Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 15

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World Zorro 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Romans, Przygoda,
Podsumowanie/Summary
To, co było kiedyś, zapomniane czy pamiętane, czasem może zmienić to, co będzie. Ósma część opowieści o Zorro i Victorii.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, de la Vega, Escalante, Felipe, Ignacio de Soto, Jamie Mendoza,

Rozdział 15. Magia, teatr i wspomnienia

Przysłana przez señorę Antonię wiadomość, że do zawitał wędrowny cyrk, nie była dla Victorii wielkim zaskoczeniem. Do puebla, jak by nie było, zaglądały różne indywidua, lepiej czy gorzej wspominane. Szalony wynalazca czy oszustka mistyczka zapisali się jak najgorzej w jej pamięci, ale dla pozostałych mieszkańców były to tylko atrakcje. Teraz też było z góry wiadomo, że przez kilka wieczorów gospoda będzie pękać w szwach. Oznaczało to także zarobek, na tyle wysoki, że Antonia poprzestała na wyznaczeniu cyrkowcom, jaką część sali mogą zająć na niezbędną scenę, i nie nalegała, by wynajmowali pokoje.

Kiedy i Diego zjawili się po południu w pueblo, na werandzie gospody kręciła się już gromada dzieciaków. Na widok wysiadających rozpierzchły się niczym stado wróbli, ale zaraz stłoczyły się z powrotem na stopniach werandy, przepychając się i poszturchując, by zająć lepsze miejsca przy oknach.

Wewnątrz gospody stoły zsunięto pod ściany, a ławki i stołki ustawiono rzędami przed zaimprowizowaną sceną. Barwne kotary przymocowane do galeryjki tworzyły tu kulisy chroniące artystów. Można było dostrzec jeszcze kilka wolnych miejsc w pierwszym rzędzie, ale reszta była zajęta, a pod ścianami ustawił się mały tłumek widzów. W sali zrobiło się duszno, przy tak wielkiej ilości ludzi nie pomagały nawet otwarte szeroko okna i drzwi. zajęła więc miejsce za barem, gdzie miała nieco więcej swobody, a Diego ulokował się koło niej, grzecznym ukłonem dziękując i odmawiając sierżantowi zajęcia miejsca koło niego. skrzywił się lekko, ale zaraz przybrał obojętny wyraz twarzy, gdy na wolnym stołku ulokował się de Soto.

Kotara pod galerią poruszyła się lekko, jakby ktoś zza niej wyglądał. Najwidoczniej sprawdzał, czy widownia się już zebrała, bo za chwilę wymaszerował zza niej mężczyzna z fantastycznie umalowaną twarzą i rozpoczęło się przedstawienie.

Tak jak zapowiadała sierżantowi Zafira, było ono zarówno do śmiechu, jak i łez. Widzowie wstrzymywali oddech, gdy jeden z aktorów, przedstawiający się jako Rodrigues, ciskał nożami w ochotnika – sierżanta Mendozę, a drugi, Alevar, zaraz potem zdawał się zaprzeczać prawom grawitacji, gimnastykując się i skacząc. Kiedy piękna rozpoczęła magiczne sztuczki, nie było końca westchnieniom zdumienia, ale i śmiechom, gdy wyczarowywała kwiaty i monety zza kamizelek i surdutów gości. Potem rozbawienie znów ustąpiło miejsca napięciu, gdy Rodrigues z towarzyszem odegrali, jak zapowiedzieli, pojedynek z „Cyda”. Następna była dramatyczna rozmowa tego bohatera z ukochaną i nim się skończyła, nie tylko jeden otwarcie ocierał łzy wzruszenia. Aby jednak nie zostawiać widzów w tak ponurym nastroju, Zafira i Rodrigues powrócili w odmienionych rolach, on jako niezdarny giermek, a ona – przekupka na targu. Ich zaimprowizowana kłótnia była na tyle absurdalna, że znów wszyscy pokładali się ze śmiechu. Kiedy wreszcie przedstawienie dobiegło końca, skrzyneczka na datki wypełniła się monetami. Większość gości nie chciała wychodzić po przedstawieniu. Przy barze potworzyły się mniejsze i większe grupki, żywo dyskutujące i komentujące widowisko, a kiedy aktorzy wyszli zza kurtyny, zaraz zostali otoczeni przez zachwyconych widzów.

tak jak wszyscy dała się zauroczyć widowisku i otrząsnęła się dopiero w chwili, gdy zaczął się ruch przy barze. Nie miała ochoty wchodzić w panujący na sali tłok, więc wykorzystała swoje miejsce, by nalewać wino do kubków i dzbanów, roznoszonych przez dziewczęta. Zamówień było tyle, że nie miała czasu na nic innego, jak tylko kasowanie wpłat i podawanie naczyń. Zapewne właśnie dlatego nie zwracała uwagi na to, co robi Diego. Kiedy wreszcie mogła spokojnie rozejrzeć się po gospodzie, zauważyła, że jej mąż rozmawia z señoritą Zafirą. Nie słyszała, o czym mówią, ale wystarczył jej sam widok. Diego był… może nie zły, ale czuł się wyraźnie nieswojo. Lekkie pochylenie głowy, opuszczenie ramion, a zarazem napięcie widoczne w każdym oszczędnym geście były dla Victorii świadectwem, że o czymkolwiek jest ta rozmowa, nie jest to dla niego przyjemne.

READ  Legenda i człowiek Cz VII Gra pozorów, rozdział 2

Tłok na sali był już mniejszy, większość gości wyszła na werandę i plac, więc bez wahania złapała za tacę, postawiła na niej kubek z winem i ruszyła na odsiecz mężowi.

Diego na jej widok odetchnął, jakby zrzucał ogromny ciężar.

– Victorio… – powiedział z uśmiechem. – Poznaj señoritę Zafirę Rodrigues. … poznajcie moją żonę.

Zaskoczona tak formalną prezentacją odruchowo odstawiła tacę. Dziewczyna spojrzała na nią czujnie, jakby oceniając całą jej sylwetkę. Doña de la Vega była pewna, że Zafira dostrzegła zaokrąglenie jej brzucha, i przez krótki moment nie wiedziała, jak nazwać wyraz twarzy señority. Zaskoczenie? Smutek? Zazdrość? Cokolwiek to było, zniknęło niemal natychmiast, zastąpione przez uprzejmy uśmiech.

– Witajcie, doña… – Zafira dygnęła lekko, ale dystyngowanie, jakby przedstawiano ją komuś z królewskiego dworu.

– Witajcie, . – nie widziała powodu, by nie odpowiedzieć jej uprzejmością.

Nim powiedziała coś więcej, Diego ujął ją pod ramię.

– To był wieczór pełen wrażeń… – zaczął.

– Masz na myśli, że powinnam wracać do domu? – odparła.

– Owszem… Wybaczcie, , ale musimy was pożegnać.

– Już umykasz, Diego? – De Soto odezwał się z boku.

– Nie Diego, tylko ja, alcalde – odpowiedziała natychmiast Victoria.

Nie wiedziała, co się dzieje, ale czuła, że Diego chce zniknąć z możliwie szybko. Chyba odpowiadało to także señoricie, bo znów dygnęła z wdziękiem i zwróciła się w stronę de Soto.

Alcalde… – zaczęła.

Co mówiła więcej, nie usłyszała, bo ruszyła w stronę kuchennych drzwi, by przekazać Antonii, że zostawia gospodę pod jej opieką.

X X X

Gracias a Dios – westchnął z nieoczekiwaną ulgą młody de la Vega.

Wyjechali już z Los Angeles. został jeszcze w pueblo, ale on miał swoją Pinto, a don Hernando zobowiązał się, że odwiezie don i señorę Mercedes, więc Diego i mieli trochę czasu, by porozmawiać swobodnie.

– Kim ona jest, Diego? – spytała Victoria, kiedy już zabudowania znikły za wzniesieniem. – Ta Zafira?

Jej mąż milczał przez dłuższy czas, jakby szukając właściwych słów. siedziała oparta o niego, więc czuła, jak spina się cały, niczym przed walką.

– Kimś, kto omal nie nakłonił mnie do popełnienia największego błędu w moim życiu – odpowiedział wreszcie.

To zabrzmiało ciekawie. Nawet bardzo.

– Jakiego błędu?

Diego potrząsnął głową i westchnął ciężko.

– Nie chcesz mówić? – dociekała Victoria.

Spojrzał na nią z ukosa. Widziała, że jest przygaszony i zmartwiony.

– Diego, co cię martwi?

– Ty – odparł natychmiast. – Twoja reakcja.

– Moja… – urwała nagle.

Wszystko zaczęło się jej składać w całość, a choć dzień był długi i samo popołudniowe przedstawienie dostarczyło aż za dużo wrażeń, to nie była aż tak zmęczona, by nie zrozumieć reakcji męża. Zwłaszcza że przez moment poczuła stare, dobrze znane ukłucie zazdrości i przekonania o własnej brzydocie. Ale teraz sytuacja była inna. Teraz była już doñą de la Vega, nie señoritą Escalante, i nikomu, ani Dolores, ani Mercedes, nie udało się odebrać jej męża.

READ  Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 5

– Niepotrzebnie się boisz – powiedziała teraz cicho. – Ta Zafira, kimkolwiek jest, nie jest Dolores.

– Tak, ale… – urwał, jakby coś przyszło mu na myśl. – Porozmawiamy w domu? – spytał.

zawahała się. Była pewna, że Diego najchętniej wymknąłby się z domu gdzieś na wzgórza, gdzie oboje mogliby rozmawiać bez świadków, może nawet pokłócić się, ale teraz było to niemożliwe. Nie powinna już jeździć konno.

– Nie – odparła wreszcie. – Zjedź z drogi.

Usłuchał bez słowa.

– A więc? – spytała.

Diego przywiązał lejce do niskiego drzewa niedaleko od hacjendy. Było już ciemnawo, ale to dla niej nie miało znaczenia.

– Skąd znasz Zafirę?

Młody de la Vega westchnął.

– Powiedziałem ci, że to prawie był największy błąd mojego życia – odpowiedział.

– Czyżby uciekła ci sprzed ołtarza? – zażartowała Victoria. Chciała rozbawić Diego, ale jej uśmiech zbladł, gdy spostrzegła nagły popłoch męża. – Nie mów mi, że zgadłam…

– Zgadłaś – odparł ponuro.

Przeszedł się kilka kroków, potem przystanął, kopiąc czubkiem buta trawę. Miała wrażenie, że stoi przed nią chłopaczek przyłapany w ogrodzie sąsiada.

– Mówiłem ci już kiedyś, że młody z Kalifornii nie cieszył się w Madrycie towarzyską popularnością, prawda? – spytał wreszcie.

– Mówiłeś.

– Chociaż się starałem, nie mogłem całego czasu spędzać pomiędzy bibliotekami, salami wykładowymi, a treningami u sir Edmunda. Raz na jakiś czas musiałem się wybrać na miasto, przejść się… Na jednym z takich spacerów natknąłem się na niemiłą sytuację. Dwóch młodzieńców, , sądząc po strojach, zachowywało się nieuprzejmie wobec dziewczyny. Bardzo nieuprzejmie.

– Więc się wtrąciłeś. – To doskonale rozumiała, tę potrzebę ratowania świata u Diego.

– Owszem. Oni się wycofali, ona uznała, że mogę ją odprowadzić do domu. Ja… No cóż… – Diego zająknął się.

– Niech zgadnę. Byłeś samotny i dobrze się czułeś w roli bohatera? – zapytała, starając się, by jej ton brzmiał możliwie lekko.

Diego odetchnął głęboko, jakby jej słowa przyniosły mu ulgę.

– Dokładnie tak – przytaknął. – To był najmilszy spacer, jaki odbyłem od… półtora roku? W każdym razie odprowadziłem ją do domu i przyjąłem zaproszenie jej opiekunki, by złożyć im następnego dnia wizytę. I następnego. I potem jeszcze następnego…

– Zakochałeś się? – zapytała cicho Victoria.

Mogła sobie wyobrazić młodego , wciąż jeszcze chłopięco naiwnego, bo przecież Diego miał wtedy tylko o kilka lat więcej niż teraz Felipe, pozbawionego przyjaciół poza jednym, starszym mentorem, a więc samotnego, który staje w obronie dziewczyny. I to, jak na niego musiała podziałać jej uroda i podziw.

Diego milczał przez dłuższy czas.

– Raczej… byłem zauroczony – powiedział wreszcie powoli. – Podobał mi się jej podziw, jej szacunek. To było… takie różne od tego, jak odnosili się do mnie inni studenci…

– Aż wpadłeś na pomysł, by ją poślubić?

– Nie.

– Nie? – Zdumiona wyprostowała się na swoim siedzisku. – Jak to?

– To nie ja wpadłem na taki pomysł, ale ona mnie na niego naprowadziła. Bo… – Diego zamyślił się na moment. – Wtedy tego nie widziałem, ale byłem od początku starannie naprowadzany na ten pomysł. Wszystko było kłamstwem…

– Jak to?

– Od początku, od pierwszego spotkania wszystko było ukartowane, a ja się dałem złapać. Tyle że zrozumiałem to dopiero później. Wtedy… wtedy widziałem tylko to, że ona czuje się coraz gorzej w Madrycie. Że się boi. Nie dziwiłem się jej, to był czas, kiedy dookoła działy się straszne rzeczy. Spiski, aresztowania, wojsko… Wydawała się być taka zagubiona, bezbronna… – W głosie Diego był nieskrywany smutek i gorycz. – Zaproponowałem jej ślub. Jako żona Kalifornijczyka byłaby bezpieczniejsza, miałaby większą swobodę, mogłaby wyjechać do rodziny… Załatwiłem papiery, znalazłem padre

READ  Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 39

– I cię rzuciła w pół drogi do ołtarza? – usiłowała zażartować Victoria.

– Nie. Po prostu nie przyszła. A raczej przyszła, ale nie do mnie. Kiedy zacząłem jej szukać, okazało się, że znikła. Dom był pusty, nikt nie widział, jak wyjeżdżała… Za to w prefekturze przedłożyła papiery, by uzyskać pozwolenie. Stąd wiedziałem, że opuściła Madryt. – Diego potrząsnął głową. – Nie szukałem jej. Nie, kiedy zrozumiałem, że od początku była to ukartowana sprawa.

Victoria odetchnęła głęboko, w myślach gratulując sobie, że nie pozwoliła, by poniosły ją zazdrość czy gniew. Nie miała pojęcia, że Diego doświadczył czegoś takiego. Że tak go oszukano, wykorzystując najlepsze cechy jego charakteru. Teraz jego dystans, niepewność co do jej uczuć i to, że był gotów czekać na jej decyzję, nabierały nowego znaczenia. Ale nie tylko tego się dowiedziała. Diego nazwał swój niedoszły ślub z Zafirą największym błędem swego życia. To aż nadto jasno mówiło jej, kim ona, Victoria, jest dla swojego męża.

– Kiedyś nazwałam cię tchórzem – powiedziała cicho, a gdy Diego spojrzał na nią ze zdumieniem, kontynuowała. – Kiedyś zarzuciłam ci, że nic nie robisz i że czekasz tylko na to, co ja zdecyduję. Że gdyby nie wypadek, nie zdjąłbyś przede mną maski…

– Pamiętam…

– Chciałam cię za to teraz przeprosić. – Victoria delikatnie dotknęła dłonią policzka męża. Widziała, mimo półmroku, że go zaskoczyła, i uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi.

CDN.

Series Navigation<< Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 14Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 16 >>

Author

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

mahjong

slot gacor hari ini

situs judi bola

bonus new member

spaceman

slot deposit qris

slot gates of olympus

https://sanjeevanimultispecialityhospitalpune.com/

garansi kekalahan

starlight princess slot

slot bet 100 perak

slot gacor

https://ceriabetgacor.com/

https://ceriabetonline.com/

ceriabet online

slot bet 200

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

slot bet 200

situs slot bet 200

https://mayanorion.com/wp-content/slot-demo/

judi bola terpercaya