolicy za murami Los oraz zapewnieniu im zapasów jedzenia, a także budowie barykad i stanowisk strzeleckich.

uśmiechnął się i wyjął zza pasa kawałek jedwabnego materiału. “Querida, nie mam prawa zdradzić wam położenia kryjówki, dlatego musicie mieć zasłonięte oczy.”

Bez większego przekonania wzięła materiał i zerknęła na służącego. Niemowa swoją chustkę już zawiązał. “Przecież teraz nie tylko nic nie słyszy, ale także nic nie widzi! No dobrze, nie będę marudzić na tak małą niedogodność. Jesteś pewny, że nic mu nie będzie? Nie zsunie się z siodła?”

“Spokojnie, jego koń pójdzie za naszym, więc nadal będzie miał lejce i nie będziemy się śpieszyć.”

Gdy upewnił się, że nic nie widzi, stuknął przyjaciela trzy razy w ramię i powoli ruszył. zdjął opaskę i podążył za nimi. Przez pół godziny krążyli po okolicy, aż dotarli do jaskini.

Wcześniej uprzątnęli ją ze wszelkich podejrzanych przedmiotów, a przykazali, że miał pozostać na zewnątrz, na ukrytym padoku. Diego zsiadł, ostrożnie pomógł zejść żonie i zdjął jej opaskę.

rozejrzała się po pomieszczeniu z ciekawością. Faktycznie była to nieduża jaskinia skalna, z wydzielonym miejscem dla koni, gdzie służący właśnie wprowadził zwierzęta i zdejmował siodła. Do naturalnej misy skalnej ciurkała powoli woda, która była w zasięgu rumaków, ale mogła być też użyta przez ludzi, o czym świadczyła postawiona obok miednica.

W kącie stało zbite z desek szerokie posłanie z wypchanym słomą siennikiem i kocami. Z drugiej strony stał mały stół z dwoma krzesłami, a koło niego kilka koszy z jedzeniem. Całości dopełniał ciemny otwór naprzeciwko, prowadzący wgłąb.

“Dokąd prowadzi ten korytarz? I czemu mi nigdy nie powiedziałeś o tym miejscu? Naprawdę bawiłeś się tutaj w dzieciństwie i nic mi nawet nie wspomniałeś?”

Diego zaprowadził ją do stołu i zaczął wypakowywać prowiant na śniadanie.

“Do tego korytarza nie wolno wam wchodzić. I tak, naprawdę było to moje tajne miejsce jak byłem mały, więc jak miałem ci o nim powiedzieć, skoro to był mój sekret?”

Seniora nie dawała za wygraną. “Każdy chłopiec lubi mieć jakąś tajemnicę, jestem w stanie to zrozumieć, ale już nie jesteś chłopcem, querido.”

Diego nie uległ jej zalotnej minie i postanowił użyć niedopowiedzenia. “Ale też tajemnica nie jest tylko moja. I nie będę odpowiadał na żadne podchwytliwe pytania.”

Zgodnie z przewidywaniem domyśliła się, że jest w jednej z kryjówek Zorro. Brak broni czy osobistych przedmiotów wskazywał, że nie była to jego główna siedziba.

Zjedli śniadanie w milczeniu i rozłożyli się wygodnie, mając w perspektywie kilkugodzinne oczekiwanie. zajął krzesło z książką, którą ze sobą zabrał. Diego usiadł na łóżku i oparł się plecami o kamienną ścianę, a usadowiła się między jego nogami, mając za podporę jego ciepły tors. Mieli zamiar przeczytać kilka sztuk Szekspira, dzieląc się rolami. Jednak jej myśli wciąż błądziły wokół zamaskowanego bandyty.

“Diego, wiedziałeś od początku, co zaszło między mną i Zorro oraz jakie są tego konsekwencje. Dlaczego wciąż mu pomagasz? Nie czujesz… nie wiem… zazdrości, gniewu, chęci zemsty?”

Młodzieniec pogłaskał ją po policzku i delikatnie pocałował w usta. “Ros, odpowiedź jest prosta. Jesteś moją żoną, a nie jego. Poza tym wszyscy wiedzą, że rozwiązania siłowe z Zorro oznaczają siniaki, a chyba byś nie chciała mieć pobitego męża, prawda?”

To jej nie wystarczyło i drążyła dalej. “Oczywiście, że wyzwanie go byłoby w twoim przypadku skrajną głupotą. I nigdy mi się nie waż tego zrobić.”

Pogroziła mu palcem, aby podkreślić groźbę i nie zauważyła ledwo skrywanego uśmiechu Bernardo, siedzącego po drugiej stronie jaskini.

“I to nadal nie tłumaczy, dlaczego mu pomagasz. Doceniam to, ale nie rozumiem.”

zebrał przez chwilę myśli i mentalnie postawił się w sytuacji, którą sobie wyobrażała. Czasem oddzielenie dwóch osobowości i ich motywacji było trudne.

“Chyba dlatego, że go szanuję i popieram to, co Zorro robi dla mieszkańców. Może szanuję go nieco mniej na polu osobistym, ale nic się nie zmieniło w innych obszarach. Poza tym… spędziliście wspólnie noc, gdy byłaś jeszcze moją narzeczoną, a nie żoną. Zresztą powiedziałem ci wcześniej, że zależy mi tylko na twoim szczęściu. Dzięki temu to trochę mniej boli i nie mam do Zorro urazy. Wciąż jesteśmy przyjaciółmi i będę miał zaszczyt wychowywać jego dziecko. Czytamy?”

Miał nadzieję, że dał jej rozsądne wyjaśnienie i chciał zmienić temat. Ale to nie był koniec podchwytliwych pytań.

“Czy wiesz, kim on jest?”

“Nie, nie wiem.”

“I nie masz żadnych podejrzeń?”

“Ros, proszę, nawet jeśli mam podejrzenia, to chyba nie oczekujesz, że się nimi podzielę, prawda?”

Dziewczyna westchnęła zrezygnowana. “Masz rację. Wróćmy do Szekspira.”

xxx Zorro xxx

Po kilku godzinach czytania nawet najlepsza literatura może się znudzić. Szczególnie jeśli dotyczy to pięknej seniory, której myśli wciąż uciekały do pueblo. Od kwadransa chodziła po niewielkiej przestrzeni i przypominała Diego zwierzę zamknięte w klatce. Młody de la Vega miał świetny pomysł, jak ją rozproszyć i zrelaksować, ale niestety wiedział też, że jego przyjaciel nie jest głuchy, nawet gdy siedział dyskretnie tyłem do pary. W końcu westchnął i wstał z posłania. Podszedł do żony i zatrzymał ją, kładąc dłonie na jej ramionach.

“Ros, przestań. Twoje zdenerwowanie w niczym nie pomoże.”

Fuknęła na niego, chociaż wiedziała, że ma rację. “Jak możesz być taki spokojny? Siedzimy tu zamknięci, a oni tam zostali ranni albo zabici! Jest już południe.”

Przesunął dłonie w górę i w dół po jej ramionach w uspokajającym geście. On sam też nieco się niecierpliwił, ale nie mógł tego po sobie pokazać. W końcu się poddał.

“Dobrze, pójdę i zobaczę, jak się sprawy mają, a wy coś zjedzcie w tym czasie.”

Złożył pocałunek na jej czole i ruszył w stronę ciemnego korytarza.

“Diego, czemu tam idziesz? Czy to jakieś połączenie z hacjendą albo pueblo? Czemu w takim układzie przyjechaliśmy konno?”

Odpowiedziało jej sztubackie szczerzenie się i puszczone oko.

“Już mówiłem, że tajemnica to tajemnica, prawda? Poza tym jak się nie zna dobrze tego labiryntu, to może być nieco niebezpiecznie. Nie chciałem ryzykować, że wpadniesz w jakąś dziurę. Nie czekajcie z obiadem.”

READ  Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 8

zniknął w ciemności i nie usłyszał jej cichego protestu.

“Diego weź chociaż latarnię…”

Tak, naprawdę, to nie potrzebował światła, aby przebyć podziemny korytarz. Tyle razy przechodzili tędy z Bernardo, że obaj mogli to zrobić z zawiązanymi oczyma. Latarni używali przy sprzątaniu, bo zaplątanie się w pajęczyny nie było czymś przyjemnym, zwłaszcza po ciemku.

xxx Zorro xxx

Młody de la Vega otworzył wizjer na parterze i nasłuchiwał. W budynku nikogo nie było, więc wszedł przez szafkę do salonu. Od razu pogratulował sobie pomysłu odjechania z Rosaritą tak wcześnie rano. Najwyraźniej Ortega po drodze do miasta najpierw przeszukał hacjendę. Meble były poprzewracane, podłogę pokrywały odłamki szkła, a zasłony wisiały na pojedynczych haczykach.

Gdy wyszedł na zewnątrz, podobny obraz nędzy i rozpaczy przedstawiało patio. W kilku miejscach leżały potłuczone doniczki, które zwykle ozdabiały balkon. Diego postanowił sprawdzić jeszcze pokoje na górze, gdy usłyszał tętent koni. Zza muru nie widać było jeźdźców, ale zatrzymali się przy bocznej ścianie podwórza, gdzie dalej okna salonu wychodziły bezpośrednio na drogę. Zanim zdążył zareagować, rozległ się brzdęk tłuczonej szyby i napastnicy galopem odjechali.

Młodzieniec pomyślał, że to dziwne, że nie zatrzymali się na rabunek, a z drugiej męczył go niejasny niepokój. Skoro dwóch bandytów było o tej godzinie w pobliżu hacjendy, to znaczy, że coś nie poszło zgodnie z planem w pueblo. Czy udało się uciec tylko tym dwóm, czy zaraz przyjedzie tu cała reszta? Czy są jakieś ofiary? Co z jego ojcem? Wbiegł schodami na balkon, aby przyjrzeć się uciekającym i drodze do pueblo. Faktycznie naliczył dwóch zbiegów, a oprócz kurzu spod kopyt ich koni nie działo się nic podejrzanego aż po horyzont. Żadnych odgłosów walk, żadnych dymów podpaleń, po prostu ciepłe kalifornijskie słońce i kojące trele ptaków.

“… żadnych dymów…” Diego głębiej wciągnął powietrze. “Jednak czuję dym… skąd… Madre de Dios!”

Niewiele myśląc, przełożył nogi przez barierkę i zeskoczył na patio. Zamortyzował upadek przewrotem i szybko wstał. Przez okno widział, jak płomienie liżą oberwaną zasłonę w salonie. Gdy wpadł przez drzwi, nie miał problemu ze zlokalizowaniem źródła ognia. Niedaleko rozbitej szyby leżała potłuczona szyjka butelki, a wokół niej szeroka plama. Podpalone opary alkoholu nie miały najmniejszego problemu, aby zająć tapicerowane krzesła i dywan.

Diego złapał za serwetę, która leżała na podłodze i zaczął tłumić zarzewia. Nie było to proste zadanie, bo alkohol rozlał się na naprawdę dużej powierzchni. W pokoju panował skwar gorszy niż w najbardziej gorący dzień. Młodzieniec pracował niestrudzenie, ale ubranie miał przesiąknięte dymem i potem, a pojedyncze strużki zalewały mu oczy. Gdy złapał go atak kaszlu i odwrócił na chwilę głowę w bok, z przerażeniem zobaczył, że płomień zbliża się do szafki skrywającej tajne przejście.

“O, nie, nie, nie, po moim trupie!”

Nie było to najlepsze życzenie w tym momencie, bo gdy ruszył z odsieczą, potknął się o resztki krzesła i wylądował centralnie piersią w ogniu. Marynarka zajęła się, ale wystarczyło się kilka razy przeturlać po podłodze, aby ją ugasić. Na szczęście niefortunny upadek zdusił także zdradziecki pochód płomieni w tym miejscu.

Walka z ogniem trwała, a Diego czuł, że opuszczają go siły, a ręce mdleją z wysiłku. Szczególnie kontuzjowany niedawno bark bolał przy każdym ruchu. Grubą serwetą dusił płomienie, butami zadeptywał mniejsze punkty i podgarniał łatwopalne rzeczy, aby stworzyć bezpieczny pas i uchronić pozostałą część pomieszczenia przed spaleniem. Udało mu się opanować płomienie na tyle, że nie rozprzestrzeniały się poza boczną część pokoju, tam, gdzie wpadły butelki. Jednak dopływ świeżego powietrza przez rozbitą szybę nie ułatwiał zadania i podsycał zarzewia.

Gdy myślał, że już dłużej nie da rady, udało mu się zadeptać ostatnią tlącą poduszkę, a palący kikut półki wyrzucić za okno. Rozejrzał się wokół siebie dla pewności i padł na plecy, ciężko oddychając. Skwar z wolna umykał na zewnątrz, przynosząc w zamian chłodniejsze powiewy.

xxx Zorro xxx

Don Alejandro wracał do domu zadowolony z siebie i dumny z syna. Plan się powiódł, a wszyscy odetchnęli z ulgą. Koniecznie chciał jak najszybciej przekazać dobre nowiny. Jednak, gdy zbliżył się do hacjendy, wyczuł swąd spalenizny i zobaczył cienką strużkę dymu. Zaniepokojony popędził konia i wpadł na patio. Wystarczył mu szybki rzut oka na poczerniałą zasłonę, żeby zlokalizować pożar.

Wpadł do środka i stanął przerażony. Cały salon był osmolony, tylna część z wybitymi szybami spalona. Tu i ówdzie leżały nadpalone kikuty krzeseł, połowa dywanu, zrujnowana biblioteczka, rozrzucone książki, bibeloty i odłamki szkła. A na samym środku leżał nieruchomo…

“Diego!”

Młodzieniec nawet się nie poruszył, ale przytomnie odpowiedział. “Tak, ojcze? Przepraszam, że nie udało mi się uratować twojego ulubionego zestawu szachów i tego fotela, na którym matka tak lubiła siedzieć wieczorami…”

Alejandro podszedł do syna i ukląkł przy nim. W ubraniu tu i tam były powypalane pojedyncze dziury, biała niedawno koszula była poznaczona czarnymi smugami. Na czarnej twarzy widać było, gdzie Diego próbował obetrzeć czoło rękawem i gdzie strużki potu żłobiły nieco czystsze korytarze.

“Co się stało? Nic ci nie jest? Gdzie jest Rosarita?”

Młody de la Vega z wysiłkiem wstał i uśmiechnął się tak, że śnieżnobiałe zęby odcinały się wyraźnie na tle umorusanego oblicza.

“Spokojnie, wszystko w porządku. Możemy iść do kuchni? Marzę, żeby się czegoś napić.”

Gdy Diego opróżniał cały dzbanek wody jednym haustem i nalał szklankę wina, Alejandro patrzył na niego z niepokojem i zaskoczeniem. W końcu syn usiadł naprzeciwko niego.

jest bezpieczna z w kryjówce. Ja chciałem sprawdzić, co się dzieje i czy już po wszystkim. I dobrze zrobiłem, bo bandyci już wcześniej splądrowali dom, a w drodze powrotnej go podpalili. Nie zauważyli mnie i dość wcześnie się zorientowałem, bo inaczej cała hacjenda niechybnie by spłonęła. Co się stało w pueblo, czy pułapka się udała?”

Ojciec nadal patrzył na niego podejrzliwie i z troską szukając grymasów bólu.

“Twój plan powiódł się prawie w pełni. Gdy bandyci zorientowali się, że są otoczeni, dwóm udało się przeskoczyć przez barykady i uciec. Ci, co stawiali opór, zostali zabici w walce, ci, którzy się poddali, czekają teraz w celach na sąd. Podejrzewam, że zgodnie z prawem zostaną powieszeni.”

“Co z Ortegą? I czy są jakieś ofiary po naszej stronie?”

“Ortega nie żyje, już nigdy nie będzie was niepokoił. Kilka osób ma drobne urazy, nic co nie zagoi się przez miesiąc. Najgorzej oberwał don Ricardo, wiesz, ten, który przebrał się za Zorro. Ma rozcięte ramię, ale doktor zapewnił, że to nic groźnego. Diego… rzadko to mówię, ale naprawdę jestem z ciebie dumny. Gdyby nie ten plan, gdybyśmy poszli z nimi na konfrontację, rannych byłoby dużo więcej, a prawdopodobnie byłyby też ofiary śmiertelne. Synu, skąd ci wpadł do głowy taki sprytny pomysł?”

Diego machnął lekceważąco ręką i upił łyk wina. “Przeczytałem w jakiejś opowieści, nie pamiętam dokładnie gdzie. Ważne, że się udało.”

Alejandro potarł dłonią brodę i zamyślił się.

“Jedna rzecz mnie tylko zastanawia. Dlaczego prawdziwy Zorro się nie pojawił? Zawsze jest w centrum takich wydarzeń, a dzisiaj…”

“Widocznie uznał, że mieszkańcy nie potrzebują tym razem jego pomocy.” Roześmiał się beztrosko młody de la Vega. Ulżyło mu, że przygoda tak dobrze się skończyła.

“Może masz rację. Nie możemy zawsze polegać tylko na jednym człowieku. Taki też był cel tego oddziału obywatelskiego. I muszę przyznać, że nigdy bym nie pomyślał, ale ty dzisiaj też zasłużyłeś na miano bohatera, gasząc pożar. Świetna robota, Diego!”

wstał i z uznaniem poklepał syna po prawym ramieniu. Nie mocno, dlatego ze zdziwieniem usłyszał stłumiony syk bólu.

“Diego?”

“To nic, ojcze, po prostu nadwyrężyłem sobie bark. Wiesz, na co dzień nie uprawiam tak intensywnej aktywności fizycznej. Jutro będę jako nowy.”

Jednak zaniepokojony rodzic nie dał się łatwo zbyć i zaczął ściągać z niego ubranie.

“Jesteś w szoku, dlatego myślisz, że wszystko w porządku. Popatrz tylko, jak leżałeś na tym szkle, pociąłeś sobie marynarkę. Jak to dobrze, że nie ma nigdzie krwi. Daj mi zobaczyć, czy nie masz nigdzie oparzeń.”

READ  Najlepszy z najgorszych. Fenomen kapitana Monastario

Diego próbował walczyć i protestować, ale pożar wydrenował jego siły zarówno fizyczne, jak i mentalne. Widział też, że jego ojciec uparł się i nic nie mogło go odwieźć od postanowienia sprawdzenia zdrowia potomka. Modlił się, że don Alejandro wystarczy tylko pobieżne spojrzenie po górnej części barku i nie odsłoni większej partii skóry.

“Już ojcze, zobaczyłeś? Nic mi nie jest, mówiłem. A teraz daj mi się ubrać.”

Nie przewidział, że starszy rozedrze i tak zniszczoną już koszulę, tak, że guziki rozbryzgną się dookoła i odsłoni umięśniony tors w całej okazałości.

Don Alejandro patrzył na doskonale zarysowane mięśnie, zdradzające regularne ćwiczenia, kolekcję cienkich białych blizn oraz całkiem świeży ślad po postrzale na prawym ramieniu. Nie miał czasu, aby przyjrzeć się dokładniej, bo spojrzał synowi prosto w oczy.

“Tchórzliwemu synowi, który zawsze unikał jakiejkolwiek walki, a został niedawno postrzelony. Niezdarnemu synowi, który nie odróżnia jednego końca szpady od drugiego, a mimo to dorobił się całkiem pokaźnej kolekcji szermierczych blizn. Zblazowanemu synowi, spędzającemu dnie z książką, który jest lepiej umięśniony niż wszyscy vaqueros na rancho razem wzięci.”

“Diego, o czym mi nie mówisz?”

Młodzieniec odwrócił wzrok i okrył się koszulą, tak, że nic nie było widać.

“Chyba już się sam domyśliłeś, prawda? Tylko dla mojego i twojego dobra, lepiej o tym zapomnij. I dla bezpieczeństwa Ros. O ile nie chcesz rodzinnego spotkania na szubienicy.”

aż sapnął z wrażenia, słysząc potwierdzenie niepokojącego podejrzenia. Wszystkie niejasności i frustrujące wymówki wskoczyły na swoje miejsce. Przed oczyma przeleciały mu sceny od powrotu Diego z Hiszpanii, dziwne nawyki, zmiana sposobu bycia i charakteru. Usiadł z powrotem na ławce i wolno stwierdził.

“Teraz rozumiem, dlaczego w ogóle nie byłeś zazdrosny o Zorro, dlaczego tak lekko przyjąłeś nieślubne dziecko. Jak mogłem być taki ślepy? Ale nie wie, prawda? Biedaczka była taka zestresowana…”

Zrezygnowany młodzieniec wychylił szklankę z winem do dna i oparł się na stole. Teraz już nie było sensu zaprzeczać. Poły koszuli luźno zwisały nieprzyciskane dłużej skrzyżowanymi przedramionami do ciała.

“Nikt nie wie, nawet Ros. Przepraszam, Bernardo wie. Od początku był moim pomocnikiem, a nawet wymyślił jak oszukać Monastario przez stworzenie maski niegroźnego erudyty Diego.”

“Diego i Zorro są tak różni, że nikt nie miał prawa cię podejrzewać… no tak… Ale naprawdę nic nie wie? Jak to możliwe, że nie zorientowała się po bliznach, przecież śpicie w jednym łóżku.”

Twarz młodego de la Vegi przybrała ciekawy odcień szkarłatu. “Jakby to powiedzieć… Ros wymogła na Zorro obietnicę spotkania przed ślubem, więc pojechałem do niej w wieczór przed ceremonią, żeby się pożegnać. I cóż… Gdy o świcie zobaczyła blizny, wiedziałem, że Diego nigdy nie będzie mógł dać się jej dotknąć ani zobaczyć nago, więc… powołałem się na moją nieśmiałość i zawsze używam koszuli nocnej. Nasze pożycie małżeńskie nieco na tym cierpi, ale zrobiłem błąd na początku i teraz muszę to ciągnąć.”

“Zaraz, zaraz, ale skoro o świcie zobaczyła twoje blizny, to czy nie znaczy to, że zobaczyła twoją twarz?” Starszy próbował nadążyć, przytłoczony rewelacjami.

“Nigdy nie zdjąłem maski.”

“CO!?! Czy ja dobrze zrozumiałem?! Pojechałeś do nieswojej narzeczonej, jako inny mężczyzna, nie zdjąłeś maski, już nawet nie chcę myśleć, co robiliście do rana i jak już zrobiłeś uczciwą rzecz i się z nią ożeniłeś, to odmawiasz jej obowiązków małżeńskich!?!”

“Ojcze, poczekaj to nie do końca tak…”

“A jak!? I jak śmiałeś zabrać jej niewinność przed ślubem! Czy naprawdę nie mogłeś się powstrzymać przez jedną noc więcej? Inaczej cię z matką wychowaliśmy. Na caballero, a nie zwykłego łajdaka. A pomyślałeś choć przez chwilę, jak ona się przez cały czas męczyła ze świadomością, że jest w ciąży z nieślubnym dzieckiem? A co ja czułem, gdy dowiedziałem się, że tak długo wyczekiwany wnuk jest bastardem jakiegoś bandyty?”

Tego było Diego już za wiele. Przy takich dyskusjach zwykle zamykał się w sobie i nie pozwalał na odpieranie ataków, aby chronić swoją sekretną tożsamość. Teraz nie miał nic do ukrycia.

“Jeśli byś spytał Ros to jest bardzo zadowolona z tego co robimy w sypialni! Przyznaję, że są obszary, których nie eksplorowaliśmy, ale daję słowo honoru, że wynagradzam jej to z nawiązką.”

O feralnej nocy przedślubnej wolał nie wspominać. To Ros go uwiodła, ale trafiła na podatny grunt. Wolał jednak, aby szczegóły zostały między nimi. I tak już czuł się nieco zażenowany, gdy musiał rozmawiać z ojcem na takie tematy.

“I nie, nie jestem łajdakiem. Wiedziałem, że następnego dnia staniemy razem przed ołtarzem, jedna noc niczego nie zmieniała. Nie zdradziłem jej, kim jestem, żeby ją chronić. I wierz mi, że zrobiłem wszystko, żeby nie gryzła się, kto jest ojcem. Czy myślisz, że utrzymywanie tajemnicy przed ukochaną i rodzicem jest proste? Czy mnie to też nie męczyło?”

Nigdy do tej pory Diego nie odpowiedział don Alejandro tak wprost i tak zuchwale. To nie był potulny laluś, któremu można było natrzeć uszy, a najwyższym stopniem protestu było odejście za pozwoleniem do swojego pokoju. Patrzył na ojca z niespotykanym u niego zdecydowaniem i poczuciem własnej godności. To był samodzielny mężczyzna, odważnie broniący swojego zdania. Ta zmiana ostudziła gniew caballero.

“Jeszcze rano przysiągłbym, że mój syn pacyfista nie widzi świata poza poezją, malarstwem i książkami. Tak dobrze grałeś, że udało ci się wywieść w pole wszystkich, nawet mnie. Kim jesteś naprawdę Diego? Która maska jest prawdziwa?”

Młodzieniec rozluźnił się. To było chyba najkrótsze kazanie, jakie otrzymał od czasu powrotu ze studiów. Teraz mogli normalnie porozmawiać.

“Naprawdę to bliżej mi do Zorro, ale kocham też sztukę i literaturę. Myślę, że Diego i Zorro to dwie strony tej samej monety, ale wkładając czarną maskę, czuję się wolny, mniej skrępowany. Nie muszę wciąż się powstrzymywać przed działaniem, uważać na każde słowo czy gest, wciąż oglądać się przez ramię. Jeśli poprawi ci to ojcze humor, to płynąc tutaj, musiałem wyrzucić za burtę całkiem pokaźną kolekcję medali z turniejów szermierczych z Hiszpanii.”

Alejandro spojrzał z dumą na syna. Od dawna narzekał, że chciałby, aby Diego był bardziej podobny do sławnego renegata. Pierwsze emocje opadły i zdawał sobie teraz sprawę z konsekwencji, ale nieoczekiwane odkrycie było jak spełnienie marzeń. Pewna niewidzialna ściana między nimi została zburzona i widział ukochanego jedynaka w nowym świetle.

“Chyba potrzebuję więcej czasu, żeby się z tym oswoić. Nie sądzisz jednak, że łatwiej by ci było, gdyby wiedziała o wszystkim? Jest dzielną i wierną dziewczyną, na pewno byłaby wsparciem.”

Odpowiedź była stanowcza. “Nie. Gdybym odkrył się przed nią od razu, to może. Ale teraz jest już za późno. Doktor zabronił ją w ciąży denerwować, a nie zamierzam ryzykować jej zdrowiem.”

spojrzał z niedowierzaniem. “Ty się boisz, że ci nie wybaczy kłamstwa i sekretu! Wielki, nieustraszony Zorro trzęsie spodniami przed jedną, filigranową seniorą. Kto by pomyślał?”

Z uciechy aż trzepnął się w udo. Kącik ust Diego również zadrżał, tak niedorzecznie to zabrzmiało. Po chwili dał za wygraną i roześmiał się.

“Może nie jest to zbyt mądre, ale nie wiem, co by się ze mną stało, gdyby mnie rzuciła i wróciła z dzieckiem do ojca, do Monterey. Postaw się w mojej sytuacji. Wyobrażasz sobie życie, gdyby po roku małżeństwa matka wyjechała ze mną na stałe do Hiszpanii?”

“Dobrze, dobrze, rozumiem. To nie jest prosta sytuacja, ale pomogę ci, jak tylko będę mógł. I będę dyskretny. A teraz zmień ubranie i jedź po żonę, niech się dłużej nie martwi.”

Diego wstał i pozapinał koszulę na kilka ocalałych guzików. Machnął ręką na ojca i ruszył w stronę biblioteki. “Nie będę tracił czasu na przebieranie, bo przy sprzątaniu i tak się utytłam. Chodź pokażę ci tajne przejście.”

Starszy don patrzył na sekretne korytarze jak dziecko na bożonarodzeniowe prezenty. Diego oprowadził go po parterze i obiecał pokazać później piętro. Wziął latarnię i nakazał ciszę. Gdy dotarli prawie do końca korytarza, zostawił światło i poprosił gestem o pozostanie na miejscu.

READ  Legenda i człowiek Cz I: Zmylić wrogów, rozdział 3

xxx Zorro xxx

Don Alejandro był poza zasięgiem wzroku, ale doskonale słyszał wszystko, co działo się w  jaskini.

“Madre de Dios, Diego! Jak ty wyglądasz? Nic ci nie jest?” To był zdecydowanie przestraszony głos Rosarity. Po nim nastąpił szelest ubrań i dźwięk, który łatwo można było zidentyfikować jako pocałunek.

“Spokojnie, nic mi nie jest, zagrożenie minęło, będzie tylko sporo sprzątania. Sprawdziłem hacjendę w dobrym momencie, bo wygląda na to, że dwóch bandytów uniknęło zasadzki i uciekając, wrzucili do salonu butelki z alkoholem i je podpalili. Udało mi się stłumić ogień, zanim się rozprzestrzenił.”

Kolejny pocałunek przerwało syknięcie bólu. “Querido, jesteś ranny?”

“Nie, po prostu nadwyrężyłem rękę przy gaszeniu. Nic co dobrze przespana noc nie da rady naprawić. A teraz możemy już wracać. Jedzenie zostaw, później je posprzątam. Zawiąż opaskę, o właśnie tak. Poczekaj moment, osiodłam i przyprowadzę konia.”

Alejandro zaryzykował wyjrzenie zza załomu. Na środku naturalnej jaskini stała jego synowa z zawiązanymi oczyma. Diego gestykulował z Bernardo i na koniec pokazał na tunel. Na początku służący miał nieco zmartwioną minę, ale gdy zobaczył uśmiech starszego patrona i uniesiony kciuk w górę młodszego, skinął głową w akceptacji.

Diego szybko osiodłał oba konie i dosiadł swojego, mając żonę przed sobą i trzymając wodze drugiego rumaka. Gdy odjechali, Bernardo przywołał don Alejandro i zaczął sprzątać kosze z jedzeniem.

wkroczył do pomieszczenia z podziwem w oczach i uważnie rozglądał się wokół. Brak przedmiotów związanych bezpośrednio z renegatem można było łatwo wytłumaczyć, ale…

“Gdzie jest Tornado?” Powiedział do siebie na głos.

Poczuł klepnięcie w ramię, gdy Bernardo chciał zwrócić jego uwagę. Udał, że jedzie na koniu i pokazał dalszą część jaskini, gdzie zwieszała się kaskada pnączy. Coś jednak nie dawało mu spokoju…

“Bernardo, ty słyszałeś moje pytanie!”

Niemowa uśmiechnął się od ucha do ucha i energicznie pokiwał głową. Machnął ręką w zapraszającym geście i poprowadził ich na zewnątrz. Gwizdnął na palcach, tak jak to zwykł czynić Zorro i natychmiast przybiegł do nich legendarny rumak.

“Niesamowite! Czy są jeszcze jakieś sekrety, o których powinienem wiedzieć?” Z dumą gładził szyję wierzchowca.

Bernardo pokazał na swoje uszy i pokręcił w zaprzeczeniu głową, a potem wskazał w kierunku pueblo.

“Ach już teraz wszystko rozumiem. Tak jak Diego udaje pacyfistę, ty udajesz głuchego, żeby ludzie mogli przy tobie swobodnie rozmawiać. Nie martw się, nie zdradzę niczego. Ile mamy czasu, aż zjawią się z Rosaritą w hacjendzie?”

Służący pokazał trzy palce.

“Trzy minuty? Nie… Trzy kwadranse? Mniej? Trzy… trzydzieści minut? Ech, chyba wygląda na to, że będę musiał się nauczyć odczytywać twoje znaki, jeśli chcę wam pomóc.”

Bernardo wskazał na dona i uniósł wysoko brwi.

“Tak, chcę pomóc. I chcę poznać mojego syna, a nie tylko obraz, jaki prezentuje światu. Myślisz, że da mi się przejechać kawałek?” Zapytał, wskazując na Tornado.

“Nie? Tylko ty i Diego? No cóż, chyba będę musiał najpierw zdobyć jego zaufanie.”

xxx Zorro xxx

Po drodze młody de la Vega opowiedział żonie o wydarzeniach w pueblo, o których dowiedział się od ojca. Opaskę zdjął jej dopiero na patio. była uprzedzona o stanie hacjendy, więc widok jej nie zaskoczył. W środku już krzątała się służba, która wróciła z i usuwała zniszczenia. Donia rezolutnie zakasała rękawy sukni i zwróciła się do męża i teścia.

“Siedziałam bezczynnie pół dnia, kiedy ty ojcze walczyłeś, a Diego dzielnie gasił pożar. Tak to już jest, że mężczyźni mają całą zabawę, a kobiety muszą po nich cały bałagan posprzątać.”

ujął ją pod łokieć. “Ros, jesteś przy nadziei, nikt nie oczekuje, że będziesz sprzątać, naprawdę.”

Jednak Diego widział, że ukochana też chciała mieć swój wkład w wydarzenia, więc z westchnieniem poprowadził ją stronę schodów. “Dobrze, chodź, uporządkujemy naszą sypialnię, a dół i pozostałości po pożarze zostaw służbie.”

Minę miała nieprzekonaną, więc nadął policzki, zrobił słodkie oczy i głosem sierżanta Garcii powiedział. “Proszę?”

Seniora nie miała innego wyjścia jak tylko roześmiać się i zgodzić.

Series Navigation<< Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 33 Plan walkiZorro i Rosarita Cortez – rozdział 35 Cisza przed burzą >>

Author

  • kasiaeliza

    Mama dwójki Zorrątek. Trenuję jujitsu japońskie i kiedyś miałam krótką przygodę z kendo. Lubię RPGi, planszówki, geografię, historię, piłkę nożną i książki. Nie wróć, książki to kocham. 🙂 ----------------------------------- Mother of two Zorro cubs. I train Japanese jujitsu and once had a short adventure with kendo. I like RPGs, board games, geography, history, soccer and books. Wait, come back, I love books. 🙂

Related posts

kasiaeliza

Mama dwójki Zorrątek. Trenuję jujitsu japońskie i kiedyś miałam krótką przygodę z kendo. Lubię RPGi, planszówki, geografię, historię, piłkę nożną i książki. Nie wróć, książki to kocham. :) ----------------------------------- Mother of two Zorro cubs. I train Japanese jujitsu and once had a short adventure with kendo. I like RPGs, board games, geography, history, soccer and books. Wait, come back, I love books. :)

2 komentarze do “Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 34 Atak Ortegi i odkrycie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *