Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 18
- Autor/Author
- Ograniczenie wiekowe/Rating
- Fandom
- New World Zorro 1990-1993,
- Status
- kompletny
- Rodzaj/Genre
- Romans, Przygoda,
- Podsumowanie/Summary
- Niebezpieczeństwo czasem kryje się tam, gdzie nikt się go nie spodziewa... Czwarta część opowieści o Zorro i Victorii
- Postacie/Characters
- Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Victoria Escalante, Felipe, Jamie Mendoza, Luis Ramon,
Jak zwykle w dni targowe wzmożony ruch panował w gospodzie señority Victorii Escalante. Caballeros, peoni, handlarze zajmowali stoliki na werandzie i tłoczyli się przy barze, a pomiędzy nimi przemykały dziewczęta, Marisa i Juanita, z tacami załadowanymi zamówionymi daniami i napojami. Otwierano baryłki cydru, butelki wina, a w kuchni señora Antonia uwijała się przy garach i patelniach.
W całym zatłoczonym wnętrzu była tylko jedna oaza spokoju. Juan Checa siedział przy stoliku wciśniętym w róg sali, nadal w czarnym stroju Zorro. Alcalde, gdy w końcu stanął na nogi i zorientował, że sam Zorro, ten prawdziwy, odjechał, wyładował swoją furię na pechowym żołnierzu i nie przebierając zbytnio w słowach wpierw go zdegradował, potem zapowiedział karne warty i musztrę, a na koniec, widząc, że Checa przyjmuje te kary obojętnie, wyrzucił ze służby, z zapowiedzią raportu do gubernatora, by ten nie zmienił wyroku i nie zgodził się na powtórny zaciąg. Usunięcie ze służby pociągnęło za sobą także przepadek majątku Juana, co w tym przypadku sprowadzało się do konia, munduru i pałasza, bo niewielkie oszczędności z żołdu zostały już wcześniej skonfiskowane. Całość degradacji i usunięcia z wojska sprowadziła się więc do tego, że przed byłym kapralem, na rozkaz alcalde, zatrzaśnięto bramę garnizonu i rozkazano mu wynieść się z puebla do końca dnia, pod groźbą oskarżenia o włóczęgostwo.
Checa może by i opuścił miasto, tak jak stał, ale gdy tylko alcalde zniknął za drzwiami swojej kwatery, byli koledzy z garnizonu złapali nieszczęsnego kaprala i zaprowadzili do gospody señority Escalante, gdzie postawili mu wino, najwidoczniej w nadziei, że w ten sposób rozproszą przygnębienie byłego skazańca. Jednak Juan nie sprawiał wrażenia osoby, którą dałoby się w tak łatwy sposób pocieszyć. Wino, owszem, wypił, ale nie odrywał wzroku od stolika i na wszelkie próby pocieszenia czy zagadania odpowiadał mruknięciami. Zresztą zaraz potem alcalde przebrał się w suchy strój i, widocznie przewidując, że zajmą się byłym kolegą, wezwał żołnierzy do powrotu do garnizonu, pomijając już nawet fakt, że powinni oni nadzorować porządek na placu targowym. Tak więc Juan siedział w kącie sali gospody, gapiąc się w pusty kubek i ignorując spojrzenia tłoczących się w pomieszczeniu gości, którzy tam zaglądali, czy to by wypić i zjeść, czy to, by przyjrzeć się z bliska śmiałkowi, który spróbował naśladować legendarnego Zorro.
Señorita Escalante kilkakrotnie próbowała do niego zagadać, wreszcie postawiła przed nim talerz pełen burritos. To dopiero wyrwało go z otępienia.
– Señorita, ja…
– Wiem, widziałam i słyszałam – odpowiedziała. – Nie martwcie się, to na koszt firmy. Stać mnie, by postawić wam posiłek.
– Ostatni posiłek skazańca… – mruknął Checa, najwyraźniej do siebie, ale señorita Victoria miała dobry słuch. Nachyliła się nad stołem.
– Jaki ostatni? – zapytała, zniżając głos, by nie przyciągać nadmiernej uwagi pozostałych gości.
– Nic, nic, señorita… Tak mi się powiedziało – machnął ręką Checa i zajął się posiłkiem.
Señorita Escalante strzepnęła z rogu stołu jakieś okruchy i odeszła, tylko po to, by wrócić za kilka chwil z dzbankiem cydru.
– Na koszt firmy – wyjaśniła krótko, stawiając go przed Juanem.
Zrozumiałym było, że mimo wszelkich chęci, alcalde nie mógł na stałe zamknąć żołnierzy w garnizonie. Już wkrótce spłoszyło się kilka koni, potem wybuchło jakieś małe zamieszanie przy straganach i, koniec końców, Luis Ramone musiał wypuścić swoich podwładnych, by zajęli się przywracaniem porządku na placu. Oczywiście, nie oznaczało to, że się pogodził z faktem, że zaraz, jak tylko uporają się z zwykłymi problemami targu, zaczną się rozglądać za byłym kolegą, więc by ich w tym uprzedzić, pomaszerował wprost do gospody. Nim jednak przepchał się do stołu, gdzie usiadł Juan, drogę zagrodziła mu señorita Escalante i w krótkich słowach wyprosiła z sali, wyjaśniając, że jego polecenie zostanie, być może wypełnione, ale na razie ma pozostawić żołnierza w spokoju. Juan Checa zignorował także to krótkie zamieszanie, a to wzbudziło niepokój señority Victorii.
Chwilę potem do stolika Juana przysiadł się młody don Diego de la Vega.
– Można? – zapytał sięgając po dzbanek cydru.
– Mhm…
Diego nalał sobie kubek.
– Wasze zdrowie – zasalutował.
– Mhm…
– Wszystko w porządku, señor Checa?
– Można tak powiedzieć… – Juan nagle zorientował się, że rozmawia z nim syn jednego z najbardziej znanych hacjenderos w Los Angeles i zdecydował się zdobyć na uprzejmość.
– Nie sprawiacie wrażenia osoby nadmiernie ucieszonej tym, że żyje…
Checa wzruszył ramionami, jakby fakt, że wyszedł cało spod szubienicy nie tyle nie wywierał na nim wrażenia, co raczej było mu obojętne, czy egzekucja się odbyła, czy nie. Chociaż, jak się Diego zastanowił, to wyrzucenie Juana i z wojska, i z pueblo, niewiele się od egzekucji różniło. Niezależnie od starań Zorro, alcalde nie podarował swego upokorzenia i zemścił się na tym, kto był najbliżej.
Obok stolika rozległo się nagle czyjeś odchrząknięcie.
– Wybaczcie, don Diego, señor Checa – odezwał się don Escobedo – ale chcę coś powiedzieć.
– Tak, señor?
– Señor Checa, chciałbym przeprosić was za postępowanie mojej bratanicy. Sposób, w jaki się zachowała, był nikczemny i zasługujący na karę. Jeśli chcecie, jestem skłonny wyjść z wami z gospody, byście mogli zażądać satysfakcji.
Diego uniósł brwi w zdumieniu. Don Hernando Escobedo, jeden z największych caballeros obok rodu de la Vega, ofiarowuje satysfakcję byłemu żołnierzowi, który nie ukrywał, że wywodzi się z peonów? Takie rzeczy graniczyły z niemożliwością. Don Hernanda musiało do żywego zaboleć zachowanie Dolores. Także Checa sprawiał wrażenie zaszokowanego.
– Nie, señor – powiedział wreszcie. – Nie będę szukał satysfakcji. W tym, że zrobiłem z siebie głupca, więcej jest mojej winy.
– Jeśli taka jest wasza decyzja – pochylił głowę w ukłonie don Escobedo. – Don Diego, pozwolicie na chwilę. Chciałbym z wami porozmawiać.
Zajęli miejsca przy barze.
– Co się dzieje z tym chłopakiem ? – zapytał don Hernando. – Powinien opijać to, że umknął spod stryczka, a nie siedzieć tak, jakby zaraz mieli go tam znów zaciągnąć. Nawet nie zmienił stroju…
– Alcalde wyrzucił go z garnizonu, tak jak stał i zażądał, by natychmiast opuścił pueblo, don Hernando. Prócz tego wygląda na to, że wasza bratanica zalazła mu za skórę. W końcu to dla niej podjął się tej szaleńczej maskarady.
– Zakochany szaleniec – westchnął don Escobedo. – Ale, ale, jak myślicie? Nadal nie jest mu obojętna?
– Któż to może wiedzieć… Choć właściwie, to czemu pytacie?
– Wspominałem wam kilka tygodni temu, że mam jeszcze jedną sprawę w związku z Dolores… Widzicie… Obawiam się, że Zorro miał rację, przypominając mi, żebym ujął w karby tę dziewczynę. Mój brat odesłał ją tutaj po skandalu, jaki wywołała na królewskim dworze. Obietnice małżeństwa, zerwane zaręczyny, jakieś pojedynki… Nie wdawał się zbytnio w szczegóły, ale sprawy zaszły tak daleko, że Dolores nie powinna już wracać do Hiszpanii, przynajmniej tak mi ostatnio napisał. Poprosił mnie także w tym liście, bym poszukał tu dla niej małżonka…
– Dla kogo? – wtrąciła się zza baru señorita Escalante.
– Dla Dolores. Mam wydać ją za mąż.
– Nie myślicie chyba… – zszokowana Victoria spojrzała na don Hernando.
– Nie, nie… nawet jeśli bym to rozważał, to mój brat, mimo wszystko, nie darowałby mi takiego zięcia. Choć przyznam, że po jej dzisiejszym występie kusiło mnie, by doprowadzić do tego związku. Ale to byłoby okrucieństwem wobec tego chłopaka.
– Ale nie musicie tego mówić donnie Dolores – uśmiechnęła się lekko señorita Victoria.
– Myślicie, żeby… – uśmiech don Escobedo stał się niemal diabelski, gdy Diego pokiwał głową z porozumiewawczym uśmieszkiem. – Tak, to mogłoby utrzymać w ryzach ją i tę jej señorę Chiarę…
– Wybaczcie, señores – wtrącił się ktoś z boku.
– Señor Pereira, jak miło was widzieć! – ucieszył się don Escobedo.
– Tym milej, że okazja jest raczej radosna niż żałobna – uśmiechnął się Pereira. – Ale ja właśnie mam do was sprawę związaną z tym chłopakiem. Czy zaświadczycie za mnie?
Diego spojrzał ze zdumieniem. Pereira był właścicielem ziemskim z okolic Santa Barbary, hodowcą koni i krów. Rzadko pojawiał się w Los Angeles, ale był znany ze swej uczciwości.
– Zaświadczę za was, jeśli tego potrzebujecie – powiedział.
– Dobrze. To chodźmy.
Juan Checa podniósł ospale wzrok, gdy z powrotem stanęli przy jego stole.
– Señores…
– Señor Checa, jestem Jose Pereira, właściciel hacjendy z Santa Barbara – zaczął Pereira. – Ci oto, don Hernando Escobedo oraz don Diego de la Vega, zaręczą, że jestem człowiekiem honoru i że propozycja, jaką wam złożę, jest honorowa.
– Propozycja? – Juan ściągnął brwi, jakby usiłując zrozumieć, co usłyszał.
– Potrzebuję vaquero. Uczciwego człowieka, który zadba o moje stada i który nie ucieknie, gdy natknie się na dwu czy trzech koniokradów, bo sam umie sięgnąć po broń. W zamian ofiaruję mu dom, z wiktem i opierunkiem, i wynagrodzenie. Nie będzie to fortuna, ale zapewni mu spokojny byt. Czy przyjmiecie moją propozycję?
– Señor, ja… – zająknął się Checa. – Jestem synem rolników, señor, ale znam tylko życie żołnierza… Nie wiem, czy podołam…
– Spokojnie, chłopcze – Pereira nie zniechęcał się łatwo. – Nauczysz się. Umiesz się utrzymać w siodle, prawda? Umiesz radzić sobie z bronią?
– Umiem, señor – Juan Checa jakby się nieco ożywił.
– A więc dasz radę. Chodź. Masz podobno zniknąć z pueblo do zmierzchu, więc pojedziemy już teraz. Czy zgadzasz się?
– Zgadzam, señor.
– Señores, słyszeliście. Przyjąłem nowego domownika. Chodź, chłopcze. Moja córka, Flor, będzie zachwycona, że wracasz z nami.
Ruszyli do wyjścia, ale Juan nagle się zatrzymał i odwrócił do Diego.
– Señor de la Vega?
– Tak?
– Podobno jesteście przyjacielem Zorro. Możecie mi powiedzieć, dlaczego? Czemu mnie ratował? Czy może wam to powiedział?
– Nie pytałem go o to… – odpowiedział z namysłem Diego. – Ale sądzę, że to dlatego, że jesteście dobrym, uczciwym człowiekiem, a on jest przyjacielem takich ludzi… A także dlatego, że choć przyjęliście jego imię, postępowaliście jak on, nie splamiliście go niesławą czy złym postępkiem. Jesteście człowiekiem honoru.
Juan Checa wyprostował się, jakby coś zdjęto z jego ramion. Skłonił się Diego i ruszył za señorem Pereirą w stronę wyjścia. Przy drzwiach dołączyła do nich ta sama señorita, która wcześniej pomogła Juanowi wydostać się z ruin szafotu. Diego obejrzał się i zobaczył, że Victoria też patrzy na wychodzących i się uśmiecha. Wyglądało na to, że señorita Flor miała swoje własne plany związane z byłym kapralem.
KONIEC
Wrocław, 19.04–22.05.11
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 1
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 2
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 3
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 4
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 5
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 6
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 7
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 8
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 9
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 10
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 11
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 12
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 13
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 14
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 15
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 16
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 17
- Legenda i człowiek Cz IV: Zatrute piękno, rozdział 18