Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 13

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Romans, Przygoda,
Podsumowanie/Summary
bez alcalde jest jak opuszczony dom... Przynajmniej dla niektórych. Tutaj można robić wszystko i nie przejmować się mieszkańcami. Chyba, że mają obrońcę. Szósta część opowieści o i Victorii.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, de la Vega, Escalante, Felipe, Jamie Mendoza, Luis Ramon,

Rozdział 13. Złe wieści

Nie wiadomo, czy sprawił to napój Diego, czy też wyczerpanie, ale Flor spała aż do wczesnych godzin wieczornych. Juan zaglądał do niej kilkakrotnie, ale za każdym razem widział to samo – splątane włosy i bladą twarz na poduszce z wciąż niedomytymi smugami brudu. On sam zdołał się w tym czasie zmęczyć niemal do nieprzytomności, bo Diego nie tylko ćwiczył z nim walkę lewą ręką i na sposób sir Kendalla, ale i kazał mu powtarzać to samo z Felipe. Checa musiał jednak przyznać, że była to skuteczna metoda. Wymuszona koncentracja czy to na walce ze sprawniejszym przeciwnikiem, czy to na przekazywaniu umiejętności młodszemu partnerowi, skutecznie uspokajała jego myśli. Zdał sobie sprawę, że Diego, nie, Zorro, musiał już wcześniej wypróbować ten sposób, by nauczyć się samemu skupiania uwagi niezależnie od tego, co się dookoła działo.

W międzyczasie do hacjendy wróciła Maria wraz z señorą Rositą, która tak jak jej niedawno zmarła sędziwa babka, madre Rosa, zajmowała się głównie witaniem na tym świecie nowych mieszkańców i jego okolic. Pomagała także kobietom, które uważały, że takimi przypadłościami, jak ich, nie należy kłopotać doktora Hernandeza. Wysoka, o zaskakująco niskim głosie, budziła zaufanie samą swoją osobą. Zbadała Flor i orzekła, że dziewczyna uniknęła najgorszego. Porozmawiała jeszcze krótko na osobności z Victorią i odjechała do pueblo.

W miarę, jak dzień chylił się ku końcowi, sen Flor stawał się coraz bardziej niespokojny. zaczęła pojękiwać i rzucać się w pościeli, aż zaniepokojona Maria wezwała Diego. Kiedy młody nachylił się nad zaczerwienioną, niespokojną dziewczyną, Flor otworzyła na moment oczy, zobaczyła go i z krzykiem usiłowała się poderwać.

– Lepiej, bym stąd wyszedł – mruknął Diego cofając się od łóżka. – Przyniosę coś na gorączkę.

– Może lepiej poprosić doktora Hernandeza? – zauważył don Alejandro.

– Nie. Im mniej osób wie, że Flor jest u nas, tym lepiej.

potrafi dochować tajemnicy.

– Wiem – odparł Diego, wspominając własne oszustwo z raną, które zacny doktor pomógł ukryć. – Ale nie mamy powodu, by go wzywać do hacjendy.

– Tak samo, jak nie mieliśmy powodu wzywać señorę Rositę.

– Mieliśmy – wtrąciła się Victoria, wchodząc do pokoju z miską wody. – Gdyby ktoś ją pytał, to ja prosiłam o poradę. Nikogo to nie zdziwi, co najwyżej podgrzeje trochę plotki.

– Jakie plotki? – zaniepokoił się Diego.

wyraźnie się zmieszała.

– Wyjdź, Diego – poprosiła. – Wy także, don Alejandro. Juan też.

– Ale… – zaoponował Checa.

– Ona ma gorączkę, jest półprzytomna.

– Ale…

– Nie rozumiesz Juan, że ona nie widzi teraz ciebie, tylko kogoś, kto ją napadł? – zirytowała się nieoczekiwanie Victoria.

– Chodźmy, Juan. – Diego pociągnął za sobą Checę. – Vi ma rację. Póki Flor nie odzyska przytomności, lepiej by nie widziała mężczyzn.

– Jej gorączka…

– Można się było tego spodziewać. Za dużo przeżyła, a ta nocna jazda i rany też się jej dały we znaki. Mam coś, co powinno jej pomóc.

Diego przygotował kolejny lek, a z Marią podjęły się trudnego zadania napojenia tym naparem Flor. Dziewczyna krzywiła się niechętnie i broniła.

– Czemu ona tak protestuje?

– Napar jest gorzki. Osłodziłem go trochę, ale nadal nie jest to zbyt smaczny napitek. Gdyby była przytomniejsza, dałaby się przekonać, a tak… – Diego wzruszył ramionami. On i Juan stali w progu pokoju, obserwując, jak doña de la Vega i Maria podtrzymują Flor i wmuszają w nią lekarstwo.

– To mi coś przypomina – zamruczał Juan.

– Tak?

– Podali ci coś takiego, jak byłeś ranny…

– Możliwe – przyznał Diego. – zna moje leki, Vi także. Wtedy miałem gorączkę, więc wybrali najlepsze, co mogło być. Juan, Flor jest pod najlepszą możliwą opieką.

READ  Legenda i człowiek Cz I: Zmylić wrogów, rozdział 3

– Wierzę, ale…

– Wiem. Musimy jednak czekać.

X X X

Oczekiwanie, aż Flor odzyska przytomność, przeciągało się, bo gdy lek zadziałał, dziewczyna znów zapadła w głęboki sen. Tymczasem zmierzchało już, kiedy pod bramę hacjendy podjechał wraz z trójką żołnierzy.

– Dobry wieczór, don Diego – przywitał przyjaźnie młodego de la Vegę. – Możemy zatrzymać się na chwilę? Pół dnia spędziliśmy dziś na patrolu, a przy tym upale…

Mimo niefortunnej sytuacji, w jakiej się znajdowali, Diego zapraszająco otwarł bramę. Nie mógł odmówić żołnierzom gościny. Za często już przyjmowali sierżanta, by móc teraz odprawić go bez podania przyczyny. Poza tym przez ostatnie miesiące Mendoza tylko w wyjątkowych sytuacjach wyjeżdżał na patrol i Diego był ciekaw, co tym razem było powodem, a obecność Flor w domu była łatwa do ukrycia.

Diego popatrzył na towarzyszących sierżantowi lansjerów. Munoz i Navarra – dobrzy żołnierze. Może nie specjalnie lotni, ale spokojni, porządni ludzie. Mendoza bardzo starannie pilnował, by w oddziale w garnizonie służyli tylko tacy. Dzięki temu zatargi pomiędzy żołnierzami a mieszkańcami pueblo były minimalne i nawet ściąganie podatków przebiegało bez większych awantur. Jeden Gomez mógł czasem sprawiać kłopoty, ale nie z powodu jakiejś brawury czy skłonności do pokazywania swojej przewagi, a raczej dlatego, że bardzo poważnie traktował wszelkie przepisy. Teraz właśnie on skrzywił się, widząc, że sierżant zsiada z konia.

Mendoza także to zauważył.

– Zsiadaj, Gomez – polecił. – Konie muszą ochłonąć, a wy pewnie chętnie coś zjecie!

Pozostali żołnierze zawtórowali dość entuzjastycznymi pomrukami, więc Diego wskazał na drzwi od kuchni.

– Maria zaraz wam coś poda. A wy, sierżancie, może wstąpicie do salonu?

Mendoza pokiwał głową i pospieszył do drzwi.

Kiedy jednak postawił przed nim talerz, sierżant odsunął go pospiesznie, jakby obawiając się, że zajęty jedzeniem zapomni o czymś ważniejszym.

– Nie jest dobrze, don Diego – poskarżył się.

– Co się stało?

– Czy jest u was Juan Checa?

– Jestem – odezwał się Juan od drzwi.

– Mam złe wieści, Checa…

Juan skrzywił się mimowolnie. Przez jakiś czas Mendoza był jego dowódcą i wciąż wydawało mu się niezbyt właściwe, że sierżant zwracał się tym pełnym szacunku „” do dawnego podwładnego. Wolał już bezpośrednie „Juan”, jak mówił kapral Rojas.

– Słucham, sierżancie.

– Bardzo mi przykro, ale Pereira nie żyje.

Checa drgnął. Słyszał to przecież od Flor, ale mimo wszystko wciąż nie potrafił w to uwierzyć. A teraz zaskoczyło go też to, że o śmierci Jose Pereiry wiedział i mówił mu sierżant Mendoza. Odetchnął głęboko.

– Wiecie, co się stało? – zapytał, starając się, by jego głos brzmiał spokojnie.

– Mówią… – Sierżant zawahał się na moment. – Mówią, że się zastrzelił. – Checa zacisnął pięści, ale słuchał dalej. – Podobno Pereira wystawił weksle, które nie miały pokrycia, bo potrzebował znacznej gotówki. I kiedy wierzyciele chcieli, by je spłacił… – Mendoza urwał, zażenowany. – A Flor jest poszukiwana za ucieczkę.

– CO?! – poderwał się Juan. Diego złapał go za ramię, przypominając, że ma się zachowywać spokojnie.

– Jak to, poszukiwana? – Don nie wytrzymał. – Przecież…

– Chwileczkę, ojcze. Pozwólmy sierżantowi opowiedzieć wszystko od początku. Od kogo dowiedzieliście się o tym wszystkim?

– Od ludzi, don Diego. Dwóch ludzi z Santa Barbara. Przyjechali dzisiaj i przywieźli pismo od tamtejszego alcalde informujące, że Jose Pereira nie żyje, a jego córka została aresztowana i zbiegła z więzienia. Prosili, bym pomógł im w jej pojmaniu.

– Pojmaniu?! – Dłonie Juana Cheki znów zacisnęły się w pięści. Mendoza spojrzał na niego i odsunął się lekko. Były kapral wyglądał naprawdę groźnie. – Za co aresztowali Flor?

– Za długi ojca i odmowę ich spłaty.

– Jak to, za odmowę spłaty długu?! – Don pochylił się w swoim fotelu. – Sierżancie. Znam… Znałem Jose Pereirę i wiem, że nigdy, przenigdy nie chciał zaciągać pożyczek.

READ  Zorro i Rosarita Cortez - rozdział 29 Jak wytropić Orła?

– Ja także o tym wiem, don Alejandro – przytaknął niespodziewanie poważnie Mendoza. – Wiem, że to niemożliwe, ale dostałem oficjalne pismo… Nie mogę go zignorować.

Diego uśmiechnął się lekko. Wizyta sierżanta nabrała nagle sensu i nie mógł nie docenić jego przebiegłości w wykorzystaniu obowiązków i ludzi. Wyjazd na patrol był tylko pretekstem, by swobodnie odwiedzić osoby, które przyjaźniły się z señorem Pereirą, i uprzedzić je o tym, co się stało. Nic więc dziwnego, że Mendoza zabrał ze sobą właśnie tych, a nie innych żołnierzy. Jeśli tylko Gomez nie spostrzeże Flor w hacjendzie, będzie mógł ręczyć każdemu, że de la Vegowie nie ukrywają dziewczyny, a jego reputacja służbisty doda temu wiarygodności. Przez moment przemknęło też przez myśl młodego de la Vegi, że Mendoza miał nadzieję na coś więcej. Że informując właśnie jego, don Diego de la Vegę, chce ściągnąć na pomoc señoricie Pereira kogoś jeszcze.

– Dobrze, że do nas przyjechaliście, sierżancie.

Don Diego… Co mam robić? – Mendoza popatrzył nieco bezradnie na swojego przyjaciela . – Nie chcę aresztować señority Flor. To niesprawiedliwe. Dios mio, ona przecież straciła ojca! Nikt nie powinien jej od razu nękać o jego długi… Ale nie mogę tego pozostawić…

Przez chwilę w salonie panowała cisza. Wreszcie przerwał ją don Alejandro.

– Sierżancie… Nie podoba mi się ta sprawa. Jutro przyjadę do i pokażecie mi to pismo. Są inne sposoby odzyskania długu niż aresztowanie dziecka dłużnika. Znajdziemy je. A jeśli będzie trzeba, pojadę aż do gubernatora, by uzyskać łaskę dla Flor Pereiry.

Mendoza wyraźnie odetchnął i poweselał. Sięgnął po talerz i przysunął go sobie bliżej, najwyraźniej uznając, że przekazał już to, co mu leżało na sercu.

– Jeszcze jedno, sierżancie – odezwał się Diego. – Ci ludzie są w Los Angeles?

– Nie, wrócili do Santa Barbara. Mają przyjechać za trzy dni, dowiedzieć się, jak się powiodły moje poszukiwania.

– W porządku. W takim razie poczekamy te trzy dni, a potem zadamy im kilka pytań.

X X X

Kiedy żołnierze odjechali, w salonie przez dłuższą chwilę panowała cisza. Checa usiadł ciężko w jednym z foteli.

– Zastrzelił się z powodu długów… – wymruczał w końcu. – Nie wierzę w to!

– Ani ja – odparł Diego. – Szybciej padł ofiarą morderstwa.

– Też tak sądzę… – potwierdził don Alejandro. – Nie potrafię wyobrazić sobie Jose Pereiry zaciągającego długi. I to takie, by nie potrafił ich spłacić. Znacznie wcześniej zwróciłby się o pomoc.

– Jesteście pewni? – Checa uniósł głowę.

– Absolutnie. Każdy, kto znał Jose Pereirę, w Santa Barbara czy Los Angeles, wiedział, że on zawsze dotrzymuje słowa. Gdyby czegokolwiek potrzebował, jakiejkolwiek sumy pieniędzy, zebralibyśmy ją i pożyczyli. I czekalibyśmy cierpliwie na spłatę. Więc to niemożliwe, by zabił się z powodu długów. Zresztą – zwrócił się don do Juana – sam pomyśl. Jesteś jego , ale też prawie domownikiem. Wiesz wszystko o hacjendzie. Gdyby były jakieś kłopoty, nagły pomór w stadzie, pożar, katastrofa… Czy nie wiedziałbyś o tym?

– Wiedziałbym! I dlatego właśnie nie wierzę w… w to.

– Właśnie. A przecież jeszcze trzy tygodnie temu wysyłał cię tutaj z propozycją kolejnej wymiany hodowlanej, prawda?

– Tak. – Juan wyprostował się. Przygnębienie, jakie go ogarnęło, zdawało się znikać bez śladu.

– Ojcze… – odezwał się Diego. – Co miałeś na myśli mówiąc o innych sposobach odzyskania długu?

– Porozmawiam z innymi i wykupimy ten dług – odparł don Alejandro.

– Nie wiem, czy się na to zgodzą.

– Kto? ? Przekonam ich.

– Nie… Ci ludzie.

– Co masz na myśli? – zaniepokoił się don Alejandro.

Diego wstał i zaczął chodzić po salonie.

– Nie rozumiem tego… – wymruczał. – Nie rozumiem, ale mam wrażenie… Przeczucie raczej, że to część większej całości. Że ciągle coś nam umyka, albo o czymś nie wiemy i przez to możemy sobie nie poradzić z kłopotami… Jakbym widział tylko fragment… Urywek.…

– Twierdzisz, że to część większego planu?

– Tak. – Diego zatrzymał się i oparł o ścianę. – Najpierw pojawił się człowiek ze sfałszowanym tytułem własności hacjendy Oliveiry.

READ  Zorro i Rosarita Cortez - rozdział 28 Orzeł wciąż jest łasy na pieniądze

– Nie za daleko sięgasz?

– Nie. To najmniejsza hacjenda w Los Angeles, Oliveira ledwie wiąże koniec z końcem, a zjawia się ktoś, kto chce mu te resztki odebrać. Odebrać, nie wykupić. Nawet nie składa propozycji kupna. A teraz ktoś przedstawia weksle, że Pereira jest zadłużony, choć nigdy nie zaciągał pożyczek, od nikogo. Logiczne się wydaje, że też mogły być sfałszowane.

– Jak tak to ujmujesz, to jest pomiędzy tym związek – potrząsnął głową don Alejandro.

– Dzięki, ojcze.

– Ale nie widzę, skąd to przekonanie, że to część większej całości, nie zbieg wydarzeń.

– Bo są jeszcze inne przypadki. Mamy dwie próby, za każdym razem chybione, by posługując się fałszerstwem zdobyć hacjendę. Za każdym razem jest to teren, gdzie można by się spodziewać, iż właściciel nie otrzyma pomocy. Czy dlatego, że prawie nic nie ma, czy też dlatego, że nie jest , jak Pereira. Mamy też list z Santa Paula nakazujący odsyłanie Indian przychodzących do misji. Okazał się pomyłką, ale ustaliliśmy to tylko dzięki uporowi padre Beniteza. Ktoś inny posłuchałby bez wahania, a Indianie krążyliby pomiędzy misjami, aż zdecydowaliby się odejść, pozbawieni pomocy i stałego oparcia. A, i jeszcze w San Diego pada tamtejszy bank. Wszyscy spieszą, by ratować co się da i okazuje się, że to także pomyłka. Niby to wszystko jest ze sobą nie związane, ale…

– Ale ludzie są coraz bardziej niespokojni.

– Właśnie. Jak dla mnie wygląda to tak, jakby ktoś podsycał ten niepokój, posługując się plotką i fałszerstwem. Ktoś, kto jeszcze słabo zna nasze okolice. Nie zaryzykuję stwierdzenia, że to na pewno Delgado, ale… Wydaje mi się coraz bardziej prawdopodobne, że jest w to zamieszany.

– Nie wiem, czy tak słabo, Diego – zaoponował don Alejandro. – Gdy będę jutro rozmawiać z , zapytam się wprost, czy któryś z nich nie natrafił na podobne, fałszywe weksle. Być może ten twój ktoś, Delgado czy kimkolwiek on tam jest, uderzył jeszcze gdzie indziej, na tyle zręcznie, że się to nie rozniosło.

– Zapytaj ich, ojcze. Oliveira nie rozgłaszał, że próbowano odebrać mu hacjendę. Ktoś jeszcze może także milczeć.

– A co ja mam zrobić, Zorro? – odezwał się Juan.

Diego spojrzał na niego zaskoczony, że Checa użył tego właśnie imienia.

– Pojechać ze mną do Santa Barbara – odparł. – Porozmawiam z tamtejszym alcalde, czemu aresztowano Flor. Trzeba będzie też ustalić, kto zajął hacjendę i co się stało z jej pozostałymi mieszkańcami.

CDN.

Series Navigation<< Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 12Legenda i człowiek Cz VI: Uzurpator, rozdział 14 >>

Author

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

mahjong

slot gacor hari ini

situs judi bola

bonus new member

spaceman

slot deposit qris

slot gates of olympus

https://sanjeevanimultispecialityhospitalpune.com/

garansi kekalahan

starlight princess slot

slot bet 100 perak

slot gacor

https://ceriabetgacor.com/

https://ceriabetonline.com/

ceriabet online

slot bet 200

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

slot bet 200

situs slot bet 200

https://mayanorion.com/wp-content/slot-demo/

judi bola terpercaya