Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 8
- Autor/Author
- Ograniczenie wiekowe/Rating
- Fandom
- New World Zorro 1990-1993,
- Status
- kompletny
- Rodzaj/Genre
- Romans, Przygoda,
- Podsumowanie/Summary
- Pueblo bez alcalde jest jak opuszczony dom... Przynajmniej dla niektórych. Tutaj można robić wszystko i nie przejmować się mieszkańcami. Chyba, że mają obrońcę. Szósta część opowieści o Zorro i Victorii.
- Postacie/Characters
- Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Victoria Escalante, Felipe, Jamie Mendoza, Luis Ramon,
Rozdział 8. Strażnik sprawiedliwości
Utarczka o wysokość pobranego podatku była kolejnym sygnałem, że przeczucia Diego się sprawdzają, a wysłannik gubernatora, señor Cristobal Delgado będzie bardziej niż kłopotliwym gościem. Jednak nadal były to tylko przeczucia. W końcu pośpiech w oskarżaniu don Estebana o śmierć wędrowca był jedynie pośpiechem, a zarzucanie sierżantowi, że pobiera niewłaściwe podatki mogło wynikać z przeoczenia, tym bardziej zrozumiałego, że księgi podatkowe Los Angeles były wielokrotnie poprawiane, przepisywane i korygowane. Dotyczyło to zwłaszcza tych ich części, które wypełniał Luis Ramone. Mendoza bardziej przestrzegał wpisów, ale nieraz już zdarzało mu się wykreślać to, co wpisał na polecenie alcalde.
Jednak, jeśli ktokolwiek miał jeszcze jakieś wątpliwości co do señora Delgado, zostały one rozwiane w następnych dniach. Wysłannik gubernatora spędzał godziny nad dokumentami i co jakiś czas wzywał do siebie sierżanta. Wprawdzie twierdził, że tylko prosi o wyjaśnienia, ale dla każdego, kto mógł usłyszeć te rozmowy było jasne, że są one po prostu przesłuchaniami, w trakcie których señor Delgado wręcz oskarżał Mendozę o kolejne zaniedbania i zlekceważenie obowiązków.
Diego i Victoria, którzy byli tego świadkami, starali się, w miarę swoich możliwości, wspierać sierżanta. Czy to dobrym posiłkiem, do tej pory panaceum na wszelkie jego bolączki, czy też rozmową. Niestety, przegrywali. Z dnia na dzień Mendoza stawał się coraz cichszym, smutniejszym człowiekiem, i widać było, jak wysłannik gubernatora coraz bardziej go zastrasza. Zrozumieli, że pozostało tylko kwestią czasu, aż sierżant zacznie posłusznie wykonywać każde polecenie samozwańczego zwierzchnika. A do tego Diego nie mógł dopuścić, niezależnie, jak bardzo niepożądane było ponowne ściąganie uwagi na Los Angeles. Pozostawało tylko jedno wyjście.
X X X
To nie był rutynowy patrol. Pół tuzina żołnierzy od świtu krążyło po wzgórzach, poszukując śladów dwóch zuchwałych rabusiów, którzy poważyli się dzień wcześniej zaatakować podróżnych jadących z Santa Paula. Wprawdzie nikomu nic się nie stało i cały napad ograniczył się do krótkiej kanonady, bo zarówno woźnica pocztowego dyliżansu, jak i niektórzy z pasażerów byli uzbrojeni i nie wahali się użyć broni, ale sierżant Mendoza, nie bez racji, uznał to za doskonałą okazję do dowiedzenia swoich kompetencji, a może także okazję do uwolnienia się na chwilę od denerwującego wysłannika gubernatora. To, że sam poprowadził oddział, było łatwe do zrozumienia dla każdego, kto dzień wcześniej słyszał, jak Delgado wytyka sierżantowi braki w umiejętności pisania i liczenia. Dodatkowo zarówno zrobił to publicznie, bo w gospodzie doñi Victorii, jak i w wyjątkowo nieprzyjemny sposób, rozmawiając z Mendozą niczym nauczyciel z wyjątkowo tępym i opornym uczniem.
Tak więc, po tym upokorzeniu, przygnębiony Mendoza wybrał się na patrol, wstając, wbrew swym upodobaniom, na długo przed świtem. Ku jego miłemu zaskoczeniu, bandyci okazali się być nowicjuszami w tym ryzykownym zawodzie. Nie tylko wycofali się z napadu, ledwie zetknęli się z minimalnym oporem, ale i nie zadbali o to, by się dobrze ukryć. Wystarczyło zajrzeć do kilku opuszczonych myśliwskich szałasów, by na nich natrafić. Wprawdzie próbowali się bronić i ostrzeliwać z kryjówki, ale już po pierwszej salwie zdali sobie sprawę z liczebnej przewagi żołnierzy i usiłowali uciekać. Mieli jednak zbyt słabe konie, by umknąć dalej niż pół mili.
Mendoza uszczęśliwiony nadzorował wiązanie jeńców przez żołnierzy, sprawdzając, czy sznury zostały nałożone starannie, ale bez zbędnego okrucieństwa. Sierżantowi nie sprawiał przyjemności widok ludzi, którzy mieli problemy z chodzeniem czy wzięciem czegokolwiek do ręki po tym, jak zbyt mocno zaciśnięto im więzy.
Jeden z koni zarżał donośnie i, ku zaskoczeniu i niepokojowi żołnierzy, odpowiedziało mu w pobliżu rżenie innego wierzchowca. Mendoza, Gomez i pozostali zaczęli rozglądać się dookoła, obawiając się, że dwaj pechowi rabusie mają niedaleko towarzyszy, skłonnych do przyjścia im z pomocą.
– Tam! – Navarra pierwszy wypatrzył, kto ich obserwuje.
Mendoza obejrzał się we wskazaną stronę i zamarł, podobnie, jak pozostali żołnierze z patrolu. Przyglądał im się jeździec w czerni, w pelerynie, z połyskującą u boku srebrzystą rękojeścią szpady, na także czarnym, pięknym wierzchowcu, w rzędzie lśniącym srebrem. Stał przez dłuższą chwilę niczym posąg, patrząc na patrol i jego jeńców, aż wreszcie uniósł dłoń do kapelusza w pozdrowieniu i niczym cień zniknął pomiędzy krzewami. Chwilę potem zobaczyli jeszcze jego sylwetkę, jak przejeżdżał przez stok.
– Zorro! – Gomez pierwszy oprzytomniał. – Gonimy go, sierżancie?
– Co? Co? – ocknął się z zauroczenia Mendoza. – Nie, nie ma mowy. Mamy bandytów do sprowadzenia do aresztu w pueblo, nie możemy tracić czasu.
– Ale sierżancie…
– Nie ma mowy, Gomez. Ruszamy. Jeśli chcesz, możesz przyjechać tu z następnym patrolem i poszukać śladów.
Żołnierze parsknęli śmiechem. Szukać śladów, dobre sobie. Każdy wiedział, że tropienie Zorro po śladach było zadaniem tylko odrobinę mniej męczącym niż bezpośrednia pogoń. Odrobinę, bo nie wymagało pośpiechu, ale było równie bezowocne. Gomez poczerwieniał lekko.
– Chciałem tylko zwrócić uwagę… – wymamrotał.
– Tak, wiem, jest nagroda… – odparł Mendoza. – Ale my jej dziś nie dostaniemy.
Sierżant potrząsnął jeszcze głową z miną wyrażającą na poły radość, na poły niepokój i poprowadził swój oddział w stronę pueblo.
X X X
– Po prostu się przyglądał – mówił jakiś czas potem Mendoza, już siedząc wygodnie na tarasie gospody Victorii. Uśmiechnął się na widok pełnego talerza, jaki przed nim postawiła doña de la Vega. – To było tak, jakby się spodziewał, że będziemy za nim gonić.
– A może nie o to mu chodziło – zasugerowała Victoria.
– A o co, doña?
– Może był zadowolony, że tak dobrze daliście sobie radę z tymi bandytami, sierżancie?
– Myślicie? – Mendoza uśmiechnął się jeszcze szerzej, ale zaraz potem posmutniał. – Czasem chciałbym…
Victoria uspokajająco poklepała go po ramieniu.
– Sierżancie, Zorro zapewne chciał wam dać znać, że nie jesteście osamotnieni. On także pilnuje bezpieczeństwa pueblo i mieszkających tu ludzi.
– Ale przedtem go nie widywałem…
– Sierżancie… – Doña de la Vega pochyliła się nad stołem, mówiąc ciszej niż zazwyczaj. – Nie pomyśleliście o tym, że może wcześniej nie było potrzeby, by on wracał?
Mendoza ściągnął brwi w nagłym namyśle, potem spojrzał w stronę dawnego biura alcalde, krzywiąc się mimowolnie.
– Chcecie powiedzieć, że on chce dopilnować…
– Myślę, że tak, sierżancie.
– Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi…
– Ale dla niego ludzie w Los Angeles są najważniejsi… – W głosie Victorii de la Vega był nieoczekiwany smutek.
Sierżant poderwał głowę znad talerza, wpatrując się w doñę Victorię. Nigdy przedtem nie przyszło mu na myśl, że Zorro traktuje swoją walkę o sprawiedliwość w Los Angeles tak poważnie, że zdecydował się poświęcić dla niej także ukochaną. A to oznaczało, że jeśli sierżant Jaime Mendoza nie będzie postępował we właściwy sposób i pozwoli wysłannikowi gubernatora na krzywdzenie niewinnych ludzi, będzie miał do czynienia z Zorro. I to z Zorro zawiedzionym w swojej nadziei, że Mendoza dopilnuje, by w pueblo nie działo się nic złego. Spotkanie na wzgórzach miało być nie tylko przypomnieniem, że sierżant nie jest sam, ale i ostrzeżeniem, że nie może pozwolić dać się zastraszyć.
Victoria obserwowała, jak zmienia się twarz sierżanta. Zaskoczenie, smutek, niepokój… z łatwością odczytywała wszystkie jego emocje. Gdy wreszcie Mendoza z westchnieniem zajął się znów zawartością talerza, odeszła do kuchni i wróciła za moment z dokładką dania. Wiedziała już, że wiadomość, jaką Diego, nie, Zorro, chciał przesłać, została właściwie odczytana. Sierżant będzie bardziej się opierał naciskom Cristobala Delgado, skoro wie, że Zorro tego po nim oczekuje.
CDN.
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 1
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 2
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 3
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 4
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 5
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 6
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 7
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 8
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 9
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 10
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 11
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 12
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 13
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 14
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 15
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 16
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 17
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 18
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 19
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 20
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 21
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 22
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 23
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 24
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 25
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 26