Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 19

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Romans, Przygoda,
Podsumowanie/Summary
Pueblo bez jest jak opuszczony dom... Przynajmniej dla niektórych. Tutaj można robić wszystko i nie przejmować się mieszkańcami. Chyba, że mają obrońcę. Szósta część opowieści o i Victorii.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, de la Vega, Escalante, Felipe, Jamie Mendoza, Luis Ramon,

Rozdział 19. Tio Matteo

Tak jak zapowiadał, Matteo Ramirez zjawił się w hacjendzie de la Vegów niedługo po sjeście. Razem z nim przyjechał także szeregowy Munoz i sześciu jego kolegów eskortujących wóz z więźniami. To, że zdecydował się tak uszczuplić liczebność garnizonu Los Angeles, nie zdziwiło Diego. podsunął sierżantowi doskonałą możliwość uwolnienia się od tego, czego ten najbardziej nie lubił – więźniów w areszcie i odpowiedzialności za nich, zaś to, że dodał tak liczną eskortę świadczyło jedynie o tym, że nie chciał ryzykować jakichkolwiek kłopotów. Osobiście, młody de la Vega nie spodziewał się, by Santa Barbara miał jakieś problemy z powrotem do swojego pueblo. Był przekonany, że całą bandą sterował Delgado i nie zdążył jeszcze kogokolwiek powiadomić, że kolejni jej członkowie zostali schwytani. Inną sprawą pozostawało to, czy prócz samego Cristobala ktoś jeszcze pozostał na wolności. Jeśli nie, można było uznać, że kłopoty przynajmniej chwilowo dobiegły końca.

Na razie jednak żołnierze rozsiedli się przy bramie hacjendy nad talerzami z przekąskami i dzbankami lemoniady, a poprowadziła w głąb ogrodu, gdzie, jak wiedziała, nie będzie można ich ani zobaczyć, ani usłyszeć z pokoju, gdzie znajdowała się Flor. Gdy po rozmowie z nią Ramirez wrócił na patio, widać było, że jest wstrząśnięty.

Doña de la Vega. – Skłonił się. – Jeszcze raz proszę o wybaczenie, że musieliście opowiadać mi o tak bolesnych sprawach.

– Jeśli dzięki temu tych bandytów spotka zasłużona kara – odparła sucho – mój wysiłek będzie nagrodzony.

Ramirez spochmurniał.

Doña, señores – zwrócił się do obecnych na patio de la Vegów i Juana – muszę się przyznać, że zacząłem się obawiać, czy będzie to możliwe.

– A to dlaczego? – zdziwił się don Alejandro.

– Ponieważ… – Ramirez bezradnie rozłożył ręce – ponieważ nasz zacny sierżant nieświadomie postawił mnie przed dość trudnym problemem. W tej chwili mam w rękach dziewięciu ludzi. Dwaj z nich są niewątpliwie winni. Mieli przy sobie sfałszowane weksle i z całą pewnością sfałszowali też moje pismo, domagając się uwięzienia señority Pereira. To, że jeden z nich podawał się za krewnego rodziny Pereirów jest dowodem, że był zamieszany w śmierć Jose i porwanie señority. Lecz nie mogę tak łatwo orzec o winie pozostałych. Jeden z nich niewątpliwie był porywaczem, nie wątpię w wasze słowa, doña, ale inni…

– Napadli w czwórkę na Juana, potem tych trzech próbowało ich uwolnić – odezwał się don Alejandro. – Jeśli nawet tylko jednemu z nich można udowodnić, że brał udział w porwaniu Flor, to pozostali są jego wspólnikami.

READ  Zorro i Rosarita Cortez - rozdział 37 Masakra i długa droga

– Wiem! – odparł gniewnie Ramirez. – Ale to rozstrzygnie proces prowadzony przez sędziego.

– I to was kłopocze? – niedowierzał starszy de la Vega. – Dios mio, gdybyście wiedzieli, ile razy my tu, w Los Angeles, marzyliśmy, by był chociaż jeden proces. By wyroki wydawał sędzia, a nie były zależne od fantazji Ramone.

– Wierzę, że dla was wydaje się to atrakcyjne. Ale ten wysłannik gubernatora, Delgado, zapowiedział mi już, że osobiście wezwie sędziego, by zjawił się w Santa Barbara.

– Widzę, że też to spostrzegliście – odezwał się nagle Diego.

Don spojrzał zaskoczony na syna, ale Matteo tylko pokiwał ponuro głową.

– Dostrzegłem, don Diego. Jestem dobrym obserwatorem. I dlatego mam obawy, czy zdołam dotrzymać swojej obietnicy, że sprawiedliwości stanie się zadość. Ci ludzie są niewątpliwie wspólnikami w morderstwie, porwaniu i fałszerstwach, ale mogą jeszcze wykpić się od kary. Bo nie będę mógł przeciwstawić się przysłanemu przez ich wspólnika sędziemu!

Checa tylko zagryzł wargi, słysząc słowa , ale potrząsnęła głową.

– To jeszcze się nie stało – odpowiedziała.

ma rację, – dodał don Alejandro. – Te weksle nie były pierwszym fałszerstwem, jakie odkryto w tej okolicy i już osobiście interweniowałem u gubernatora w tej sprawie. Może być tak, że Delgado zamiast przysłać do was przekupionego sędziego, spotka się z nim i ze swymi wspólnikami na ławie oskarżonych.

– Może też się tak zdarzyć, że Delgado tylko chciał was zastraszyć – dorzucił Diego. – Widzieliście już, jak próbował tego wobec naszego sierżanta.

– Możliwe – przyznał Ramirez. – Ale widziałem, że mu się to nie udało.

– Na nasze szczęście.

– Nie wiem, czy szczęście miało tu wiele do rzeczy. – oparł się wygodnie w fotelu. – Zdążyłem się zastanowić nad tym, czemu ten wasz ryzykował wchodząc do sali pełnej ludzi. Przecież, gdyby ktokolwiek chciał go tam aresztować, tkwiłby jak mucha w sieci.

– Nie doceniacie Zorro, señor – zaśmiała się Victoria. – Gdyby ktokolwiek tam go zaatakował, to on, nie Zorro, byłby w ciężkich opałach. Poza tym… Czy widzieliście, by ktokolwiek chciał go zaatakować?

Ramirez nie mógł powstrzymać uśmiechu.

– Widziałem. Prócz tych dwóch, Delgado i być może mnie, nikt nawet nie próbował myśleć o ataku. Muszę przyznać, że bezczelność tego banity ma sporo wdzięku. Wejść do sali pełnej ludzi, gdzie wszędzie są rozwieszone listy gończe, tylko dlatego, że pewien gruby sierżant potrzebował moralnego wsparcia… Nie można mu odmówić odwagi. No, ale… – klepnął się dłonią w kolano i wstał. – Wybaczcie, lecz muszę ruszać dalej. Do Santa Barbara jeszcze sporo drogi, dzień się skończy, nim tam dotrzemy. Czy mógłbym złożyć uszanowanie señoricie Flor?

READ  New World Zorro piosenka When daggers are pointed at innocent hearts...

– Zaprowadzę was do niej, señor Ramirez – odparł Juan.

X X X

Flor leżała w swoim pokoju, wygodnie ułożona na spiętrzonych poduszkach. Porzucony na przykryciu niedokończony haft i otwarta książka świadczyły o tym, że próbowała znaleźć sobie jakieś zajęcie, jednak w chwili, gdy Juan wprowadził Ramireza, dziewczyna po prostu wpatrywała się w przeciwległą ścianę, jakby obserwując zawieszony tam obraz, a jej dłonie spoczywały bezwładnie na kocu. Ciemne włosy były nieporządnie związane, a oczy miała podpuchnięte od płaczu.

– Flor… – Checa przykląkł przy łóżku. – Flor, masz gościa…

Gdy dotknął jej dłoni, señorita drgnęła i powoli odwróciła głowę.

– Kto? – spytała. – Señor Matteo… – uśmiechnęła się słabo i nagle zaczerwieniła. – Wybaczcie mi, señor, ten stan…

– Wszystko w porządku, señorita. – Matteo stanął obok Juana. – Chciałem tylko was zobaczyć. Odpoczywajcie i zdrowiejcie.

– Tak, señor… – zgodziła się Flor. Nagle ożywiła się. – Señor Matteo…

– Tak?

– Czy, czy będziecie ścigać tamtych ludzi?

Ramirez na moment zawahał się, ale skinął głową.

– Staną przed sądem, señorita – zapewnił. Zastanowił się przez chwilę, wyraźnie nie będąc pewny, czy może tak wyczerpanej, chorej dziewczynie powiedzieć to, o czym wiedział, ale w końcu zdecydował. – Señorita… Mam już dowody, że ci ludzie są winni morderstwa waszego ojca.

Jeśli spodziewał się wybuchu płaczu, zawiódł się.

– Wiem… – powiedziała Flor. – Jak wrócę… Pójdę do misji…

– Chcecie, bym poczekał na was, señorita? – upewnił się . – Nie musicie…

Podparła się na łokciu.

– Muszę – odparła z nieoczekiwaną siłą. – Muszę! – powtórzyła.

– Zatem pójdę do misji i uprzedzę ojców, ale ze wszystkim poczekamy na was – skinął głową Ramirez. – Zdrowiejcie. Adios, señorita.

, – odparła, opadając z powrotem na poduszki.

Ramirez wyszedł z pokoju i zatrzymał się na korytarzu, tuż przed wyjściem z hacjendy.

– Co jej dolega? Prócz tego, o czym mówiliście?

– Poraniła się, uciekając – odparła spokojnie Victoria. – Za kilka dni powinna czuć się znacznie lepiej.

Gracias a Dios – westchnął . – Ciężko było zobaczyć ją w takim stanie, gdy przez lata byłem dla niej tío Matteo.

– Niebawem wrócimy do Santa Barbara – zapewnił Juan. – I wiem już, że będziecie jej bardzo potrzebni.

– To dobrze – westchnął Ramirez i nagle spoważniał. – Muszę was o coś jeszcze spytać. Być może uznacie to za nietakt, ale muszę to wiedzieć.

– Tak?

zwracał się do was, doña. O co mu chodziło?

uśmiechnęła się.

– Pewnego dnia musiałam zdecydować, czy będę czekać na tego, jak sami zauważyliście, czarującego banitę, czy spróbuję ułożyć sobie życie z kimś, kto mnie równie mocno kocha. – Oparła dłoń na ramieniu Diego. – Jak widzieliście, dobrze wybrałam.

READ  Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 9

– Tak myślałem… – rozejrzał się po otaczających go ludziach. – Domyślałem się, że jesteście przyjaciółmi Zorro.

– Jesteśmy – odparł Diego. – Jeśli chcecie wiedzieć, każde z nas zawdzięcza mu życie.

Ramirez skinął głową.

– Rozumiem – powiedział. – Zatem, jeśli go znów zobaczycie, podziękujcie mu za pomoc w dzisiejszym dniu, ale i ostrzeżcie. Niech nie próbuje działać w Santa Barbara. Nie, kiedy ja jestem tam . Wolałbym nie być zmuszony go tam ścigać.

Gdy za odjeżdżającym i żołnierzami pozostał tylko kłąb kurzu na drodze do Santa Barbara, Juan obejrzał się na Diego.

– On wie? – spytał.

– Nie.

– Jesteś pewien?

– Nie próbował omijać cię wzrokiem, gdy ostrzegał. Zresztą, tam w gospodzie, to nie byłeś ty.

Checa pokręcił głową.

– Nie jestem tego pewien.

– Uwierz mi – odezwała się Victoria. – To był Zorro.

– Poza tym – dodał Diego – jeśli kiedykolwiek zdecydujesz się jechać w masce w Santa Barbara…

– Ramirez już nie będzie – dokończył ponuro Juan.

CDN.

Series Navigation<< Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 18Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 20 >>

Author

No tags for this post.

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *