Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 6

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World Zorro 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Romans, Przygoda,
Podsumowanie/Summary
Zasady wyznaczają granice. Lecz czy na zawsze i dla każdego? Dziewiąta część opowieści o Zorro i Victorii.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, de la Vega, Victoria Escalante, Felipe, Ignacio de Soto, Jamie Mendoza,

Od autora: Dziękuję za komentarze.


Rozdział 6. Wątpliwości


Zapadał już zmierzch, gdy spotkanie się zakończyło. Ci z gości, którzy nocowali w gospodzie, mieli jeszcze spędzić trochę czasu przy dzbankach wina, ale większość mieszkających poza pueblo wolała udać się do domów. Także młodzi de la Vegowie odjechali razem z Flor, tylko don pozostawał na noc w gospodzie. Dla niego rozmowy jeszcze się nie skończyły. Kilku znajomych z dalszych stron chciało wiedzieć dokładnie, co takiego wydarzyło się latem w Los Angeles, i zapowiadało się na to, że skończy opowiadać dopiero późno w nocy.

Diego milczał przez całą drogę, Victoria zdawała się drzemać, znużona dniem, a Flor po raz kolejny przekładała papiery, słuchając, jak Ernesto melduje jej, co zostało zrobione. Wydawało się, że długa wyliczanka, gdzie przepędzono jakie sztuki bydła i w jakim są stanie, uspokajała dziewczynę. Pod samą hacjendą Ernesto życzył señoricie dobrej nocy i miał już odjechać, gdy zatrzymał go Diego.

– Juan już wrócił? – spytał.

– Sądzę, że tak, señor de la Vega – odparł .

– W takim razie pojadę z wami, chcę z nim jeszcze porozmawiać. Vi, jeśli możesz…

– Nie zasiedź się za bardzo.

Żartobliwie pogroziła mu palcem, a Diego spuścił pokornie głowę, co wywołało uśmiech nie tylko na twarzy Ernesto, ale i Flor parsknęła mimowolnie. Uśmiechała się też wtedy, gdy pomagała doñi de la Vega wysiąść przed domem.

W pokoju, jaki w hacjendzie Pereirów był przeznaczony dla młodych de la Vegów, Victoria odetchnęła z ulgą. To było zaskakująco przyjemne, być doñą w pięknej sukni, teraz jednak, przebrana w miękki nocny strój, czuła się znacznie lepiej. Rozczesała włosy, burząc misterną fryzurę, jaką rano ułożyła Consuela, a potem wstała. Musiała załatwić jeszcze jedną sprawę, nim pójdzie spać.

Zapukała do pokoju Flor. Cisza. Zawahała się, ale nacisnęła na klamkę. Pokój był pusty i, sądząc z pojedynczej świecy, nikt do niego nie zaglądał od kilku godzin. Gdzie mogła pójść Flor?

Znalazła ją w gabinecie Jose Pereiry. Być może Diego mógłby powiedzieć, co się tu przez ostatni rok zmieniło, ale to nie interesowało Victorii. Znacznie ważniejsze było to, że Pereira siedziała skulona przy obszernym biurku.

– Flor?

Dziewczyna obejrzała się w jej stronę.

– Myślałam, że poszłaś spać – powiedziała. – Nie jesteś zmęczona?

– Po dzisiejszym dniu? Jeszcze nie. Odpoczęłam podczas sjesty, no i zwykle to ja jestem gospodynią na takich spotkaniach. Znużyło mnie trochę, ale nie jestem zmęczona.

– To dobrze… – Flor westchnęła. – Powiedz mi, proszę, czy de la Vegowie mają własnego prawnika?

– Prawnika? Oczywiście. Señor Nicolao Gutierrez z Monterey – odpowiedziała Victoria, a potem zapytała. – A czy wy nie mieliście swojego?

– Mamy… Tylko… – Flor zawahała się, ale po chwili mówiła dalej. – Nie sądzę, by był zadowolony z tego, co chciałabym zrobić.

– Czemu? – Victoria sięgnęła po krzesło i przystawiła je do biurka, by usiąść. – Co w twoich decyzjach może mu się nie podobać?

Pereira w zamyśleniu przesunęła dłonią po powierzchni biurka.

– Długo by tłumaczyć – powiedziała w końcu.

– Może mniej niż zwykle – odparowała Victoria. – W końcu znam przynajmniej część twoich spraw.

– To prawda… Więc wiesz, że wszyscy chcą mnie widzieć zamężną. Uprzedzałaś mnie.

– Owszem. Szczerze mówiąc, to jestem pewna, że Consuela ma pełne ręce roboty, broniąc cię przed najazdem swatek – zażartowała Victoria.

Flor nie uśmiechnęła się w odpowiedzi. Nie odrywała wzroku od powierzchni biurka.

– Pewnie ma… – odparła. Wydawała się być bardzo zmęczona i zrezygnowana. – Nie dziwię się im. W końcu to piękna hacjenda…

– Ty też jesteś piękna – zauważyła Victoria.

– I co z tego?! – Flor poderwała gwałtownie głowę. Dopiero teraz doña de la Vega dostrzegła łzy w jej oczach. – Ja nigdy nie będę żoną! Rozumiesz? Nigdy!

Objęła się rękoma i skuliła w fotelu.

– Nigdy to bardzo długie słowo, Flor – szepnęła Victoria. – I są jeszcze inni, którzy mają coś do powiedzenia.

– Wiem. – W głosie señority nie było złości czy buntu. Po prostu stwierdzała fakt. – Zdecydują i któryś na pewno mnie dostanie. – Wstrząsnęła się.

Victoria zagryzła wargi. To było coś, o czym nie pomyślała. Nie, żeby nie pamiętała wydarzeń sprzed ponad roku. Rosita zaręczała, że dziewczyna uniknęła najgorszego, ale sam atak pozostawił na niej ślady. Czy głębokie? Sądząc z tego, co Flor teraz mówiła, bardzo.

– A co z Juanem? – zapytała cicho. – Jego miejsce jest przy twoim boku.

– Nie. – Tym razem odpowiedź Flor padła z pewnością wyroku. – Nie mogę go w to wciągać. – Spojrzała prosto w oczy Victorii. – Wy także zostawcie Juana w spokoju.

– Pozwól, że on zadecyduje.

– Nie. – Flor odetchnęła głęboko, jakby zrzucając jakiś ciężar. – Zmusiłaś mnie kiedyś, bym pozwoliła mu z wami odjechać. Bym pozwoliła mu być Zorro.

– Pamiętam. – Victoria pamiętała doskonale, jak wykrzyczała wtedy swoją rozpacz i strach.

– Miałaś wtedy rację. Teraz ja widziałam już śmierć i nie pozwolę, by coś się stało Juanowi, rozumiesz? Wiem, że gdy pojechał do was, spotkał się z Zorro. – uśmiechnęła się słabo. – To nie było trudne do odgadnięcia, on wciąż uważa się za jego dłużnika. Wiem, że tego konia, Viento, dostał, by móc być Zorro.

– Więc wiesz także, że tu, w Santa Barbara, Zorro nie jest potrzebny – odpowiedziała Victoria. – Nic mu tu nie grozi.

Flor tylko potrząsnęła głową.

– Zorro czy nie Zorro, on jest tu bezbronny. Nie mogę go w to wciągać.

– Nie rób błędu… – Victoria urwała. Chciała powiedzieć, by nie popełniała błędu Diego, ale zdała sobie sprawę, że Flor nie wie i nie powinna wiedzieć o pewnych sprawach. – Nie rób właśnie błędu Zorro.

– O czym ty mówisz? – spojrzała na nią zaskoczona.

– Powiedziałam ci, że nigdy to bardzo długo, czyż nie?

– Tak…

– Kiedyś zdałam sobie sprawę, że jeśli będę czekać na Zorro, nigdy nie będziemy razem. Widzisz? Wiem, co to znaczy.

Dziewczyna wyglądała na nieprzekonaną.

– Nigdy i zawsze – mówiła cicho Victoria, próbując w ten sposób przełamać upór Flor. – Nigdy nie mieć rodziny, zawsze czekać i drżeć, czy ukochany przeżyje następne starcie… A to wszystko z powodu jego błędu.

– Jakiego? – Flor nie mogła nie zadać tego pytania.

– Zdecydował za mnie. Uznał, że bezpieczniej będzie, jeśli nie będę wiedziała, kim jest. Bezpieczniej dla mnie, oczywiście. Uczynił ze mnie wiecznie czekającą kochankę, której kradło się całusa, nim trzeba było dalej uciekać. Miałam być sama, tęsknić i być bezpieczna! – Prawie wypluła to ostatnie słowo. – Więc gdy miałam wybór, wybrałam Diego. Spokojnego, łagodnego Diego, który ma dość siły, by pozwolić mi samej decydować.

– Więc to tak…

– Tak. Właśnie tak Zorro mnie stracił. Więc nie decyduj za Juana. Kiedyś ci na nim zależało…

Flor tylko potrząsnęła głową.

– Nie mogę – powtórzyła uparcie.

– A nie pomyślałaś, że ktoś może w niego uderzyć pomimo wszystko? – To pytanie padło z boku i obie dziewczyny poderwały się zaskoczone. Diego stał oparty o framugę drzwi.

– Wyjdź, Diego! – poleciła Victoria. – To kobieca rozmowa!

– Obawiam się, że nie tylko, jeśli mówimy o życiu czy śmierci. Flor… – Diego zaczął mówić, ale Pereira podniosła się od biurka.

Don Diego… Czy Juan stoi za tobą? – spytała. Diego obejrzał się przez ramię.

– Tak – przyznał.

– Więc niech lepiej wejdzie.

Diego odsunął się od drzwi i Juan wszedł. O ile Victoria mogła zauważyć, z trochę przestraszoną miną.

– Zamknij drzwi – poleciła Flor. Usłuchał.

– Flor, ja…

– Ciii… – uciszyła go.

Oparła się o biurko i popatrzyła na obecnych w pokoju. Victoria przyglądała się jej z niepokojem, niepewna reakcji dziewczyny.

READ  Serce nie sługa - Rozdział 3: Dwóch zalotników

Don Diego… – odezwała się wreszcie Flor. – Czego się po mnie spodziewacie?

– W tej chwili? Niczego.

– Plotki…

– Są tylko plotkami i myślę, że alcalde położy im szybko kres.

Tio Matteo… – uśmiechnęła się lekko Flor.

– Nie inaczej. Powinien był już wcześniej się o nich dowiedzieć…

Dziewczyna odwróciła głowę.

– Nie mogłam…

– Już wszystko w porządku, Flor – zapewniła ją Victoria.

nie wyglądała na przekonaną, ale nie zaoponowała.

– Zostawmy to na razie. Czy jest jakiś powód…? – spytała.

– Że cię nachodzę o tak później porze? Owszem – odparł Diego. – Muszę natychmiast wyjechać do Los Angeles. Ojciec nie chce tracić czasu. Przed spotkaniem przygotował list z nowinami i mam go jak najszybciej przekazać innym . Potrzebuję dobrego, szybkiego konia. Wrócę najdalej jutro przed wieczorem.

– Dobrze. Juan, wybierz wierzchowca dla don Diego i przeprowadź go przez straże.

Si, Flor.

Juan zawahał się, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i cofnął się do drzwi. też przez moment sprawiała wrażenie, że chce go zatrzymać, ale i ona nie odezwała się słowem. Dopiero kiedy mężczyźni wyszli, Flor westchnęła ciężko.

– Boję się o niego – powiedziała cicho.

– Niepotrzebnie. Juan umie o siebie zadbać, a znane niebezpieczeństwo to żadne niebezpieczeństwo. – Victoria zacytowała jedno z powiedzonek, jakimi ją raczył od czasu do czasu Diego.

– Możliwe… – odpowiedziała Flor i nagle ziewnęła. – Pora chyba spać…

– Owszem. Ale powiedz mi jeszcze jedno… – Victoria nie miała ochoty zostawiać za sobą jakiejś niewiadomej. – Po co by ci było spotkanie z señorem Nicolao?

– Chciałam przekazać hacjendę misji – odparła Flor. – Pomyślałam, że zakon to dobre rozwiązanie dla mnie… Byłabym bezpieczna. Tutejszy prawnik zrobiłby wszystko, by mnie od tego odwieść.

– Może tak, a może nie…

Doña de la Vega zamyśliła się przez moment, ale nie kontynuowała tematu. W tej sprawie nie należało naciskać. Miała czas, by przed powrotem Diego jeszcze raz zapytać Flor, czemu tak uważała. Na razie towarzyszyła señoricie do jej pokoju. Czekała tam już Consuela, a na nocnym stoliku stała taca z lekką przekąską i dzbankiem herbaty.

, powinniście się już położyć. Wy także, doña.

– Za chwilę, Consuelo. Za chwileczkę… – Flor odwróciła się do doñi de la Vega. – Gracias, Victorio. Za wszystko. Nie powinnam była cię tak długo trzymać. Buenas noches.

Buenas noches – odpowiedziała Victoria.

Chciała już ruszyć do drzwi, gdy spostrzegła, że służąca odmierza do niewielkiego kieliszka lek i podaje Flor. Ciemny kolor mikstury nasunął jej pewne podejrzenia.

– Flor bierze laudanum? – spytała, gdy niedługo później Consuela zajrzała do pokoju gościnnego, upewnić się, że doñi de la Vega nie jest potrzebna jakaś pomoc.

– Bierze, doña – potwierdziła kobieta. – Lekarz jej to przepisał. To jedyny sposób, by wypoczęła.

Victoria potrząsnęła głową. Laudanum było powszechnie uważane za skuteczny lek na lęki, koszmary i podobne dolegliwości, ale ona traktowała je nieufnie. Przejęła to przekonanie od Diego, który uważał tynkturę za zbyt niepewną, zarówno w dawkowaniu, jak i w skutkach. Jej mąż wolał swoje ziołowe mieszanki, jedne gorzkie, inne mdląco słodkie. Miały tę przewagę, że nie otępiały, przynajmniej niektóre z nich, a równie skutecznie usuwały ból czy uspokajały. Z podejściem Diego zgadzał się też i doktor Hernandez, uważając laudanum za środek dobry tylko w wyjątkowych przypadkach.

Musiała dać poznać po sobie, że ma wątpliwości, bo Consuela zawahała się.

– Ona naprawdę całe noce śniła koszmary, doña… – powiedziała niepewnie. – A nasz lekarz twierdzi, że na kobiece histerie nie ma lepszego środka niż właśnie laudanum.

Victoria wstrząsnęła się.

– Straciła ojca i sama omal nie zginęła, a on to nazywa kobiecymi histeriami? – spytała gniewnie.

– Niech nazywa to, jak chce, doña – odparła Consuela. – Byleby tylko ona mogła w nocy odpocząć, a nie bać się zasypiać.

– Diego zna leki skuteczniejsze od laudanum, jeśli idzie o złe sny – westchnęła Victoria.

– Pamiętam, doña. Ale tamte leki się skończyły…

– Szkoda, że nikt nie dał nam znać. Diego z pewnością przysłałby wam ich więcej.

– Wiem, doña, ale Flor nie chciała nikomu o tym mówić. Trochę trwało, nim nakłoniłam ją do rozmowy z lekarzem. Sądziła, że to źle o niej świadczy, taka słabość.

– Rozumiem… Ale ja też miewałam koszmary. Zwłaszcza po ślubie. – Victoria uśmiechnęła się słabo i Consuela odpowiedziała jej uśmiechem. Najwidoczniej historia o tragicznych wydarzeniach, jakie miały miejsce podczas ślubu młodego de la Vegi, dotarła już do Santa Barbara. – Nasz lekarz jednak uważa, że laudanum może uzależnić, stąd ta moja nieufność.

– Rozumiem, doña. – Teraz to Consuela sprawiała wrażenie, jakby ogarnęły ją wątpliwości. – Czy możecie coś więcej powiedzieć o tym… uzależnieniu?

– Diego może. On się interesuje medycznymi książkami.

Consuela skinęła głową, z takim wyrazem twarzy, że Victoria miała pewność, iż kobieta postara się przy najbliższej okazji o to zapytać. Teraz żałowała tylko jednego, że nie dowiedziała się o podawaniu Flor laudanum, zanim Diego wyjechał. Mówiła prawdę o tym, że i ona miewała koszmary, i wiedziała bardzo dobrze, jak potrafią być one męczące. Pereira potrzebowała lekarstw skuteczniejszych i bezpieczniejszych niż to, co jej podawano. A jednocześnie nasunęła się Victorii myśl, czy tutejszy lekarz wiedział, jak może kogoś zmienić nadużycie tego środka, i czy aby nie zalecił laudanum powodowany czymś innym niż dobro pacjentki.

Jeśli zaś chodziło o Diego, Victoria podejrzewała, że polecenie don było tylko pretekstem. Starszy de la Vega nie wysyłałby przecież syna w nocną jazdę bez poważnego powodu, a trudno było za taki uznać listę ustaleń co do aukcji w Los Angeles. Co innego, gdy miało to być tylko wygodne wytłumaczenie jego nieobecności… Doña de la Vega skuliła się na swojej połowie łóżka, usiłując zasnąć i starając się nie myśleć, co złego mogło się wydarzyć w ich pueblo, skoro jej mąż tak nieoczekiwanie wyjechał.

x x x

Poranek wstał cichy i pogodny. Victoria obudziła się o świcie i leżała w łóżku, przysłuchując się odgłosom hacjendy, różnym i jednocześnie podobnym do dźwięków domu de la Vegów. Psy poszczekiwały niemrawo, gdzieś skrzypiał kołowrót, jakiś koń rżał, widocznie zniecierpliwiony po nocy w stajni i gotów do biegu. Dzwonienie było zapewne sygnałem, że tutejsza kucharka skończyła z gotowaniem śniadania i chce, by wszyscy zebrali się na posiłek, a tętent kopyt oznaczał, że vaqueros wyjeżdżali na pastwiska, by zmienić swych czuwających w nocy kolegów.

Zastanowiła się, kiedy może wrócić Diego. Jeśli jechał szybko, a zapewne tak zrobił, był w hacjendzie de la Vegów na długo przed świtem. Dodać do tego czas na konieczny odpoczynek i może nie będzie się tak spieszył z powrotem… Wychodziło jej, że nie należało się go spodziewać przed późnym popołudniem, może nawet wieczorem. Jeśli tylko udało mu się wszystko załatwić, jeśli tylko nie stało się coś złego… Zorro zawsze wychodził z kłopotów obronną ręką, ale wypadki się przecież zdarzały…

Skrzypnęły cicho drzwi i do pokoju zajrzała Consuela.

– Już nie śpicie, doña? Podam wam śniadanie…

Gracias… – Victoria usiadła na łóżku i podciągnęła kołdrę. Filiżanka czekolady wydawała się być doskonałym pomysłem na uspokojenie nerwów.

– A don Diego jest gdzie? – spytała służąca, rozstawiając mały stoliczek przy łóżku.

– Ojciec wysłał go z powrotem do Los Angeles – odpowiedziała Victoria niemal automatycznie. Don miał się zjawić przed sjestą w hacjendzie, więc będzie mogła go zapytać, co było aż tak pilne, że wymagało nocnej jazdy.

Czekolada była gęsta i aromatyczna. Klasztornym zwyczajem Consuela dodała do niej słodką śmietankę i cukier trzcinowy, ale na szczęście nie przesłodziła za bardzo. Tak czy inaczej Victoria uznała, że był to jeden z lepszych napitków, jaki zdarzyło się jej pić. Nerwowy węzeł zaciśnięty na jej żołądku rozluźnił się nieco.

Reszta poranka wlokła się jednak niemiłosiernie. Flor zamknęła się w gabinecie, by zająć się sprawami hacjendy, więc Victoria, nie mając nic innego do roboty, przechadzała się po ogrodzie. Z altany mogła obserwować, jak do gabinetu wchodzą kolejni pracownicy. Szpaler krzewów, który jeszcze rok temu zasłaniał widok, został mocno przycięty, a gdy Victoria rozejrzała się po całym ogrodzie, zdała sobie sprawę, że poprzycinano też inne krzewy i żywopłoty, by nikt nie mógł teraz zbliżyć się do zabudowań niepostrzeżenie.

READ  Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 10

Wśród przychodzących był też Juan Checa, który zaraz potem odszukał ją w ogrodzie.

Doña… – Skłonił się, nieco teatralnie.

– Co się stało, Juan?

– Flor prosi, byś do niej przyszła.

– Dobrze. Wczoraj wieczorem…

– Przyjechał Felipe. Nic poważnego, kilku drobnych awanturników na targu, ale lepiej, by Zorro trochę im przytarł nosa.

Victoria odetchnęła. To rzeczywiście było niegroźne. Zorro mógł sobie z nimi poradzić w kilka chwil, a żołnierze nie będą go ścigać pod nieobecność de Soto.

Zatrzymała się w drzwiach.

– Idziesz ze mną, Juan?

potrząsnął głową.

– Porozmawiam z nią później, jeśli będzie chciała. Nie chcę jej do czegokolwiek zmuszać.

– Masz w tym całkowitą rację, Juan, ale i nie masz. Pewnych decyzji nie powinieneś pozostawiać tylko jej, bo może wybrać źle – ostrzegła go Victoria. – Jej ocena sytuacji nie jest w tej chwili najlepsza. Dobrze będzie, jeśli się jej przypomni, że ma w tobie wsparcie i że nie jesteś tak bezbronny, jak się to teraz jej wydaje.

– Słyszałem, co powiedziała wczoraj – odparł. – Nie mogę powiedzieć, by nie pochlebiała mi jej troska, ale wolę nie myśleć, do czego to może ją doprowadzić.

– Do czegoś, czego będzie żałować całe życie. Swoje i twoje.

Juan tylko potrząsnął głową po raz kolejny, otwierając przed Victorią drzwi w salonie. Przeszła przez palarnię i zajrzała do gabinetu.

– Witaj! – Flor poderwała się z fotela.

Teraz dopiero, gdy Victoria przyjrzała się uważniej urządzeniu pokoju, zorientowała się, że biurko zostało przesunięte ze środka pomieszczenia. Może ktoś siedzący przy nim miał przez to mniej światła, ale za to nie sposób było go dostrzec patrząc przez okno. Zresztą solidne okiennice sugerowały, że o zmierzchu okna są starannie zasłaniane.

– Wybacz, że nie przyszłam rano, ale musiałam… – mówiła pospiesznie dziewczyna.

– Widziałam – przerwała jej Victoria. – U nas to don wstaje pierwszy i wydaje rozporządzenia, przynajmniej jeśli idzie o vaqueros. Ja muszę się zajmować tylko domowymi sprawami. No i swoją gospodą, oczywiście, ale to zwykle koło południa. Kto inny wydaje już gościom śniadania.

– A Diego?

– Diego robi to, o co go poprosi ojciec. A w wolnym czasie zajmuje się wszystkim tym, co go interesuje i czego potrzebuje. Dobrze, że jeździmy razem do pueblo, bo inaczej ciężko byłoby nam znaleźć chwilę na spokojną rozmowę.

Flor westchnęła ciężko.

– Jako żona też musiałabym się zajmować tylko domem, prawda?

– Być może i tym nie. Jeśli będziesz mieć świekrę… – Victoria otrząsnęła się mimowolnie.

– Co się stało? – Flor spojrzała na nią czujnie.

– Parę miesięcy temu don odwiedziła jego dawna znajoma…

Doña de la Vega zaczęła opowiadać o señorze Mercedes, nie ukrywając ani swojej ówczesnej irytacji zachowaniem tej kobiety, ani swego żalu z powodu jej śmierci. Ta historia zainteresowała Flor na tyle, że Pereira przestała nerwowo przekładać papiery na biurku i dała się namówić na spacer po ogrodzie. Victoria nie mogła się oprzeć pokusie porównania jej zachowania teraz z tym, co widziała poprzedniego dnia, i ze smutkiem stwierdziła, że nie pomyliła się w swej pierwszej ocenie. Być może powodem tego była wciąż świeża żałoba po ojcu, może niepewność co do przyszłości, teraz wzmagana przez nasilające się plotki i naciski, może pamięć wydarzeń sprzed roku, a może i fakt, że dziewczynę wciąż pojono laudanum i trudno było powiedzieć, czy się już nie uzależniła od przynoszonej przez nie ulgi. Jakie by jednak nie były przyczyny, Flor straciła wiele ze swej śmiałości. Zniknęła gdzieś dziewczyna zdolna pobiec do ruin szafotu, by pomóc niedoszłemu skazańcowi, czy też z opanowaniem znosząca towarzystwo porywaczy. Teraz Pereira wciąż obracała w palcach chusteczkę czy obskubywała zerwane mimochodem kwiaty, niezdolna utrzymać dłoni nieruchomo dłużej niż przez chwilę. Determinacja i euforia z poprzedniego dnia, gdy pojechała na aukcję, także zniknęły i doña de la Vega zastanowiła się, na ile były wymuszone lekami.

Mimo wszystko jednak rozmawiały i choć Pereira chwilami zdawała się gubić wątek opowieści, była to spokojna rozmowa dwóch kobiet, o wszystkim i o niczym zarazem, chyba w równym stopniu odwracająca uwagę Victorii, co Flor, od zaistniałych problemów.

Było już blisko południa, gdy do hacjendy przyjechał don Alejandro. Starszy caballero przeprosił synową, tłumacząc się, tak jak podejrzewała, z odesłania na ten dzień Diego do z wiadomościami o przyszłej aukcji. Sam zjawił się, by wraz z Flor sprawdzić księgi hodowlane i przedyskutować sprawę pewnych inwestycji, jakie planował jeszcze Jose Pereira. To zajęło im czas aż do sjesty i doña de la Vega znów była skazana na samotne spacery po ogrodzie czy odpoczynek w cieniu drzew.

Nadal niepokoiła się o Zorro, więc zmusiła się, by rozważyć coś innego. Komu najbardziej zależało na szybkim małżeństwie Flor? Kto mógł rozpuszczać plotki o señoricie Pereira? Jakiś starszy, owdowiały caballero, chcący podreperować swoją majętność posagiem młodej żony? Doña, która szukała zamożnej partii dla swego syna? A może to sam doktor? Gdyby uzależnił Flor od laudanum, mógłby łatwo nakłonić ją do małżeństwa. Hacjenda Pereiry była przecież ogromnym bogactwem. A jeśli nie on, to kto? Jakiś młody, bystry i pozbawiony skrupułów caballero, który zapewnił sobie pomoc lekarza? Ktoś spoza pueblo? Nie umiała znaleźć na te pytania odpowiedzi.

Don zajrzał do ogrodu tylko na chwilę, znów się tłumacząc, że resztę dnia spędzi ze znajomymi w samym pueblo. Przyniósł też zaproszenie do domu don Rafaela na następny dzień, po południowej mszy. Kuzyn Diego chyba wziął sobie do serca ostatnie spotkanie z rodziną i chciał poprawić wzajemne relacje.

Flor nie miała ochoty przesypiać sjesty. Przyszła znów do ogrodu, by zaprosić Victorię do swego pokoju. Tam, w chłodzie i przy szklankach lemoniady, jeszcze raz zaczęła ją podpytywać o drobne wydarzenia z Los Angeles. Śmiała się z co poniektórych opowieści, ale w pewnej chwili spoważniała.

– Czy ty się nigdy nie boisz? – spytała.

Victoria odetchnęła głęboko.

– Czego? – odpowiedziała pytaniem, usiłując nie myśleć o tym, co właśnie robi Diego.

Flor spuściła głowę i skubnęła rękaw sukni.

– Ja się boję – przyznała się. – Robi mi się niedobrze ze strachu.

– Nie masz się powodu…

– Nie, to nie to… – Dziewczyna potrząsnęła gwałtownie głową. – To znaczy… To też. Ale…

– Boisz się czegoś jeszcze?

– Tak… – objęła się ramionami. Mimo że w pokoju było ciepło, otuliła się szalem. – Boję się, że zawiodę – powiedziała cicho. – I że oni wszyscy za to zapłacą. Że nie będę tak dobra jak mój ojciec i hacjenda popadnie w ruinę…

– Chwileczkę, Flor! – Victoria chwyciła ją za ramiona. – Ty tak sądzisz, czy ktoś ci to powiedział?

– Dlaczego?

– Dlaczego tak pytam? Do tej pory nie popełniłaś żadnego błędu. Jesteś w żałobie, męczą cię złe wspomnienia, ale poradziłaś sobie w najtrudniejszym czasie. Nie masz powodu, by się bać swoich pomyłek… – Victoria odetchnęła. – Jeśli ci ktoś tego nie wmówił.

Flor rozpłakała się. Wtuliła twarz w ramię Victorii i szlochała z głębi serca.

– Jestem taka zmęczona, taka zmęczona… – powtarzała.

Doña de la Vega mogła tylko przytulić dziewczynę i uspokajająco gładzić ją po plecach. Miała gorzkie poczucie, że zawiodła. Może Ignacio de Soto był kłopotem i zagrożeniem, ale w tej chwili nie wydawało się jej to wystarczającym usprawiedliwieniem pozostawienia Flor na tak długo samej. Listy to było zbyt mało. Juan, Consuela i Ramirez nie wystarczali. Rok, który upłynął od śmierci Jose Pereiry, nie złagodził bólu jego córki.

To była długa południowa sjesta. Flor, kiedy już raz poddała się łzom, nie mogła się uspokoić. Victoria nakłoniła ją, by się położyła, a sama usiadła obok, pozwalając, by , skulona, z głową na kolanach doñi de la Vega, wypłakiwała swoje lęki. Sama Victoria czuła się nieco bezradna wobec takiego obrotu spraw. Ona także, jeszcze jako niemal dziewczynka, miała za sobą niejedną noc przepłakaną w poduszkę. Tyle, że wtedy jej łzy były spowodowane nie tylko strachem przed przyszłością, ale też złością na niesprawiedliwość losu, który pozostawił ją na straży dobytku rodziny.

READ  Legenda i człowiek Cz VIII Echa przeszłości, rozdział 15

Poniekąd też rozumiała Flor, czemu to właśnie ją wybrała na powierniczkę. Doskonale pamiętała, jak sama w dniu ślubu skłamała señorze Antonii. Nie tylko dlatego, że nie mogła przyznać się starszej kobiecie, czego wtedy naprawdę się bała, ale też dlatego, że jako właścicielka gospody i jej pracodawca, nie powinna okazywać takich emocji. Zapewne z tego samego powodu Flor nie pozwalała sobie na pełną szczerość wobec Consueli, nie mówiąc już o Pedro czy Ernesto. Pozostawał jeszcze Juan, ale być może nawet on nie mógł pomóc dziewczynie. Może nie chciała obciążać go swoim bólem i strachem, może powodem były plotki, które tak zniszczyły jej pewność siebie, a może lęk zbyt nad nią zapanował, by mogła czuć się przy mężczyźnie równie swobodnie, jak przy kobiecie. Doña de la Vega raz jeszcze objęła Flor i kołysała ją tak, jak czasem Diego kołysał i przytulał ją samą, ze zdziwieniem stwierdzając fakt, że wbrew niewielkiej w sumie różnicy lat, czuje się dużo, dużo starsza od señority Pereira.

x x x

Było już późne popołudnie, gdy na podjeździe hacjendy zaturkotały koła powozu. Do tej pory Flor uspokoiła się na tyle, by usnąć. Victoria również się zdrzemnęła. Spała jednak krótko, gdy obudziło ją delikatnie dotknięcie na ramieniu. Gdy otworzyła oczy, zobaczyła pochyloną Consuelę.

– Wybaczcie, że was obudziłam, doña – powiedziała, gdy tylko Victoria wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. – Ale przyjechał gość, który chciałby się z wami zobaczyć.

– Gdzie jest teraz? – Doña de la Vega zatrzymała się przed lustrem, by poprawić spięte włosy.

– Wprowadziłam go do salonu. To miejscowy lekarz, doña.

– A jego co tu sprowadza? – mruknęła Victoria do siebie, ale Consuela usłyszała to i uśmiechnęła się lekko.

– Pewnie chce wam zaofiarować swoje usługi.

– O!

Trzeba było przyznać, że takie zachowanie lekarza zdziwiło Victorię. Doktor Hernandez nigdy nie składał takich nieoczekiwanych wizyt. Z tego, co Victoria wiedziała, nie musiał. W każdy wiedział, gdzie mieszka lekarz, i każdy mógł tam skierować potrzebującego przybysza. Zapewne uznałby też takie wyjazdy za niepotrzebną stratę czasu.

– Taki ma zwyczaj, doña – stwierdziła Consuela.

– Skoro tak, to pójdę z nim porozmawiać. Czy możesz podać coś do picia? Wino czy lemoniadę…

– Zaraz podam. I… – Kobieta zawahała się na moment. – Gracias, doña. Za Flor – powiedziała. Victoria tylko skinęła głową.

Gość, mężczyzna w średnim wieku, o szczupłej, wręcz wysuszonej figurze, wstał na widok doñi de la Vega wchodzącej do salonu. Stojąca przy krześle torba potwierdzała jego lekarską profesję.

– Amadeo Corrando, jestem lekarzem w pueblo Santa Barbara – przedstawił się i skłonił elegancko. – Czyżbym miał przyjemność poznać doñę de la Vega?

– Victoria de la Vega, owszem. – Victoria odpowiedziała równie uprzejmym tonem.

Jednocześnie obserwowała uważnie przybysza. Ciemny surdut z dobrego materiału, starannie wyglansowane noski trzewików, zadbane dłonie, na palcu błysk złota… Doktor Corrando sprawiał wrażenie kogoś solidnego, rzeczowego i godnego zaufania. Nie mogła się oprzeć myśli, na ile były to pozory.

– Co was sprowadza, doktorze?

– Chciałem wam złożyć swoje wyrazy uszanowania – odpowiedział i ponownie się ukłonił. – Jednocześnie pragnę was zapewnić, iż w razie potrzeby będę na każde wezwanie.

Gracias, doktorze – podziękowała. – To rzeczywiście dodaje otuchy – dorzuciła, wzorując się na zapamiętanych słowach señory Mercedes. Wobec tego człowieka nie chciała być tak bezpośrednia, jak przywykła w Los Angeles.

– Do waszych usług, doña – odparł mężczyzna.

Consuela wniosła tacę z poczęstunkiem i rozmowa potoczyła się dalej. Doktor gładko przeszedł od uwag o pogodzie i komplementów do bardziej szczegółowego wypytywania o stan zdrowia. Victoria owszem, odpowiadała, ale coraz ostrożniej. Ufała Rosicie i jej wiedzy, a każda kolejna wypowiedź doktora Corrando wydawała się być, mimo pozornej uprzejmości, podszyta lekceważeniem i akuszerki z Los Angeles, i jej samej.

Turkot kół na zewnątrz oznajmił przyjazd następnego gościa i za chwilę Consuela wprowadziła go do salonu. Młody caballero, sądząc z tego, jak obchodził się z przyniesionym pakietem, był tylko posłańcem swego ojca mającym dostarczyć señoricie Pereira wiadomości. Zapewne spodziewał się, że to ją zastanie, więc speszył się, gdy zamiast dziewczyny powitała go brzemienna kobieta. Ukrył jednak swoje rozczarowanie i po chwili uprzejmej rozmowy odjechał.

Gdy wreszcie zjawił się don Alejandro, Victoria czuła się już tak, jakby spędziła to popołudnie w swojej gospodzie. Lekarz na szczęście uznał, że musi wracać do pueblo, ale młodzik z wiadomością był pierwszym z posłańców. Wyglądało na to, że starsi specjalnie wysyłali swoich synów z listami, by ci mieli okazję do rozmowy z señoritą Flor. Dziewczyna najwidoczniej była świadoma ich zamierzeń, bo traktowała gości z uprzejmym dystansem, znacznie większą uwagę przywiązując do treści dostarczonych listów i korzystając z obecności Victorii jako przyzwoitki. Obserwowanie tych młodzieńców, jak próbują, nie naruszając zasad dobrego wychowania, zwrócić na siebie uwagę dziewczyny, byłoby zabawne, gdyby Victoria nie pamiętała podobnych sytuacji z Los Angeles. Samo wspomnienie , która uwielbiała takie towarzyskie rozgrywki, wystarczyłoby, by popsuć jej humor, a tu dodatkowo pamiętała o nasilających się plotkach. Zbyt dobrze wiedziała, z własnego doświadczenia, jak pozornie błahe zdarzenie może być początkiem całej lawiny pomówień. Jeden mimowolny gest Flor, jedno jej niebaczne słowo, i któryś z tych młodzików może uznać, że to jemu udało się przyciągnąć uwagę señority, i to on będzie jej szczęśliwym wybrańcem. Kiedy więc po zachodzie słońca przyjechał starszy de la Vega i razem usiedli do posiłku, Victoria nie ukrywała swojej ulgi. Trwała ona jednak krótko, bo don nie miał pojęcia, co może zatrzymywać Diego w Los Angeles.


CDN.

Series Navigation<< Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 5Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 7 >>

Author

No tags for this post.

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

mahjong

slot gacor hari ini

slot bet 200 perak

situs judi bola

bonus new member

spaceman

slot deposit qris

slot gates of olympus

https://sanjeevanimultispecialityhospitalpune.com/

garansi kekalahan

starlight princess slot

slot bet 100 perak

slot gacor

https://ceriabetgacor.com/

https://ceriabetonline.com/

ceriabet online

slot bet 200

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

slot bet 200

situs slot bet 200

https://mayanorion.com/wp-content/slot-demo/

judi bola terpercaya