Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 17

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World Zorro 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Romans, Przygoda,
Podsumowanie/Summary
To, co było kiedyś, zapomniane czy pamiętane, czasem może zmienić to, co będzie. Ósma część opowieści o Zorro i Victorii.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Escalante, Felipe, Ignacio de Soto, Jamie Mendoza,

Rozdział 17. Wartość milczenia

Napad na transport spowodował, że na razie zapomniało o sjeście. Żołnierze wyjechali patrolować okolicę, a de Soto poprosił señorę Antonię, by nie zamykała gospody w południowych godzinach, bowiem wezwał na naradę, by zgodzili się dołączyć do poszukiwań, i potrzebował miejsca na to spotkanie. Większość z nich była na szczęście właśnie obecna w Los Angeles, tylko tych dalej mieszkających mieli powiadomić żołnierze, więc zebranie rozpoczęło się niemal natychmiast. perorował o konieczności przeszukania okolicy, zagrożeniu, jakie stanowił Correna i szansie, jaką jego pochwycenie było dla Los Angeles. W przeważającej części była to pusta przemowa, bo zebrani nie kwestionowali konieczności wytropienia napastników. Trudno było im jedynie wykrzesać z siebie coś więcej niż uprzejmą zgodę, a to jakoś nie zadowalało de Soto. Znalazł tylko jednego nieoczekiwanego sprzymierzeńca w señorze Mercedes, która przyjechała razem z don Alejandro i włączyła się, nieproszona, do narady, wygłaszając płomienną mowę o zagrożeniu, jakie rewolucjoniści stanowią dla królestwa Hiszpanii, kolonii oraz życia i moralności mieszkańców Kalifornii. Z tym ostatnim zresztą zgodzili się bez oporów. Mieli aż za dobrze w pamięci Sierpniową Rewolucję i to, co działo się na terenach objętych walkami. Każde działanie, które mogło utrzymać większe oddziały wojska z dala od Los Angeles, było korzystne.

Diego i przysłuchiwali się tym przemowom w coraz bardziej ponurym nastroju. Wóz aktorów zatrzymał się znów w zaułku i Rodrigues zajrzał przez kuchenne drzwi, by prosić señorę Antonię o pozwolenie. Tłumaczył, że Alevar, ćwicząc nową sztuczkę, nieszczęśliwie upadł i złamał czy też zwichnął sobie rękę. Zawrócili w nadziei na pomoc doktora Hernandeza, bo dla artysty takiego jak on każdy błąd w leczeniu mógł mieć opłakane konsekwencje. Victoria zastanowiła się przelotnie, czy rzeczywiście te skutki są tak poważne, by Zafira zaryzykowała z tego powodu ponowne spotkanie z . Być może Rodrigues uwierzyła w jej zapewnienia, że de Soto może tylko straszyć, ale nie zagrozi niewinnym. Jeśli tak, to wyglądało na to, że i ona, Victoria, i Diego, pomylili się w ocenie roli aktorów w napadzie na transport. Widziała po zamyśleniu Diego, że on też się nad tym zastanawia. Na razie jednak oboje obserwowali, co dzieje się w głównej sali.

O tym samym rozważał Felipe w przyległej do gospody stajni. Powrót aktorów zdziwił go, i to bardzo, ale nie miał zamiaru tracić czasu. Dzieci z oblegały już wóz, domagając się magicznych sztuczek, więc miał doskonały pretekst, by kręcić się w pobliżu. Gdy Rodrigues wrócił z gospody, Felipe bez wahania podszedł i zaproponował, że zajmie się końmi.

Aktor pokiwał głową.

– Dobry z ciebie chłopak, mały – powiedział, schylając się tak, by Felipe bez kłopotu widział jego usta. – Alevar ma złamaną rękę. Bez niego byłoby mi ciężko.

Wprowadzili wóz głębiej w zaułek, pod same drzwi stajni i Felipe zabrał się za wyprzęganie koni. Rodrigues natomiast wyciągnął znów worek piłek i podsunął zebranym dzieciom, zapewne w nadziei, że zajmą się próbami żonglerki i zostawią go w spokoju.

By odprowadzić konie do boksu w stajni, Felipe musiał minąć tył wozu. Śmiechy dzieci kilka jardów dalej były bardziej niż głośne, ale nie wystarczały, przynajmniej dla niego, by zagłuszyć bolesny jęk, jaki rozległ się wewnątrz wozu. Señor Alevar musiał bardzo cierpieć.

A może to nie był Alevar? Felipe umiał dostrzegać drobne szczegóły. Wóz był pokryty kurzem z gościńca. Miękki jasny pył osiadł grubą warstwą na kołach, stopniach czy nierównościach desek, ale ta pokrywa nie była w stanie zasłonić czerwonej plamy na jednym z dolnych stopni. O ile Felipe mógł to ocenić, ktoś oparł się o malowaną deskę zakrwawioną dłonią, bo odbiła się jej połówka i co najmniej dwa palce. A chłopak wiedział, że złamania raczej nie krwawią.

Przywiązał oba konie do żłobu i sprawdził pobieżnie, czy w korycie jest woda, a za drabinką siano. Musiał się spieszyć. To, co chciał teraz zrobić, mogło go wpakować w poważne kłopoty, ale pozostawienie spraw własnemu biegowi było równie, jeśli nie bardziej niebezpieczne. Może już nie dla niego, ale Felipe uważał, że na pewne rzeczy nie można pozwalać.

Niewielkim cebrzykiem zaczerpnął wody z koryta, zamoczył w niej ukręcony z siana wiecheć i zabrał się za szorowanie stopni z tyłu wozu. Rodrigues musiał zobaczyć, co on robi, bo przerwał na moment zabawę i podszedł.

Jesu Cristo! – szepnął, widząc krwawy zaciek, już w połowie starty przez Felipe.

Obejrzał się z przestrachem i pospiesznie wrócił do dzieci.

– No, kochani, koniec zabawy! – oświadczył. – Już, już, po południu się jeszcze pobawicie.

Zajęło mu to kilka chwil, bo rozbawione dzieciaki nie chciały przestać, ale wreszcie ostatni łobuziak zniknął z zaułka. W międzyczasie Felipe skończył mycie i starannie wylał brudną wodę do rynsztoka. Ślad na stopniu stał się prawie niewidoczny, ale wiedział, że powinno się zeskrobać drewno w tym miejscu, jeśli miał całkowicie zniknąć.

– Chłopcze… – odezwał się Rodrigues przyciszonym głosem, obracając Felipe tak, by widział jego usta.

Chłopak uśmiechnął się i położył palec na wargach.

– Będziesz milczał?

Ponowny uśmiech. Aktor pokręcił głową, wyraźnie niepewny i Felipe zdał sobie sprawę, że kłopoty nadeszły od strony, której się nie spodziewał. Mógł poznać po jego zachowaniu, że mężczyzna poważnie zastanawia się, czy by nie usunąć nieoczekiwanego świadka. Jeśli miał uniknąć jakichś nieprzyjemności, powinien mu wyjaśnić pewne sprawy.

READ  Miłosny napój numer 9 - rozdział 4

Dotknął jeszcze raz swoich warg, potem warg aktora. Wskazał ręką w stronę cmentarza i odliczył na palcach. Grymas niechęci.

Rodrigues pokręcił głową.

– Milczenie? – spytał. – Osiem? Co tam jest?

Felipe zasłonił dłonią dół twarzy i machnął ręką, jakby trzymał w niej pistolet. Znów odliczył do ośmiu, potem wymownie pokazał pętlę na szyi i zaraz złożył ręce, niczym w trumnie.

– Ośmiu bandytów, tak?

Chłopak przytaknął.

– Powieszonych i pochowanych?

Potwierdził.

– Kto?

Felipe uniósł obie dłonie z rozczapierzonymi palcami do głowy i zaraz pogładził się po brodzie.

?

Przytaknął. Wskazał na stopień, gdzie wciąż była ledwo widoczna plama. Zaraz potem zasygnalizował długie włosy i szturchnął Rodriguesa. Pokazał na gospodę, znów pogładził się po brodzie i znów pokazał zakładanie pętli. Wreszcie uśmiechnął się i dotknął palcem warg.

Jesu Cristo! – powtórzył aktor. – Chcesz powiedzieć, że nas powiesi?

Felipe skrzywił się wymownie i raz jeszcze dał znać, że będzie milczał. Potem potrząsnął cebrzykiem.

– Nic nie powiesz? Czemu mam ci wierzyć?

Wymowne westchnienie i chłopak znów pokazał długie włosy.

– Ze względu na Zafirę?

Przytaknięcie, przytaknięcie, przytaknięcie. Rodrigues zamknął na moment oczy.

– A niech mnie! – sapnął. – Ratujesz nasze karki ze względu na nią?

Felipe przytaknął, mając nadzieję, że wiarygodnie odegrał podrostka zauroczonego aktorką.

– Dzięki, mały… – Aktor wyprostował się. – Zajmiesz się jeszcze końmi?

Chłopak kiwnął głową i ruszył do stajni, ale gdy usłyszał skrzypnięcie drzwi wozu, skrył się przy wejściu. Było wystarczająco cicho, by słyszał, co się dzieje wewnątrz.

– Nie jest dobrze… – odezwał się Rodrigues.

– Nie musisz mi mówić! – prychnęła Zafira.

– Nie myślę o nim, przecież widzę, że z nim jest źle! Ale właśnie ktoś nas rozszyfrował.

– Kto?! – spytał Alevar.

– Ten niemy chłopak, co go uczyłeś chodzenia po linie. Któreś z nas ubrudziło krwią próg, a on to zauważył.

– Do diabła! Co teraz? Nie możesz go…

– Tutaj? Teraz? Zwariowałeś? Mało ci kłopotów?! Dzieciak może jest niemy, ale nie głupi. Ktoś go pewnie zaraz by szukał. Poza tym on sam nas osłania.

– Co?!

– Mały właśnie uratował nasze szyje. Zmył tę plamę. I pokazał mi, że robi to, by się do nas nie dobrał. Mamy w nim pomocnika.

Gracias a Dios – westchnęła Zafira. – Ernesto, zostań przy wozie. Ja pójdę z chico do doktora. Potem…

– Lekarz nas wyda…

Felipe drgnął. Mężczyzna, który się odezwał, to nie był ani Rodrigues, ani Alevar. Głos miał niższy, schrypnięty, mówił z wyraźnym wysiłkiem. Zafira aż jęknęła z zaskoczenia.

– Nie ruszaj się! Już nie krwawisz, ale się nie ruszaj.

– Gdzie… gdzie jesteśmy?

– W Los Angeles.

– Co? Miałaś…

– Nie mieliśmy wyjścia, potrzebujesz pomocy – tłumaczyła się pospiesznie Zafira.

– Jak ktoś…

– Na razie nie wie nikt, prócz głuchego chłopca, a on nam już pomógł. O zmierzchu spróbuję porozmawiać z de la Vegą…

– On…

– On też nas nie zdradzi. Jestem tego pewna.

Wewnątrz wozu zapadła cisza. Felipe pospieszył do koni i złapał za wiecheć słomy, by powycierać im grzbiety, nim ktoś wyjrzy i zainteresuje się, co on robi. Zajęcie było monotonne, więc mógł spokojnie pomyśleć.

W wozie był dodatkowy pasażer, ranny. Kto? Zapewne Correna, skoro twierdził, że zranili dowódcę rewolucjonistów. Jak się tam dostał? Pewnie przyjechał tam prosto z miejsca potyczki. Rodrigues czy Alevar w jakiś sposób przechytrzyli Zorro i powiedzieli Correnie o transporcie. Jeśli miałby zgadywać, Felipe postawiłby na to, że to była sprawka Alevara. Miał iść do doktora, więc naprawdę miał złamaną rękę, a chłopak nie bardzo potrafił wymyślić sztuczkę, przy której można było spaść z wozu i złamać rękę. Za to z łatwością można było się tak zranić spadając z konia podczas walki. To by tłumaczyło też nieoczekiwany powrót aktorów. W Santa Barbara nie mieli się jak ukryć. Kiedy jednak Felipe się zastanowił, stwierdził, że chyba ktoś w tej grupie wpadł w panikę. Albo… albo liczył na pomoc jeszcze kogoś. Zafira powiedziała wprost, że zwróci się do Diego.

Gwar za stajnią był wymownym dowodem, że narada się skończyła i rozjeżdżają się, by rozpocząć poszukiwania. Alevar i Zafira poszli do lekarza. Konie były już wytarte, żłób pełen siana, a koryto wody. Felipe musiał teraz wymyślić sposób, jak spokojnie odejść. Poprzednio niczego się nie dowiedział, teraz wiedział aż niebezpiecznie dużo i nie mógł się wymykać, by nie wzbudzić podejrzeń. Miał jednak pomysł na wymówkę.

Zapukał do wozu.

– Kto? A, to ty, mały. – Rodrigues wychylił się zza kotary. – Co tam? Konie oporządzone?

Przytaknięcie.

– I co teraz?

Felipe zamachał ręką, udając, że je.

– Głodny? To idź. Mały… – Aktor zeskoczył z wozu. – Nie kręć się tutaj. Pomogłeś nam, ale jeśli nas wytropi i cię tu przyłapią, to zawiśniesz razem z nami.

Chłopak pokiwał poważnie głową, dając do zrozumienia, że trafia do niego ten argument, ale zaraz uśmiechnął się łobuzersko. Wskazał na aktora i znów zasygnalizował jedzenie.

READ  Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 4

– Nie, ja potem będę jadł. No idź już, idź!

Tym razem odprawa była aż nadto wymowna. Felipe uśmiechnął się jeszcze raz i odbiegł do gospody. Jeśli dobrze obliczył, Victoria i Diego wciąż tam byli. Poza tym nie mógł się oddalić w innym kierunku.

W kuchni zastał jednak tylko señorę Antonię, która powiedziała mu, że Victoria położyła się w pokoju na piętrze. Sama kobieta też wybierała się do domu. Gdy żołnierze i wrócą z objazdu okolicy, w gospodzie będzie bardzo pracowity wieczór. Za to Diego poszedł do swojego biura. Felipe złapał za tortillę, owinął nią kawałek pieczeni i wybiegł przez główne wejście. Nie miał zamiaru przeszkadzać Victorii, ale Diego musiał się jak najprędzej dowiedzieć, jak się sprawy mają.

Ku zaskoczeniu chłopaka, Diego bez zdziwienia przyjął informację, że w wozie aktorów ukrywa się Joaquin Correna.

– Mogłem się tego spodziewać – stwierdził tylko. – Co? Jak nas przechytrzyli? Pewnie któryś z nich wyszedł jeszcze w nocy, pieszo, na gościniec, a tam na niego czekali towarzysze. Co? Który? Zaraz, zaraz… Mówisz Alevar? Możliwe, ale czy to ważne? Aha, ręka! Masz rację, mógł ją złamać spadając z konia.

Diego wstał zza biurka.

– Felipe, to była doskonała robota – pochwalił z uśmiechem.

Chłopak w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko i zamigał szybko.

– Co zamierzam? Nie wiem… – Uśmiech Diego zbladł. – Wiem, że Correna odpowiada za te bandy desperados i że zagraża Los Angeles, ale…

Sygnały Felipe były brutalnie dosłowne.

– Tak, wiem, co będzie, jak de Soto ich dopadnie i nie uśmiecha mi się to. Niezależnie od wszystkiego już za dużo było śmierci. No nic… Felipe? Możesz się zakraść w pobliże i mieć na nich oko? Ale tak, by cię nie widzieli? Wystarczająco już ryzykowałeś.

Wzruszenie ramionami było wystarczającą odpowiedzią. Felipe wiedział, jak to zrobić.

– Dobrze. Idź tam i jeszcze ich pilnuj. Ja wracam do gospody. Złożymy wizytę Zafirze, ale na moich warunkach.

Felipe tylko wyszczerzył zęby w uśmiechu. Wiedział już, że musi znaleźć sobie takie miejsce, by słyszeć rozmowę Zorro z Zafirą, a pewnie też i z Correną.

Pilnowanie Zafiry mógł zacząć od domu doktora. Parę chwil biegu, dwa przeskoczone płoty i już siedział na podwórzu domu doktora Hernandeza. Nie martwił się, że ktoś go zobaczy. spało, markizy nad wejściami były pościągane w dół, a okiennice pozamykane. Przez powrót Sepulvedy sjesta się odwlekła, ale teraz mieszkańcy zamknęli się w domach, drzemiąc i przeczekując południowy upał. Nikt nie wychodził na ulicę, jeśli nie musiał, a chyba każdy umiał znaleźć setkę powodów, by nie musieć. Mógł więc spokojnie słuchać, jak sędziwy lekarz rozmawia z Alevarem i jak aktor jęczy, gdy doktor nastawia mu kości i usztywnia rękę. Hernandez nie był optymistą co do skutków tego złamania. Twierdził, że wyczuł pod skórą przesunięcia i odłamki, które mogły utrudnić wyleczenie, a nawet spowodować, że Alevar będzie od tej pory kaleką. Jak można się było domyślić, aktor nie przyjął tego najlepiej.

Być może właśnie dlatego Zafira odesłała go wprost do gospody, sama zaś poszła do biura Guardiana. Diego zdążył wyjść, więc Felipe obserwował, tym razem bezpiecznie schowany na dachu komórki, jak dziewczyna bezskutecznie puka i zagląda w okno. Wreszcie zrezygnowała i ruszyła do gospody. Felipe nie mógł jej dalej śledzić niepostrzeżenie, ale nie miało to aż tak wielkiego znaczenia. W końcu wiedział, dokąd zmierza, więc ruszył opłotkami, by jak najszybciej dotrzeć do kryjówki w stajni.

Wspiął się na murek, uchylił deskę i, znacznie ostrożniej niż do tej pory, przepełzł po belce. Teraz w jego polu widzenia była cała stajnia, zaułek pomiędzy nią a gospodą, gdzie stał wóz aktorów, i kuchenne drzwi gospody. Nie wiedział, czy dotarła już na miejsce. Drzwi wozu były otwarte, ale zasłaniała je kotara, z miejsca, gdzie leżał, widział jej skrawek. Zapewne taka sama zasłona chroniła wejście od kozła woźnicy. To było zrozumiałe, jeśli się wzięło pod uwagę, że leżący w środku człowiek był równie poszukiwany co słynny Zorro.

Ku zaniepokojeniu Felipe, do zaułka wszedł nagle de Soto. Obszedł wóz dookoła, kiwając głową i w zamyśleniu skubiąc się za bródkę. Chłopak zamarł, widząc, że zatrzymuje się nagle i przygląda uważnie stopniom. Zaciek nie dał się zmyć całkowicie, farba pokrywająca stopnie była już stara, więc krew wsiąkła w pęknięcia i rysy. Trzeba by było wyszorować deskę drucianą szczotką, zeskrobać i pomalować na nowo, by odcisk dłoni zniknął całkowicie, a nie było czasu, by to zrobić. De Soto musiał go widzieć, a to oznaczało, że za chwilę Rodrigues, Alevar, Correna i Zafira znajdą się w poważnych tarapatach.

Spokojnie, napomniał się chłopak. Nawet jeśli zostaną uwięzieni, Zorro będzie miał w tej sprawie coś do powiedzenia. Powoli rozluźnił palce zaciśnięte na belce. Skok na głowę byłby najgłupszą rzeczą, jaką mógł zrobić, niezależnie od tego, jak nie podobała mu się myśl o pojmaniu aktorów.

Zafira pojawiła się w zaułku zupełnie nieoczekiwanie, jakby wywołana myślami Felipe. Musiała dostrzec, czemu przygląda się de Soto, bo przez moment znieruchomiała. De Soto także ją zauważył, bo wyprostował się i odszedł na kilka kroków od wozu, jakby tracąc zainteresowanie.

Buenos dias, – dziewczyna odezwała się pierwsza.

READ  Zorro i Rosarita Cortez - rozdział 28 Orzeł wciąż jest łasy na pieniądze

Buenos dias, – odpowiedział de Soto obojętnie. – Widzę, że zmieniliście zdanie co do dalszej podróży.

Señor Alevar złamał rękę, . Musieliśmy zawrócić do lekarza.

– Ach, tak. Rzeczywiście. Widziałem, jak idziecie. Rozumiem, że zdołał już mu pomóc?

, señor. Obawiamy się jednakże, że złamanie jest skomplikowane i chico, to jest señor Alevar, nie będzie władał tą ręką w pełni sprawnie…

– To pech, doprawdy pech… – ubolewał de Soto. – Kule potrafią zrobić straszne rzeczy z ludzkim ciałem, nieprawdaż?

Ze swego miejsca pod dachem stajni Felipe nie mógł wyraźnie widzieć twarzy Zafiry, ale był pewien, że dziewczyna pobladła.

– O… – zająknęła się. – O czym wy mówicie?

– Ja? O niczym. – De Soto wzruszył ramionami. – O tym, co może się zdarzyć – dodał.

– Nie rozumiem…

– Oczywiście, że nie rozumiecie. – W głosie był jad. – Mogę wam to wyjaśnić. A jeszcze szybciej wyjaśnią wam to moi żołnierze, kiedy każę im przeszukać wóz i sprawdzić, czy twój szwagier, señor Alevar, ma rękę złamaną, czy przestrzeloną. Wtedy przestanie się liczyć, czy macie papiery w porządku, czy nie.

Felipe widział dokładnie, że dłonie Zafiry zacisnęły się kurczowo. De Soto też to musiał dostrzec, bo wyciągnął rękę i pogładził dziewczynę po policzku, a potem objął dłonią jej szyję.

– Taka smukła… – powiedział. – Taka piękna. Aż żal by było zakładać stryczek. Oczywiście, gdyby się okazało, że wasz brat czy szwagier to rewolucjoniści, ranni w ostatnim napadzie, nie miałbym wyjścia. Bylibyście ich wspólniczką.

Zafira nie odpowiedziała. Wydawało się, że dotyk de Soto ją sparaliżował.

– Nie kazałem jeszcze przeszukać waszego wozu – zaśmiał się cicho , wyraźnie rozbawiony jej reakcją. – I na razie mam inne rzeczy do zrobienia, niż wydanie takiego rozkazu. Ale wieczorem będę sam i może sobie o nim przypomnę. Chyba, że będę miał inne zajęcie, w czyimś towarzystwie.

Dłonie Zafiry opadły bezwładnie.

– Dziś… dziś wieczorem? – wykrztusiła.

– Tak. Jak już zamkną gospodę. I pamiętaj, że teraz ucieczka będzie przyznaniem się do winy. Gdy żołnierze sprowadzą cię z powrotem, w żaden sposób nie zdołasz zmienić wyroku.

,

De Soto jeszcze raz dotknął szyi Zafiry.

– Wiesz? – zauważył lekkim, konwersacyjnym tonem. – Tobie bardziej pasuje naszyjnik ze złota, niż z konopi. – Przesunął kciukiem po jej wargach. – Może ci taki podaruję na pożegnanie.

Opuścił rękę i odszedł, mijając zamarłą dziewczynę. Na strychu stajni Felipe po raz kolejny napomniał się, że nie może zaatakować i musi rozluźnić dłonie, nim zaczną mu krwawić od wbitych w skórę drzazg. Zafira poszła do wozu chwiejnym krokiem i chłopak już bez wahania zeskoczył na klepisko. Musiał, po prostu musiał posłuchać, o czym będzie mowa.

– Co z nim? – zapytała cicho.

– Śpi – padła odpowiedź. Sądząc z głosu, to mówił Rodrigues.

Gracias a Dios! – westchnęła.

Przez chwilę panowało milczenie.

– Słyszeliśmy wszystko – odezwał się Alevar.

– Więc wiecie. – W głosie Zafiry nie było życia.

– Nie mamy wyjścia! – syknął w odpowiedzi. – Chcesz wszystko zaprzepaścić? To będzie tylko jedna noc! Czarowałaś już tylu innych, choćby tego de la Vegę…

– Czarowałam! – odparła gwałtownie. – Uwodziłam! Ale nie tutaj, nie teraz… – zaszlochała.

– Uspokój się – odezwał się Rodrigues. – On nie uzna tego za zdradę.

– Ale ja tak!

Felipe usłyszał gwałtowny szelest, a potem w ciszy panującej w wozie rozległo się wyraźne łkanie. Cofnął się. Jeśli Zorro miał włączyć się do gry, powinien dowiedzieć się o wszystkim.

CDN.

Series Navigation<< Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 16Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 18 >>

Author

No tags for this post.

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

mahjong

slot gacor hari ini

situs judi bola

bonus new member

spaceman

slot deposit qris

slot gates of olympus

https://sanjeevanimultispecialityhospitalpune.com/

garansi kekalahan

starlight princess slot

slot bet 100 perak

slot gacor

https://ceriabetgacor.com/

https://ceriabetonline.com/

slot bet 200

situs slot bet 200

https://mayanorion.com/wp-content/slot-demo/