Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 8

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Romans, Przygoda,
Podsumowanie/Summary
Zasady wyznaczają granice. Lecz czy na zawsze i dla każdego? Dziewiąta część opowieści o i Victorii.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, de la Vega, Escalante, Felipe, Ignacio de Soto, Jamie Mendoza,

Od autora: Tak, tamten rozdział i także ten są niejako przejściowe. Cóż, nawet w burzliwym życiu zdarzają się chwile, gdy może spokojnie usiąść w gronie bliskich osób, zanim znów wydarzy się coś, co będzie wymagało jego interwencji.


Rozdział 8. Sprawy rodzinne


Niedzielny obiad de la Vegów okazał się być zarazem udany i krępujący. Udany, bo nie wybuchła żadna kłótnia, a choć rozmowa dotyczyła tylko spraw tak ogólnych jak tegoroczne zbiory pomarańczy czy malarstwo, to dzięki temu wszyscy uniknęli tych nieprzyjemnych momentów zażenowania, w których ktoś wpatruje się w talerz, usiłując nie odpowiedzieć tak, jak jego zdaniem rozmówca zasłużył.

Niestety dzięki temu obiad okazał się być też krępujący, bo nie sposób było ukryć, jak bardzo don Rafaelowi zależało na spokojnej atmosferze. Szczególnie doña Margarita niemal przez cały czas siedziała w milczeniu, jakby obawiając się, że powie coś, co nie przypadnie do gustu mężowi, albo, co gorsza, zdenerwuje gości. musiała przyznać, sama przed sobą, że mimo niechęci i obaw, jakie żywiła w związku z tym spotkaniem, czuła niezbyt miłosierną satysfakcję za każdym razem, kiedy żona don Rafaela zaczynała niespokojnie kręcić się na swoim krześle, wyraźnie powstrzymując się od wtrącenia zjadliwego komentarza. To była sytuacja, w jakiej najchętniej zobaczyłaby zamiast Margarity Dolores, gryzącą się co chwila w język, by nie uchybić dobrym manierom.

Rafael, Diego i don robili, co mogli, by choć trochę ocieplić atmosferę, ale zdenerwowanie gospodyni nie pozwalało jej na coś więcej niż nerwowy śmieszek w odpowiedzi na opowiadane przez starszego anegdoty. Dopiero przy deserze uspokoiła się na tyle, by włączyć się w snute przez Rafaela rozważania na temat sprowadzenia guwernantki do opieki nad czteroletnim Alphonse. Zaraz jednak spłoszyła się znowu, jakby wspomnienie o dziecku przypomniało jej o czymś jeszcze i znów trwała w milczeniu, z furią dziobiąc widelczykiem podaną leguminę.

nie mogła oprzeć się pokusie zgadywania, co, czy raczej kto przyszedł na myśl żonie kuzyna Diego. Wystarczyło jedno spojrzenie Margarity na jej zaokrągloną sylwetkę, by była prawie pewna, że kobieta wspominała ich jedyne spotkanie i powód awantury, jaka się wtedy rozpętała. Kusiło ją, by zażartować, że koniec końców obie wybrały sobie kogoś innego na małżonka, ale powstrzymała się. Sytuacja była zbyt napięta i Margarita mogła nie dostrzec w jej słowach niczego wesołego. Mogło też być tak, że w tej konkretnej chwili szwagierka pamiętała bardziej o tamtych rozgniecionych owocach, cieście z kremem i publicznej szarpaninie, a nie o swoim zauroczeniu. No i była jeszcze Flor, która też mogła nie uznać rozmowy o za dobry pomysł.

Wreszcie obiad dobiegł końca i zaofiarował się z gościną na czas sjesty. Zarówno don Alejandro, jak i Diego obejrzeli się w tym momencie na panie. wstrząsnęła się na samą myśl o jeździe. Po dusznym kościele, spacerze i obiedzie najchętniej zdrzemnęłaby się chwilę, gdzieś w chłodzie i ciszy, a nie trzęsła w powozie jadącym po zapylonych dróżkach. Flor sprawiała wrażenie, że najchętniej wróciłaby do domu, ale zrezygnowała widząc wahanie doñi de la Vega i pozwoliła Margaricie wskazać sobie drogę do zacisznego buduaru.

Po południowej drzemce Margarita zaprosiła Victorię i Flor na poczęstunek w swoich pokojach. Wyglądało na to, że zrobiła to, by okazać swoją dobrą wolę, albo też zależało jej na tym, by mała rodzinna wojenka de la Vegów wreszcie się skończyła. Jak by jednak nie było, spotkanie pań szybko przeniosło się do pokoju dziecinnego, gdzie prócz łóżeczka pierworodnego Alphonse stała kołyska z małym Xavierem.

Po raz kolejny okazało się, że dzieci mogą połączyć, bo Margarita z wyraźną dumą przedstawiła swoich synów. Na moment jeszcze spróbowała dawnego przechwalania się, napomykając o tym, jak ciężkie były narodziny drugiego z nich, ale Victoria puściła to mimo uszu. Zresztą podejrzewała, że w tej chwili zignorowałaby znacznie więcej komentarzy ze strony szwagierki, bo całą jej uwagę zaprzątnął Alphonse. Ten spokojny chłopiec, przyglądający się jej z niedziecinną powagą, był małym de la Vegą i nie mogła oprzeć się porównywaniu go z Diego. To prawda, że miał ciemne oczy, nie niebieskie, ale jakieś dalekie podobieństwo niewątpliwie istniało. A to zaraz nasunęło jej pytanie, czy jej dziecko, jej i Diego, będzie podobne, może tylko trochę bardziej żywiołowe? Podejrzewała, że tak, jeśli mogła to zgadywać z częstotliwości jego kopnięć, i miała ochotę zapytać o to Margaritę. A na razie bez protestu osunęła się na dywan, by być bliżej chłopca i pozwolić mu na pokazanie sobie ulubionych zabawek. Alphonse bezceremonialnie usiadł przy niej, opierając się o jej nogę, i zaczął przesuwać po tkaninie sukni drewnianym konikiem.

READ  Zorro i Rosarita Cortez - rozdział 28 Orzeł wciąż jest łasy na pieniądze

– Dzieci cię lubią, Victorio – zauważyła cicho Flor, która przycupnęła na wyściełanym stołeczku obok i patrzyła na to szeroko otwartymi oczyma.

– Zawsze do mnie lgnęły.

Victoria nie mogła oprzeć się pokusie i przygarnęła malca bliżej do siebie. Pachniał słodko, jakby mlekiem i jakimiś kwiatami, a ciemne włosy były miękkie i delikatne w dotyku. Popatrzył na nią trochę zaskoczony.

– Nie całuj mnie. Nie jesteś moją nianią – powiedział.

– Alphonse! – zganiła go Margarita. Chłopiec spojrzał na nią, przestraszony. – Żona wujka Diego może cię pocałować, jeśli chce.

Alphonse, wyraźnie zawstydzony, obracał w rękach konika.

– Jeśli nie chcesz, bym cię pocałowała, powiedz. Nie pogniewam się – zapewniła go Victoria.

Zerknął z ukosa.

– Niania mnie całuje. A ty jesteś do niej podobna. Tylko ładniejsza.

Victoria nie mogła się nie roześmiać.

– A ty jesteś mądry – odpowiedziała.

Spostrzegła, że Margarita odpręża się nieznacznie, więc odwróciła się do niej.

– Masz pięknego syna – stwierdziła.

– Mam dwóch pięknych synów – odparła doña dumnie.

– To prawda. – Victoria nie widziała powodu, by nie przytaknąć.

Chyba to wystarczyło Margaricie, bo uśmiechała się już zupełnie szczerze.

– A wy, señorito Flor? – zwróciła się do milczącej dziewczyny. – Nie chcecie wziąć dziecka na ręce?

– Co? Och, tak – przytaknęła Flor.

Indiańska służąca, która do tej pory stała w rogu pokoju, podeszła i podała jej wyjętego z kołyski malca, pokazując, jak należy go ułożyć na ramieniu. Dziewczyna z fascynacją patrzyła na malutką buzię, a gdy dziecko się obudziło i zaczęło wiercić, zakołysała nim delikatnie.

– Pasuje ci… – powiedziała cicho Margarita. – Powinnaś już mieć swoje.

Spokojny nastrój prysnął. Flor znieruchomiała. Ze swego miejsca na podłodze Victoria widziała, jak dłoń dziewczyny zaciska się na materiale powijaków.

– Nie tak od razu, oczywiście… – Żona Rafaela też musiała to dostrzec, bo odezwała się, nim zdążyła to zrobić Victoria. – Ale prędzej czy później…

Flor tylko potrząsnęła głową.

– Ciocia będzie miała dziecko? – odezwał się ośmielony Alphonse, dotykając zaokrąglonego brzucha Victorii.

– Tak, będę miała – odpowiedziała mu z roztargnieniem. Nie mogła wymyślić słów, jakie w tej sytuacji byłyby właściwe, żeby uspokoić Flor.

Jednak nie musiała. Pereira odetchnęła i znów zaczęła kołysać dziecko. Margarita chyba też uznała, że kryzys został zażegnany, bo wymknęła się z pokoju.

Victoria odwróciła się do dziewczyny.

– Jeśli chcesz, pojedziemy zaraz do ciebie. Wyjaśnię Diego, że źle się czuję.

– Nie, nie… – Flor potrząsnęła głową. – Nie muszę odjeżdżać. Powinnam się przyzwyczaić do takich pytań…

Alphonse pociągnął Victorię za rękaw, by zwrócić na siebie uwagę.

– Mama mówi, że będę mieć siostrę – oznajmił. – Kiedyś.

– To dobrze – uśmiechnęła się w odpowiedzi. – Ja mam też dwóch braci i doskonale się razem bawiliśmy.

– W żołnierzy? – popatrzył na nią szeroko otwartymi oczyma.

– Różnie… – odpowiedziała. – Ale w żołnierzy też. Teraz są już prawdziwymi żołnierzami.

– Gdzie?!

– Daleko, daleko stąd. Ale może kiedyś cię im przedstawię.

To chyba wystarczyło, bo Alphonse uśmiechnął się szeroko i zajął się z powrotem swoim konikiem, przesuwając go po dywanie razem z cynową figurką żołnierza.

Stukot obcasów w korytarzu oznajmił powrót Margarity. Za nią służące wniosły tacę z ciastkami i leguminami, dzbanek z lemoniadą i szklanki.

– Mam nadzieję, że nie odmówicie mi przyjemności zjedzenia z wami podwieczorku? – zaszczebiotała Margarita wręcz przesadnie optymistycznym tonem, jakby nie po to właśnie zapraszała Victorię i Flor do swoich pokojów.

Pereira i doña de la Vega wymieniły spojrzenia.

– To będzie także i nasza przyjemność – odparła Victoria i mówiła całkiem szczerze.

x x x

Tego wieczoru don został w hacjendzie Pereirów. Flor i Victoria położyły się spać niemal natychmiast po powrocie, obie zmęczone dniem w gościnie, ale Diego zastał swego ojca siedzącego w dawnej palarni, ze szklaneczką brandy pod ręką, zapatrzonego w wygasły kominek.

– Ojcze?

– Myślałem, że jesteś przy Victorii…

– Śpi już. A ja miałem wrażenie, że chcesz ze mną porozmawiać.

Don westchnął i upił łyk alkoholu.

– Gdy Jose nas tu gościł, ten pokój był pełen ludzi – powiedział w zadumie.

– Może jeszcze kiedyś będzie… – odparł ostrożnie Diego. Nie wiedział, czemu jego ojciec wspomina dawne spotkania ze zmarłym señorem Pereirą.

– Niewątpliwie – zgodził się don Alejandro. – A jednak…

Jego syn usiadł w fotelu i wygodnie wyciągnął nogi. Mógł sobie wyobrazić, jak wyglądało to miejsce w czasach, które wspominał starszy . Ogień trzaskający w kominku, płomyki świec odbijające się iskrami w kryształowych karafkach rozstawionych na niskich stolikach, aromatyczny dym tytoniowy unoszący się błękitnym oparem nad głowami, ożywione dyskusje toczące się dookoła. czy nie, właściciele hacjend w okolicach Santa Barbara spotykali się w domu jednego z nich, by właśnie w palarni, przy winie, brandy i cygarach rozmawiać o tym, co było ważne dla i co miało jakiekolwiek znaczenie dla nich samych, podczas gdy ich żony toczyły takie same dyskusje i ploteczki w bawialni czy buduarze.

READ  Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 11

Teraz panowała tu cisza i pustka. Flor nie miała szans, by przywrócić domowi takie życie towarzyskie, nie wychodząc wcześniej za mąż, a i wtedy byłaby z niego wyeliminowana. Jednak chyba nie o to chodziło don Alejandro.

– Wiesz, Diego? – zagaił po dłuższym milczeniu starszy de la Vega. – Przyznam ci się, że odwykłem od rodzinnego gwaru. To spotkanie z Rafaelem i jego rodziną…

– Przyzwyczajaj się, ojcze. – Diego uśmiechnął się łobuzersko. – chyba już nie popełni takiego błędu jak kiedyś. Nie będzie nas zbywał i kiedy nasze dziecko podrośnie, będzie często u nas gościł. Choćby po to, by Margarita mogła się pochwalić, jakie jej dzieci są mądre.

Don odpowiedział mu uśmiechem, ale zaraz znów zapatrzył się na kominek.

– Właściwie to nie o to mi chodziło… Po prostu… Ten obiad… A teraz ten pusty dom… To wszystko budzi wspomnienia…

– Alphonse? – zapytał Diego ostrożnie.

Jego ojciec pokręcił głową.

– Nie – odparł. – Twoja matka. Jak zmieniła się hacjenda, kiedy…

– Pamiętam to – przerwał mu syn. Rozejrzał się po pomieszczeniu. – Ale ten dom kiedyś znów ożyje. Nasza hacjenda też już nie jest chyba tak pusta jak dawniej.

Jednak to zaprzeczenie nie przyniosło spodziewanego efektu. Don nie odwracał wzroku od wyczyszczonego, od dawna nie używanego paleniska.

– Muszę ci się przyznać, że czuję się winny – powiedział wreszcie.

– Czemu? Przecież zrobiłeś to, co najlepsze dla Flor. Dzięki temu, co powiedziałeś innym , dostała to, czego potrzebuje, czas i swobodę. Teraz, gdy nie będą tak na nią naciskać, nie tylko poprowadzi hacjendę, ale i wyleczy własne rany. Nie będzie to za rok czy nawet dwa, ale kiedyś zdoła zapomnieć o swych lękach.

– Nie o tym myślałem.

– Nie?

– Nie. Czuję się winny, bo… – Don urwał i zakręcił szklaneczką, przez chwilę wpatrując się w migotanie kryształu i bursztynowy płyn wewnątrz. – Gdy umarła Felicidad… Szukałem zapomnienia w pracy. Spędzałem dni w podróży czy przy stadach, byleby nie myśleć…

Diego pokiwał głową. Doskonale pamiętał swoją samotność w tamtych dniach.

– …jak wiele zniknęło z mojego… naszego życia – poprawił się , dostrzegając minę syna.

– Pamiętam to, ojcze. I nie, nie zamierzam czynić ci wymówek. To chyba jest już poza nami – zasugerował niepewnie Diego.

– Wiem, ale wtedy… Wtedy, choć się starałem, nie mogłem o niej zapomnieć. Nigdy do końca. Zaś teraz… – Starszy mężczyzna znów urwał i znów zapatrzył się na brandy. – Przez te kilka dni tutaj nawet przez chwilę nie pomyślałem o Mercedes. O tym, że odeszła. Czy to nie dziwne? Czułem się winny, gdy spędzałem z nią coraz więcej czasu, bo wydawało mi się, że zdradzam w ten sposób pamięć Felicidad. A teraz czuję się winny, że tak szybko o niej zapomniałem…

– Ale przecież… – Diego urwał.

Jego ojciec pozornie nie zwrócił na to uwagi. Wreszcie młody de la Vega przemówił znowu.

– Nigdy nie pomyślałem, by Mercedes miała zastąpić matkę… – powiedział ostrożnie. – Nigdy nie podejrzewałem cię, że chciałbyś, by ją zastąpiła. Tak samo jak wcześniej…

poprawił się w fotelu.

– To prawda. Nie protestowałeś, kiedy sprowadziłem Franciscę de la Pena – przyznał.

– A czy kiedykolwiek miałem prawo wytykać ci coś takiego, ojcze? Mama odeszła tak dawno temu… A ja nie jestem już tamtym zbuntowanym, zazdrosnym młodzikiem, który był gotów cię przekląć za choćby spojrzenie na kogokolwiek innego.

– Tak, to już zapamiętałem. – Don uśmiechnął się lekko, wreszcie spoglądając na syna. – Jak sam powiedziałeś, to wyjaśniliśmy dawno temu. To jednak nie było to samo. Ale czy zgodziłbyś się, żeby była częścią naszej rodziny? Czy wtedy ona, czy teraz Mercedes?

Teraz to Diego milczał przez dłuższy czas, wpatrując się gdzieś przed siebie. Wreszcie podniósł głowę.

– Pozwolisz ojcze, że raczej zapytam cię o coś innego. Czy ty zgodziłbyś się, żeby Mercedes była zagrożona tak samo jak my?

– Zgodziłbym się? – żachnął się don Alejandro. – Dios, przecież przy niej to byłoby gwarantowane nieszczęście. Jeśli by nawet nie wytropiła w końcu, gdzie znikasz, to jej plotki i uwagi… Powiedziałem ci kiedyś, że nie byłaby w stanie dochować tajemnicy!

READ  Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 27

– A mama by to potrafiła.

Starszy przez dłuższą chwilę spoglądał na syna, oniemiały.

– Chcesz powiedzieć, że mi nie odpowiesz, bo… Że nawet przez chwilę nie rozważałeś możliwości, że Mercedes mogłaby być…

– Była twoją przyjaciółką, ojcze – odparł miękko Diego. – Może gdyby sprawy wyglądały inaczej, to Vi i ja jakoś znieślibyśmy jej obecność. Może wszystko by się ułożyło. Ale sam wiesz, że nie mogłeś się podzielić z nią naszymi sekretami, że zawsze byłaby z boku. Nie umiem powiedzieć, jak by wtedy wyglądało nasze życie, ale teraz, kiedy sprawy mają się tak, jak się mają, dla Mercedes nie było miejsca. Też o tym wiedziałeś. Gdyby nie to, tamta rozmowa wyglądałaby przecież inaczej, prawda?

– Czy próbujesz mi powiedzieć w ten sposób, że nie powinienem się czuć winny, bo tak naprawdę nawet przez moment nie myślałem poważnie o tym, by Mercedes została moją żoną?

– Może… – Młody de la Vega rozłożył bezradnie dłonie. – Może zanim byś o tym pomyślał, ja zdołałbym rozstrzygnąć nasze sprawy i nie byłbyś obciążony tajemnicą. Nie możemy teraz zgadywać.

– Nie zmienimy przeszłości, tak? – spytał don Alejandro.

– Właśnie. – Diego na moment spuścił głowę. – Powtarzam to sobie za każdym razem, gdy widzę Vi palącą świece w kościele. Wiem, że prosi o moje bezpieczeństwo, bo od niego zależy także jej życie. I twoje. Pewne sprawy powinienem był załatwić inaczej, pewne wybory nie były właściwe, ale nie mogę już tego zmienić. Mimo błędów, jakie popełniłem, wszystko ułożyło się lepiej, niż mogłem się spodziewać. Więc… – Znów rozłożył ręce.

Starszy roześmiał się.

– Mówisz, jakbyś był w moim wieku – wytknął synowi.

– Może to dlatego, że już prawie jestem ojcem? – Diego uśmiechnął się łobuzersko. – Chyba czegoś się już od ciebie nauczyłem.

Don znów spojrzał na pusty kominek.

– Nie rób ze mnie sędziwego starca – zaprotestował. – Chociaż… – urwał i zamyślił się. Wreszcie uniósł szklaneczkę. – Za minione dni! – oświadczył. – I te, które jeszcze nadejdą!


CDN.

Series Navigation<< Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 7Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 9 >>

Author

No tags for this post.

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

mahjong

slot gacor hari ini

situs judi bola

bonus new member

spaceman

slot deposit qris

slot gates of olympus

https://sanjeevanimultispecialityhospitalpune.com/

garansi kekalahan

starlight princess slot

slot bet 100 perak

slot gacor

https://ceriabetgacor.com/

https://ceriabetonline.com/

ceriabet online

slot bet 200

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

slot bet 200

situs slot bet 200

https://mayanorion.com/wp-content/slot-demo/