Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 8
- Autor/Author
- Ograniczenie wiekowe/Rating
- Fandom
- New World Zorro 1990-1993,
- Status
- kompletny
- Rodzaj/Genre
- Romans, Przygoda,
- Podsumowanie/Summary
- Pech czy los sprawiają, że nawet najlepszy plan może zawieść. Piąta część opowieści o Zorro i Victorii.
- Postacie/Characters
- Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Victoria Escalante, Felipe, Jamie Mendoza, Luis Ramon,
Rozdział 8. Gorzka wygrana
Juan Checa odetchnął z ulgą, gdy otoczył go znajomy chłód ścian jaskini. Gdy wyruszali, Zorro kazał podprowadzić wierzchowca do swojego posłania i tak długo tłumaczył, że ma pozwolić się dosiąść komuś innemu niż jego pan, choć podobnie wyglądającemu, aż ogier wreszcie przestał się niepokoić i usłuchał. Checa wystarczająco dobrze znał się na koniach, by wiedzieć, że w każdej chwili może on jednak zmienić zdanie. I tak miał dość szczęścia, że mógł zsiąść z konia w Los Angeles i bez kłopotów wsiąść z powrotem. Wiedział też, że wystarczy jedno nieoględne muśniecie wrażliwych boków wierzchowca, by Tornado zrzucił go z siodła i być może nawet zaatakował. Teraz, gdy był już z powrotem, nie groził mu taki wypadek.
Uczucie ulgi zniknęło jednak, gdy tylko zdjął przepaskę z oczu i zeskoczył z siodła. Przez te kilka godzin, gdy pojechał do Los Angeles, stan Zorro wyraźnie się pogorszył. Ranny oddychał słabiej, sprawiając wrażenie półprzytomnego od gorączki.
– Señor Zorro – Juan przykląkł przy posłaniu.
Przez chwilę nie było odpowiedzi, wreszcie Zorro odwrócił głowę w jego stronę.
– Señor Zorro, don Alejandro de la Vega jest wolny. Alcalde odwołał też wyroki na don Diego de la Vegę i señoritę Escalante.
– Dobrze… – głos Zorro był wyraźnie słabszy.
– Przywiozłem też waszą szpadę – Juan podał rękojeść broni rannemu. Ten ujął ją z nieoczekiwanie smutnym uśmiechem.
– Dziękuję, señor Checa… – powiedział. – To wiele… dla mnie znaczy…
– Señor Checa – dotknęła ramienia Juana señorita Escalante. – Może odpoczniecie chwilę?
Juan cofnął się, by jej nie przeszkadzać. Uklękła przy rannym i delikatnie zwilżyła mu wargi wodą. Chłopak de la Vegów już ściągał siodło z Tornado, głaszcząc i poklepując konia. Nagle były kapral poczuł się bardzo niepotrzebny, a czarny strój, który miał na sobie, wydał mu się niewłaściwy. Przybrał maskę na krótko, jako zastępca, przeznaczony by raz, jeden jedyny, w niej wystąpić i zająć miejsce bohatera. Wykonał już swoje zadanie, zastąpił Zorro, uwolnił don Alejandro i przestraszył alcalde. Teraz Zorro będzie mógł udać się gdzie indziej, gdzie będzie miał lepsze warunki do powrotu do zdrowia, jeśli zdoła wyzdrowieć z tej rany. Señorita Escalante i don Diego zapewne pojadą razem z nim, by dalej się nim opiekować, choć może jedno z nich wróci do Los Angeles. On sam zaś powinien wracać do hacjendy señora Pereiry i do señority Flor, która zapewne odchodziła od zmysłów z niepokoju o niego. Tam było jego miejsce. Tu był tu zbędny. Czas powrócić do swojego życia.
Ściągnął z siebie przebranie, ale niemiłe uczucie pozostało. Podszedł do chłopca i dotknął jego ramienia.
– Mogę dać coś Tornado?
Chłopak z ożywieniem skinął głową i wygrzebał z worka dorodną marchew. Koń chętnie przyjął ją z ręki Juana i tym razem nie cofnął się, gdy Checa pogładził go po szyi.
– Dziękuję, że mnie nie zrzuciłeś – mruknął.
Señorita Escalante podeszła do mężczyzn.
– Señor Checa…
– Tak?
– Zostańcie tutaj do zmierzchu – powiedziała. – Będzie wam łatwiej wracać, gdy nikt was w tej okolicy nie zauważy. Alcalde na razie odwołał żołnierzy z hacjendy de la Vegów, ale nie wiem, ilu z nich patroluje okolicę.
– W porządku, zresztą…
– Macie za sobą nieprzespaną noc – uśmiechnęła się. – Wiem, że to mało, ale w tej chwili w podzięce mogę wam zaoferować jedynie posłanie i posiłek…
Nieskrywana wdzięczność w jej głosie sprawiła, że Juan poczuł się nieco lepiej. Usiadł na wskazanym posłaniu, a chłopak przerwał czyszczenie konia i podsunął mu pozostałą ze śniadania miskę polewki i kawałek podpłomyka. Zjadł i wyciągnął się na sienniku. Señorita podeszła raz jeszcze, po to, by podać mu koc. Mimo małego piecyka, ściany jaskini tchnęły chłodem.
Nie wiedział, co go obudziło. Jako żołnierz miał dość czujny sen, nawet gdy mieszkał w garnizonie, a bycie vaquero, gdy trzeba było drzemać przy ogniskach i nadstawiać ucha na każdy szelest w pobliżu, tylko wzmocniło ten nawyk. Teraz nie poderwał się z posłania, tylko czekał, czy powtórzy się ten hałas.
I dźwięk się powtórzył. Nie jęk, jak się na poły spodziewał, ale słowo, wymówione zachrypniętym słabym głosem. Gorączka musiała wzrosnąć jeszcze bardziej i Zorro majaczył.
– Ojcze… ojcze!
– Ciii, Zorro… cii… – uspokajała go señorita.
– Muszę… muszę jechać… ojciec… niebezpieczeństwo!
– Jest bezpieczny, nic mu nie grozi… Spokojnie Zorro, leż spokojnie…
Jęk świadczył, że ranny nie zwraca uwagi na jej zapewnienia. Juan leżał jak skamieniały, starając się oddychać możliwie równo, by się nie zdradzić, że nie śpi.
– Felipe – poleciła tymczasem señorita Escalante. – Sprowadź don Alejandro. Szybko!
Skądkolwiek Felipe miał przyprowadzić starszego caballero, nie było to odległe miejsce, bo Juan już po chwili usłyszał tupot butów.
– Co się stało?
– Majaczy – odpowiedziała krótko señorita. A potem dodała, jakby w odpowiedzi na niewypowiedziane pytanie. – Juan śpi.
– Ojcze… – rozległ się znów jęk Zorro.
– Cii, jestem tutaj… jestem bezpieczny… Uratowałeś mnie, Zorro, pamiętasz? Obudź się, Zorro…
Juan delikatnie uchylił powiek, na tyle, by się nie zdradzić, że już nie śpi, ale też tak, by zobaczyć, co się dzieje. Don Alejandro, w samej koszuli, klęczał przy posłaniu i zwilżał wodą maskę zasłaniającą twarz Zorro. Chwilę potem señorita Victoria podała mu kubek i caballero spróbował napoić rannego. Cokolwiek to było, musiało być niesmaczne, bo Zorro odwracał się z niechęcią, a don Alejandro znów delikatnie nakłaniał go do picia.
Checa myślał z gorączkowym pośpiechem. Więc to tak się sprawy miały. Kto krył się pod maską? Młody de la Vega? Niemożliwe. Widywał go w pueblo i wiedział, że opinia niezdary była w tym przypadku zasłużona. Don Diego nie sprawił na nim wrażenia kogoś, kto potrafi sięgnąć po broń, zwykle zresztą jej nie nosił. A zatem było inne wytłumaczenie. Widywał takie rodziny w Hiszpanii. W końcu niejeden caballero miał syna z nieprawego łoża i w królewskiej armii niejeden żołnierz przyznawał się do szlachetnie urodzonych przodków, choć sam nie mógł pieczętować się rodzinnym herbem. To tłumaczyło wszystko: i powiązania de la Vegów z banitą, i pełne rozpaczy przekonanie Victorii, że tracąc Zorro utraci także miłość Diego, i to, że gdy między tymi dwoma stanęła kobieta, potrafili się porozumieć. Zatem don Diego i Zorro byli braćmi, jeden dziedzic fortuny, a drugi ukrywany, być może bez nazwiska, ale kochany przez swego ojca, a zapewne i brata…
Bo don Alejandro niewątpliwie kochał swego syna–banitę, tego Juan Checa był pewien. Widział to w sposobie, w jaki starszy caballero opiekował się rannym i trochę zazdrościł Zorro tej ojcowskiej miłości. Jemu samemu, gdy zabierano go do przytułka, ojciec pozostawił tylko krótkie przykazanie, by był dobrym chłopcem i wyrósł na uczciwego człowieka. Cóż, był nieurodzaj, podatki były wysokie, a klasztorny sierociniec gwarantował przynajmniej miskę strawy dziennie. Najstarsi poszli gdzieś na służbę, rodzice zdecydowali się zatrzymać najmłodsze z dzieci, zbyt małe, by dało sobie rady gdzieś samo, a dla Juana pozostało wspomnienie ojcowskiego uścisku, matczynych łez i twarda prycza w wielkiej, chłodnej sali. Przetrwał, został żołnierzem, a gdy po latach wrócił do rodzinnej wioski, po jego bliskich nie było już śladu nawet na cmentarzu. Nikt nie potrafił mu powiedzieć, czy odeszli, wygnani z rodzinnej ziemi przez niedostatek i niespłacone podatki, czy też w minionych latach zabrała ich jakaś choroba.
Gdy Zorro znów głośniej jęknął, Juan poruszył się i usiadł, jakby właśnie teraz obudził się ze snu. Uznał, że lepiej będzie, jeśli da znać, że się obudził, niż udawał zbyt twardy sen. Nie chciał dłużej podsłuchiwać. Zbyt to było osobiste.
– Señor Checa! – Victoria pierwsza spostrzegła, że się poruszył.
– Słyszałem jęk… Co z Zorro? – odpowiedział.
– Gorączka wzrosła. Majaczy…
Juan w ostatniej chwili ugryzł się w język, by nie powiedzieć, że to niedobrze. Przelotnie zastanowił się, ile czasu przez ostatnie dni spała señorita Escalante. Sprawiała wrażenie całkowicie wyczerpanej i podejrzewał, że gdyby głośno wypowiedział jej obawy, kobieta mogłaby się załamać. Zamiast tego spytał.
– Jaka jest pora dnia?
– Zmierzch już – don Alejandro odpowiedział zamiast Victorii.
– Więc pojadę. Nie powinienem mieć kłopotów z omijaniem żołnierzy, jeśli jacyś się kręcą w okolicy.
Don Alejandro przyjął to stwierdzenie krótkim skinieniem głowy i znów zwrócił całą swoją uwagę na nieprzytomnego Zorro.
– Felipe was wyprowadzi – powiedziała señorita Escalante. Chłopak kiwnął potakująco głową i zajął się siodłaniem koni. Juan dołączył do niego, chcąc jak najszybciej wyjechać, zanim rozgorączkowany Zorro wygada się znów z jakąś ważną informacją. Jednak albo ranny zdołał jakoś zrozumieć w swoich majakach, że jego ojciec jest przy nim, bezpieczny, czy też zaczął działać napój i okłady, dość że Zorro nie odezwał się już więcej.
Gdy konie były osiodłane, Juan wyjął z kieszeni chustę, by zasłonić sobie oczy.
– Chwileczkę – señorita Escalante podeszła do niego i delikatnie ucałowała w policzek. – Vaya con Dios, señor Checa. Niech was Bóg błogosławi, że nam pomogliście.
– Vaya con Dios – powtórzył don Alejandro ściskając rękę Juana. – Macie we mnie dłużnika. Jeśli kiedykolwiek będziecie potrzebować pomocy, dajcie znać.
– Wy także – odpowiedział Checa. – Wiem, że to szaleństwo i że nie mam prawa tego żądać, ale gdybyście kiedykolwiek potrzebowali szermierza…
Don Alejandro zawahał się i spojrzał w stronę posłania, potem na Juana Checę. Zrozumieli się bez słów. Może przyjść czas, że Juan będzie musiał już stale zastępować Zorro.
X X X
Luis Ramone, alcalde Los Angeles, nie był durniem i wiedział, że często jego własna niecierpliwość i zachłanność były przyczyną klęski jego planów. Toteż teraz, choć kusił go wspaniały aksamit, jedwab i koronki, z westchnieniem zamknął kosz. Nie mógł liczyć na to, że señorita Escalante, kiedy wróci, przeoczy brak cennych tkanin. Z tego też powodu odłożył na miejsce jej skarbczyk. Z całą pewnością zażądałaby zwrotu swojej własności, albo, co gorsza, poprosiłaby o tę przysługę Zorro. A Ramone wciąż miał w pamięci ich ostatnie spotkanie i to, że musiał uklęknąć przed wszystkimi mieszkańcami puebla. Mógł się pocieszać, że został do tego zmuszony i że nie musiał, koniec końców, zjeść pergaminów z wyrokami, ale i tak na samo wspomnienie tego upokorzenia, zaciskał pięści z bezsilnej wściekłości.
Odstawił więc na miejsce kosz i szkatułę, pocieszając się, że i tak układa się lepiej, niż mógł się spodziewać. Don Alejandro wrócił do swojej hacjendy i z jego strony alcalde nie spodziewał się dalszych kłopotów. Drzwi były zamknięte, postawiono wartę, więc nic nie powinno było zginąć i sam don Alejandro nie powinien mieć większych pretensji do Luisa Ramone o odebranie własności. A o aresztowanie, tego Ramone był pewien, de la Vega nie będzie robił hałasu, skoro mógł wrócić do domu jako wolny człowiek.
Młody de la Vega, wraz ze swoją señoritą, jakby zapadli się pod ziemię. Alcalde podejrzewał, że ukrywają się tam, gdzie zwykł kryć się Zorro i zapewne wrócą za jakiś czas. Na razie señora Antonia prowadziła gospodę i dokładała starań, by nikt nie odczuł braku jej właścicielki, zaś za don Diego alcalde nie tęsknił. Czasem ten dziwak potrafił dokuczyć mu bardziej niż Zorro.
Sam zaś Zorro powinien był być martwy i Ramone nadal ledwie mógł uwierzyć w jego pojawienie się na rynku. Dopiero poniewczasie przypomniał sobie inną, podobną sytuację, kiedy to Zorro, który podobno spadł w przepaść, roztrzaskał się i został na koniec zastrzelony, pojawił się na swoim własnym pogrzebie. Ten przeklęty przebieraniec miał najwyraźniej cudowną zdolność do powracania z zaświatów. Ale to nic. Któregoś dnia Luis Ramone strzeli wreszcie tak, że Zorro już więcej nie powstanie.
Był tego pewien.
CDN.
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 1
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 2
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 3
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 4
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 5
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 6
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 7
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 8
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 9
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 10
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 11
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 12
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 13
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 14
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 15
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 16
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 17
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 18
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 19
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 20
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 21
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 22
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 23
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 24
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 25
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 26
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 27
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 28
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 29
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 30
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 31
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 32
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 33
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 34
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 35
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 36
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 37
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 38
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 39