Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 22
- Autor/Author
- Ograniczenie wiekowe/Rating
- Fandom
- New World Zorro 1990-1993,
- Status
- kompletny
- Rodzaj/Genre
- Romans, Przygoda,
- Podsumowanie/Summary
- To, co było kiedyś, zapomniane czy pamiętane, czasem może zmienić to, co będzie. Ósma część opowieści o Zorro i Victorii.
- Postacie/Characters
- Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Victoria Escalante, Felipe, Ignacio de Soto, Jamie Mendoza,
Od autora: Opowieść zmierza ku końcowi, zatem czas zamykać wątki…
Rozdział 22. Cena chciwości
Niebo jaśniało już o świcie, kiedy Zorro zatrzymał się w cieniu drzew na terenie hacjendy don Gregorio. Panująca dookoła cisza nieprzyjemnie przypominała mu tę, z jaką zetknął się w martwym obozie Correny, ale teraz nie czuł takiego irracjonalnego lęku. Wiedział już, że jeśli nie odzywają się tu ptaki, to dzieje się tak dlatego, że tych ptaków nie ma, padły ofiarą trucizny. Wstrząsnął się na myśl o obozowisku. Nikt go nie odkrył – de Soto i żołnierze z patrolu zawrócili wcześniej, ale ktoś w końcu będzie musiał tam pojechać. Najpewniej on, Zorro, bo Zafirze i jej rodzinie należał się pogrzeb. Tak samo zresztą jak tym osadnikom i dzierżawcom, którzy nieszczęśliwie mieli studnie tam, gdzie spłynęła zatruta woda. Zorro z wysiłkiem odsunął myśl o pogrzebach. Zmarli mogli jeszcze poczekać, on teraz musiał zająć się czymś innym. Strumień i szeroki jar doprowadziły go tutaj, na tereny hacjendy Segovii.
W tym rejonie wzgórz stoki opadały łagodnie, gdzieniegdzie tylko trzęsienia ziemi odsłaniały urwiska i skarpy. Tu było podobnie. Stroma skarpa urywała się gwałtownie, a od jej stóp ciągnęła się łagodna pochyłość. Teraz jednak, choć urwisko trwało dalej, pozornie niezmienione, u jego podnóża ziała szeroka szrama. Wyrąbano tu drzewa, a samą ziemię rozkopano i spiętrzono w hałdach. Gdzieniegdzie wystawały z nich karcze korzeni. O ile Zorro mógł dostrzec, to wycięto tu nie tylko pas zarośli pod skarpą. Drzewa pomarańczowe rozpościerały swoje korony, ale ich szeregi urywały się nagle, a dalej były tylko poczerniałe od deszczu czy ognia pieńki. Wykopy ciągnęły się w dół, aż do jeziorka za prymitywną tamą z bezładnie zwalonych pni.
To było tak nonsensowne zniszczenie, że Zorro przez dłuższą chwilę przyglądał mu się osłupiały. Spodziewał się odkryć garbarnię, może jakiś skład siarki niezbędnej w ochronie winorośli, ale nie coś takiego. Znał ten sad pomarańczowy i wiedział, że przynosił on całkiem przyzwoite zyski. Dlaczego zatem Segovia zdecydował się go tak bardzo zniszczyć? W szarówce świtu mógł dostrzec coraz więcej szczegółów. Drewniane koryta biegnące wzdłuż wykopów, kładki i deski ułatwiające poruszanie się po piasku, nagą skałę odkrytą i poznaczoną uderzeniami kilofa. Jednak rozwiązaniem zagadki były szerokie koryta tuż nad wodą, poprzedzielane przegrodami z sit. Patrzył na prymitywną kopalnię złota.
Teraz dopiero Zorro zdał sobie sprawę, jak wiele szczęścia miał on sam, jak i pueblo Los Angeles. Segovia musiał nie tylko oddzielać mechanicznie drobinki złota, ale i posługiwać się metodami chemicznymi. Pozostałe po tym resztki zapewne wylewano do zagłębienia razem z użytą do wymywania rudy wodą. Ostatnia ulewa musiała przepełnić tą nieckę i cała breja spłynęła do strumienia, ale już wcześniej przesączała się powoli, podtruwając okolicę.
Koło kopalni było pusto. Segovia musiał bardzo liczyć na to, że oddalenie uchroni go przed wykryciem, skoro nie rozstawił wart. Zorro nie miał zamiaru wyprowadzać go z tego błędu, przynajmniej na razie.
Hacjenda była podobnie pusta. Wystarczyło kilka chwil, by Zorro miał pewność, że główny budynek w dużej mierze pozostaje niezamieszkany. Tylko w okolicy kuchni kilka okiennic sugerowało, że ktoś korzysta z położonych za nimi pokoi. Za to w skrzydle służby, we wspólnej sali spało kilkanaście osób. Rozgłośne chrapanie i unosząca się w powietrzu kwaśna woń nie pozostawiały wątpliwości co do tego, jak głęboki jest to sen. Opróżnione antałki i flaszki były tylko dodatkowym potwierdzeniem.
Kilka chmur na niebie zaczynało nabierać różowozłotej barwy, zaczynał się dzień. Zorro musiał się pospieszyć. Nie wiedział, ile czasu zajmie don Alejandro przekonanie de Soto czy Ortiza o konieczności przysłania tu żołnierzy, ale miał nadzieję, że zdąży porozmawiać z Segovią, zanim się tu zjawią. Bez wahania zabarykadował drzwi wejściowe do kwater służby, a potem zaczął blokować im okiennice. Oni też nie mieli się wtrącać w jego rozmowę. Na moment jego uwagę przyciągnęło śmietnisko. Gnijące resztki skór i kości tak samo jak resztki sadu świadczyły, że nowy właściciel ulokował swoje nadzieje na przyszłość w kopalni, nie uprawie czy hodowli. Stado bydła było dla niego tylko źródłem taniego pożywienia.
Nim wszedł do budynku, raz jeszcze posłuchał. Martwa cisza tym razem działała na jego korzyść. Odległe echo, podzwanianie, oznaczało, że ktoś jedzie drogą w dole posiadłości. Miał ledwie parę chwil, by zrobić to, po co przyszedł.
Kuchnia była pusta. W małej klitce za nią, na podłodze, spał drobny, przestraszony chłopak, Metys. Obudził się czujnie, ale na widok uzbrojonego mężczyzny w masce otworzył tylko szeroko usta i wtulił się plecami w ścianę, zbyt przerażony, by wydać z siebie dźwięk. Zorro gestem nakazał mu milczenie i zamknął za sobą drzwi. Sądząc z szurania, dzieciak wczołgał się natychmiast pod jakiś mebel.
W jadalni stół był zastawiony pustymi flaszkami i brudnymi talerzami. Nikogo w żadnym kącie nie było.
Na zewnątrz rozległy się nawoływania. Patrol, czy też ktokolwiek to był, zajechał pod dom. Zorro zamarł na moment, po raz kolejny zmieniając plany. Chwila oczekiwania wystarczyła. Drzwi trzasnęły i na korytarz wyszedł Carlos Sanchez.
Jego obecność była niespodzianką albo raczej prezentem od losu, Zorro nie miał zamiaru się nad tym zastanawiać. Skoczył i Sanchez, mimo swego wzrostu, nie miał szans. Trafiony w szczękę uderzył o ścianę z taką siłą, że niemal było słychać trzask kości. Zsunął się na podłogę i znieruchomiał. Wychodzącego z drugiego pokoju Segovii Zorro już nie zaskoczył, ale też nie było to aż taką wielką stratą. Nie było też salutu szpadą czy drwiącego powitania. Gregorio miał broń w ręku i skoczył do ataku, a Zorro odpowiedział mu własnym atakiem.
Wystarczyło kilka złożeń, by przekonać się, że Segovia wiedział, co robić ze szpadą, ale Zorro niemal od razu wyczuł w jego ruchach pewną sztywność. Gregorio uderzał szybko, jednak ataki nie były do końca pewne. Brakowało im zarówno precyzji, jak i siły.
Oczy Zorro zwęziły się lekko. Wiedział, co oznacza taka słabość w walce. Znał ją. Sam doświadczył jej przed laty, kiedy uczył się u Kendalla, i całkiem niedawno, gdy szkolił Juana Checę. Wnioski, jakie wynikały z jej odkrycia u Segovii, były ciekawe, jeśli ciekawym można było nazwać zrozumienie, że przeciwnik jest mordercą.
Zorro cofał się, pozwalając Segovii zdobywać pozorną przewagę. Zza frontowych drzwi dobiegły nawoływania i rozpoznał głos sierżanta. Ten hałas rozproszył uwagę jego przeciwnika. Segovia chybił pchnięcia, stracił równowagę i nim zdążył ją odzyskać, Zorro wykręcił mu rękę i pchnął na ścianę, a potem do drzwi. Sanchez wciąż był nieprzytomny, więc przez chwilę jeszcze mógł nie obawiać się ataku z jego strony.
– Madre de Dios, Zorro! – zawołał sierżant Mendoza, gdy Zorro wypchnął swego jeńca przed dom. – Czym zawinił ci don Gregorio?
– To nie jest don Gregorio, sierżancie – odpowiedział Zorro. – Nie wiem, jak ten człowiek się naprawdę nazywa, ale to oszust i morderca.
– Jesteście pewni, Zorro?
Don Alejandro przechylił się w siodle. Tak samo don Hernando przyglądał się w napięciu zamaskowanemu jeźdźcowi. Obok niego porucznik Ortiz rozglądał się dookoła, jakby poszukując kogoś jeszcze.
– Tak, señores. Oskarżam go o zamordowanie prawdziwego Gregorio Segovii, podszycie się pod niego, by przejąć ziemie i hacjendę, a na koniec o zatrucie wody w okolicach Los Angeles. – Segovia chciał coś powiedzieć, ale Zorro tylko docisnął mocniej rękę i mężczyzna zrezygnował. – W tym domu, sierżancie, znajdziecie także Carlosa Sancheza, zabójcę señory Mercedes Villero. Co zaś się tyczy oszustwa… Wstawaj! – Zorro cofnął się o krok od jeńca.
– Ty przeklęty… – Człowiek znany jako Gregorio roztarł sobie nadgarstek.
– Milcz i weź szpadę!
– Nie mam…
– Milcz! – Szpada Zorro znalazła się na cal przed nosem przeciwnika. – Walcz ze mną albo zginiesz. – Podał mu broń.
Mężczyzna przez chwilę stał nieruchomo, wreszcie cofnął się o krok, by zyskać miejsce, i zaatakował. Zorro bez wysiłku sparował jego uderzenie i odpowiedział paskudną, szybką fintą wymierzoną w twarz. Segovia ledwie jej uniknął, tylko po to, by Zorro uderzył go płazem po ramieniu.
Żołnierze poruszyli się niespokojnie, Ortiz zaczął coś mówić, ale don Alejandro zaprotestował i polecił czekać. Nie miał zamiaru przeszkadzać Zorro, który właśnie spychał przeciwnika na ścianę domu. Segovia uchylał się i zasłaniał, z coraz większą determinacją, aż wreszcie odskoczył i przerzucił szpadę z ręki do ręki.
Patrzący niemal jęknęli. Zorro walczył, jak to on, z niedbałym wdziękiem, pozornie bez wysiłku parując ataki, ale każdy mógł teraz dostrzec, że Segovia znacznie lepiej radzi sobie z bronią w prawej ręce. Nagle nabrał pewności siebie, agresywności, atakował znacznie szybciej i celniej, a Zorro bronił się z coraz większym wysiłkiem. Wreszcie banita miał już wyraźnie dość. Zbił silnie kolejne pchnięcie, zawinął i Segovia znów wylądował na ziemi.
– Przypuszczam, że to rozwiało wasze wątpliwości, señores? – spytał Zorro dosyć wysilonym głosem. Widać było, że ciężko oddycha.
– Ten człowiek jest praworęczny! – Zdumiony don Hernando wypowiedział to, o czym wszyscy pomyśleli.
– Gracias, don Escobedo! – Zorro zasalutował i cofnął się od pokonanego. – Poruczniku Ortiz, jego wspólnicy są zamknięci w tamtym budynku. Uważajcie, mogą być niebezpieczni. W kuchni jest dzieciak, sługa, być może więzień. Uważajcie też z zawartością beczek w stodole. W niektórych może być silna trucizna.
Porucznik chciał coś powiedzieć, może rozkazać, ale Zorro zniknął za rogiem, nim pierwsi żołnierze zeskoczyli z siodeł.
X X X
Kiedy tym razem don Alejandro wrócił do hacjendy, Victoria przestraszyła się bladości swego teścia. Starszy de la Vega wyglądał, jakby przybyło mu z dziesięć lat.
– Znaleźliście jeńców? – Diego na chwilę oderwał się od wertowania sporej księgi.
– Nie. – Starszy de la Vega podszedł do barku i nalał sobie szklaneczkę brandy. Wypił ją tak, jakby to była woda, i nalał ponownie. – Znaleźliśmy groby.
– Mogli być uwięzieni…
– Ludzie tego oszusta przysięgali, że poza tym posługaczem w kuchni nie mają już więźniów. Nie po tym, jak jeden z ich wywrócił kocioł z amalgamatem.
– Dios! – Widać było, że Diego przybladł. – To musiało dostać się do wody…
– Tak, to pewnie było to. – Don Alejandro ponownie wypił szklaneczkę, jakby palący alkohol mógł mu pomóc zapomnieć o tym, co zobaczył. – Diego?
– Tak, ojcze?
– Czemu oskarżyłeś go o zamordowanie Gregorio?
– Zbyt wiele wiedział o Los Angeles, o nas. No i sygnet, lewa ręka… Musiał się nauczyć gestów prawdziwego Gregorio. Gdyby tamten zginął w wypadku, ten człowiek nie umiałby go naśladować.
– O czym wy mówicie?! – zirytowała się Victoria.
Diego zamknął książkę.
– Kiedy przyjechał człowiek podający się za Gregorio Segovię – wyjaśnił – ojciec miał podejrzenia, że to oszust. Ale tylko podejrzenia. Dzisiaj Zorro udowodnił, że to naprawdę był oszust. Ale on w międzyczasie zdążył uruchomić kopalnię złota na ziemi Segovii.
– I?
– Przy wydobywaniu złota używa się trucizn – stwierdził sucho Diego.
– Madre de Dios! – Victoria zrozumiała.
Przez moment milczała, układając sobie w myślach możliwe konsekwencje tego odkrycia.
– Diego… Czy zawsze używa się takiej trucizny?
– Zawsze, gdy złoto jest uwięzione w skale. Są jeszcze czyste złoża, gdzie metal nie wiąże się z rumoszem, ale to do nich nie należy.
– Dlatego don Roberto nigdy z niego nie korzystał – wtrącił don Alejandro.
– Wiedział?
– Obaj wiedzieliśmy. Tak samo jak to, że trzeba użyć rtęci, by je oczyścić. Nie miał zamiaru ryzykować. Po to posadził tamten sad, by ukryć rudę.
– Tak myślałem… – Diego z wahaniem pogładził wierzch książki. – Niestety nie znam sposobu, by oczyścić tamto miejsce.
– Diego? – odezwała się Victoria.
– Tak?
– Co się teraz stanie z tą ziemią?
– Wróci do Korony – odpowiedział don Alejandro zamiast syna.
– Z tym złotem? Czy de Soto…
– Dios! – syknął starszy de la Vega w tej samej chwili, co jego syn poderwał się z fotela.
– De Soto będzie wiedział? – spytał.
– Na pewno w księgach nie ma zapisów o złożu. Don Roberto tego dopilnował. Sądzę, że Gregorio odkrył to złoże przed swoim odjazdem i być może właśnie o to tak pokłócił się z ojcem. Ale teraz ten oszust powie, na pewno powie o nim de Soto. Będzie próbował się wykupić. Jak nie on, to Sanchez…
– A de Soto pośle go na szafot jako Gregorio Segovię, by mieć pewność, że ziemia zostanie skonfiskowana na rzecz króla i on, jako przedstawiciel króla, spróbuje wydobywać złoto – kontynuował myśl ojca Diego.
– Zaryzykuje? – Don Alejandro miał wątpliwości.
– Tak. Nie od razu, ale zaryzykuje. To dla niego zbyt kuszące. – Diego odłożył książkę. – Nie czekajcie na mnie z kolacją. Aha, są jakieś straże w hacjendzie?
– Co chcesz zrobić? I tak, zostało czterech żołnierzy. Którzy, nie wiem. Mendoza miał ich zmienić wieczorem.
– Mendoza jest w garnizonie?
– Tak.
– Dobrze.
– Zorro, co ty wymyśliłeś? – zaniepokoiła się Victoria.
– Nie wiem, ile jest jeszcze trucizn. Nie wiem, jak je zniszczyć. Ale wiem, jak dopilnować, by de Soto nie miał szans na dobranie się do tego złota.
– Trucizn nie ma – odezwał się don Alejandro. – Twierdzili, że przez tamten wypadek musieli przerwać pracę.
– To by się zgadzało – skinął głową Diego, już przy drzwiach do biblioteki. – Ale wolę sprawdzić. Wrócę rano.
Wyszedł, a Victoria popatrzyła nieco bezradnie na starszego caballero. Ten tylko pokręcił głową.
– Lepiej będzie, jeśli jutro rano będziemy w pueblo – stwierdził. – Alcalde już cofnął zakaz co do gospody.
CDN.
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 1
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 2
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 3
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 4
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 5
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 6
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 7
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 8
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 9
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 10
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 11
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 12
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 13
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 14
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 15
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 16
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 17
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 18
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 19
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 20
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 21
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 22
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 23
- Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 24