Serce nie sługa. Część druga – Rozdział 3. Jedna i pół maski mniej
Ozdobione roślinami doniczkowymi patio Torresów zdawało się drgać w gorącym powietrzu. Rozpoczęła się pora sjesty. Emiliana przełknęła chciwie łyk lemoniady, czując kwaśny posmak na języku i przyjemny chłód w gardle.
– Pewnie wieczorem będzie burza – odezwała się Elena. – Powietrze jest tak ciężkie, że trudno oddychać.
Emiliana skinęła głową z pewnym roztargnieniem. Pogoda, pomyślała z irytacją. Znam ją dłużej niż pamiętam, a rozmawiamy, jak obce sobie i dobrze wychowane panienki, o pogodzie. Zdawała sobie jednak sprawę, że to jej nieobecność tak je od siebie oddaliła. Grzeczne, pozbawione jakichkolwiek szczerych uczuć listy pomogły przekonać o przemianie Emiliany nie tylko ciotkę, ale też jej przyjaciółkę z dzieciństwa.
– Czy don Alejandro dobrze się miewa? – spytała Elena pogodnym, uprzejmym tonem dobrze ułożonej señority.
Dość tego, zdecydowała Emiliana, odstawiając szklankę odrobinę mocniej, niż było to konieczne.
– Jak najbardziej – odparła i zniżyła głos, nachylając się lekko w stronę przyjaciółki. – Ale mam dla ciebie jeszcze lepszą wiadomość: twój ojciec również miewa się nie najgorzej.
Elena wydała z siebie zduszony okrzyk i zakryła dłonią usta.
– Widziałaś się z moim ojcem? – Ona również przysunęła się do Emiliany. Ich środki ostrożności były zbędne: służba krzątała się we wnętrzu domu, doña Luiza poszła się położyć. Siedziały na patio zupełnie same, ale mimo tego nie chciały ryzykować. – Kiedy, gdzie?
– Dzisiaj rano. Ale gdzie, tego nie mogę powiedzieć. – Emiliana uśmiechnęła się ciepło na szczery wybuch emocji sąsiadki. Po raz pierwszy od swojego powrotu poczuła, że rozmawia z dawną Eleną. – Nie chce, żebyście wiedziały. Woli was nie narażać. Obiecałam mu, że dotrzymam tajemnicy, ale zgodził się, abym przekazała, że jest bezpieczny.
Elena opadła na oparcie krzesła i wypuściła z ust wstrzymywany dłużej oddech ulgi.
– Chciałabym, żeby naprawdę był już bezpieczny – powiedziała cicho, wpatrując się w swoje dłonie. – Żeby siedział tutaj z nami, w domu, oczyszczony z tych niedorzecznych zarzutów.
Emiliana odchrząknęła.
– Próbowałam porozmawiać z komendantem – przyznała. Ciemne oczy Eleny spojrzały na nią bystro, jak gdyby chciały wyczytać coś więcej z jej twarzy. Emiliana z zakłopotaniem odwróciła wzrok i bezwiednie starła palcem wodę skraplającą się na szklance z zimną lemoniadą. – Nawet mnie nie wpuścił do garnizonu.
Elena milczała dłuższą chwilę.
– Emiliano, czy znasz plotki, jakie zaczęły krążyć w pueblo…
– Że zabawiłam się komendantem i złamałam mu serce? – przerwała jej niecierpliwie señorita de la Vega. Wypuściła powietrze nosem z frustracją. – Znam. Don Nacho mi powiedział.
Elena znów nachyliła się w jej stronę.
– Nie było tak, prawda?
– Musisz pytać? – Emiliana spojrzała na nią z wyrzutem. Na delikatnej twarzy Eleny malowało się zakłopotanie.
– Dziesięć miesięcy temu bym nie musiała, ale teraz… – urwała i przygryzła wargę. – Twoje listy… Sama rozumiesz.
Emiliana, lekceważąc wszelką etykietę, oparła łokcie na stole i pomasowała sobie skronie.
– Ja tam nawet nie pojechałam z własnej woli – oznajmiła z frustracją. – Ojciec mnie wywiózł. Dowiedział się, że spotykałam się potajemnie z Monastario. Nie chciał słuchać moich tłumaczeń i próśb. Ja… nawet się nie spodziewałam, że aż tyle tam zostanę.
Elena zmarszczyła brwi.
– Czemu mi nie napisałaś?
Emiliana zerwała się na równe nogi.
– Czytała moje listy! – zawołała, wyrzucając ramiona w powietrze. – Wszystkie oprócz tych do ojca! Próbowałam cię poprosić, żebyś przekazała kapitanowi wiadomość ode mnie. Ciotka ukarała mnie za to, odwołując lekcję strzelania z pistoletu. – Przymknęła oczy i przeczesała włosy, rujnując połowę misternego upięcia. – Jedyną rzecz, jaka sprawiała mi tam jakąkolwiek przyjemność – dodała gorzko.
Elena wstała. Podeszła do Emiliany i chwyciła ją za ręce, uśmiechając się szeroko. Jej ciemne oczy lśniły.
– Bawią cię moje nieszczęścia? – zapytała señorita de la Vega, żartobliwie marszcząc brwi. Elena zaśmiała się.
– Nie. Wybacz mi przez chwilę bycie samolubną, ale cieszę się, że moja przyjaciółka nareszcie wróciła.
*
Służąca przyniosła nową lemoniadę. Elena podziękowała jej skinieniem głowy. Poprawiała właśnie Emilianie włosy, tak aby przyjaciółka mogła nadal utrzymywać pozory prawdziwej damy. Rozczesując palcami i upinając na nowo czarne loki, opowiadała, jak rozwinęła się jej znajomość z Benito.
– Myślisz, że ojciec pozwoliłby ci za niego wyjść? – odważyła się zapytać Emiliana. Ostatecznie Elena była jedyną dziedziczką majątku porównywalnego z dobrami de la Vegów, a Benito Avila prostym vaquero, w dodatku indiańskiego pochodzenia. Dziewczyna milczała przez chwilę.
– Nie wiem – przyznała nieco zrezygnowanym tonem. – Nie chciałam myśleć. Od początku wiedziałam, że to szaleństwo, ale nie umiałam się powstrzymać. Za każdym razem, gdy na mnie patrzył, rosła we mnie nadzieja, że to się może jeszcze jakoś ułożyć.
Emiliana uśmiechnęła się smutno. Rozumiała Elenę aż za dobrze.
– A teraz… – Elena urwała i westchnęła. Zakręciła i podpięła ostatni luźny loczek, a potem usiadła naprzeciwko. – Chciałabym, żeby sprawa z ojcem rozwiązała się pomyślnie. Na tym zależy mi najbardziej.
– Powtarzasz to sobie – odezwała się Emiliana cicho, znów wodząc palcem po szklance. – Ale czy tak jest? – Upiła łyk lemoniady, podniosła na przyjaciółkę oczy. – Nas wszystkie uczono tego samego: najpierw rodzina, potem ty. Myślenie o własnym szczęściu to przejaw bycia samolubną. – Wychyliła się lekko. – Nie męczy cię to, Eleno? Nie budzi twojego sprzeciwu?
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
– To zawsze ty byłaś od buntowania się, Emiliano.
Señorita de la Vega opadła na oparcie krzesła, wypuszczając z frustracją powietrze.
– Tak, mam wrażenie, że tylko mnie uwierają tradycje i zasady. – Znów zerknęła na Elenę. – Naprawdę cię to nie złości? – spytała z niedowierzaniem. – Nawet odrobinę? Że musisz zapomnieć o sobie, że musisz wybierać pomiędzy sobą a rodziną?
Elena zamyśliła się na chwilę.
– Nie wiem. Chyba nie. Zawsze tak było i myślę, że po prostu się przyzwyczaiłam.
– Z takim podejściem to nigdy nic się nie zmieni. – Emiliana prychnęła z niezadowoleniem. W ciemnym oczach Eleny błysnęła iskra gniewu.
– W takim razie co, twoim zdaniem, powinnam zrobić? – zapytała z rzadkim u niej wzburzeniem, wychylając się w stronę Emiliany. – Pozwolić skazać mojego ojca na śmierć i wykorzystać okazję, żeby poślubić Benito? Z egzekucji na wesele, tak?
Emiliana miała na tyle przyzwoitości, żeby wyglądać na speszoną i zszokowaną.
– Ja nie miałam na myśli…
Elena jej nie słuchała. Objęła szklankę szczupłymi dłońmi i wpatrzyła się niewidzącym wzrokiem w odległy, niknący w cieniu bluszczu zakątek patio.
– Ty go nadal kochasz – powiedziała cicho. – Monastario. Mimo tego, że próbuje właśnie skazać na śmierć mojego ojca i twojego sąsiada, dla którego zawsze byłaś jak druga córka. – Spojrzała na dziewczynę surowo. – Powiedziałby słowo i znów poszłabyś za nim. Ty byś wybrała siebie, prawda?
Emiliana skuliła się pod tym oskarżycielskim wzrokiem.
– Nie wiem – odparła głosem niewiele głośniejszym od szeptu. – Ja… kochałam go przez tyle czasu, a teraz… – Przygryzła wargę, zawahała się. – Mam wrażenie, że go nie znam. Że ten komendant, ten tyran – spojrzała na Elenę – to nie jest mój kapitan.
Ciemne oczy złagodniały.
– Wybacz – odezwała się Elena ze skruchą. – Zapominam, że nie było cię dziesięć miesięcy i że wszystko, co miało tu miejsce, znasz jedynie z opowieści. Gdybym ja wyjechała na tyle czasu, a potem ktoś powiedziałby mi, że Benito dopuścił się pod moją nieobecność okropnych rzeczy, chciałabym to najpierw wyjaśnić z nim. Bo ufam mu i wiem, że to dobry człowiek.
Emiliana spuściła wzrok i napiła się lemoniady. W pamięci stanął jej Monastario beznamiętnie wyjaśniający, że musi wyrzucić Cabrerów z domu, bo takie są przepisy. Monastario bez wahania strzelający do Eberarda Ortiza, przekupujący Gaspara Fuentesa do fałszywych zeznań, z mściwą satysfakcją wysyłający Carlosa Guerrero do kopalni na resztę życia.
Dawniej myślała, że mu ufa. Teraz musiała w końcu przyznać sama przed sobą, że czyny komendanta nigdy nie były czynami dobrego człowieka.
– Czasem myślę sobie, że gdyby ojciec mnie nie odesłał, nie wydarzyłoby się tyle złych rzeczy – powiedziała, czepiając się ostatniej myśli, która dawała jej resztkę nadziei. – Że może… zdołałabym jakoś wpłynąć na kapitana, powstrzymać go.
Elena przygryzła wargę i Emiliana widziała, że przyjaciółka usiłuje ważyć teraz słowa. Westchnęła i pokręciła głową. Jej samej ta ostatnia, wypowiedziana wreszcie na głos nadzieja wydała się niedorzeczna.
– Nic nie mów. – Wybawiła Elenę od trudu odpowiedzi. – Łudzę się, wiem. Ojciec miał rację. Wszyscy mieli rację. Monastario to zły człowiek i właśnie krzywdzi bliskich mi ludzi. Cokolwiek mieliśmy, było podyktowane jego chorą ambicją i chęcią wzbogacenia się.
Elena znów się zamyśliła i napiła lemoniady.
– No nie wiem, Emiliano – odezwała się w końcu. – To znaczy zgodzę się, oczywiście, że to, co robi Monastario, nie świadczy o jego dobroci. Ale nie powiedziałabym, że w swojej chęci poślubienia cię kierował się jedynie chłodną kalkulacją. To, co przeżywał po twoim wyjeździe… Idę o zakład, że to było coś więcej niż urażona duma. – Wyciągnęła dłoń nad stolikiem i pogłaskała Emilianę po przedramieniu. – Ostatecznie źli ludzie chyba też potrafią czasem kochać, prawda?
Emiliana uśmiechnęła się smutno.
– A myślisz, że jeśli potrafią, to da się ich jeszcze uratować? Zmienić?
– Tego nie wiem. – Elena uścisnęła jej rękę.
Żadna z nich nie miała pojęcia, że kiedy rozmawiały, Monastario zarządzał właśnie przynaglanie Indian batem do cięższej pracy, żeby zmusić Nacho Torresa do porzucenia azylu w misji.
*
Tego wieczoru Emiliana wcześnie poszła do siebie, odprowadzona pełnym aprobaty spojrzeniem ojca.
– Gdyby tylko Diego kładł się spać i wstawał o równie przyzwoitych porach, co ty – mruknął don Alejandro i westchnął, kręcąc z rezygnacją głową.
– A on jest w ogóle w domu? – Emiliana zmarszczyła lekko brwi.
– A żebym to ja wiedział! – Ojciec rozłożył ręce, a potem wydął z niezadowoleniem usta, dobitnie dając do zrozumienia, co sądzi o trybie życia i postępowaniu jedynego syna.
Emiliana zaczepiła kilka osób ze służby, ale nikt nie umiał jej powiedzieć, gdzie jest Diego.
– Wyjechał koło południa z tym niemym służącym – oznajmiła dosyć już wiekowa, najlepiej zorientowana we wszystkim, co działo się w domu, Consuela. – Ale nie wiem, czy wrócili.
W południe. A więc wyjechali razem, a potem dopiero rozmawiałam w hacjendzie z Bernardo, Emiliana poukładała sobie w głowie kolejność wydarzeń. Czyżby Diego przysłał go po coś?
Doszła do wniosku, że don Nacho mógł się ujawnić również jej bratu i Diego wysłał Bernardo po rzeczy, których potrzebował sąsiad. To było najbardziej logiczne wyjaśnienie.
Zapukała jeszcze do pokoju brata, ale odpowiedziała jej cisza. Nacisnęła klamkę. Drzwi były zamknięte.
Dziwne. Zmarszczyła brwi. Miała wrażenie, że Diego coś przed nią ukrywa. Wzięła jednak z niego przykład i będąc już w swoim pokoju, przekręciła klucz w zamku. Potem przyklęknęła przy otwartej szafie i poszperała chwilę na dnie. Gdy poczuła pod palcami chłód stali, zalała ją fala ulgi. A więc nikt nie szperał w moich rzeczach, nikt jej nie wyrzucił.
Szmaragdy, którymi była wysadzana klinga, zalśniły w blasku świec. Światło płomieni spełzło po zakurzonym od nieużywania ostrzu. Emiliana ważyła przez chwilę szpadę w dłoni, a potem chwyciła ją pewnym ruchem i wykonała kilka wypadów i pchnięć. Tak, jak uczył ją kapitan Enrique.
Te proste ćwiczenia zmęczyły ją bardziej niż powinny. No tak, uświadomiła sobie. Wyszłam z wprawy, a na tych wszystkich haftowaniach i kaligrafiach straciłam kondycję. Trzeba będzie nad tym popracować, zdecydowała. Uczucie trzymania w ręku broni nie mogło się z niczym równać. Znów wszystko było na swoim miejscu. Teraz naprawdę señorita de la Vega wróciła do domu.
I tylko szmaragdy mieniły się prowokująco, nie pozwalając jej całkowicie zapomnieć, że jednak zaszły pewne zmiany, których nie będzie już w stanie odwrócić.
Rozmyślania dziewczyny przerwał odgłos kroków. Podniosła głowę i ściągnęła brwi. Kroki wyraźnie rozbrzmiewały w pokoju Diego, który sąsiadował z jej własnym. Dziwne, pomyślała. Nie słyszałam go wcześniej na korytarzu, a powinnam. Brzmiało to tak, jak gdyby jej brat po prostu się w swoim pokoju magicznie pojawił. Uszu Emiliany doszły przytłumione głosy, które jednak stosunkowo szybko umilkły. Nie, głos, sprecyzowała. Tylko jeden. Diego mówił do kogoś, ale do kogo? Przecież nie do Bernardo, to by było bez sensu. Wtedy przypomniała sobie swoje wcześniejsze podejrzenie, że służący jedynie udaje głuchego. Ukryła szpadę na dnie szafy i pospiesznie wyszła z pokoju.
Diego otworzył jej drzwi z włosami w lekkim nieładzie.
– Emiliana? – Uniósł brwi na widok siostry. – Myślałem, że już śpisz.
– Nie jest jeszcze aż tak późno. – Odwzajemniła jego gest, a potem wskazała ruchem głowy na pokój. – Mogę?
– Och, tak, oczywiście, proszę. – Odsunął się, wpuszczając ją do środka. Pomiędzy łóżkiem a szafą stał Bernardo w swoim zwykłym brązowym ubraniu. Na widok señority ukłonił się i wyszedł, zostawiając rodzeństwo samo. Diego zamknął za nim drzwi.
– Co dzisiaj robiłaś? – zapytał z ożywieniem, jak gdyby nic nie interesowało go bardziej, niż codzienna rutyna siostry. – Jak ci minął dzień?
Emiliana skrzyżowała ręce na piersi.
– Wiesz, że don Nacho przebywa w misji. – Od razu przeszła do rzeczy. Diego spoważniał.
– Niestety, nie tylko ja o tym wiem – odparł i spojrzał na siostrę znacząco. – Krótko po południu do misji przyjechał komendant z całym oddziałem. – Mówiąc to, jednocześnie obserwował dziewczynę bardzo uważnie.
Emiliana otworzyła szeroko oczy.
– Co takiego? – zawołała z niedowierzaniem. – Skąd on…? Jak się dowiedział?
W oczach Diego błysnęła ulga.
– Wnosząc z twojej reakcji, wbrew podejrzeniom don Nacho i padre Felipe, nie od ciebie.
Emiliana nieelegancko otworzyła usta.
– C-co? – wykrztusiła po chwili. – Oni… Don Nacho i… i padre? Oni… naprawdę myśleli, że napuściłam na nich Monastario? – Spojrzała na brata z urazą. – Ty też tak pomyślałeś?
Diego przeczesał z zakłopotaniem włosy.
– Trochę mnie tutaj nie było, Emiliano – odezwał się ostrożnie, pocierając kark. – Ojciec powiedział mi, że Monastario zawrócił ci w głowie.
– Ale na miłość boską, są chyba jakieś granice! – Dziewczyna zaczęła chodzić po pokoju w tę i z powrotem. – Na przykład kiedy próbuje powiesić człowieka, który jest dla mnie jak drugi ojciec, i odmawia mi jakiejkolwiek rozmowy na ten temat.
Diego patrzył na nią ciepło. Kąciki ust uniosły mu się lekko w uśmiechu.
– Ty się wcale nie zmieniłaś, prawda? To przedstawienie, gdy przyjechałaś, było dla ciotki Lucii i ojca. Przed nim jeszcze udajesz, ale odkąd wyjechała ciotka, jesteś bardziej sobą.
Emiliana usiadła na łóżku brata, opierając łokcie na kolanach. Pomasowała skronie.
– Zawsze byłam beznadziejna w udawaniu. – Westchnęła. – Dziesięć miesięcy, Diego. Tyle mi zajęło wyuczenie się wszystkich niedorzecznych zachowań na tyle przekonująco, żeby pozwoliła mi wrócić do domu. Dziesięć miesięcy, podczas których Monastario z urażoną dumą, złamanym sercem i Bóg jeden raczy wiedzieć, czym jeszcze, terroryzował okolicę, pewien, że go wykorzystałam i porzuciłam.
Diego zmarszczył brwi.
– Nie wierzę, że dałaś mu powody, aby mógł tak w ogóle pomyśleć.
– Nie musiałam. – Emiliana przymknęła oczy. – On po prostu nie ufa bogaczom. To się wiąże z jego przeszłością.
Poczuła, że brat siada obok niej na łóżku.
– Wydajesz się znać go całkiem dobrze – zauważył delikatnie. Dziewczyna zaśmiała się ponuro.
– Nie dość dobrze, jak widać. – Przeczesała włosy, które zdążyła rozpleść zaraz po kolacji, i spojrzała na Diego. – Nie przypuszczałam, że zastanę tutaj to, co zastałam.
– Przykro mi. – Brat położył rękę na jej ramieniu. W jego brązowych oczach malowało się współczucie.
– Nie patrz tak na mnie – fuknęła na niego Emiliana, odwracając wzrok. – Ojciec powiedziałby, że sama jestem sobie winna. Nie zakochałam się w człowieku, tylko w swoim wyobrażeniu.
Dłoń Diego ześlizgnęła się po jej ręce i spoczęła na narzucie.
– Zakochałaś się w przystojnym oficerze. To nic zaskakującego.
Emiliana przygryzła wargę.
– No, dość o mnie – odezwała się po chwili. – Co z tobą? Śpisz do południa i udajesz, że nic cię nie obchodzi, ale w sekrecie pomagasz don Nacho. Jeśli ty też się nie zmieniłeś, Diego, po co ta szopka? Ciebie nikt nie wysłał do Hiszpanii, żebyś przeszedł przemianę.
Brat poprawił włosy i wygładził narzutę, strzepując z niej niewidzialne pyłki. Westchnął głęboko.
– To… skomplikowane, Emiliano – przyznał w końcu. – Gdyby ojciec odkrył, że wiem, gdzie przebywa don Nacho, nie dałby mi spokoju, dopóki bym mu nie powiedział. W ten sposób nie tylko sam by się naraził, ale też mógłby zrobić coś… pochopnego, i zaszkodzić naszemu przyjacielowi.
Emiliana zmarszczyła brwi.
– I to z tego powodu udajesz, że nie obchodzą cię sprawy pueblo i jego mieszkańców?
Diego uśmiechnął się przebiegle.
– Łatwiej mi działać w ukryciu, jeśli wszyscy, a zwłaszcza twój komendant, mają mnie za leniwego, rozpieszczonego dandysa.
– A co z tym twoim nagłym brzydzeniem się przemocą? To też jest na pokaz, żeby kogoś zmylić?
– Och, nie. Naprawdę porzuciłem szermierkę i w ogóle użycie broni. – Znów podrapał się po karku. Wyraźnie unikał wzroku siostry. – Ja… byłem świadkiem pewnego… wypadku w Hiszpanii, w akademii. Nie chcę o tym mówić. Powiedzmy po prostu, że uświadomiło mi to, jak zgubna potrafi być broń, przemoc, wojna.
Emiliana zdecydowała się nie naciskać.
– Mój brat pacyfistą. – Pokręciła głową z uśmiechem. – Świat się kończy.
– Mógłbym powiedzieć to samo. – Zerknął na nią, unosząc kącik ust. – Moja siostra zakochana! Tego jeszcze nie było.
Trzepnęła go lekko w ramię. Zaśmiał się.
– I zobacz, jak źle wybrałam! Lepiej było, jak nie chciałam nawet myśleć o zamążpójściu.
Diego wzruszył ramionami.
– Wybrałaś tak, jak można się było po tobie spodziewać: śmiałego, bezczelnego łobuza.
Po raz pierwszy tego dnia w śmiechu Emiliany zabrzmiało autentyczne, szczere rozbawienie.
– Pójdę się już położyć. – Wstała. – Oczywiście nie muszę cię prosić o dotrzymanie mojego sekretu o zmianie, która wcale nie jest zmianą?
Diego również się podniósł i uśmiechnął łobuzersko.
– Zmianie? Jakiej zmianie? Ja nic nie wiem.
Emiliana pokręciła głową z uśmiechem, który obejmował też jej oczy. Brat patrzył na nią przez chwilę, a potem otworzył ramiona.
– Chodź tutaj. – Zagarnął ją w swoje objęcia, przytulił mocno i pocałował w czubek głowy. – Tęskniłem – powiedział cicho z rzadkim u niego wzruszeniem.
*
Połowiczne wtajemniczenie Emiliany w sekret miało swoje zalety. Przynajmniej przed nią Diego nie musiał udawać, że nawet nie umie spróbować pomóc ludziom, którzy są dla niego ważni. Ale była też, oczywiście, druga strona. Jego żądna przygód i działań siostra szybko zażądała swojego udziału w tej pomocy.
– Przecież podnosisz na duchu Elenę i doñę Luisę – przypomniał jej. W odpowiedzi Emiliana spojrzała na niego wymownie, krzyżując ramiona na piersiach i unosząc wysoko brwi.
– Ty chyba sobie kpisz – orzekła. W takich chwilach bardzo przypominała mu ojca. – Jestem dużą dziewczynką, Diego – dodała z przekąsem. – Nie trzeba mnie chować przed niebezpieczeństwem, delegując do kobiecych zajęć. Miałam tego aż nadto w Santa Barbara.
Diego westchnął i przeczesał gęste, czarne włosy.
– Nic nie poradzę na to, że w jakimś sensie zawsze będziesz dla mnie małą siostrzyczką. – Uśmiechnął się niewinnie i rozłożył bezradnie ręce. – Ale dobrze, pomyślę, w co mogłabyś się zaangażować – dodał pospiesznie, widząc, że ciemnozielone oczy zmrużyły się jak u wściekłej, gotowej drapać kotki.
Usprawiedliwienie, które podał Emilianie, było półprawdą, tak jak i znakomita większość rzeczy, które mówił od swojego powrotu do Los Angeles. Oczywiście, że troszczył się o siostrę, ale też wiedział lepiej niż ktokolwiek inny, jak świetnie umiała sobie w razie trudności poradzić. Nie o jej umiejętności się obawiał.
Diego nigdy nie był naprawdę zakochany. Dorastał ze świadomością, że jako dziedzic będzie musiał ożenić się, a następnie dopełnić obowiązku przedłużenia rodu de la Vegów, ale zawsze spychał te myśli, umieszczając je w jakiejś mglistej przyszłości, bliżej nieokreślonym „kiedyś”. Podczas studiów przeżył kilka zauroczeń. Bywał na schadzkach, śpiewał serenady pod balkonami i kradł pocałunki w ogrodowym zaciszu, w cieniu wieczoru i drzew. Ale tyle innych rzeczy odciągało jego uwagę w Hiszpanii i zajmowało czas, że nawet nie przyszło mu do głowy zaangażować się na dłużej i na poważnie.
Ojciec nie zdradził mu wiele na temat romansu Emiliany z komendantem. Siostra powiedziała jeszcze mniej. Plotki, które usłyszał w pueblo, różniły się od siebie. Według niektórych Monastario od samego początku zalecał się nachalnie do Emiliany, a dziewczyna otwarcie nim gardziła. Inni przysięgali, że señorita de la Vega i kapitan byli nieoficjalnie zaręczeni. Elena Torres, zawsze lojalna przyjaciółka, nie chciała mu wiele więcej zdradzić.
– Nie zabawiła się nim, tego jestem pewna – powiedziała mu tylko.
– O to jej nawet nie podejrzewam – zapewnił sąsiadkę. – Bardziej mnie zastanawia… jakby to powiedzieć. – Podrapał się z zakłopotaniem po karku. Namyślał się chwilę, wreszcie się poddał. – Co ona właściwie w nim widziała? Tak poza faktem, że jest przystojnym oficerem. Nie przeszkadzało jej, że kocha tyrana?
– Komendant nie pokazał od razu tej swojej strony – wyjaśniła mu Elena. – A już na pewno nie był taki względem Emiliany. Wiem, że widywali się tylko we dwoje. Chyba nie miała okazji zaobserwować, jak traktuje żołnierzy czy innych mieszkańców.
Te strzępki informacji Diego złożył sobie w całość. Doszedł do wniosku, że Monastario zwodził jego siostrę, chcąc się wżenić w najbogatszą rodzinę w południowej Kalifornii, a spragniona wrażeń i przygód Emiliana dała się owinąć komendantowi wokół palca. Jeden tylko szczegół nie pasował mu trochę do tej teorii. Nie rozumiał mianowicie, dlaczego Monastario zdecydował się manipulować jego siostrą, a nie ojcem, skoro to na ożenku najbardziej mu zależało.
Może mylnie założył, że to Emiliana będzie mieć decydujący głos przy wyborze swojego męża, przyszło mu do głowy. Można tak pomyśleć, zważywszy na to, jak niezależna i samowolna się wydaje.
Manipulacja kapitana okazała się bardzo skuteczna. Do tego dochodził fakt, że Emiliana znała lepiej jakąś jego wyimaginowaną dobrą stronę, a przez dziesięć miesięcy była odcięta od tej prawdziwej, złej. Biorąc to wszystko pod uwagę, Diego nie był w pełni przekonany, czy siostra, postawiona przed wyborem, na pewno poprze swojego brata.
Musi zobaczyć na własne oczy krzywdy, które wyrządza ten, którego kochała, zdecydował. Musi uwierzyć, że to zły człowiek.
– Dopóki nie będę pewien, że Monastario stał się jej obojętny, nie mogę nawet myśleć o dopuszczeniu jej do sekretu Zorro – wyznał, rozmawiając z Bernardo w jaskini. Sługa spojrzał na niego z wyraźnym zakłopotaniem, a potem wykonał serię znaków: najpierw wskazał na Diego, potem pokazał kobiecy kształt i symbol mówienia, następnie kozią bródkę komendanta, a na koniec znów skierował palec na swojego pana i udał wieszanie. Diego pokręcił powoli głową.
– Nie, nie boję się, że Emiliana świadomie powiedziałaby kapitanowi, że to ja jestem Zorro. Chyba bardziej się obawiam, że mogłaby… zdradzić coś przez przypadek. Albo w emocjach. Czy na przykład przeszkodzić w jakiejś misji, żeby go ochronić. – Przeczesał niecierpliwie włosy. – Ech, sam do końca nie wiem, czego się boję. Muszę zobaczyć, że jej przeszło. Chcę być pewien, że nie ma względem Monastario już żadnych ciepłych uczuć. I chyba nawet mam pomysł, jak to zrobić, jednocześnie angażując ją w nasze działania… do pewnego stopnia.
Gdy następnego dnia zaproponował Emilianie wspólną wyprawę do misji i wtajemniczał ją w swój plan, dziewczyna nie kryła rozbawienia.
– Historia o duchu, który nawiedza kościół? – Śmiała się otwarcie. – Diego, poważnie sądzisz, że ktokolwiek będzie tak głupi, żeby uwierzyć w takie bajki?
Pojechała jednak razem z nim i Bernardo.
- Serce nie sługa. Część druga – Rozdział 3. Jedna i pół maski mniej
- Serce nie sługa. Część druga – Rozdział 2. Trudne rozmowy
- Serce nie sługa – Rozdział 13. Pat
- Serce nie sługa. Część druga – Rozdział 1. Prawdziwa dama
- Serce nie sługa – Rozdział 12. Farsa
- Serce nie sługa – Rozdział 11. Negocjacje
- Serce nie sługa – Rozdział 10. Gdzie serce twoje
- Serce nie sługa – Rozdział 6. Bardzo krótkie zaręczyny
- Serce nie sługa – Rozdział 9. Wyścig po skarb
- Serce nie sługa – Rozdział 5. Cienie przeszłości
- Serce nie sługa – Rozdział 8. Niespodziewane komplikacje
- Serce nie sługa – Rozdział 4. Straszny człowiek
- Serce nie sługa – Rozdział 7. Poszukiwacze skarbu
- Serce nie sługa – Rozdział 3: Dwóch zalotników
- Serce nie sługa – rozdział 1: Nowy komendant
- Serce nie sługa – Rozdział 2: Komendant przystępuje do działania