Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 7
- Autor/Author
- Ograniczenie wiekowe/Rating
- Fandom
- New World Zorro 1990-1993,
- Status
- kompletny
- Rodzaj/Genre
- Romans, Przygoda,
- Podsumowanie/Summary
- Niebezpieczeństwo czasem kryje się tam, gdzie nikt się go nie spodziewa... Czwarta część opowieści o Zorro i Victorii
- Postacie/Characters
- Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Victoria Escalante, Felipe, Jamie Mendoza, Luis Ramon,
Obozowisko znajdowało się w jednej z niewielkich dolinek wśród wzgórz przy drodze do Santa Barbara. Było puste, tylko dwa silne, niewysokie konie pasły się spokojnie w prowizorycznej zagrodzie z lin. Stojący obok wóz wyróżniał się intensywną czerwienią desek burt i płótna pokrycia. W kociołku zawieszonym nad popiołami niedużego ogniska ciemniały resztki fasoli.
Zorro rozsznurował zamknięcie i zręcznie wślizgnął się na wóz. W czerwonawym półmroku widział zajmujące jedną stronę rusztowanie, obwieszone pęczkami ziół. Poniżej, na desce pełniącej rolę stołu, stały stłoczone koszyczki, pudełka i słoje. Drugą stronę wozu zajmowało prowizoryczne posłanie, umoszczone na czymś, co niewątpliwie było skrzynią.
– Rozmaryn, mięta, estragon, melisa… – mruczał Zorro przegarniając kolejne wiązki. W półmroku trudno było rozpoznać poszczególne zioła, a ich zapachy mieszały się ze sobą w odurzającą kakofonię.
Hałas na zewnątrz przeszkodził Zorro w dalszych poszukiwaniach. Ktoś właśnie wrócił do obozu, pogwizdując niezbornie. Kociołek brzęknął, coś upadło zaraz przy kole, a chwilę potem przybysz ostrożnie odchylił połę płótna i zaklął, widząc, że wóz jest pusty. Schował nóż z powrotem za pas i cofnął się, by podnieść porzucone ryby.
Gdy się podnosił, coś zimnego dotknęło jego policzka.
– Pozwolicie, że to zabiorę? – Zorro zręcznie wyłuskał mu broń.
– Zorro! – sapnął handlarz przestraszony. – Czego ode mnie chcecie?
– Porozmawiać.
– O czym? A może chcecie coś z moich leków? Na dobre sny, na wspomożenie sił, na jasność rozumu… – zaczął wyliczać.
– Tak, na jasność rozumu – zaśmiał się Zorro. – Pokażcie mi taki lek.
Handlarz rzucił się do wnętrza wozu. Odsunął posłanie, podniósł wieko skrzyni i odwrócił się… z pistoletem w dłoni.
Sztych szpady znalazł się o cal przed jego twarzą.
– To było nierozsądne – uśmiechnął się Zorro. – Przecież poprosiłem tylko o lek.
Handlarz nie odpowiedział. Zorro postąpił jeszcze krok w głąb wozu.
– Trochę tu ciemno, czyż nie? – zauważył i jednym ruchem rozciął płótno pokrycia. – Teraz wyjaśnij mi, czemu sięgnąłeś po broń.
– Señor Zorro, zaskoczyliście mnie…
– Wy mnie też zaskoczyliście – Zorro sięgnął do pierwszego z brzegu pojemnika. – Widzę, że macie tu białą magnezję. I sól… – otworzył drugie naczynie. – A to co? Skąd te liście?
– Nie muszę wam zdradzać sekretów moich leków. Wiedzcie, że są skuteczne!
– Nie wątpię w to, że są – Zorro otworzył kolejny pojemnik. – Zwłaszcza, gdy dajecie do nich królewską szałwię czy peyotl.
Handlarz odetchnął ciężko.
– Skąd to wiecie? – zapytał. – O co mnie oskarżacie?
– Oskarżam? Stwierdzam fakty – Zorro przesypał między palcami drobne kuleczki jagód, jakie wypełniały kolejne naczynie. – Zanim zaczęliście przygotowywać swoje mieszanki, powinniście byli się czegoś dowiedzieć o tym, co do nich wkładacie.
– Czyżbyście się martwili, że mój lek wam zaszkodzi? Nie musicie go kupować!
– Mi nie zaszkodzi, ale wam może.
– Jak to?
Zorro opuścił szpadę i podszedł bliżej handlarza.
– Człowiek, który miał się dziś z wami spotkać i zapłacić za kolejny lek, to alcalde Los Angeles. Wiedzieliście o tym?
– I co z tego?
– Wczoraj alcalde Los Angeles skazał na śmierć dziesięciu przypadkowych ludzi. Dzień wcześniej napił się jednego z waszych leków… Pił go zresztą już wcześniej.
– Nie macie dowodów!
– Ja nie muszę ich mieć. Ani alcalde, jeśli o to idzie. – Zorro wzruszył ramionami.
Handlarz cofnął się aż do końca wozu. Zorro podszedł jeszcze bliżej.
– Chcę wiedzieć – powiedział spokojnie – czy specjalnie daliście mu peyotl.
Nie było odpowiedzi w słowach. Ręka handlarza zatoczyła łuk, celując w głowę Zorro solidną butelką. Zorro uchylił się, ale w ciasnym pomieszczeniu niewiele miał miejsca na unik i wpadł na stojak z ziołami. Słoiki, pęczki i plecionki rozsypały się dookoła. Handlarz skoczył na niego, ale zaraz poleciał w tył, gdy pięść Zorro zetknęła się z jego szczęką.
Wóz trząsł się i skrzypiał, gdy dwóch mężczyzn walczyło ze sobą w ciasnym wnętrzu, wśród tłukących się i rozsypujących naczyń i w duszącym zapachu ziół. Wreszcie handlarz poderwał się i szarpnął w dół krótki kij zawieszony pod dachem wozu. Teraz miał przewagę, bo Zorro, uwięziony pomiędzy stołem a kuframi posłania nie mógł go odepchnąć, a trzymana przez mężczyznę pałka wgniatała mu się w pierś i szyję, blokując dłonie.
– Alcalde – wysapał handlarz – alcalde zrobi, o co poproszę… Jak mu dam… twojego trupa… nie będzie… myślał nad lekami…
Dłoń Zorro wyślizgnęła się spod pałki.
– Nie… tak… szybko… – odpowiedział
Garść zgniecionych ziół i proszków z rozbitych słoi wylądowała na twarzy handlarza, a Zorro szarpnął się w bok. Mężczyzna wrzasnął – wśród tego, co trafiło w jego oczy, była także sól. Zorro złapał go za kark i przyciągnął do podłogi. Jeszcze chwila szamotaniny i handlarz leżał, jęcząc i szlochając z bólu, na deskach wozu, z rękoma związanymi na plecach.
– Chciałem cię ostrzec, byś nie pokazywał się w Los Angeles – powiedział Zorro ciężko oddychając i otrzepując ze śmieci swój kapelusz. – Ale widzę, że doskonale wiedziałeś, o co toczy się gra.
X X X
Sierżant Mendoza nie zamartwiał się obowiązkami alcalde zbyt długo. Luis Ramone w rekordowo szybkim czasie wrócił do zdrowia, choć na swój pierwszy posiłek do gospody szedł wyjątkowo sztywnym krokiem, starannie udając, że nie widzi licznych ciekawych spojrzeń. Jednak nie odbiegały one za daleko od tego, do czego przywykł, zbierając kolejne cięgi od Zorro i wkrótce mogło się wydawać, że życie w Los Angeles wróciło do normy.
Kapral Rojas zastał swego przyjaciela Juana Checę w gospodzie, siedzącego z ponurą miną nad kubkiem wina. Piękna i kapryśna donna Dolores Escobedo, choć już nie żądała, by Juan opuszczał gospodę, gdy ona tam przybywa, nadal nie miała zamiaru zwrócić uwagi na swego wielbiciela. Teraz właśnie plotkowała z przyjaciółkami na werandzie.
– I co? – spytał Rojas. – Wyschłeś już?
– Daj spokój…
– To ty daj spokój. Łapanie Zorro zawsze tak się kończy. Ciesz się, że to była woda dla koni, a nie błocko, zagroda dla świń czy kurnik. I że tylko się zmoczyłeś, a nie masz roboty z cerowaniem munduru.
Juan nie odpowiedział.
– Ale wiesz co? – ciągnął Rojas. – Byłeś chyba najbliżej ze wszystkich, jacy próbowali. Nigdy jeszcze nie widziałem, by ktoś tak długo wytrzymał w pojedynku z Zorro. Jeśli ci to poprawi humor, to wiedz, że jesteś w szpadzie prawie tak dobry jak on. A może i równie dobry, tylko miałeś mniej szczęścia. Co ty na to?
– Nie wiem… – Juan nadal nie odrywał wzroku od swego kubka.
Z werandy nagle dało się słyszeć radosny śmiech dziewcząt. Któraś z nich, zapewne donna Dolores, głośno zachwycała się sprawnością Zorro we władaniu szpadą. Checa odstawił kubek.
– Muszę nad tym pomyśleć, Marco – powiedział. – Muszę nad tym pomyśleć…
X X X
Wieczorem, w swoim pokoiku na piętrze gospody, señorita Victoria Escalante usiadła przed lustrem. Przez dłuższą chwilę zastanawiała się, patrząc na stojący przed nią gliniany słój. Handlarz, który jej go sprzedał, został już odesłany do Monterey, z zarzutami próby okradzenia kasy miejskiej, alcalde i sprzedaży trucizn. Nie będzie więc miała drugiego, a teraz obawiała się tego, co już kupiła. Jednak do tej pory nie zdarzyło jej się nic złego. Nie miała snów na jawie, czy jakichś omamów, a jej twarz i ręce zdążyły nabrać, tak jak mówił handlarz, wyjątkowej gładkości. Wydawało jej się nawet, gdy tak patrzyła w lustro, że jej skóra też już pojaśniała odrobinę. Być może maść rzeczywiście działała, a trucizny były tylko w ziołowych miksturach. No bo też co to za lek, na rozjaśnienie umysłu. Kto mógł wymyśleć coś takiego?
Zdecydowała się. Delikatnie, oszczędnie, posmarowała twarz i szyję maścią i położyła się spać. Dzień był długi, była zmęczona, a pod wieczór rozbolała ją głowa…
CDN.
Wrocław, 19.04.2011 – 9.05.2011
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 1
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 2
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 3
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 4
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 5
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 6
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 7
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 8
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 9
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 10
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 11
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 12
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 13
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 14
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 15
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 16
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 17
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 18