Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 13
- Autor/Author
- Ograniczenie wiekowe/Rating
- Fandom
- New World Zorro 1990-1993,
- Status
- kompletny
- Rodzaj/Genre
- Romans, Przygoda,
- Podsumowanie/Summary
- Niebezpieczeństwo czasem kryje się tam, gdzie nikt się go nie spodziewa... Czwarta część opowieści o Zorro i Victorii
- Postacie/Characters
- Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Victoria Escalante, Felipe, Jamie Mendoza, Luis Ramon,
Doktor Hernandez przez dłuższy czas nie wychodził z pokoju Victorii. Gdy wreszcie na chwilę się wychylił, to tylko po to, by wezwać do siebie señorę Antonię i wysłać ją z jakimś zadaniem. Jakim, okazało się już wkrótce, gdy po schodach pospieszyła najpierw Marisa z dzbankiem ciepłej wody, a zaraz po niej do gospody wślizgnęła się madre Rosa, stara kobieta, która witała na tym świecie już trzecie pokolenie mieszkańców Los Angeles. Zawinięta w chustę staruszka bez słowa podreptała na piętro i została tam przez czas, który dla Diego był niemal wiecznością.
Wreszcie wyszli oboje i podeszli do stołu, gdzie Diego siedział nad nienaruszonym kubkiem cydru.
– Co z nią? – poderwał się z miejsca, gdy spostrzegł, że do niego podchodzą.
– Señor de la Vega – odezwał się doktor. – Nie mam dobrych wieści.
Diego zacisnął dłonie na krawędzi stołu i gestem poprosił doktora, by usiadł. Zamówił tylko jeszcze kubek wina dla starszej pani, a potem usiadł i czekał na wyjaśnienia lekarza. Doktor Hernandez zwykle starał się być oględny, ale czasem musiał mówić wprost o tym, co wiedział. I tak było tym razem.
– Señorita Victoria umiera – powiedział.
– Co?
– Przyznam się – skłonił głowę lekarz – że początkowo podejrzewałem to, o czym od dłuższego czasu słyszałem w plotkach. Z tego też powodu wezwałem madre Rosę, by pomogła mi przy badaniu i potwierdziła lub zaprzeczyła moim domysłom. Niestety, zaprzeczyła.
– Tak, tak – zaskrzeczała staruszka. – Ona nie zakwitnie, a więdnie, señor de la Vega.
– Tak więc – kontynuował doktor – niestety pozostaje nam tylko jedno wyjaśnienie. Señorita Victoria cierpi na raka. Przyznam, że jej choroba ma dość nietypowy przebieg, zwykle u chorych cierpiących na takie bóle byłem w stanie stwierdzić obecność guzów, ale wszelkie inne objawy, jak wychudzenie, niechęć do jedzenia, drażliwość, te napadowe bóle głowy potwierdzają moją diagnozę.
– To oznacza… – Diego urwał. Konwulsyjnie przełknął i spuścił wzrok na trzymany kubek. Po dłuższej chwili spojrzał na smutną, współczującą twarz doktora. – Ile czasu jej zostało?
– Trudno powiedzieć. Sądząc z tego, od jak dawna dolegały jej bóle, choroba postępuje niezwykle szybko. A widząc, jak jest już wyczerpana… Sądzę, że jej czas należy liczyć w tygodniach, nie w miesiącach.
– Można… można coś zrobić?
– Niewiele. Nie mogę odkryć guza, zoperowanie którego być może spowolniłoby postęp choroby. Jeśli coś możemy zrobić, to jedynie złagodzić ból, jaki cierpi.
– Rozumiem – Diego zamknął oczy. Po dłuższej chwili milczenia lekarz podniósł się od stołu.
– Pójdę już – powiedział. – Zajrzyjcie do mnie za kilka godzin. Przygotuję porcję laudanum i powiem wam, jak to jej dawkować.
– Chwileczkę – zatrzymał go Diego – mogę ją zabrać do hacjendy?
– Oczywiście. Jest osłabiona, ale może jeszcze chodzić i można ją spokojnie i bez szkody dla zdrowia przewieźć. Nawet lepiej, jeśli znajdzie się w hacjendzie, pod opieką. Będzie niedługo potrzebowała troskliwej pielęgnacji… – w głosie lekarza zabrzmiał smutek.
Doktor Hernandez i madre Rosa już dawno wyszli, a Diego wciąż siedział za stołem, obracając w dłoni nietknięty kubek i wydawało się, że całą uwagę poświęca temu, jak kołysze się w nim płyn. Dopiero dotknięcie czyjejś dłoni na ramieniu wyrwało go z zamyślenia.
– A, to ty, Marisa – mruknął.
– Señor de la Vega, usłyszałam…
– Więc wiesz.
– Tak, señor.
– Dobrze, nie będę więc musiał tłumaczyć – Diego przetarł dłonią twarz. – Dios mio… – jęknął do siebie, ale za chwilę się wyprostował. – Poślij kogoś do hacjendy. Będę potrzebował wóz, by przewieźć tam Victorię. Ja idę do niej, do pokoju. Zawiadom nas, jak przyjadą.
– Dobrze, señor – Marisa odeszła.
Victoria leżała na wysoko spiętrzonych poduszkach, jej blada cera odcinała się żółtawo od bieli materiału. Diego usiadł ciężko na krawędzi łóżka i ujął ją za rękę.
– Więc wiesz – szepnęła cicho. Policzki lśniły jej od łez.
– Wiem.
– Ja…
Diego bez słowa uniósł jej rękę do ust i pocałował wnętrze dłoni, ale Victoria pociągnęła go do siebie i pocałowała w usta. Potem opuściła głowę na jego ramię.
– Wybaczysz mi te wszystkie kłótnie? – zapytała po dłuższym milczeniu. – Że cię tak źle traktowałam?
– Jeszcze się pewnie nie raz pokłócimy – odparł Diego, otaczając ramieniem jej plecy.
Westchnęła.
– Wierzysz w to? – zapytała. – Doktor powiedział mi dość dokładnie, co mnie czeka. I że tylko to może powiedzieć dobrego, że to nie zajmie zbyt wiele czasu.
– Mi też powiedział – odparł Diego. – I dlatego też nie chcę tracić tego czasu. Zabieram cię zaraz do hacjendy.
– Ale…
– Posłałem już po wóz. Powiedz mi tylko, co mam dla ciebie spakować.
– Diego…
– Porywam cię – uśmiechnął się blado. – Zabieram stąd i ani słowa więcej.
Victoria z westchnieniem opadła na poduszki i zaczęła wskazywać Diego, skąd ma wyjąć poszczególne ubrania. Gdy sięgnął po jeden z koszy, zaprotestowała.
– Nie ruszaj!
– Ale…
– Tego miałeś nie widzieć – westchnęła. A potem się znów rozpłakała. – Zbyt zwlekałam z szyciem sukni…
– Jeszcze cię w niej zobaczę – Diego delikatnie podniósł jej podbródek, by otrzeć palcem łzę z policzka. – Jeszcze zdążysz ją uszyć.
– Ale będę chora i brzydka…
– Dla mnie jesteś i będziesz najpiękniejsza. I zostaniesz moją żoną. Choćby jutro. Albo zaraz, jak tylko uszyją tą suknię.
Jednak te słowa zdawały się nie pocieszać Victorii, która szlochała coraz bardziej rozpaczliwie.
– To takie… takie niesprawiedliwe – powiedziała w końcu. – Myślałam, że po tym wszystkim nam się ułoży, że będziemy żyć długo i szczęśliwie…
– Vi… Nie płacz… – Diego sięgnął po chustkę i zaczął wycierać jej policzki. – To jest niesprawiedliwe. Ale boję się, że sprawiedliwie czy nie, my oboje nie możemy mieć siebie razem na długo i szczęśliwie. Że czy zachorowałaś, czy nie, możemy tylko cieszyć się tą chwilą, jaką mamy.
Victoria wyrwała mu chustkę. Przez chwilę wyglądała, jakby chciała czy to wybuchnąć gniewem, czy znów płaczem, ale w końcu z westchnieniem oparła się na poduszce. Diego wrócił do zapełniania kufra jej rzeczami. Gdy skończył z sukniami, wziął do ręki szczotkę leżącą przy zwierciadle.
– Spakuj jeszcze ten słój. Ten, co stoi tam z boku – powiedziała Victoria.
Usłuchał. Gdy odkładał naczynie do kufra, coś go w nim zastanowiło. Obrócił go w dłoniach raz, potem drugi.
– Vi… Skąd masz ten słoik? – zapytał.
– Kupiłam maść na targu – odparła sennie. Płacz zmęczył ją bardziej niż chciała się przyznać.
– Maść? Na co? – zainteresował się Diego.
– Na urodę – odpowiedziała i nagle spojrzała na niego przytomniej. – Nie wypytuj mnie o moje sekrety! – skarciła. Diego więc już bez słowa umieścił słój w kufrze i zatrzasnął wieko.
Kiedy Victoria, zmęczona przeprowadzką, zażyła lek od doktora Hernandeza i zapadła w sen, Diego wrócił do salonu. Oparł czoło o ścianę, a po chwili uderzył w nią pięścią w geście całkowitej bezradności. Uniósł rękę, by uderzyć po raz drugi, ale zatrzymało go dotkniecie. Obok niego stał Felipe, czymś bardzo podekscytowany.
– Och, Felipe… – westchnął Diego. – Co się stało? Mam iść z tobą?
Chłopak poprowadził go do wnętrza jaskini. Tam na stole, pomiędzy najrozmaitszymi naczyniami i przyrządami, jakich Diego używał do swoich eksperymentów, stały dwa słoje.
– Co to? – spytał. – Przyniosłeś tu słój Victorii?
Diego przypomniał sobie, że Felipe pomagał mu w rozpakowywaniu kufra. Nagle przypomniało mu się coś jeszcze.
– Ty też dostrzegłeś to podobieństwo? – zapytał. Felipe pokiwał głową i wskazał na słoje. Po chwili pokazał na siebie gestami. Diego nie miał wątpliwości, że chłopak przedstawia wpierw Victorię, a zaraz potem alcalde. – Tak, więc ty też to zobaczyłeś… Identyczne słoje… czyżby kupione od tego samego sprzedawcy?
Nagle Diego pospiesznie sięgnął po jedną z ksiąg.
– Jeśli myślisz to co ja, Felipe… – zaczął.
Don Alejandro wrócił do hacjendy przed wieczorem. Los Angeles huczało od plotek o nagłej chorobie señority Victorii Escalante. Doktor Hernandez postawił swoją diagnozę w obecności madre Rosy, a staruszka nie miała oporów przed rozgłoszeniem jej w całym pueblo. Po części zapewne kierowała nią chęć zaprzeczenia wszystkim poprzednim paskudnym plotkom, jakie powtarzano o señoricie Escalante, ale z całą pewnością chciała też podzielić się najnowszą sensacyjną nowiną. Toteż don Alejandro, nim mógł powrócić do domu, musiał porozmawiać co najmniej z kilkunastoma caballeros, którzy zarazem wyrażali współczucie i ciekawość, co w tej sytuacji postanowią Diego i jego ojciec. Szukał więc Diego po pokojach, chcąc z nim o tym porozmawiać, aż wreszcie znalazł go w laboratorium w jaskini.
– Byłem w mieście, rozmawiałem z doktorem Hernandezem – oznajmił don Alejandro.
– On może się mylić – odpowiedział Diego nieobecnym głosem. Pospiesznie ucierał coś w kamiennym moździerzu. Felipe czujnie obserwował jego ruchy, gotów w każdej chwili podać jakieś potrzebne naczynie.
– Tak sądzisz?
– Hernandez może się mylić. Sam powiedział, że objawy są nietypowe, na tyle, że wpierw wezwał położną i dopiero gdy ona zaprzeczyła, postawił diagnozę o chorobie – Diego skończył ucieranie i wlał zawartość moździerza w szklany lejek, wyłożony materiałem.
– Diego… Wiem, że ciężko ci przyjąć prawdę, ale…
Młody de la Vega oderwał się od mieszania zawartości lejka i spojrzał na ojca.
– Victoria miała na stoliku słój z maścią. Na urodę, jak powiedziała. Mówiła, że kupiła go na targu. Taki sam słój, tyle że z ziołami, miał na swym biurku alcalde. Też kupiony na targu. Widzisz zbieżność? Bo ja widzę.
– Jesteś pewien? To może być przypadek – zauważył don Alejandro.
– Może. Ale słoje są identyczne. Felipe też to zauważył. A skoro tamten sprzedawca dał Ramone to świństwo jako lek na jasność umysłu, to może… – Diego urwał i znów zamieszał w lejku. Do naczynia skapywał z niego mętnawy płyn.
Don Alejandro pokręcił głową. Było dla niego jasne, że Diego chwyci się każdej, choćby najsłabszej nadziei, że jest szansa na ocalenie Victorii. Patrzył więc, jak syn dalej miesza w naczyniach i jak przygotowuje szereg płynów w próbówkach.
– Co robisz? – zapytał w końcu.
Diego oderwał się na chwilę od swoich przygotowań.
– Nie mogę już przepytać tamtego handlarza, ale mogę ustalić, co dał Victorii. To coś w słoju to w głównej mierze tłuszcz z owczej wełny, można poznać po zapachu. Zapewne jest po to, by nadać skórze miękkość; sam wiesz, jakie dłonie mają postrzygacze. Ale teraz wyługowałem tłuszcz i chcę sprawdzić, co jeszcze tam zostało dodane.
– Możesz to ustalić?
– Tylko część składników, niestety – Diego pospiesznie zdrapał do miseczki osad ze szmatki. Porozkładał go do naczyń i zaczął mieszać z kolejnymi płynami. Niekiedy nic się nie działo, niekiedy maź burzyła się i przybierała dziwne kolory. Młody de la Vega mruczał coś do siebie, już całkowicie nie zwracając uwagi na obecność ojca. – Kwas.. ługi… Wygląda na metal… Jakieś tlenki? Tak, metal… Teraz policzmy… Co ma białą barwę… Jeszcze sprawdźmy to…
Kolejna porcja mazi, zalana jakimś płynem, zapieniła się gwałtownie i niemal wybuchła. Diego zapatrzył się na nią jak urzeczony. Po chwili rzucił się do regału, wyciągnął opasłą księgę i zaczął ją gorączkowo wertować. Szło mu to jednak opornie. Don Alejandro z niepokojem zauważył, że jego synowi zbyt się trzęsą dłonie, by mógł spokojnie przewracać karty. Nim jednak zwrócił na to jego uwagę, Diego zamknął księgę, głęboko odetchnął i znów zaczął przewracać jej strony, wolniej, jakby siłą woli zmuszając się do spokoju.
– Antymon, srebro, alkalia – mruczał do siebie – arsen…
Umilkł, czytając coś pośpiesznie.
– Madre de Dios – jęknął po chwili. – Madre de Dios…Vi… Vi, serce moje, coś ty zrobiła… Coś ty zrobiła!
Porwał księgę i wypadł z jaskini.
.
CDN.
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 1
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 2
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 3
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 4
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 5
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 6
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 7
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 8
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 9
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 10
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 11
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 12
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 13
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 14
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 15
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 16
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 17
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 18