Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 15
- Autor/Author
- Ograniczenie wiekowe/Rating
- Fandom
- New World Zorro 1990-1993,
- Status
- kompletny
- Rodzaj/Genre
- Romans, Przygoda,
- Podsumowanie/Summary
- Niebezpieczeństwo czasem kryje się tam, gdzie nikt się go nie spodziewa... Czwarta część opowieści o Zorro i Victorii
- Postacie/Characters
- Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Victoria Escalante, Felipe, Jamie Mendoza, Luis Ramon,
Kilkanaście dni później, Diego zwrócił się do ojca z nietypową prośbą.
– Bal? Chcesz urządzać bal?
– Rozmawialiśmy kiedyś ojcze o tym, że między mną i Victorią nie było formalnych zaręczyn. Czy nie uważasz, że powinniśmy nadrobić tę zaległość? Poza tym uważam, że to doskonały sposób, by Victoria dała się bliżej poznać żonom i córkom innych caballeros. Może teraz będą do niej lepiej nastawione.
– Wiesz Diego – powiedział w zamyśleniu don Alejandro – mam wrażenie, że ty coś planujesz.
– Ależ ojcze…
– O właśnie, ależ ojcze. Zawsze tak mówiłeś, gdy Zorro chciał się wymknąć gdzieś po cichu.
– Ojcze…
– A Victoria co o tym sądzi?
– Zgadza się. Była trochę zdenerwowana tą propozycją, ale się zgodziła.
Nazwanie stanu Victorii zdenerwowaniem było sporym niedomówieniem, na jakie mógł sobie pozwolić tylko ktoś taki jak Diego, bawiący się słowami jako dziennikarz. Właściwszym określeniem byłaby bowiem panika.
– Bal? Zaręczynowe przyjęcie? Caballeros? – pytała przerażona.
– Tak. Tak i tak.
– Ależ Diego, ja…
– Ani słowa – Diego oparł dłonie na jej ramionach. – Będzie bal i będziesz jego dumną królową. Najpiękniejszą, najbardziej zachwycającą. Czas najwyższy, by caballeros cię docenili, twoją godność i urodę. A poza tym – uśmiechnął się porozumiewawczo – pewna panna pęknie z zazdrości, widząc, jak cię podziwiają.
– Diego…
– Tak?
– Ty coś knujesz, czuję to.
– Ja? Ależ skąd! Po prostu wiem, że niejaka Dolores Escobedo nie wytrzyma. A wtedy dostanie na tym balu nauczkę.
– A jaka ma w tym być moja rola?
– Nie dać się sprowokować. Panna Dolores sama wpadnie w tarapaty.
– Dobrze. Zgadzam się. Ale…
– Tak?
– Potrzebuję sukni.
– Oczywiście. Jutro przyjeżdża krawcowa. Tyle się naszyła sukien ostatnio, że powinna nie mieć kłopotów z dopasowaniem stroju dla ciebie. Jeśli coś będzie potrzebne, pojadę do Monterey.
– Zaplanowałeś to!
– Z suknią? Owszem.
– Diego… – zastanowiła się Victoria. – Czy ty przypadkiem nie próbujesz czegoś przyspieszyć? Obiecywałeś.
– Tak, obiecywałem. I wiem, że to samolubnie z mojej strony. Ale widzisz… czasem myślę, jak bardzo byłem samolubny zatrzymując cię dla siebie.
– Co masz na myśli mówiąc, że dla siebie?
– Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Nie to w gospodzie, ale potem, w nocy, w garnizonie… Od tamtej chwili Zorro nie pozwalał, byś zakochała się w kimś innym. I dlatego pamiętam, że nie wolno mi, nie mogę cię do niczego ponaglać – Diego rozłożył ręce. – Ale potem zdarza się coś, albo sobie przypominam, jak mało mamy czasu. Vi, przecież cię po raz kolejny omal nie straciłem! I to przez zazdrość głupiej smarkuli. Boję się, Vi. – Diego opuścił głowę. Victoria dostrzegła, że zaciska pięści. – Boję się, że któregoś dnia zawiedzie mnie szczęście, albo nie zdołam sobie poradzić, albo, i to najgorsze, znów ktoś uderzy w ciebie, a ja zawiodę… Więc proszę, nie miej mi tego za złe, że gdy o tym myślę, to bardzo, bardzo chcę, żeby przed tym, zanim to się wydarzy, ogłoszono nas mężem i żoną.
– Diego…
– Tak, wiem, nie powinienem ci tego mówić, Vi – Diego uśmiechnął się smutno. – Wybacz. To moje strachy i ja muszę sobie z nimi poradzić. A co do terminu ślubu, to jest to tylko tradycja, że panna młoda musi go ogłosić na zaręczynach. Możesz zrobić to, kiedy tylko zechcesz, naprawdę.
Bal w hacjendzie de la Vegów stał się lokalną sensacją. Przybyli na niego nie tylko wszyscy caballeros z okolicy, ale też i kilkanaście dodatkowo zaproszonych osób, jak alcalde, czy sierżant Mendoza. Oczywiście, co poniektórzy szemrali, widząc, kto jeszcze przekracza bramę, ale cóż, de la Vegowie mieli opinię z lekka ekscentrycznych, i właśnie ją potwierdzali.
Po doskonałym posiłku, zaproszeni goście zebrali się w salonie hacjendy. Gdy już wszyscy zaopatrzyli się w kieliszki wina, don Alejandro zdecydował się wygłosić mowę.
– Zebraliśmy się tu – powiedział – bowiem ostatnie, dramatyczne wydarzenia, przypomniały, iż i ja, i mój syn, dopuściliśmy się pewnego niewybaczalnego zaniedbania. Mimo upływu czasu nie ogłosiliśmy oficjalnie zaręczyn dziedzica rodu de la Vega i jego wybranki, choć wymaga tego od nas zwyczaj i tradycja. Dziś naprawiamy to zaniedbanie i prosimy was wszystkich, byście cieszyli się razem z nami.
Victoria wyszła nieco niepewnym krokiem na środek salonu. Z kwiatem neroli we włosach, w jasnej, prostej sukni wyglądała olśniewająco. Mimo czasu, jaki minął od chwili, gdy doktor Hernandez postawił swoją diagnozę, nadal była szczupła i mizerniejsza niż zwykle, a jej loki nie odzyskały jeszcze dawnego blasku, jednak to spowodowało, że sprawiała wrażenie kogoś niezwykle kruchego i delikatnego, niepodobnego do żywiołowej i walecznej właścicielki gospody. Diego przykląkł przed nią i spytał o coś tak cicho, że choć wszyscy wytężali słuch, słyszeli jedynie szmer głosu. Gdy skinęła potakująco głową, wsunął jej na palec pierścionek i ucałował wnętrza dłoni. Potem oboje, ramię w ramię, przyklękli przed don Alejandro, a ten, wzruszony, udzielił im swego błogosławieństwa.
Po zwykłych w takich okazjach toastach i gratulacjach goście rozproszyli się po salonie. Caballeros chcieli porozmawiać z don Alejandro czy z Diego, ich żony i córki skupiły się dookoła Victorii, podziwiając suknię i pierścionek. Informacja, że należał on wcześniej do matki don Diego wywołała przyjazne potakiwania i gratulacje.
Diego dyskretnie wycofał się do wejścia. Bal trwał. Spora część mężczyzn zebrała się w rogu salonu, dyskutując nad tym, nad czym dyskutowano zawsze na podobnych spotkaniach: cenami, deszczami czy hodowlą. Obecność alcalde powstrzymywała przed włączeniem do tych dyskusji tematu podatków, choć widać było, że niejeden miał ochotę w mniej lub bardziej dobitny sposób dać znać, co o tym sądzi. Sam Ramone, uszczęśliwiony zaproszeniem do hacjendy, próbował przechwalać się czy olśniewać swoją osobowością, lecz natykał się wciąż na mur chłodnej obojętności. Widać było jednak, że nie psuło mu to humoru.
Victoria wciąż jeszcze była otoczona obecnymi na balu paniami i wyglądało na to, że mimo swoich obaw zdołała znaleźć z nimi wspólny język, a przynajmniej przekonać je do siebie na tyle, by wszystkie nie okazywały jej otwartej wrogości. Wszystkie, albo prawie wszystkie, poprawił się po chwili Diego. Donna Dolores stała na uboczu. Pojawiła się na balu razem z kuzynkami, ale obecnie siostry krążyły na obrzeżach grupki otaczającej Victorię i sądząc z ich zachowania, szczerze chciały jej pogratulować zaręczyn. Señora Chiara zaś nie była obecna, widocznie samo zaproszenie uraziło ją tak bardzo, że zdecydowała się je odrzucić. Nie żałował tego. W obecności swej opiekunki donna Dolores była znacznie śmielsza, wręcz do granic otwartej bezczelności, a wygłaszane przez nią sądy bardziej rygorystyczne.
Dopóki Victorię otaczały żony caballeros, panna Escobedo nie próbowała podejść. Wreszcie, gdy część starszych kobiet zwróciła się ku stołom z przekąskami, a w pobliżu señority Escalante pozostały tylko dziewczęta, Diego zauważył, że donna Dolores zaciska z determinacją usta i rusza w stronę roześmianej grupki. Diego uśmiechnął się do siebie i ruszył powoli w tę samą stronę. Już po chwili widział, że przestała się tam toczyć przyjemna rozmowa. Uśmiechy dziewcząt zbladły, tak samo jak twarz Victorii, ale jego narzeczona zachowywała wyniosły spokój. Podszedł bliżej, by usłyszeć rozmowę.
– Chciałabym wiedzieć, Indianko – mówiła donna Dolores z jadem w głosie – jakimi sztuczkami przyciągnęłaś do siebie kogoś takiego jak don Diego. Słyszałam, że jest oryginałem, ale nie mogę uwierzyć, by ktokolwiek miał tak osobliwy gust, by szukać swojej żony w rynsztoku, gdy może wybierać wśród szlachetnie urodzonych.
Dziewczęta stojące przy Victorii były blade ze zgrozy, sama señorita Escalante zacisnęła dłonie w pięści, z trudem powstrzymując się od uderzenia tej zarozumiałej ślicznotki. Nagle jej ramiona otoczyło ramię Diego.
– Owszem, mam osobliwy gust, ale nie aż tak – powiedział z uśmiechem. – Większość ludzi uważa wino za najszlachetniejszy napój na świecie, lecz podobnie jak ja bardziej cenić będą sobie bogactwo słodyczy i aromatu dojrzałej pomarańczy niż ubogi kwaśny smak nazbyt młodego wina. Nieważne, z jak szlachetnego rodzaju ono pochodzi.
I delikatnie musnął kwiat gorzkiej pomarańczy wpięty we włosy Victorii, a potem podał jej kielich z sokiem.
Na twarzy donny Dolores Escobedo wpierw pojawiły się czerwone plamy, potem zbladła niczym płótno, w miarę, jak docierało do niej, co powiedział. Odwróciła się na pięcie i rzuciła prawie biegiem w stronę wyjścia. Gdy wybiegła z salonu, pozostałe dziewczęta szybko odzyskały dobry nastrój. Wyglądało na to, że nawet im ulżyło, że mogą swobodnie rozmawiać z Victorią, bez obaw, że zostanie to uznane za niewłaściwe spoufalenie się z kimś, kogo nawet nie powinny zauważać. Diego uśmiechał się lekko. Jego przewidywania się sprawdziły, szacunek, jaki przez lata wypracowała sobie señorita Victoria Escalante, przetrzymał wywyższanie się donny Dolores i krucjatę señory Chiary, a panna Escobedo sama dostarczyła mu broni, nie umiejąc z wdziękiem przyjąć swej porażki w zdobywaniu wielbicieli.
Don Hernando Escobedo podszedł do roześmianej grupki.
– Wybaczcie mi na chwilę, piękne panie – przeprosił. – Diego, czy mogę na moment z tobą porozmawiać?
– Słucham?
– Tradycja nic nie mówi na temat pojedynków, ale wydaje mi się, że jedyne, które są dopuszczalne na zaręczynach, dotyczą odrzuconych wielbicieli.
– Być może. Czemu jednak zawdzięczam ten temat rozmowy?
– Przed chwilą Dolores zażądała ode mnie, bym odwiózł ją do domu i wyzwał ciebie na pojedynek. To pierwsze już zrobiłem, wraca ze służącym do hacjendy, jeśli chcesz wiedzieć, ale to drugie… Czym ją obraziłeś?
– Nie wiem, czy można nazwać to obrazą. Donna Dolores uznała, że właściwe miejsce dla mnie będzie w orszaku jej wielbicieli. Dziś usłyszała ode mnie kilka słów życiowej prawdy. Widziałem, że nie przyjęła ich najlepiej, ale tylko w taki sposób mogłem jej dać do zrozumienia, że pomyliła się w swoich rachubach. Jednak jest inna sprawa. – W głosie Diego zjawiły się tak gorzkie i zimne nuty, że don Hernando popatrzył na niego ze zdumieniem. – Nie wiem, czy kierowała się zazdrością, czy też była to z jej strony wpojona przez señorę Chiarę głupota, ale jej zachowanie wobec Victorii… Gdyby Dolores, czy señora Chiara, były mężczyznami, właśnie toczyłby się drugi z pojedynków. Choć nie wykluczam, że rzuciłbym im wyzwanie znacznie wcześniej.
Don Hernando spojrzał na swego rozmówcę ze zdumieniem. Don Diego był znany ze swego braku talentu do szpady i tak wielkiego zamiłowania do pokojowego rozwiązywania problemów, że wręcz graniczyło to ze śmiesznością. Wprawdzie od czasu, gdy señorita Escalante zgodziła się zostać jego narzeczoną, czy raczej, jak się teraz wyjaśniło, pozwoliła mu na ubieganie się o swoją rękę, mówiono, że don Diego zaczął zachowywać się znacznie pewniej i nie stronił już od siłowych rozwiązań, ale dopiero teraz don Escobedo mógł stwierdzić, że pogłoski mówiły prawdę. Chłodny ton wymuszał szacunek i dystans.
– Przyznaję, że ostatnimi czasami Dolores nie zachowywała się właściwie wobec señority Escalante – powiedział don Hernando ostrożnie.
– Jak powiedziałem, gdyby była mężczyzną, po tym, co zrobiła, musiałaby chwycić za szpadę.
– Wy i szpada?
– W pewnych sprawach nie uznaję innych rozwiązań – ostrzegł Diego.
– Rozumiem… – Wyglądało na to, że don Hernando musiał przemyśleć swoją ocenę młodego de la Vegi. – Przyznaję też, że señora Chiara nie jest… osobą najłatwiejszą w obyciu. Mój brat wysłał ją z Dolores, bo była jej opiekunką na dworze królewskim, ale przyznaję, że mógł wybrać lepiej towarzystwo swojej córce. Jest jeszcze coś… Ale nie będę zaprzątał wam głowy – don Escobedo zmienił nagle temat. – Widzę, że señorita Escalante jest już niezadowolona, że tak wiele czasu poświęciliśmy na tą rozmowę. Jeszcze raz chcę wam pogratulować i zarazem… Zarazem przeprosić za wszystkie niemiłe słowa, jakie odważyła się wypowiedzieć Dolores. Zadbam, by to się nie powtórzyło.
Skłonił się i wyszedł.
Victoria rozejrzała się po salonie. Przez chwilę nikt nie zwracał na nich dwoje uwagi.
– Sok pomarańczowy? – zapytała szeptem. – Tak mnie postrzegasz?
– Wybacz… – odszepnął Diego. – Powinienem był powiedzieć o bogactwie smaku dojrzałego wina, ale to by nie trafiło panience do przekonania…
.
CDN.
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 1
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 2
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 3
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 4
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 5
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 6
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 7
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 8
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 9
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 10
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 11
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 12
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 13
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 14
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 15
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 16
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 17
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 18