Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 14

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Romans, Przygoda,
Podsumowanie/Summary
Zasady wyznaczają granice. Lecz czy na zawsze i dla każdego? Dziewiąta część opowieści o i Victorii.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, de la Vega, Victoria Escalante, Felipe, Ignacio de Soto, Jamie ,

Od autora: Trudno powiedzieć, czy ma pecha, czy raczej szczęście…


Rozdział 14. Napaść


Tego popołudnia Victoria nie spała zbyt długo. Ledwie zdążyła się zdrzemnąć, obudził ją hałas gdzieś na piętrze. Kiedy zaalarmowana zajrzała do pokoju Dolores, znalazła doñę da Silva skuloną na podłodze i szarpaną mdłościami. Młoda kobieta była szara na twarzy z bólu i skarżyła się, że dolega jej nie tylko głowa, ale i brzuch. Victoria z trudem zdołała pomóc jej wdrapać się z powrotem na łóżko, a potem zeszła do kuchni. Kilka prostych specyfików, jakie miała w spiżarce, mogło doraźnie pomóc, jeśli dolegliwości Dolores wynikały z migreny, a nie jakiejś choroby.

W piecu, dobrze zabezpieczonym przez señorę Antonię, wciąż był żar, nie miała więc kłopotów z ponownym roznieceniem ognia, zagotowaniem wody i zaparzeniem mieszanki ziół i przypraw. Ostudziła potem napar i z kubkiem pachnącego płynu i gorącym ręcznikiem wróciła do pokoju. Dolores leżała bez ruchu, z zamkniętymi oczyma, przyciskając ręce do brzucha.

– Wypijcie to – powiedziała Victoria.

Odpowiedzią był jęk. Victoria tylko potrząsnęła głową i odstawiła kubek na stół. Albo Dolores nigdy wcześniej nie miała migreny, albo rzeczywiście dolegało jej coś więcej niż sam ból głowy, bo doña de la Vega dawno nie widziała, by ktoś tak bardzo cierpiał. Ale teraz nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Zmusiła młodą kobietę, by usiadła, podsunęła jej kubek do ust i prawie przemocą napoiła. Kiedy doña da Silva osunęła się z powrotem na posłanie, dała jej do przytulenia rozgrzany ręcznik i okryła kocem.

Teraz Victoria nie miała już czasu, by się położyć. Napój powinien ukoić chociaż ból brzucha i mdłości doñi da Silva, ale ciepły okład należało zmienić jeszcze kilkakrotnie, więc zeszła do kuchni, by rozgrzewać przy piecu następne ręczniki. Przy okazji, skoro już wstała, uznała, że może przygotować dla siebie herbatę i zacząć kroić warzywa na wieczorne posiłki.

Kolejne okłady pomogły na tyle, że obezwładniające mdłości ustąpiły i Dolores odetchnęła odrobinę. Nie zmieniało to faktu, że odwracała głowę i nie chciała odpowiadać na pytania Victorii, co jej naprawdę dolega i czy nie powinna odwiedzić doktora Hernandeza albo choćby señory Rosity. Cóż, Victoria nie miała zamiaru zbytnio nalegać. Po sjeście miał się zjawić po żonę don Mauricio, więc to jemu mogła powiedzieć kilka słów o jej dolegliwościach. Czy on, czy doña Maria, mieli większe możliwości.

Stuknięcie krzesła w sali Victoria usłyszała będąc na górze i na moment zamarła. Drzwi były zamknięte, także te kuchenne, i nikt nie miał prawa wejść do gospody, póki nie otworzy ich po sjeście. Oczywiście ta zasada nie dotyczyła Zorro. On jednak nie mógł się tu teraz zjawić, bo był właśnie gdzieś na wzgórzach i obserwował, czy przypadkiem nie wyprawi z pueblo swojej nowej znajomej, by uniknąć konieczności przesłuchiwania jej w sprawie morderstwa Santany. Zatem ktokolwiek tam był, był obcy i z jakiegoś powodu zależało mu na tym, by wejść do środka, a ona, tu na piętrze, była odcięta od jakiejkolwiek broni.

Ostrożnie wychyliła się zza balustrady. Nie widziała nikogo. Wejściowe drzwi sprawiały wrażenie zamkniętych. Sala wydawała się być pusta, więc Victoria podeszła, trzymając się przy ścianie, by trudniej było ją dostrzec z dołu, do schodów i znów wyjrzała, prawie pewna, że dostrzeże złodzieja szperającego pod barową ladą, szukającego, gdzie postawiła skrzyneczkę z dziennym utargiem. To było jedyne wyjaśnienie, jakie przyszło jej na myśl, dlaczego ktoś by się tu zakradał.

Ale nie, nikogo tam nie było. Nikt nie próbował jej obrabować.

Odetchnęła z ulgą. Ten ktoś mógł już wyjść, musiała to tylko sprawdzić. Znacznie pewniej zeszła na dół i jeszcze raz rozejrzała się po sali. Nikt nie czaił się w jakimś zakamarku, więc swobodnie podeszła do baru i zajrzała pod ladę, spodziewając się, że znajdzie otwartą szkatułkę albo wręcz puste miejsce na półce. Ale nie, pieniądze z utargu pozostały nienaruszone.

Gdy wyprostowała się, zobaczyła kobietę stojącą przy wejściu do kuchni. Señora Augusta Sinestra musiała wyjść zza kotary w chwili, kiedy uwagę Victorii przyciągnął bar.

Odetchnęła.

mógł was uprzedzić, señora, że w czasie sjesty gospoda jest zamknięta – powiedziała głośno. – Ale jeśli chcecie się czegoś napić czy zjeść…

– Nie, nie chcę – odpowiedziała kobieta obojętnie.

Odpowiedź zaniepokoiła Victorię.

– W takim razie dlaczego wchodzicie tu przez kuchnię? – spytała, podchodząc bliżej.

Señora skrzywiła się nieprzyjemnie.

– Nie wasza sprawa – oświadczyła. – Gdzie ona jest?

– To moja gospoda. – Doña de la Vega starała się mówić spokojnie, ale czuła, jak dłonie jej wilgotnieją ze zdenerwowania. – O kogo pytacie?

Oczy señory Augusty dziwnie lśniły, jakby zamiast nich w twarzy kobiety tkwiły bryłki szkła, wąskie wargi miała zaciśnięte. Jeden kosmyk wymknął się ze starannie ułożonej fryzury i przylgnął do policzka. Ręce trzymała za plecami, jakby coś tam ukrywała.

– Gdzie ona jest?! – Jej głos załamywał się dziwnie. – GDZIE?!

Victoria cofnęła się niezgrabnie.

– Tak nie może być! – powiedziała nagle Sinestra. – Nie może!

– O czym mówicie, señora?

– Nie może mieć ich wszystkich! Patrzą, podziwiają, krążą… Co to za kobieta?!

– Kto? Madre de Dios, kto?

Victoria przezornie odsunęła się jeszcze o kilka kroków. Bała się. Nie, była przerażona. Te nieruchome, puste oczy, tak kontrastujące z wymawianymi słowami. W tej chwili żałowała, że wszyscy opuścili gospodę na sjestę.

READ  Zorro i Rosarita Cortez - rozdział 36 Orzeł przyleciał

– Ona! – To słowo señora prawie wypluła.

Jej ruch był tak szybki, że Victorię uratowała tylko odległość. Ostrze sporego noża przemknęło ledwie o cal od jej ciała.

Victoria wpadła plecami na stół i zaczęła gorączkowo macać dłonią po blacie. Nie mogła odwrócić wzroku od señory Augusty, ale potrzebowała, musiała mieć jakąś broń. Cokolwiek, czym mogła się zasłonić.

Ostrze błysnęło po raz kolejny. Sinestra uderzała od góry, jakby chciała rozciąć coś przed sobą. Victoria znów ledwie uniknęła ciosu.

– Jaka ona? – zapytała rozpaczliwie.

Musiała odwrócić uwagę tej kobiety, zmusić ją do mówienia. Ona sama była zbyt powolna, zbyt niezgrabna, by walczyć. Groza ogarniała ją na myśl, że ostrze mogłoby dosięgnąć jej dziecka.

– Ona! – Wydawało się, że to była jedyna odpowiedź, na jaką mogła zdobyć się Augusta.

Dłoń Victorii trafiła na coś drewnianego. Taca! Poderwała ją i przytrzymała przed sobą jak tarczę, kiedy Sinestra brała kolejny zamach. Ostrze uderzyło z trzaskiem o drewno i utkwiło. Kobieta szarpnęła nim z siłą, jaka niemal wydarła tacę z dłoni Victorii. Szamotały się, jedna próbując wyrwać nóż, a druga desperacko przytrzymując jedyną osłonę, jaką miała.

– Ona! – sapnęła raz jeszcze Augusta. – I ty! De Soto! De la Vega! – Dosłownie wypluwała słowa, bryzgając drobinkami śliny. – Widziałam! Patrzą! Obserwują! Każdy! Każdy chce tylko ciebie! Tak nie może być! Nie wolno! Nie możesz ich mieć!

Krawędź tacy zaczęła wyślizgiwać się z palców Victorii. Kątem oka, za ramieniem przeciwniczki, zobaczyła, że porusza się kotara. Ktoś wszedł do kuchni.

Moment ulgi, że nie walczy już sama, okazał się zgubny. Taca wymknęła się jej z palców, uderzyła o ścianę i rozpadła na pół, uwalniając ostrze. Sinestra raz jeszcze zamachnęła się nożem. Tym razem była blisko, zbyt blisko. Victoria rozpaczliwie zasłoniła się ręką, znów cofając się i jednocześnie obracając, by ochronić brzuch. Trafiła na stołek, straciła równowagę i upadła, kątem oka tylko dostrzegając, że nóż w ręku Augusty jest zakrwawiony. Potem uderzyła o filar i podłogę z taką siłą, że zamroczyło ją z bólu.

x x x

Wchodzący do gospody z trudem stłumił krzyk, gdy zobaczył, jak Victoria pada bezwładnie do tyłu, uderzając o filar, i osuwa się na podłogę. Doskoczył do señory Augusty z takim rozpędem, że oboje zatoczyli się prawie pod bar. Kobieta szarpnęła się, ale w starciu z mężczyzną nie miała szans. Wrzasnęła tylko coś niezrozumiałego w proteście, gdy wyrywał jej z dłoni nóż i wykręcał ręce do tyłu. Ventura wszedł drugi, podpierając się o ścianę, i pchnął w jego stronę schwytaną, bez żenady wymierzając jej jeszcze solidny cios w szczękę.

– Trzymajcie ją! – polecił, a sam przykląkł przy Victorii.

Jasną suknię doñi de la Vega plamiła krew, jej głowa opadła bezwładnie na bok. zerwał rękawicę i gorączkowo zaczął szukać tętna. To uderzenie mogło złamać jej kark.

– Vi… Ocknij się, Vi… – błagał.

Pod palcami wyczuł słabe, ale równe uderzenia i odetchnął z ulgą. Żyła. Zamroczyło ją tylko. Długa rana na przedramieniu świadczyła, gdzie dosięgnął ją nóż. od razu oberwał rękaw jej sukni i okręcił wokół ręki, próbując zatrzymać krwawienie.

Tupot nóg na werandzie i szczęk metalu oznajmił, że krzyk señory Augusty przyciągnął uwagę kogoś na zewnątrz i że tym kimś raczej nie byli peoni. Sierżant Mendoza niemal rozbił drzwi o ścianę, wpadając do środka, a biegnący za nim żołnierze z trudem uniknęli zderzenia z jego plecami, gdy zatrzymał się gwałtownie i rozejrzał się oszołomiony. Obcy człowiek przytrzymujący señorę Sinestrę za wykręconą w tył rękę, sama señora z zaczerwienieniem na policzku, klęczący na podłodze, z doñą Victorią w ramionach, martwą lub nieprzytomną, z krwawą plamą na sukni.

Madre de Dios… – jęknął Mendoza. – Co tu się stało? Doña!

Przykląkł obok Zorro.

Doña, nic wam nie jest?

Victoria poruszyła się i z jękiem bólu spróbowała usiąść.

– Diego… Zorro?

Oprzytomniała na tyle, żeby dostrzec, że podtrzymujący ją mężczyzna ma na sobie maskę. Otworzyła szeroko oczy w przestrachu i zbladła jeszcze bardziej, widząc tuż przed sobą żołnierzy.

Doña, co się stało? – spytał Mendoza.

Zanim Victoria zdążyła odpowiedzieć, odezwała się señora Augusta.

– Aresztuj ich, żołnierzu! – krzyknęła. – Chcieli mnie zabić!

– Milcz, kobieto! – Ventura mocniej przycisnął jej ramię. – To ty jesteś morderczynią!

– Ktoś kogoś zamordował? – przemówił de Soto. właśnie wszedł do gospody i rozejrzał się po wnętrzu. – Cóż to, Zorro? Zdecydowałeś się pozbyć kochanki?

Ręce Zorro, przytrzymujące prowizoryczny opatrunek na ramieniu Victorii, nie drgnęły, ale mężczyzna powoli podniósł głowę. Mendoza poczuł, jak robi mu się zimno. Coś w spojrzeniu człowieka w czerni zapowiadało nagłą śmierć de Soto.

– Każ go aresztować, Ignacio! – przemówiła señora Augusta. – Oni chcieli mnie zabić!

– Z największą przyjemnością, señora… – De Soto sięgnął do pasa i przekonał się, że nie ma przy sobie broni.

Tę właśnie chwilę wybrała sobie Victoria, by spróbować wstać. pomógł jej oprzeć się o filar, jednocześnie wkładając pod jej zdrową dłoń końcówki opatrunku.

Doña? – Zlekceważył stojącego ledwie o dwa kroki de Soto.

– Dość tego! Zorro, jesteś…

De Soto postąpił krok do przodu i sięgnął do kapelusza banity, by zerwać mu maskę. Jego dłoń znalazła się nagle w żelaznym uścisku. Zorro, już mając wolne ręce, złapał go za nadgarstek i przytrzymał. Jeden cios i de Soto zatoczył się, oszołomiony. Zanim zdołał odzyskać równowagę, wykręcił mu rękę w tył i przyciągnął do siebie, zasłaniając się przed żołnierzami.

READ  Legenda i człowiek Cz III: El Nino Viejo, rozdział 5 epilog

– Posłuchajcie, co ma do powiedzenia señor Ventura, – syknął mu nad uchem.

– Kto?…

– Francisco Ventura, wysłannik magistrado z San Francisco, – przemówił Ventura. – Ta kobieta, znana tu jako Augusta Sinestra, w rzeczywistości nazywa się Augusta Barroso. Oskarżam ją o zamordowanie męża, Joaquina Barroso, a także San Diego, oraz o próbę zabójstwa mnie i tej kobiety tutaj, doñi… – Ventura urwał.

Doñi de la Vega – dokończył ponurym tonem.

– To absurd! Ignacio…! – Sinestra urwała, bo Ventura znów przycisnął jej rękę mocniej.

– Ona próbowała mnie zabić – odezwała się Victoria. Opatrunek na ręce nasiąkał krwią, ale doña de la Vega miała chłodne, przytomne spojrzenie. – Powiedziała, że to dlatego, że na mnie patrzycie, . Jest szalona…

– Szukałam tamtej! – Augusta szarpnęła się w uchwycie Ventury. – Tamtej! Rozumiesz, Ignacio? Rozmawiałeś z nią! Nie mogłam pozwolić, by mi przeszkadzała! Rozumiesz? Tak jak tamten! Musiałam go zabić! Nie rozumiesz? Santana nie słuchał mnie! Pytał o mojego męża! Co mnie obchodzi…! – urwała, z trudem łapiąc oddech, bardziej z furii niż dlatego, że Ventura ją unieruchamiał.

– Augusta… – Osłupiały de Soto wpatrywał się w zmienioną twarz kobiety, zapominając o mężczyźnie za swoimi plecami.

nie dał mu za wiele czasu na namysł czy wysnuwanie wniosków. Odepchnął tak, że ten oparł się aż na barze, a sam podniósł Victorię i wycofał się do kuchennych drzwi. Ventura mógł się wytłumaczyć przed de Soto, a Mendoza z pewnością go poprze.

On musiał zadbać o żonę.

x x x

Diego de la Vega zjawił się pod domem doktora Hernandeza jednocześnie z . De Soto nie wyglądał najlepiej. Prócz zasinienia po ciosie przybyły mu na policzku szerokie zadrapania, z których jedno ledwie omijało oko. Diego nie skomentował jednak tej zmiany wyglądu, tylko zapukał do drzwi.

Zamiast doktora otworzyła jego gospodyni i poprosiła, by don Diego usiadł i poczekał. Lekarz, wraz z señorą Rositą, zajmował się doñą Victorią.

nie czekał na zaproszenie i sam usiadł ciężko w fotelu w salonie.

– Co wy tu robicie, de la Vega? – przemówił.

– Jakbyście nie wiedzieli, powiadomiono mnie, że moja żona potrzebowała pomocy lekarza, . Nie pytajcie, kto zawiadomił, bo to i tak było oczywiste.

De Soto pokiwał głową i ostrożnie dotknął policzka. Najwidoczniej zdążył się na własnej skórze przekonać, że jego oskarżenie pod adresem było pozbawione sensu. Zresztą młody de la Vega widział, przejeżdżając koło garnizonu, señorę Augustę za kratami aresztu. Sądząc z tego, jak daleko stał wartownik, umieszczenie jej tam nie było łatwym ani cichym zadaniem.

nie odzywał się więcej i Diego był mu za to wdzięczny. W tej chwili nie miał ochoty rozmawiać. Od zajścia w gospodzie minęło już dosyć czasu, by zdążył zostawić w jaskini i wrócić. Opatrzenie zranionej ręki nie mogło trwać tak długo, więc jedynym wytłumaczeniem pobytu Victorii u lekarza było to, że odniosła poważniejsze obrażenia niż tylko rana od noża. Co więcej, obecność señory Rosity świadczyła, że ucierpiało i dziecko. Diego w milczeniu wpatrywał się w swoje dłonie, zastanawiając się, czy nie popełnił tragicznego w skutkach błędu. Gdyby pospieszył się z jazdą do pueblo, a nie wysłuchiwał wyjaśnień Ventury, zdążyliby zatrzymać Sinestrę, nim zaatakowała Victorię. Mógł przewidzieć, że obłąkana kobieta uzna doñę de la Vega za swojego wroga. Mógł się wycofać wcześniej, umknąć, zabierając Victorię ze sobą, gdyby tylko nie bał się jej przenosić, gdy była nieprzytomna…

Drzwi gabinetu stuknęły, wyrywając go z coraz czarniejszych myśli i recytowanej w nich litanii samooskarżeń. Poderwał się na nogi i z niepokojem spojrzał na doktora Hernandeza.

– Wszystko jest w porządku, don Diego. – Sędziwy lekarz musiał dostrzec jego przestrach. – Doña Victoria nie ucierpiała zbyt poważnie.

Señora Rosita… – Diego zająknął się.

Señora Rosita była tu tylko z ostrożności, aby się upewnić, że dziecku też nic się nie stało. Takie upadki czasem miewają dramatyczne następstwa. Na szczęście nie tym razem.

Diego odetchnął.

– Rana na ręku jest dość rozległa, ale względnie płytka. Wymagała zszycia, ale to tylko po to, by uniknąć zbyt szerokiej blizny. Oczywiście pozostaje jeszcze możliwość, że będzie się jątrzyć, lecz to mało prawdopodobne. Doña będzie jedynie musiała oszczędzać się przez kilkanaście dni, by nie nadwerężyć szwów, ale gwarantuję, że po tym wszystkim pozostanie naprawdę mało widoczny ślad. Mięśnie i ścięgna nie zostały naruszone, więc ręka nie straci swej sprawności.

Gracias, doktorze… Obawiałem się już, że…

– Obawialiście się słusznie, don Diego. – Hernandez wyprostował się nieznacznie. – Niejedna kobieta przypłaciła taki upadek znacznie poważniejszymi obrażeniami, nic więc dziwnego, że się zlękliście. Ale teraz wszystko będzie już dobrze. Możecie wejść i zabrać żonę do domu. Niech odpoczywa przez resztę dnia. – Doktor odsunął się od drzwi. – ? W czym mogę wam pomóc?

Diego nie słuchał już dalszej konwersacji, tylko wszedł do gabinetu.

x x x

Droga powrotna do hacjendy upłynęła w milczeniu. Diego spoglądał co chwila na żonę i wiedział, że ona też na niego zerka, ale żadne z nich nie zaczynało rozmowy, niepewne, czy nie spotka się z wymówkami tego drugiego.

Także po przyjeździe do domu ograniczyli się tylko do kilku zdań. Victoria chciała się położyć, Diego pytał, czy nie miałaby ochoty czegoś się napić czy zjeść. Dopiero kiedy Maria przygotowała dzbanek czekolady, a Diego przyniósł go do sypialni i podał żonie filiżankę z napojem, Victoria odezwała się cicho.

READ  Legenda i człowiek Cz VII Gra pozorów, rozdział 13

– Mówiłeś do mnie Vi, prawda? – spytała.

– Mówiłem.

– Tam byli żołnierze.

Diego zamyślił się, przypominając sobie, kto i kiedy zjawił się w gospodzie.

– Akurat w tamtej chwili tylko Ventura i Augusta – powiedział wreszcie. – Mendoza i pozostali wpadli już potem. Zresztą… – urwał.

Victoria zapatrzyła się w ciemny płyn w naczyniu.

– Mówiłbyś tak pewnie i przy de Soto? – zapytała po chwili.

– Może. – Diego wzruszył ramionami. – Akurat wtedy Ignacio mnie nie obchodził.

– A powinien był! – zaprotestowała.

– Wyłgałbym się – odparł. – Jakoś.

– A jeśli nie?

– Może nie zaczynajmy tego tematu… – W głosie Diego była prośba.

Victoria spojrzała na niego i skrzywiła się mimowolnie. Upiła łyk czekolady i westchnęła.

– Nie masz zamiaru na mnie nakrzyczeć?

– Za co? – Diego spojrzał na nią ze zdumieniem.

– Gdybym nie została w gospodzie… Wystawiłam się na atak tej wariatki.

Młody de la Vega odetchnął głęboko.

– Po pierwsze, Vi, to nie miałaś pojęcia, że Augusta jest obłąkana. Po drugie, to gdzie miałaś zostać? Przecież miałaś odpocząć przez sjestę, twój pokój jest na piętrze.

– Gdybym nie zeszła na dół…

– To by cię zaskoczyła w pokoju… – Znów urwał. Wizja tego, co mogło się stać, gdyby Sinestra znalazła śpiącą Victorię, była nie do wypowiedzenia. Raz jeszcze odetchnął, by się uspokoić, i mówił dalej. – Jeśli ktoś jest tu winny, to ja.

– Jak to ty?

– Mogłem wrócić parę chwil wcześniej. Nie miałabyś tego… – Wskazał na bandaż.

– Nie wiedziałeś…

– Wiedziałem wcześniej niż ty. Ventura mi powiedział. Mogłem przewidzieć…

– Mogłeś? – spytała nieoczekiwanie ostro.

Diego zastanawiał się nad tym przez dłuższą chwilę.

– Nie – powiedział w końcu. – Byłem pewien, że najpierw zaatakuje Ignacio. Ale… – Popatrzył na żonę.

Victoria uśmiechnęła się słabo.

– Dawno już nie byłam tak przerażona – wyznała. – Wiedziałam, że nie dam jej rady.

Diego tylko potrząsnął głową. On nie musiał mówić, jak bardzo się wystraszył. Wiedział, że jego żona to wie, skoro usłyszała, jak się do niej zwracał. Zazwyczaj nie zapominał o grzecznościowym tytule doñi, nie, kiedy ktoś był świadkiem ich rozmowy. Tym razem iluzja nie istniała i oboje mogli mieć tylko nadzieję, że nikt nie dowie się od Ventury czy Sinestry, jak pewien banita odezwał się do kobiety, z którą oficjalnie nic go już nie łączyło.

– Twarz de Soto… – odezwała się znów Victoria, chyba szukając czegoś, co mogło odwrócić jej myśli od rozważania konsekwencji ataku, tego, co mogło się zdarzyć, i tego, co jeszcze może.

– Tak?

– Czy ja dobrze widziałam, że został podrapany?

– Dobrze widziałaś. – Diego uśmiechnął się mimowolnie. – Ale nie, chyba nie wspomnę o tym w artykule. Chyba – podkreślił, nie mogąc powstrzymać złośliwego uśmieszku.

Victoria zaczęła niepowstrzymanie chichotać.


CDN.

Series Navigation<< Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 13Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 15 >>

Author

No tags for this post.

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *