Legenda i człowiek Cz III: El Nino Viejo, rozdział 4
- Autor/Author
- Ograniczenie wiekowe/Rating
- Fandom
- New World Zorro 1990-1993,
- Status
- kompletny
- Rodzaj/Genre
- Romans, Przygoda,
- Podsumowanie/Summary
- Powiadają, że wróg twego wroga jest twoim przyjacielem. Lecz to zależy, kto dla kogo jest wrogiem. Trzecia część opowieści o Zorro i Victorii.
- Postacie/Characters
- Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Victoria Escalante, Felipe, Jamie Mendoza, Luis Ramon, Zorro,
Alcalde chybił. Z tak niewielkiej odległości, mierząc do nieruchomego celu, mimo wszystko chybił. Czemu? Zorro się nad tym nie zastanawiał. Słyszał uderzenie kuli o belkę niedaleko swojej głowy i wciąż oszołomiony nie zastanawiał się nad tym, jak udało mu się ocaleć. Słyszał, jak Victoria krzyczy, ale na poły świadomie, na poły instynktownie pozostawał nieruchomy, póki nie usłyszał, jak dziewczyna i Ramone oddalają się od szybu.
Teraz mógł działać. Do tej pory uwolnił obie ręce i teraz spróbował podźwignąć belkę, jaka go unieruchamiała. Pchnął ją w górę, ale bezskutecznie. Nie drgnęła. Spróbował odsunąć ją w bok i w dół. Też bez efektu. Potężny bal sekwojowego drewna trzymał go w potrzasku.
Tymczasem chłód wody pełzł coraz dalej, w miarę jak podnosił się jej poziom. Podłoga korytarza wznosiła się lekko, więc Zorro mógł czuć, jak jest zalewany coraz wyżej i wyżej. I coraz szybciej. Cokolwiek odblokował wstrząs wybuchu, sprawiło, że drugi poziom kopalni szybko wypełniał się wodą. Zimna tafla objęła mu już ramiona. Po raz kolejny spróbował zepchnąć z siebie belkę i po raz kolejny ta próba pozostała bez efektu. Starał się unieść jak najwyżej, ale już wiedział, że to tylko kwestia kilku chwil, by znalazł się pod powierzchnią. Gdy woda zalała mu twarz i nie mógł już złapać oddechu, pomyślał, że jednak nie powinien był się cieszyć ze spudłowanego strzału Ramone.
Jeszcze raz pchnął belkę.
Tym razem drgnęła i przesunęła się powoli. Odrobinę, ale to wystarczyło, by Zorro poderwał się wyżej, łapczywie chwytając oddech. Wciąż miał uwięzioną nogę, ale teraz widział już szansę, że uda mu się wydostać z tej pułapki. Stary dobry Archimedes, zaśmiał się w myśli. Prawie miał przed oczyma pajęcze greckie literki i rysunki w foliałach, jakie wertował Diego de la Vega, a teraz wiedza Diego miała go ocalić. Suche drewno było względnie lekkie i gdy bal znalazł się w wodzie, wystarczyło to, by dał się przesunąć.
Dalsza ucieczka była wręcz dziecinnie prosta. Poszarpane bale oszalowania szybu nie utrudniały, a wręcz ułatwiały wspinaczkę. Ale i tak, gdy znalazł się na górze, oddychał ciężko i siedział na krawędzi szybu, aż przestały mu przed oczyma wirować ciemne i jasne plamki, a dłonie i kolana dygotać z wyczerpania. Wiedział, że tym razem było bardzo, nieprzyjemnie bardzo blisko, by przegrał, zaś jutrzejszy dzień zapowiadał się na bolesny. Ale to miał być jutrzejszy dzień, i to wystarczało, by poczuł przypływ nowych sił, by wstać, choć musiał opierać się o ścianę. A gdy dowlókł się do wyjścia na korytarz, wpadł prosto w ramiona Victorii.
X X X
Usiedli razem pod ścianą. Victoria na przemian płakała i śmiała się przez łzy, a Zorro wciąż jeszcze kręciło się w głowie.
– Nic ci nie jest? – zapytał, gdy uspokoiła się trochę.
– Nic. Trochę się potłukłam – Victoria podciągnęła rozdarty rękaw bluzki. – Jutro pewnie będę cała w siniakach.
– Oboje będziemy – uśmiechnął się Zorro. – Ale ten rękaw… Twoja twarz… – Jego uśmiech nagle znikł.
– To już nieważne – oświadczyła. – Wygląda na to, że obaj nie żyją.
– Obaj?
– Jednego widziałam pod kamieniami. Drugi pewnie też gdzieś tam jest.
Uwagę Zorro przyciągnęło jednak coś innego. W korytarzu robiło się coraz jaśniej.
– Gdzie Ramone? – zapytał.
– Uciekł. Ortega się zjawił i chciał go zabić. Zdołali się jakoś przecisnąć do tunelu, ale chyba tam się na nich wszystko zawaliło.
– Złego tak łatwo licho nie weźmie… – skrzywił się Zorro. – Chodź, muszę coś sprawdzić.
Wstał chwiejnie. Victoria podparła go z boku i razem ruszyli w stronę wyrobiska. Przy wejściu do tunelu, nagły błysk przyciągnął uwagę Zorro. Schylił, wyciągając spod gruzu swoją toledańską szpadę.
– Musiałem ją upuścić – uśmiechnął się lekko, jakby dodając otuchy Victorii.
W wyrobisku sterty potrzaskanego drewna zmieniły się w niewielkie ogniska, które rosły z każdą chwilą. Ogień obejmował wejścia do czterech tuneli, dwa inne, co można było dostrzec z daleka, były zasypane aż po stropy. Już dało się odczuć, że w wielkiej sali robi się coraz cieplej.
– Tego się obawiałem – mruknął Zorro. Ruszył do środka komory, tam gdzie wciąż się tliły resztki ogniska obozowiska Ortegi. Krótkie poszukiwania zaowocowały torbą podróżną i częściowo opróżnionym bukłakiem. Otworzył go i powąchał.
–Niestety, pachnie kiepsko – stwierdził. Wypił łyk i się skrzywił. – Faktycznie kiepskie. Ale napij się trochę. – Przekazał bukłak Victorii, a sam otworzył torbę i wysypał jej zawartość na ziemię. Podniósł koszulę.
– Wygląda to na rzeczy alcalde – zauważyła Victoria.
– Owszem. Ubierz może to – podał jej koszulę. – Będzie ci odrobinę cieplej.
– Tu jest ciepło.
– Wiem… I wkrótce zrobi się aż za ciepło.
– Myślisz…
– Nie myślę, wiem. – Zorro z westchnieniem ściągnął maskę. Obrócił ją w dłoniach i popatrzył na rozrzucone rzeczy.
– Diego? – spytała Victoria. – Co się dzieje?
– Nie, nie ma sensu, bym się w nie wciskał. I tak to nie ujdzie. Lepiej będzie, jeśli pozostanę jako Zorro – Diego potrząsnął głową i znów zawiązał maskę na twarzy. Raz jeszcze rozejrzał się po wyrobisku, z namysłem, usiłując przypomnieć sobie, jak biegły korytarze i połączenia miedzy nimi.
– Co nie ujdzie? – zaniepokoiła się Victoria. Wino, choć kwaśne, orzeźwiło ją trochę. I choć uspokoiła się, szczęśliwa, że Zorro żyje, to jej pewność, że uda im się wydostać z tarapatów zaczęła się chwiać. A zmieniła w niepokój, gdy Zorro przyciągnął ją do siebie.
– Jest źle, Vi – powiedział. Gdy spojrzała na niego przerażona, wyjaśnił. – Zablokowało tunele do wyjścia, a ogień niedługo ogarnie całe wyrobisko. Będziemy musieli spróbować wyjść przez szyb wentylacyjny.
– Nie ma innego wyjścia? Nie możemy się gdzieś schować? – spytała, gdy szli w stronę korytarza.
– Niestety nie. Gdy schodziłem na dół, wiatr wiał z południa. To oznacza, że będzie wciskać powietrze przez główne wejście i pchnie cały ten ogień w głąb, na kolejne oszalowania i korytarze. Zawały nie pozwalają nam się stąd wydostać, ale powietrze wciąż przechodzi. Siedzimy w środku ogromnego pieca, Vi, a on się będzie rozgrzewał coraz bardziej. Musimy się pospieszyć, bo niedługo szyby zamienią się w kominy.
Victoria zacisnęła wargi i przyspieszyła kroku.
Gdy dotarli do szybu wentylacyjnego, w tunelu wiał już lekki wiatr. Tak jak Zorro zapowiadał, od głównej komory płynęło powietrze i z każdą chwilą stawało się cieplejsze. Dawał się też wyczuć zapach dymu, delikatny, ale nabierający mocy.
Victoria popatrzyła z niedowierzaniem na otwór w stropie. Spuszczająca się z niego lina kołysała się zachęcająco przy ścianie.
– Tędy?
– Tak. Wiem, że będzie trudno, ale innej drogi już nie mamy. Ściana jest nierówna, pełna dziur i występów. Musisz się ich łapać dłońmi i stopami, jakbyś wchodziła po drabinie. Jeśli się zmęczysz, stań, oprzyj się plecami o ścianę po jednej stronie a nogami po drugiej.
– A ty?
– Będę szedł zaraz za tobą. Podtrzymam cię, jeśli będziesz się osuwała czy miała inne kłopoty.
Victoria przez dłuższą chwilę patrzyła w ciemny otwór.
– Nie ma innego sposobu? – zapytała w końcu.
– Nie ma. Nie mamy już czasu. Jeśli zostaniesz tutaj, czekając, aż się wydrapię na górę i wciągnę cię za sobą, udusisz się w dymie. A ja… – Zorro potrząsnął głową, jakby ze wstydem przyznając się do tego. – Ja mogę nie dać rady wciągnąć cię na górę. Musimy spróbować oboje jednocześnie.
– Powiedziałeś spróbować?
– Tak.
– Zorro… Diego… – Victoria przez chwilę szukała słów, by wyrazić to, co czuła, wreszcie powiedziała. – Zdejmij maskę.
Usłuchał.
Pocałowała go. Mocno, desperacko, a on oddał jej pocałunek. Więcej słów nie było im już potrzebne. Być może nie uda im się wydostać, bo dym i żar dotrą do szybu zanim oni znajdą się na zewnątrz. Albo ona czy on stracą siły i osuną się w dół, w palenisko kopalni. Albo też podmuch wybuchu naruszył stare szalunki i ustąpią one pod ich ciężarem. Albo… Tyle jeszcze mogło się wydarzyć, ale musieli próbować.
Diego jeszcze tylko naciągnął z powrotem maskę na twarz i ruszyli, mozolnie wspinając się w górę tunelu.
X X X
Don Alejandro szarpnął kolejny kamień. Palce ześlizgnęły mu się po jego powierzchni, więc poprawił uchwyt i spróbował nie tyle wyciągnąć go, co przetoczyć w swoją stronę. Przez chwilę głaz nawet nie drgnął, ale potem powoli, powoli ruszył i potoczył się w dół. Caballero odskoczył mu z drogi, a zaraz potem dwu żołnierzy dołączyło do niego i zaczęło toczyć odłamek w stronę wyjścia. De la Vega nie patrzył, co robią. Odsunięty kamień zwolnił sporą belkę i teraz ją należało wyciągnąć.
– Na trzy – powiedział sierżant Mendoza. Szarpnęli razem.
Belka wysunęła się częściowo, gdy za nią posypały się drobniejsze kamienie, wzbijając kłęby kurzu. Na szczęście, pomyślał don Alejandro, wiatr zwiewa je w głąb kopalni. Możemy widzieć, co się dzieje.
Choć wolałby nie wiedzieć, co się dzieje. Wciąż nie mógł się otrząsnąć ze zgrozy, jaka go ogarnęła, gdy podjeżdżając z sierżantem Mendozą i patrolem żołnierzy do doliny prowadzącej do El Niño Viejo, usłyszał łoskot wybuchu i zobaczył kłęby pyłu bijące z każdego otworu prowadzącego w głąb góry. A przed głównym wejściem do kopalni stał jak skamieniały Felipe, trzymając w obu rękach wodze wierzchowców. Swojego, don Diega i Tornado, konia Zorro. Pył osiadł szybko, częściowo zwiany przez korzystny wiatr, ale gdy weszli do tunelu, przekonali się, że kończy się on po kilkunastu metrach rumowiskiem potrzaskanego oszalowania i wyrwanych ze stropu kamieni.
Nie wiedzieli, co mogło pójść źle. On, don Alejandro, nie wiedział, co mogło pójść źle. Wiedział tylko, że za tym rumowiskiem jest jego syn i jego narzeczona. I modlił się, by jeszcze żyli.
Kolejne kamienie osuwały się w dół z trzaskiem i grzechotem, kurz wciąż się wzbijał, osiadając na twarzach ratowników. Zasychało im od tego w gardłach, a ściekający pot znaczył ścieżki w pyle pokrywającym skórę. Sierżant Mendoza, po wyciągnięciu kolejnej belki, zatrzymał się i rozkaszlał, usiłując złapać oddech.
I chyba ten kaszel spowodował, że z opóźnieniem usłyszeli hałas. Gdzieś w głębi tunelu załomotały toczące się kamienie, a ktoś krzyknął.
– Ratunku! Ratunku!
Zdwoili wysiłki. Wyszarpywali kolejne skalne odłamki, kolejne potrzaskane deski i belki. Wreszcie szczelina pod stropem okazała się na tyle szeroka, by przeszły przez nią dłonie, ramiona, aż wreszcie człowiek, cały pokrwawiony, w podartym ubraniu, przeczołgał się przez rumowisko prosto w ich ręce.
Wynieśli go z tunelu, na powietrze i światło doliny, i dopiero tam zorientowali się, komu udało się wydostać z kopalni.
Luisowi Ramone, alcalde Los Angeles.
X X X
Ramone nie miał pojęcia, jak udało mu się ocaleć. Od chwili, gdy nadwątlony strop tunelu runął, oddzielając go od Ortegi, ale i pogrążając w całkowitej ciemności, biegł, czołgał się i przeciskał, gnany pragnieniem opuszczenia kopalni, kierując się tylko słabym powiewem powietrza. Wydawało mu się, że trwa to całe wieki, nim usłyszał hałasy odtaczanych przez żołnierzy kamieni i kaszel sierżanta Mendozy.
Teraz leżał na trawie, patrzył na kilka chmurek żeglujących po tak cudownie błękitnym, czystym niebie, oddychał głęboko i starał się uspokoić na tyle, by przejąć kontrolę nad akcją ratunkową. Nie mógł pozwolić, by żołnierze, czy też don Alejandro, dostali się do wyrobiska, nim strawi je ogień.
Ale nie było dane mu zebrać myśli.
– Alcalde! Alcalde! – sierżant Mendoza szarpnął go za ramię. – Co się tam stało, alcalde? Skąd ten wybuch?
– Ortega… Ortega zaminował kopalnię… – Ramone usiadł i oparł głowę na rękach. Wciąż mu dzwoniło w uszach. – Zrobił pułapkę na Zorro…
– Zorro tam był, alcalde? – spytał Mendoza. Nim Ramone zebrał myśli na tyle, by mu odpowiedzieć, wtrącił się don Alejandro.
– Kto jeszcze jest w kopalni? Kto tam został?
– Victoria… Ortegę zasypało… Jego ludzi też… – alcalde marzył, by pozwolili mu paść z powrotem na trawę i zasnąć, a nie dręczyli pytaniami. – Victorię zasypało… ściana się oberwała…
– A Zorro? – nie wytrzymał Mendoza.
– Też… Spadł… Walczyli…
Don Alejandro chyba zorientował się, że Ramone jest nadal oszołomiony, bo skinął na Felipe. Chłopak trzymał się z boku od chwili, gdy wynieśli alcalde z tunelu. Teraz podbiegł z butlą wody.
Chodna woda cudownie podziałała na alcalde. Po dłuższej chwili, orzeźwiony już i pewny siebie, wstał, opierając się na podsuniętym mu ramieniu żołnierza.
– Koniec akcji! – ogłosił. – Wracamy do Los Angeles!
Wszyscy obecni spojrzeli na niego z niedowierzaniem.
– Jak to, koniec akcji? – zadał pytanie don Alejandro, na chwilę przed tym, nim sierżant jęknął.
– Ależ alcalde…
– Koniec akcji, powiedziałem. Don Alejandro, tam wybuchł pożar. Nie ma szans, byśmy kogokolwiek uratowali, a nie chcę, by żołnierze narażali swoje życie.
– Co ma znaczyć, że nie ma szans? – zadając to pytanie, don Alejandro nachylił się w stronę Ramone. Także żołnierze dookoła pochylili się, w napięciu oczekując na jego odpowiedź.
– Nie został tam już nikt żywy, don Alejandro. Modlę się – dodał szybko Ramone – by wasz syn nie zapuszczał się z Zorro do kopalni, choć mam obawy…
– Jakie obawy!
– Don Alejandro, proszę – alcalde uniósł uspokajającym gestem rękę. – Pozwólcie, że wyjaśnię… Ortega miał ze sobą dwu ludzi. Nie żyją, obaj zginęli w wybuchu. Sam Ortega zginął także, na moich oczach zwalił się na niego strop. Victoria… señorita Escalante przeżyła eksplozję, ale gdy uciekaliśmy przed Ortegą dosięgły ją te same belki, które spadły na bandytę. Próbowałem ją wyciągnąć, naprawdę próbowałem – Ramone pozwolił sobie na okazanie bólu w głosie – ale chyba zginęła na miejscu. Musiałem pozostawić jej ciało, bo ogień się szybko zbliżał. Nim to się stało, twierdziła, że don Diego jest w kopalni, razem z Zorro, ale ja go nie widziałem. Być może tylko się to jej zdawało – dorzucił, by uspokoić don Alejandro – nie widziałem go i nie sądzę, by don Diego chciał tak ryzykować, ani by Zorro mu na to pozwolił.
– A Zorro, alcalde? – wtrącił się Mendoza.
– Zorro nie żyje. Zastrzeliłem go.
– Alcalde…
– Jak to! – zapytał gwałtownie don Alejandro.
Być może przeżycia w kopalni uczyniły Luisa Ramone nieco bardziej wyczulonym na to, co może się stać, a być może to, co mogło się stać, było tak wyraźne, że nawet on był w stanie to dostrzec. Dość, że w tej właśnie chwili zrozumiał, że jeśli natychmiast nie opowie i nie wyjaśni dokładnie, co się stało, don Alejandro go zabije. Sierżant Mendoza, ten grubawy, nieporadny dureń, który zawsze mu z takim lękiem przytakiwał, nawet nie kiwnie palcem w jego obronie, tylko każe wrzucić jego ciało do kopalni i będzie potem łgał, że on, Luis Ramone, zginął w zawalonym tunelu. A każdy żołnierz w oddziale potwierdzi to oszustwo.
Na dobre kłamstwo było już za późno. Musiał mówić prawdę.
– Musiałem to zrobić – zaczął pospiesznie. – Gdy nastąpił wybuch, Zorro spadł do szybu, do niższego korytarza kopalni i przygniotły go tam belki. Nie mogliśmy zejść do niego, to było niemożliwe, a tunel zaczęła zalewać woda. Nie mógł się wydostać, topił się… Musiałem do niego strzelić, musiałem – zakończył patrząc na otaczający go krąg wstrząśniętych twarzy.
Don Alejandro cofnął się i odwrócił.
– Don Alejandro! – zawołał Ramone. – Naprawdę, wierzę, że wasz syn jest bezpieczny gdzieś poza kopalnią. A co do señority Escalante i Zorro, to jutro czy pojutrze, gdy pożar wzniecony przez wybuch wygaśnie, żołnierze postarają się wydostać ich ciała.
– Tak zrobimy, señor – dorzucił cicho Mendoza. – Biedny señor Zorro – dodał. – Biedna señorita Escalante…
Alcalde nie byłby jednak sobą, gdyby pozwolił swoim żołnierzom na dłuższą chwilę żałoby.
– Sierżancie! – zawołał. – Pomóżcie mi dosiąść konia. Chcę dostać się jak najszybciej do lekarza.
X X X
Odjechali.
Don Alejandro stanął w wejściu do tunelu. Gdzieś za tym rumowiskiem zostały ciała jego syna i synowej. Przypomniał sobie obietnicę Zorro, że wrócą i zapłakał. Uderzył ręką w kamień, raz, potem drugi.
Drobna, podrapana dłoń oparła się na jego dłoni.
– Felipe?
Chłopak zaczął gestykulować.
– Victoria? Że co? Alcalde kłamał? Skąd ty? Och, Boże, rzeczywiście. Raz mówił o ścianie, a raz, że to były belki… Więc… Jak to, drzwi? Ach, drugie wejście! Zorro wszedł z drugiej strony! No tak, mogłem się domyśleć! A ty wiesz, gdzie…
Ruszyli cwałem po stoku. Gdy wjechali na grzbiet, don Alejandro ściągnął wodze wierzchowca. Całe zbocze góry przed nim wyglądało, jakby paliły się na nim ogniska. Gdzieniegdzie były to kłęby dymu, gdzieniegdzie tylko smużki, ale wszystko to unosiło się z niewielkich otworów w ziemi. Felipe ruszył ku jednej z tych dziur i gdy się zbliżyli, don Alejandro zobaczył, że do rosnącego przy niej drzewa przymocowano linę. Z otworu biło ciepłe, mocno ciepłe powietrze. Alcalde nie kłamał, mówiąc o ogniu. Jednak to nie miało znaczenia. De la Vega sięgnął po linę, by się opuścić w głąb szybu i zamarł.
Lina była napięta. Czuł, jak drga pod jego palcami.
Padł na ziemię, usiłując zobaczyć, kto jest tam w dole.
Wpierw zamajaczyła jasna koszula. Powoli, rozpaczliwie powoli zbliżała się ku powierzchni. Potem na moment mignęła mu plama twarzy i don Alejandro pozwolił sobie na okrzyk.
– Victoria!
Victoria nie odpowiedziała, ale miał wrażenie, że zdwoiła wysiłki, by wydrapać się wyżej. Widział, że opiera się o ściany szybu, chwytając każdej szczeliny, by wspinać się do wyjścia. Powietrze z dołu biło coraz bardziej gorące, dawał się w nim wyczuć zapach dymu. Jeszcze trochę, jeszcze odrobinę… jeszcze jedna belka… przez moment nie mogła znaleźć zaczepienia i serce don Alejandro zamarło, gdy drapała dłonią w poszukiwaniu uchwytu.
A potem złapała jego rękę. Jedno szarpnięcie i była już na górze. Upadła na trawę, łkając z wyczerpania i łapiąc powietrze.
Ukląkł przy niej.
– Ciii, spokojnie, jesteś bezpieczna…
Chciał ją uspokoić, ale w tej samej chwili Felipe szarpnął go za ramię, wskazując na szyb.
Don Alejandro zamarł. Czyżby?
Rzucił się do otworu w samą porę, by złapać za rękę Zorro. Jego syn wyczołgał się na trawę i upadł. Po chwili odwrócił się, objął Victorię i oboje leżeli tak, przytuleni i zapatrzeni w niebo.
Don Alejandro siedział obok nich i, tak jak oni oboje i Felipe, płakał.
CDN.
- Legenda i człowiek Cz III: El Nino Viejo, rozdział 1
- Legenda i człowiek Cz III: El Nino Viejo, rozdział 2
- Legenda i człowiek Cz III: El Nino Viejo, rozdział 3
- Legenda i człowiek Cz III: El Nino Viejo, rozdział 4
- Legenda i człowiek Cz III: El Nino Viejo, rozdział 5 epilog