Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 26
- Autor/Author
- Ograniczenie wiekowe/Rating
- Fandom
- New World Zorro 1990-1993,
- Status
- kompletny
- Rodzaj/Genre
- Romans, Przygoda,
- Podsumowanie/Summary
- Pueblo bez alcalde jest jak opuszczony dom... Przynajmniej dla niektórych. Tutaj można robić wszystko i nie przejmować się mieszkańcami. Chyba, że mają obrońcę. Szósta część opowieści o Zorro i Victorii.
- Postacie/Characters
- Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Victoria Escalante, Felipe, Jamie Mendoza, Luis Ramon,
Epilog
Upalne lato miało się ku końcowi. Znad oceanu nadchodziły kolejne deszcze, zlewając ziemię potokami wody, ale były coraz mniej gwałtowne, a bardziej długotrwałe. Wypalone słońcem wzgórza zazieleniły się od trawy, a po wyschniętych dnach arroyo coraz śmielej płynęły potoczki. Jeszcze nie były potężne, rwące i wezbrane, ale zapowiadały już czas, kiedy wąwozy zmienią się w trudne do przekroczenia rzeki. Na razie jednak strumyki były niewielkie, a błota pokrywającego drogi było na tyle mało, że jedynie ochlapywało wędrówców, zamiast oblepiać i więzić koła dyliżansów. To był dobry czas do podróżowania, więc ruch na drogach Kalifornii był spory, a nowiny i wiadomości szybko się rozchodziły.
Najważniejsze były oczywiście wieści z Monterey i San Pedro. Najnowsze ploteczki o modzie, nowinki z kontynentu, czy informacje o odległych wydarzeniach cieszyły się niezmiennym zainteresowaniem. Tej jesieni jednak uwagę mieszkańców Kalifornii zaprzątała nie moda, a nowiny o rewolucji. Kurierzy i podróżni z Monterey opowiadali o zamieszaniu w siedzibie gubernatora i toczących się śledztwach, plotkowali i powtarzali pogłoski o grupie rewolucjonistów, która próbowała wszcząć powstanie w Kalifornii, by oderwać ten skrawek od Korony Hiszpanii. Mówiono o spisku, zamachach, aresztowaniach, o oddziałach żołnierzy wyjeżdżających, by przywrócić porządek w pueblach co odleglejszych od El Camino Real.
Ludzie w Los Angeles szczególnie uważnie przysłuchiwali się tym wiadomościom. To przecież u nich został schwytany jeden z ważniejszych rewolucjonistów, señor Cristobal Delgado i to ich pueblo miało być ośrodkiem planowanego powstania. To, że właśnie u nich, w niesławnym, pozbawionym alcalde Los Angeles odkryto i udaremniono spisek, było powodem do niepokoju i zarazem dumy. Dumy, że potrafili poradzić sobie bez królewskiego urzędnika, a niepokoju, bo nikt nie wiedział, jak będzie się na to zapatrywał gubernator.
Jednak dokładne wiadomości o tym, co się działo w Monterey, przywiózł znacznie później jeden z pocztowych dyliżansów.
Można było poznać, że właśnie stamtąd wyruszył, bo aż po bagaże złożone na dachu sięgały bryzgi błota, szare, piaskowe i rdzawe, zależnie od tego, przez jakie grunty prowadziła droga. Te najstarsze były już nieco zatarte przez świeższe i zmyte przez deszcze, ale dla kogoś, kto by się tym zainteresował, stanowiły wręcz opowieść o tym, jaki jest szlak pomiędzy Los Angeles i Monterey. Podróżni również wyglądali nieciekawie, utrudzeni wstrząsami i brudni. Może nie zakurzyli się tak, jak latem, gdy jadących dusiły kłęby pyłu, ale widać było, że ci, co mieli nieszczęście siedzieć przy oknie, nie raz i nie dwa musieli ścierać z twarzy błoto chlapiące spod kół. Nie przyjęli też ze zbytnim entuzjazmem informacji, że dyliżans zatrzymuje się w tym pueblo tylko na czas zmiany koni.
Kapral Rojas usiadł za stołem w gospodzie, grzebiąc w otrzymanej od woźnicy torbie.
– Don Alejandro, ten list jest do was. – Podał starszemu caballero sporą kopertę.
– Dziękuję, kapralu.
– Jakieś nowiny? – zainteresowała się Victoria.
– Owszem. Od señora Nicolao – odparł don Alejandro. Otworzył list i zaczął czytać.
Victoria obserwowała, jak starszy de la Vega unosi coraz wyżej brwi ze zdziwienia, jak krzywi się nieznacznie i czyta dalej.
– Coś złego? – zapytała, gdy wreszcie skończył.
– Niezupełnie. Choć Diego nie będzie zachwycony wiadomościami. Zresztą, zobacz.
Don Alejandro – przeczytała Victoria.
Doprawdy, czyżbyście kiedyś zabawiali się wkładaniem kija w mrowisko? Swego czasu poczyniłem Wam taki zarzut, a Wy odpowiedzieliście, że to raczej Wasz syn był autorem zamętu. Teraz rola don Diego jest minimalna, a zamieszanie, jakie zaistniało dzięki Waszej wizycie, stało się jeszcze większe.
Cristobal Delgado, jak wyszło na jaw, był nie tylko osobistym asystentem gubernatora. Był rewolucjonistą, bliskim wspólnikiem tych szaleńców, którzy ostatnio w Madrycie knuli spisek mający na celu obalenie króla. Tamtych powstrzymano, ale już wtedy było wiadomo, że to jedynie jedna z grup i że wielu z ich popleczników umknęło z kraju. Teraz wyszło na jaw, że właśnie do nich należał i Delgado.
Tu, w Kalifornii, nikt go nie podejrzewał, a Cristobal Delgado okazał się być człowiekiem niezwykle utalentowanym w dziedzinie kaligrafii i całkowicie pozbawionym skrupułów w dziedzinie prawa. Wykorzystał swą sztukę, by zapewnić sobie pozycję i przedstawił fałszywe listy polecające, by zdobyć stanowisko przy boku gubernatora. Uczynił to tak dobrze, że nikt, aż do chwili, gdyście się zjawili z tamtą sfałszowaną umową, nie miał co do niego najlżejszych podejrzeń. Teraz dopiero zaczęły być odnajdywane coraz to nowe i nowe fałszerstwa, jakie wyszły spod jego pióra.
Niestety, przez ten czas, jaki upłynął od Waszej pierwszej wizyty, don Alejandro, udało się ustalić niewiele. Wiemy już, że Delgado werbował na swą służbę ludzi nie mających nic do stracenia, desperados i banitów, którzy byli zdolni do każdego okrucieństwa, a jedynym warunkiem był całkowity posłuch wobec jego rozkazów. Domniemywać można, że chciał pójść za przykładem meksykańskiej rewolucji i oderwać Kalifornię, tworząc z niej swe własne, udzielne księstwo. Zadziwiające mi się wydaje, że spisek Delgado i on sam przepadli dzięki temu banicie, który nawiedza Los Angeles. Tak jak wielu desperados chętnie dołączało do rebeliantów, tak Wasz Zorro był jedynym, który mu odmówił. Chciałbym poznać racje, dla których to uczynił i był skłonny, jeśli wierzyć temu, co mówili ludzie Delgado, zapłacić za to życiem.
Niestety, nikt nie może powiedzieć, jak liczni byli podwładni Delgado. Wiemy, dzięki tym dokumentom, które ocalały z pożaru jego domu, że odpowiadał za nadmierne podatki w poniektórych pueblo, że jemu zawdzięczamy masakrę Indian na północ od San Francisco i wiele innych niepokojów, do jakich doprowadził umiejętnie zatrzymując, fałszując i przeinaczając oficjalne dekrety. Gdyby nie powinęła mu się noga tu, w Waszym Los Angeles, niebawem cała Kalifornia stałaby w ogniu. A on, być może legitymując się innymi fałszywymi listami czy rozkazami, zarazem tłumiłby tę rewoltę, jak i ją prowadził.
Tego dowiedzieliśmy się od jego podwładnych, tych, których przywieźliście i tych, których udało się odnaleźć w okolicach Monterey. Niestety, jak już wspomniałem, nie byli to wszyscy jego ludzie ani też nie wiemy, czy nie ma on ochoczych naśladowców i współspiskowców. Ludzi takich, jaki był on sam – niegdysiejszych rebeliantów, którzy uniknęli obławy i na własną rękę próbują snuć nowe plany buntu. Nie wiemy także, czy jego wspólnikami nie byli inni rewolucjoniści, którzy pojawiają się coraz częściej i częściej na tych nieszczęsnych ziemiach. Nie udało się bowiem wytropić, kto podłożył ogień w domu Delgado tamtej nocy, kiedy to pojawiliście się wraz z tym niezwykle lojalnym sierżantem, wioząc Delgado i jego ludzi w łańcuchach. Jak zapewne pamiętacie, ogień strawił sporą część papierów, szczególnie tych skrytych w bibliotece i razem z nimi przepadły nazwiska czy adresy współrewolucjonistów. To, co wtedy ocalało, nie było zbyt owocne. Sam zaś Delgado milczał w tej kwestii aż do końca.
Tak, don Alejandro, do końca. Wiem, że takie nowiny nie sprawiają Wam radości, ale zapewne odczujecie ulgę wiedząc, że Cristobal Delgado i jego towarzysze stanęli już przed Stwórcą.
Jak napisałem, wiem, że nie powinienem rozwodzić się nad szczegółami losu, jaki spotkał Delgado, jednak muszę Wam rzec o jednej sprawie, jaka wydaje mi się ważna. Z racji tego, że to mnie powierzyliście tamte sfałszowane papiery, byłem obecny przy przesłuchaniach wszystkich pojmanych. Szeregowi spiskowcy, mając przed sobą wizję spotkania z katem, zeznawali bardziej niż chętnie, spowiadając się wręcz z czynów popełnianych na rozkaz Delgado i usprawiedliwiając się swym posłuszeństwem wobec niego. Muszę zatem uprzedzić Was, że z racji tego, iż działali pomiędzy Los Angeles, San Diego i Santa Barbara, dowiedziałem się o wielu sprawach, zarazem ciekawych i strasznych.
Nie to jest jednak najważniejsze. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Cristobal Delgado liczył na ułaskawienie. Gdy jego ludzie mówili, błagając o łaskę i życie, on milczał. A wspominając, w jaki sposób się zachowywał, sądzę, iż czekał. Zwykle nie bawię się w hazard, ale skłonny byłbym postawić sporo na to, że aż do chwili, gdy kat nałożył mu pętlę na szyję, Delgado spodziewał się, że zaraz zostanie uwolniony i ocalony.
Wiem, że to zakrawa na szaleństwo, zrozumiałe u kogoś, kto przez trzy miesiące dowiadywał się o szczegółach brutalnego, skomplikowanego spisku i na kogo oczach rzeczy trwałe i dobrze udokumentowane rozsypywały się w proch. Nie mogliśmy wierzyć ani dokumentom, ani zapewnieniom ludzi, ani nawet samemu sobie. Każde pismo mogło być sfałszowane, każdy dowód mógł się okazać pomyłką. Ale gdybyście widzieli, z jakim przerażeniem Cristobal Delgado pojął, że za chwilę umrze, bylibyście tak samo pewni jak ja, że miał on obiecane życie i że on, zdrajca, został zdradzony. Ktokolwiek mu przyrzekł pomoc, zawiódł go. Ułaskawienie nie nadeszło, nawet spóźnione.
A to oznacza, że nie tylko szeregowi podwładni Delgado wciąż są na wolności. Ktoś, kto miał dosyć władzy, by móc odwołać egzekucję skazanego za zdradę, wciąż pozostaje w cieniu. Być może zrezygnował, być może nie. Ale zarzewie rewolucji wciąż pozostało. O tym samym przekonany jest też gubernator i wiem, że śle listy do króla, prosząc go o lojalnych i oddanych podwładnych, którzy pomogą odnaleźć i zgnieść do końca rebelię.
I jeszcze jedno, co powinniście wiedzieć. Nie odnaleźliśmy dowodów, że Luis Ramone był w jakikolwiek sposób powiązany z Cristobalem Delgado. Wasze pueblo zostało wybrane z powodu braku alcalde, a nie dlatego, że alcalde był zdrajcą.
Pozdrówcie Waszego syna i synową. Mniemam, że jej interes, ta gospoda, nadal pięknie się rozwija.
Z pozdrowieniami
Wasz Nicolao Gutierrez
Post scriptum. W ostatniej poczcie przyszła wiadomość, że mianowano nowego alcalde Los Angeles. Podobno zwie się on Ignacio de Soto.
KONIEC?
Wrocław, 08.02.2012
Od autora: Tak, Ignacio de Soto. Gdy zaczynałam pisać drugą opowieść z cyklu „Legenda i człowiek”, założyłam, że to będzie alternatywa i że ignoruję wydarzenia z czterech ostatnich odcinków drugiego sezonu. Teraz jednak historia zatoczyła koło i wraca do znanych już sytuacji. Ale że zmieniły się już relacje pomiędzy bohaterami, to i one będą toczyć się nieco inaczej…
Do zobaczenia, niedługo!
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 1
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 2
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 3
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 4
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 5
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 6
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 7
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 8
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 9
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 10
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 11
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 12
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 13
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 14
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 15
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 16
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 17
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 18
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 19
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 20
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 21
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 22
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 23
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 24
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 25
- Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 26