Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 15

Autor/Author
Ograniczenie wiekowe/Rating
Fandom
New World Zorro 1990-1993,
Status
kompletny
Rodzaj/Genre
Romans, Przygoda,
Podsumowanie/Summary
Zasady wyznaczają granice. Lecz czy na zawsze i dla każdego? Dziewiąta część opowieści o Zorro i Victorii.
Postacie/Characters
Diego de la Vega, , Escalante, Felipe, Ignacio de Soto, Jamie Mendoza,

Rozdział 15. Sprawiedliwe decyzje


Napaść na doñę de la Vega wzburzyła mieszkańców Los Angeles, już i tak poruszonych aresztowaniem i oskarżeniem Jacinto Santany. A to, że właśnie napastniczka, Augusta Sinestra, jest rzeczywistym zabójcą ojca Jacinto, mogło w tej sytuacji dolać oliwy do ognia i sprowokować nieuchronne zamieszki. Z całą pewnością był o tym przekonany zdenerwowany sierżant Mendoza, który z tego powodu wystawił dodatkowe warty przy bramie garnizonu i gabinecie de Soto, a potem krążył nieustannie pomiędzy posterunkami i powtarzał wszystkim przechodzącym w pobliżu, by się nie zbliżali i nie robili żadnych głupstw. Sprawiał wrażenie, że w tej chwili bardzo żałuje swego nieopanowanego gadulstwa, bo to on poprzedniego dnia zdradził przy kolacji szczegóły zajścia w gospodzie. Wprawdzie chciał tylko opowiedzieć o kolejnym pojawieniu się Zorro, ale słuchacze szybko wyciągnęli od niego więcej informacji, o ranie doñi Victorii, oskarżeniach Ventury i przywiezionych przez niego dokumentach, które potwierdziły wobec , że rzeczywiście señora Augusta Sinestra jest winna śmierci Eduardo Santany i wielu innych. A także to, że tylko szczęśliwemu trafowi należało zawdzięczać, że zarówno don Diego, jak i don Mauricio nie owdowieli.

miał o tyle rację z wzmocnieniem straży, że pod garnizonem rzeczywiście zebrał się tłumek, oczekujący, aż de Soto wyjaśni, co ma zamiar zrobić z morderczynią. Jednak widać też było, że ludzie mieli jeszcze w pamięci zamieszanie z lata, kiedy to prawie szturmowano garnizon, by wymusić skazanie truciciela, Gregorio Segovii. Żołnierze stojący na warcie sprawiali wrażenie przestraszonych, ale zebrani zachowywali się dosyć spokojnie, ograniczając się tylko do pojedynczych przekleństw czy okrzyków i to nie skierowanych przeciw alcalde, a raczej wyrażających ogólne oburzenie.

Grupa przed garnizonem rosła i malała przez całe przedpołudnie, w miarę jak przechodzący ludzie dołączali do niej czy odchodzili. Większe zamieszanie wszczęło się tuż przed sjestą, kiedy zjawiło się trzech jeźdźców i ktoś z obecnych na werandzie gospody rozpoznał w jednym z nich Xaviera Floresa. W parę chwil po tym, jak przybysz z San Diego zniknął w kwaterze alcalde, tłum zaczął rosnąć, a dyskusje pomiędzy zebranymi były coraz gwałtowniejsze, ku ogromnemu zmartwieniu sierżanta.

Gwar rozgorączkowanych głosów przycichł na moment, kiedy to Ignacio de Soto wyszedł ze swego gabinetu. Zaraz jednak wybuchł na nowo, bo w bramie garnizonu ukazał się powóz Augusty Sinestry, tym razem eskortowany i powożony przez towarzyszy Xaviera Floresa. Sama señora Augusta też była obecna, ale nikt nie mógł przeoczyć solidnych kajdan nałożonych na jej ręce i łańcucha, jaki łączył je z oparciem pojazdu. Ludzie stłoczyli się dookoła alcalde, dopytując się i przekrzykując, aż ten polecił sierżantowi, by żołnierze utorowali przejście na środek placu, gdzie ustawiał już skrzynię doraźnie służącą za trybunę.

De Soto wyglądał dziwnie mizernie, zadrapania na policzku były zaognione i opuchnięte.

– Zgodnie z uprawnieniami nadanymi mi przez Jego Wysokość, króla Hiszpanii… – przemówił.

Dookoła zapanowała cisza, umilkły nawet stłumione szepty gdzieś z tyłu zebranych.

– …kobieta, znana jako Augusta Sinestra, zostanie przewieziona do San Diego, gdzie przed tamtejszym sądem odpowie za morderstwo popełnione na osobie Eduardo Santany. Jednocześnie ogłaszam, że wszelkie roszczenia co do jej odpowiedzialności za postępki na terenie pueblo zostaną pominięte…

Rozgwar wybuchł na nowo, jak tylko ludzie zrozumieli, co słyszą.

Alcalde, jak to?! – Pytanie don Alfredo przebiło się przez dyskusje i protesty. – Ta kobieta usiłowała zamordować doñę de la Vega! Chciała zabić moją synową! Co ma znaczyć ta rezygnacja?! Że nie poniesie za to kary?!

Słowom zawtórowały liczne przytakiwania. De Soto skrzywił się nieznacznie.

– Powtórzę – odpowiedział donośnym głosem. – Ta kobieta zamordowała alcalde San Diego. Wcześniej zamordowała swego męża! Jest też winna wielu innych śmierci, zabijała ludzi, którzy tak jak Eduardo Santana czy doña de la Vega nieświadomie stanęli na drodze jej planom. Ich bliskim także należy się sprawiedliwość. Poza tym… – Uśmiech alcalde był wybitnie kwaśny. – Wydawało mi się, że tu w nie lubi się egzekucji!

Nagła cisza była dowodem, że uwaga de Soto była celna.

– Macie na myśli… – zaczął ostrożnie don Alfredo.

– Jestem przedstawicielem magistrado z San Francisco, señor – odezwał się głośno Ventura. – Mogę was zapewnić, że wyrok w sprawie Augusty Barroso może być tylko jeden. Tym niemniej ona musi stanąć przed sądem, by go wysłuchać. Jeśli uważacie, że powinniście przy tym być, możecie udać się z nami. Obiecuję jednak, że niezależnie od twierdzenia alcalde de Soto, w moim raporcie przed sądem nie pominę tego, co się tu wczoraj wydarzyło.

odetchnął.

– Wybaczcie, señor Ventura. Macie całkowitą rację. Alcalde powiedział przed chwilą, że my tutaj, w Los Angeles, nie lubimy egzekucji. To prawda, bo od dawna nie były tu u nas wydawane sprawiedliwe wyroki.

Nagły grymas de Soto po słowach da Silvy niewątpliwie nie uszedł uwadze Ventury, tak samo jak i innych zebranych, ale przybysz z San Francisco nie uznał za stosowne go skomentować. Sam alcalde też zmilczał i zeskoczył ze skrzyni. odetchnął. Wydawało się, że sprawa jest zakończona.

– Chwileczkę, alcalde!

Padre Benitez maszerował w stronę de Soto, a za nim szedł Jacinto Santana.

– Zapomnieliście ogłosić jeszcze czegoś – oświadczył.

– Czego miałbym zapomnieć?

– Jacinto Santana jest niewinny – przypomniał padre. – Powinniście to potwierdzić.

– Nie ma takiej potrzeby. – De Soto wzruszył ramionami. – Nie było wyroku.

– Ależ był! – wtrącił się Flores. – Przecież ogłaszaliście, że jest wyrok! Dlatego miała być egzekucja!

Stojący bliżej alcalde był gotów przysiąc, że Ignacio de Soto zazgrzytał zębami, nim przemówił.

– Nie ma oficjalnie potwierdzonego wyroku – odparł wymuszenie spokojnym tonem.

– Jak to nie ma?! – Zdumiony Xavier nie mógł powstrzymać okrzyku. – Przecież chcieliście rozstrzelać Jacinto…

Jeśli alcalde poczerwieniał po uwadze don Alfredo, to teraz jego twarz wręcz spurpurowiała. Spojrzał na Venturę. Wysłannik magistrado przyglądał się całej scenie z mieszaniną zdumienia i niesmaku.

– Ogłaszam, że Jacinto Santana jest niewinny zarzucanych mu czynów! – oświadczył w końcu de Soto. – Może wracać do San Diego, nikt w nie będzie go ścigał!

Odpowiedzią były radosne okrzyki. Don Esteban pierwszy przepchnął się pomiędzy ludźmi i z rozmachem klepnął Jacinto w ramię.

– Cieszę się, że jesteście niewinni – oświadczył. – Ale, ale… – zreflektował się nagle. – Alcalde, skonfiskowaliście konie i należność! – przypomniał.

De Soto, odwracający się właśnie, by odejść, zamarł w połowie ruchu.

– Co chcieliście powiedzieć, Oliveira? – zapytał zimno.

– Że skoro Jacinto jest niewinny, to należy mu zwrócić jego konie. I moją należność za wierzchowca.

Zaczerwieniony de Soto skrzywił się nieprzyjemnie.

– Kiedy ogłaszałem konfiskaty, nikt nie miał wątpliwości co do winy! – wypomniał. – Nie domagajcie się więc, bym zwracał coś, co zostało zabrane zgodnie z prawem!

READ  Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 41

– Nikt, alcalde? Ależ…

– Kwestionujecie mój wyrok, Oliviera?!

– Nie można tego nazwać wyrokiem! – zauważył ktoś głośno.

Ludzie, którzy w napięciu przysłuchiwali się wymianie zdań pomiędzy de Soto a don Estebanem, nie mieli wątpliwości, kto się właśnie odezwał. Sam de Soto też wiedział. Okręcił się na pięcie, by spojrzeć na Zorro stojącego beztrosko na kalenicy dachu kwatery alcalde.

– Czyżbyś chciał usłyszeć swój wyrok?! – zapytał z furią.

– Może przy innej okazji – zaśmiał się Zorro. – A na razie to Jacinto Santana był i jest niewinny. Nie możecie zagarnąć jego mienia. Ani tym bardziej mienia don Estebana.

De Soto zacisnął pięści.

– Chcesz czy nie, zaraz usłyszysz – warknął w odpowiedzi. – Sierżancie! Salwa!

Jęk Mendozy był dobrze słyszalny w nagłej ciszy, ale w odróżnieniu od niego Zorro nie wydawał się być przejęty sytuacją. Spokojnie poczekał, aż żołnierze zebrani wokół Sepulvedy uniosą muszkiety, po czym, na moment przed strzałem, błyskawicznie ześlizgnął się po dachu i zeskoczył pomiędzy nich, przewracając ich na ziemię samym impetem. Jeden Sepulveda ustał na nogach, ale cios w dołek zgiął go zaraz wpół i posłał pomiędzy leżących podwładnych. De Soto wrzasnął kolejny rozkaz, zapewne w nadziei, że usłyszą go na terenie garnizonu, lecz Zorro w odpowiedzi zagwizdał ostro i z zaułka wybiegł Tornado, skutecznie rozpraszając żołnierzy przy bramie.

– No cóż, alcalde – stwierdził Zorro, idąc w stronę de Soto. – Możecie powiedzieć, że próbowaliście.

De Soto sięgnął do szpady, ale Zorro jednym smagnięciem bicza wytrącił mu ją z ręki. Drugie uderzenie przyciągnęło samego alcalde do banity, okręcając tak, że de Soto znalazł się pomiędzy nim a żołnierzami. Przy powozie jeden z towarzyszy Floresa sięgnął po pistolet, ale Xavier przytrzymał go za rękę. Ventura oparł się o pudło soliterki i obserwował zamieszanie z nieskrywanym rozbawieniem.

– Bez obawy, alcalde. Nie zamierzam wam zrobić większej krzywdy – poinformował Zorro swojego jeńca. – Ale radzę wam odwołać tamtą konfiskatę.

Tym razem nie tylko Mendoza, ale i inni stojący w pobliżu de Soto usłyszeli zgrzytnięcie zębami.

– Jeśli myślisz, że dam się zastraszyć… – zasyczał de Soto.

– Ależ wcale tak nie myślę. – W głosie Zorro brzmiało niekłamane rozbawienie. – Im głośniej będziecie się upierać, że słusznie zarekwirowaliście i kupionego konia, i wypłaconą za niego należność, tym lepiej. Ludzie w San Diego sporo się dowiedzą o sprawiedliwości w Los Angeles. A może i w San Francisco, nieprawdaż, señor Ventura?

Tym razem alcalde nie tyle zgrzytnął zębami, co sapnął ciężko.

– Wycofuję konfiskatę! – ogłosił. – Mendoza! Wyprowadź konie ze stajni!

– Wypłaćcie też don Estebanowi jego pieniądze, sierżancie – dorzucił Zorro.

pokiwał gwałtownie głową i pobiegł do bramy. Na moment zatrzymał się, bo przy samych wrotach wciąż niespokojnie krążył Tornado, ale Zorro gwizdnął i wierzchowiec przybiegł do swego pana.

De Soto nie zdążył zakląć, gdy Zorro znów go okręcił i odepchnął. Błysk szpady, trzask ciętego materiału i na granatowym suknie munduru pojawiły się rozcięcia.

– Jak was kiedyś uprzedzałem, alcalde. – Zorro, już na koniu, uniósł dłoń do kapelusza w drwiącym salucie. – Działajcie tak dalej, a wasza garderoba mocno ucierpi.

Przechylił się jeszcze w siodle, by klepnąć w ramię Jacinto.

– Wracajcie do domu, señor – powiedział cicho, a potem głośno dorzucił. – To zaszczyt, że mogłem was poznać, señor Ventura! dawno nie widziało przedstawiciela sprawiedliwości!

– To zaszczyt również i dla mnie, señor Zorro – odpowiedział Ventura. – Ale jestem tu przedstawicielem prawa i powinienem…

Zorro poderwał Tornado do .

– Nie kończcie, señor! – zaśmiał się.

Zasalutował szpadą i pognał do wyjazdu z pueblo, odprowadzany wiwatami ludzi.

Mieszkańcy otoczyli Venturę, padre Beniteza i młodego Santanę. Jednocześnie składano kondolencje i gratulowano chłopakowi odzyskania wolności, a widok sierżanta prowadzącego dwa wierzchowce wywołał prawdziwą burzę wiwatów. z szerokim uśmiechem wręczył Jacinto wodze obu koni, a don Estebanowi sakiewkę.

Stojący poza tym całym zamieszaniem de Soto w pociętym mundurze wyraźnie spochmurniał widząc, że Oliveira pobieżnie przelicza wręczone mu pieniądze. Nikt, kto go w tej chwili zobaczył, nie mógł mieć wątpliwości, że alcalde nie był zachwycony, zwłaszcza że w sakiewce znajdowała się gotówka, nie asygnaty. Jednak widząc wciąż obserwującego go Venturę, de Soto odwrócił się i odszedł do swego gabinetu. Nie wyszedł też stamtąd, gdy wreszcie Jacinto Santana i ludzie eskortujący Augustę Sinestrę wyruszyli w drogę do San Diego. Kiedy zaś señora Antonia otworzyła gospodę po sjeście, alcalde przysłał Sepulvedę, by ten dostarczył mu kolację.

x x x

Sprawa Augusty Sinestry nie zakończyła się na odjeździe wysłannika magistrado. Wprawdzie on i Flores zabrali do San Diego szaloną zabójczynię, ale to było za mało, by uspokoić plotki. Ich wizyta, tak samo jak oskarżenie Jacinto Santany, jego niedoszła egzekucja i ucieczka, to były tematy, o których najwięcej rozmawiano przez następne dni w Los Angeles. Omawiano ze zgrozą zbrodnie, jakich dopuściła się señora, i roztrząsano, jak szczęśliwie dla Jacinto morderczyni jego ojca została schwytana. Wszyscy spodziewali się też, że to tym zdarzeniom młody de la Vega poświęci najwięcej miejsca w następnym numerze Guardiana. Don Diego co prawda właśnie pracował nad serią artykułów porównujących zalety, wady i obieg wprowadzonych przez alcalde asygnat wobec bitych monet i banknotów, jak nazywano bilety bankowe, ale zapytany zgadzał się z rozmówcami, że ta historia musi zostać ogłoszona drukiem.

Zainteresowanie ludzi skierowało się też na doñę de la Vega i to nie tylko dlatego, że nieomal padła ofiarą szalonej morderczyni. Nikt w nie zapomniał czasów, kiedy to zamaskowany jeździec otwarcie flirtował z señoritą Escalante, więc wielu było ciekawych, jak teraz przyjęła to, że zawdzięczała życie niegdyś odtrąconemu zalotnikowi. W gospodzie było tłoczno, a goście wypytywali i señorę Antonię, i pozostałe pracownice. One jednak nie mogły wiele powiedzieć, bo doña przez następne dni nie opuszczała hacjendy. Podobno czuła się dobrze, mimo zranionej ręki, ale ze względu na dziecko señora Rosita zaleciła jej odpoczynek i kategorycznie zabroniła jeżdżenia do pueblo.

Ta nieobecność rozpalała wyobraźnię i napędzała plotki, więc kiedy następnej niedzieli de la Vegowie zjawili się w kościele, przywitały ich zaciekawione spojrzenia. Jednak doña Victoria, nadal z ręką na temblaku, nie sprawiała wrażenia osoby bardzo wstrząśniętej czy też skłóconej z mężem, a don Diego troszczył się o nią tak samo jak zawsze, może tylko jeszcze bardziej uważnie ochraniał ją ramieniem i wspierał.

Po mszy młodych de la Vegów otoczył cały wianuszek rozmówców. Caballeros chcieli się dowiedzieć, czy Diego nie ma wiadomości z San Diego, ich żony – zapytać, jak czuje się Victoria. Jednak cała ta rozgadana grupa zamilkła, gdy podeszła do nich rodzina da Silvów.

Doña Dolores, blada, z podkrążonymi oczyma i otulona czarnym rebozo, dygnęła przed Victorią z wdziękiem, który przypomniał wszystkim o jej edukacji na królewskim dworze.

Doña de la Vega – przemówiła. – Przyjmijcie moje podziękowanie za ocalenie mi życia. Chcę także tutaj, wobec zebranych mieszkańców Los Angeles, przeprosić was za wszystkie moje niewłaściwe uwagi, jakie przez ostatnie miesiące padły z mojej strony pod waszym adresem. Pomawiałam was, szkalowałam i niewątpliwie byłam przyczyną plotek, jakie poddawały w wątpliwość waszą reputację. Chcę, tu i teraz, publicznie odwołać wszystko, co powiedziałam, i przyznaję, że kierowały mną złość i niechęć do waszej osoby.

READ  Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 19

zaniemówiła. Nigdy, nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że dumna Dolores tak się wobec niej upokorzy. Nie po tych wszystkich atakach, oszczerstwach, złośliwościach…

Ale słowa młodej kobiety brzmiały szczerze. Lekki uścisk dłoni Diego przypomniał doñi de la Vega, że powinna odpowiedzieć. I to możliwie równie godnymi słowami.

– Przyjmuję te przeprosiny. Nie żywię żalu – skłamała bez wahania. – Mam nadzieję, że wszelkie złe słowa i niesnaski, jakie nas kiedyś dzieliły, pójdą od tej pory w zapomnienie.

Dolores uśmiechnęła się słabo w podzięce, a poczuła ukłucie niepokoju. Doña da Silva wyglądała naprawdę źle. Tamta migrena musiała być oznaką jakiejś poważniejszej choroby. Nie miała jednak zamiaru o tym mówić, nie, kiedy dookoła było aż tłoczno od gapiów ciekawych każdego jej słowa. Mauricio też nie chciał przedłużać spotkania. Objął swą żonę ramieniem i poprowadził do oczekującego powozu.

Nieoczekiwanie de Soto przepchnął się pomiędzy ludźmi do stopni werandy gospody.

– Korzystając z okazji, że jesteśmy tu zgromadzeni… – zaczął mówić donośnym głosem.

Przez tłumek zebrany na placu przebiegł szmer. Jeśli alcalde miał coś do ogłoszenia, nie mogła to być dobra wiadomość.

– Chciałem ogłosić – kontynuował de Soto – że gubernator wyraził zgodę i niebawem rozpoczną się prace nad budową nowego wodociągu!

Szmer rozmów zmienił się w hałas. potrzebowało wody, bardzo potrzebowało. Nie chodziło tu nawet o ostatni wypadek z trucizną, ale znacznie wcześniejszą suszę, kiedy to miejska fontanna była jedynym źródłem w okolicy, jakie nie wyschło. Doprowadzenie do niej wody z jeszcze jednego miejsca skończyłoby wreszcie z obawami, że może jej zabraknąć, i było planowane już od lat. I wciąż napotykało na przeszkody. Luis Ramone miał sporo pomysłów na wydawanie pieniędzy z miejskiej kasy, ale na pewno nie było wśród nich niczego, co mogłoby posłużyć mieszkańcom pueblo. A wydawało się, że de Soto, po tych kilkunastu tygodniach, kiedy to starał się i planował rozwój Los Angeles, zapomniał o wszelkich poczynionych wówczas ustaleniach. Stąd jego nieoczekiwane oświadczenie wzbudziło zainteresowanie, ale i pewien przestrach. Wielu spośród obecnych zadało sobie od razu zasadnicze pytanie: kto będzie płacił za wodociąg?

De Soto odczekał dłuższą chwilę, pozwalając ludziom się wygadać. Wreszcie uderzył dłonią o poręcz werandy, sygnalizując, że chce mówić dalej. Z początku nie było reakcji, ale po chwili najbliżej stojący zorientowali się w sytuacji i zaczęli uspokajać pozostałych.

– Dziękuję bardzo – skwitował alcalde z ironicznym uśmiechem, gdy wreszcie zapanowała cisza. – Teraz chcę powiedzieć jeszcze tylko to, że daję pueblo trzy dni na zastanowienie się, jak sfinansować ten nowy akwedukt.

– Jak to? – spytał starszy de la Vega. – Nie będzie to finansowane z publicznej kasy?

– Mogłoby tak być w innej sytuacji, don Alejandro – odparł de Soto. – Ale w tej chwili w kasie pueblo widać dno. W swej oszczędności nie zadbaliście, by pozostało w niej cokolwiek więcej niż należne podatki. Pozwolę sobie zauważyć – uśmiechnął się krzywo alcalde – że gdyby nie hojność waszej synowej, moi żołnierze nie mieliby co jeść.

– Przecież sami oświadczyliście, że ich żołd… – zaczął mówić .

– To nie jest tematem dzisiejszej rozmowy – przerwał mu alcalde. – Powtarzam. Macie trzy dni na ustalenie, w jaki sposób będą opłacone prace przy budowie. Jeżeli te pieniądze się nie znajdą, budowa nie ruszy.

– Ale… – zaczął mówić któryś z pozostałych caballeros.

– Oczywiście mogę nałożyć na was dodatkowy podatek. – De Soto znów przerwał swemu rozmówcy. – Tylko że wtedy pewnie pobiegniecie na skargę do Zorro – zadrwił. – Cóż, może być i tak, jeśli chcecie. To by mi nawet pasowało. Bardzo pasowało. – Uśmiechnął się, widząc przestraszone miny zebranych, i kontynuował. – Doceńcie więc, że chcę z wami współpracować. Jeśli zależy wam na dodatkowej wodzie, musicie znaleźć na nią pieniądze.

Zszedł z werandy, dając do zrozumienia, że powiedział wszystko na ten temat. Ludzie rozsunęli się przed nim, ale de Soto zatrzymał się po kilku krokach. Diego i rozmawiali półgłosem z doñą Margaritą Oliveira.

– De la Vega! – odezwał się alcalde.

Diego nie zareagował.

– De la Vega! – powtórzył głośniej de Soto.

– Tak, don Ignacio? – Diego odwrócił się z zaskoczoną miną.

– Potrzebuję twojej pomocy.

– Słucham? – nie ukrywał swego niedowierzania. – Czemu zawdzięczam ten zaszczyt?

– Plany wodociągu. – Widząc, że młody de la Vega zdaje się go nie rozumieć, alcalde wyjaśnił. – Musimy sprawdzić, czy są kompletne, a chyba tylko ty się w tym orientujesz. Jeśli jeszcze nie zapomniałeś o tym, że opracowywałeś je dla mnie.

– Opracowaliśmy wspólnie, don Ignacio. I nie, nie zapomniałem.

– To dobrze. W gospodzie będzie chyba nam najwygodniej. Idziesz? – Alcalde skierował się z powrotem do werandy.

Diego wzruszył ramionami.

– Skoro tak wam spieszno… Wybaczcie, doña – przeprosił żonę Oliveiry. – Victorio?

– Poczekam – odparła szybko Victoria. – Mam kilka spraw do omówienia z Antonią.

Przez następne godziny obejrzała postępy w przebudowie strychu, porozmawiała z señorem Nacho o meblach do nowych pokoi, omówiła z Antonią jadłospis na najbliższy tydzień i przejrzała zapasy przypraw. W końcu nie zostało jej już nic do roboty, więc tylko obserwowała salę ze swego wygodnego miejsca za barem.

Diego i de Soto rozłożyli na stole mapy i plany wodociągu, a teraz siedzieli nad obliczeniami. nie miała pojęcia, co takiego liczą, ale musiało to być dostatecznie skomplikowane, bo jej mąż wydawał się nie widzieć świata poza notatkami. Przypominało to sytuację sprzed kilku miesięcy, z samego początku pobytu Ignacio, kiedy jeszcze zabiegał o przychylność mieszkańców. Choć nie, była jedna drobna różnica. Teraz Diego głównie sprawdzał dokumenty, a alcalde przyglądał mu się zza ramienia, co jakiś czas wskazując tylko kolejne zapisy. Doña de la Vega podejrzewała jednak, że gdyby spytać de Soto, kto przygotował projekt, ten nie wspomniałby nawet o jej mężu i przypisał zasługę sobie. W każdym razie miała pewność, że tak zrobiłby Ramone.

Alcalde musiał dostrzec, że mu się przyglądała, bo uśmiechnął się nieprzyjemnie. Cóż, byli w publicznym miejscu, prócz de la Vegów w gospodzie było jeszcze sporo gości, w tym kilku caballeros, doña Margarita i starszy da Silva. Chyba ze względu na Diego nie rozmawiano za głośno, nie chcąc mu przeszkadzać w tak ważnej pracy, ale za to było słychać, że na werandzie toczą się ożywione dyskusje.

Nieoczekiwanie de Soto przechylił się w stronę młodego de la Vegi.

– Więc wybaczyłeś żonie? – spytał, nie zadając sobie trudu zniżenia głosu.

zamarła, tak samo jak niemal wszyscy obecni w gospodzie. Nikt nie spodziewał się takiego pytania ze strony alcalde.

– Słucham? – odpowiedział mu Diego. Wydawało się, że pochłonięty obliczeniami nie dosłyszał czy też nie zrozumiał, co powiedział Ignacio.

READ  Oś czasu NWZ z historią w tle - część I - 1760-1811

– Pytałem cię, czy wybaczyłeś swojej żonie – powtórzył de Soto, cierpliwie, ale ze złośliwym uśmiechem.

Młody de la Vega odłożył pióro i oparł obie dłonie płasko przed sobą, na mapach i notatkach, nim podniósł głowę i spojrzał na dawnego kolegę.

– Cóż takiego miałbym jej wybaczać, Ignacio?

Don Ignacio, bądź łaskaw nie zapominać – napomniał go alcalde. – I nie, nie znam bliższych szczegółów, ale sądzę, że cię o nich poinformowała.

Dłonie Diego nawet nie drgnęły, sam odchylił się nieco od stołu, tak by się oprzeć plecami o ścianę.

– Nie miała o czym mnie informować, don Ignacio. Ani prosić o wybaczenie. Natomiast was chyba ktoś wprowadził w błąd.

– Doprawdy?

– A jak inaczej nazwać takie mijające się z prawdą wiadomości?

– Sugerujesz, że ktoś mnie okłamał? – De Soto przechylił się groźnie w stronę rozmówcy.

– A czy tak się nie stało? – Diego nie odwracał wzroku od twarzy alcalde, wciąż wpół uśmiechnięty, nieco zdziwiony, nieco zakłopotany.

Ignacio odepchnął się od stołu i także oparł o ścianę.

– Nie wiem – wycedził – czy mam się rozzłościć na twoją głupotę, Diego, czy współczuć twojej naiwności. Wierzysz swojej żonie, chociaż każdy…

– A wy ufacie ploteczkom – wpadł mu w słowo Diego. – Jeśli zaś chodzi o to, co się wydarzyło wtedy podczas sjesty, to wierzę słowom nie tylko mojej żony, ale także temu, co opowiedział magistrado Ventura. Zauważcie też, że nie obwiniam was o to, że ta morderczyni ją zaatakowała. Nie wypominałem, że gdybyście tą Sinestrę zatrzymali wcześniej, jak to sugerował wam don Alfredo…

De Soto poczerwieniał.

– Gdybym chciał zatrzymywać każdą podejrzaną osobę – wywarczał – krzyczelibyście wniebogłosy, że jestem tyranem!

– Tak sądzicie? Czy to nie wczoraj dwaj rolnicy skarżyli się wam na przybyszy…

– Dosyć, de la Vega! – Alcalde trzasnął dłonią w stół. – Zajmij się może lepiej tymi obliczeniami! Chcę mieć to wreszcie z głowy! Jeśli mamy mieć przed latem więcej wody…

Diego wzruszył ramionami.

– Będziemy mieć tę wodę, jeśli uda się nam dostać odpowiednie drewno na rury – odpowiedział. – Kupiec z Santa Paula sprzedał już wszystko, co miał w magazynie…

– O to się nie martw! – De Soto demonstracyjnie obrócił się bokiem do stołu, dając do zrozumienia, że skończył rozmawiać.

Diego także pochylił się nad notatkami i sięgnął po pióro. Odetchnął nieznacznie. Na kartkach, tam gdzie opierał dłonie, nie było plam potu. De Soto nie będzie mógł podejrzewać, że młody de la Vega nie rozmawiał z nim tak spokojnie, jak się to wydawało. A nawet jeśli, to czy nie tłumaczyło go samo oskarżenie rzucone na ukochaną żonę?

Za to za barem ukryła pod ladą dłonie zaciśnięte w pięści. Prysnął cały błogi spokój i satysfakcja, jakie czuła po przeprosinach Dolores. Gdyby mogła sobie na to pozwolić, de Soto wyglądałby już gorzej niż ktokolwiek po jakimkolwiek spotkaniu z Zorro, gorzej niż kiedykolwiek Ramone. Jak on śmiał twierdzić, że Diego miałby cokolwiek jej wybaczać?! I to dlaczego? Dlatego, że omal nie zginęła w starciu z tamtą wariatką?! Na domiar złego rzucił to swoje oskarżenie, gdy w gospodzie było tyle osób. Dolores właśnie przeprosiła, przyznała się publicznie, że zmyśliła sobie romans pomiędzy doñą de la Vega a zamaskowanym banitą, ale nie łudziła się nawet przez moment, za dobrze znała mechanizmy rządzące plotkami. To, co powiedział alcalde, mimo odpowiedzi Diego, mogło wielu, zbyt wielu osobom nasunąć podejrzenie, że jednak gdzieś tam tkwiło ziarenko prawdy. A ona nie mogła niczemu zaprzeczyć, bo cokolwiek by teraz zrobiła, potwierdziłaby tylko krążące o niej pogłoski. Ba, nawet nie mogła odsunąć de Soto od stołowania się w gospodzie. Zrobiłaby to, z przyjemnością zabroniłaby mu przekroczenia progu, gdyby tylko… Gdyby nie potrafiła wyobrazić sobie jego złośliwego uśmieszku, z jakim by to przyjął, zapewne uznając to za potwierdzenie, że trafił w swoich domysłach. Wolała nie zastanawiać się, co mogłoby się zdarzyć potem. Warta w hacjendzie, obserwująca „kochankę Zorro”, to byłoby najmniejsze zagrożenie.

Zsunęła się ze stołka i powoli poszła do kuchni. Antonia na pewno potrzebowała pomocy. wraz z dziewczętami krążyła roznosząc napoje, a trzeba już było gotować potrawy na kolację.


CDN.

Series Navigation<< Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 14Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 16 >>

Author

No tags for this post.

Related posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

mahjong

slot gacor hari ini

slot bet 200 perak

situs judi bola

bonus new member

spaceman

slot deposit qris

slot gates of olympus

https://sanjeevanimultispecialityhospitalpune.com/

garansi kekalahan

starlight princess slot

slot bet 100 perak

slot gacor

https://ceriabetgacor.com/

https://ceriabetonline.com/

ceriabet online

slot bet 200

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

slot bet 200

situs slot bet 200

https://mayanorion.com/wp-content/slot-demo/

judi bola terpercaya