Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 28
- Autor/Author
- Ograniczenie wiekowe/Rating
- Fandom
- New World Zorro 1990-1993,
- Status
- kompletny
- Rodzaj/Genre
- Romans, Przygoda,
- Podsumowanie/Summary
- Pech czy los sprawiają, że nawet najlepszy plan może zawieść. Piąta część opowieści o Zorro i Victorii.
- Postacie/Characters
- Diego de la Vega, Alejandro de la Vega, Victoria Escalante, Felipe, Jamie Mendoza, Luis Ramon,
Rozdział 28. Na drodze do Monterey
– Musisz jechać? – zapytała Victoria. Jaskinia była ciemna i chłodna jak zawsze, a Tornado prychał raźno, ciesząc się perspektywą biegu.
– Obawiam się, że muszę – Zorro poprawił puślisko przy siodle. Victoria uparła się, by wrócić razem z nim do hacjendy i teraz towarzyszyła mu w ostatnich przygotowaniach.
– Vaqueros nie dadzą rady?
– Może. Nie sądzę. Don Hernando uparł się, by wszyscy szukali Dolores w pobliżu drogi, ale myślę, że lepiej będzie, gdy rozejrzę się trochę dalej. Może będę miał szczęście i natrafię na jakiś ślad. Księżyc jest już bliski pełni, więc bez kłopotu wrócę w nocy. Ale muszę cię o coś poprosić.
– Tak?
– Miej oko na to, co się dzieje w garnizonie. Zwłaszcza na to, co planuje alcalde.
– Co masz na myśli?
– Chiara jest przekonana, że Dolores już nie żyje, a Eduardo jest jej mordercą. Don Hernando zabrał ją co prawda ze sobą, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by wróciła do pueblo i nadal jątrzyła. A chłopak jest w areszcie.
– Słyszałam od sierżanta, że Ramone go nie zwolnił.
– Nie wiem, czy Ramone nie uwierzył w oskarżenia Chiary. Boję się, że może go podjudzić do dalszych, niezbyt przemyślanych decyzji.
– Ta kobieta ma stanowczo za duży wpływ na niego.
– Myślę, że mniejszy, niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Ale póki jej i jego poglądy czy plany są zgodne, Ramone jej ustępuje.
– Zorro…
– Nie martw się, Vi – Zorro uśmiechnął się lekko do señority. – Pilnuj alcalde, w razie czego podnieś raban, by ojciec mógł go jakoś rozproszyć. Wrócę po zachodzie księżyca i zajrzę do ciebie, zapytać, co się działo.
Victoria popatrzyła na Zorro podejrzliwie. Miała wielką ochotę zapytać go o donnę Dolores, ale jednocześnie wolała się nie odzywać. Nadal doskonale pamiętała, do czego się posunęła przez zazdrość o tę dziewczynę i nadal się tego wstydziła.
Zorro chyba domyślił się, co czuje. Dłonią w rękawicy delikatnie podniósł jej podbródek, aż spojrzała mu w oczy.
– Pomyśl, że po całej nocy spędzonej gdzieś wśród wzgórz, Dolores nie wygląda zbyt pięknie – wyszeptał. – Jeśli znów spadnie deszcz, będzie już całkiem przypominała zmoczonego kurczaka…
Chciała się roześmiać, ale Zorro zamknął jej usta pocałunkiem.
X X X
Księżyc wisiał nad wzgórzami San Bernardino niczym wielka, srebrna moneta, gasząc swym blaskiem gwiazdy i oświetlając pasma chmur nasuwające się od południa, a ziemię pokrywała plątanina srebrnych i czarnych cieni, spośród których dobiegały szelesty wędrujących zwierząt i monotonne granie cykad. Gdzieś wśród zarośli lamentował samotny kojot. Noc była wyjątkowo ciepła jak na czas tuż przed Bożym Narodzeniem.
Zorro z niepokojem popatrzył na niebo. Tak ciepła noc oznaczała, że nadchodzące chmury niosą ze sobą deszcz. I choć nie miał nic przeciwko temu, by panna Dolores Escobedo przemokła, oznaczało to także, że znikną wszelkie ślady jej przejazdu i odnalezienie donny stanie się kwestią przypadku i szczęścia.
Vaqueros de la Vegów i Escobedo, wraz z peonami i innymi caballeros przeszukiwali wzgórza po obu stronach szlaku między Santa Barbara i Los Angeles. Diego, osobiście, skierowałby ich bardziej na zachód, na tereny pomiędzy Santa Barbara i Monterey, ale don Hernando uważał, że ślady Dolores będzie można odnaleźć właśnie w tej okolicy.
Zorro był innego zdania. Chociaż kiedyś głośno stwierdził wobec mieszkańców pueblo i don Escobedo, że donnie Dolores brak zarówno rozumu, jak i zdolności przewidywania, do czego mogą doprowadzić jej posunięcia, osobiście uważał, że panna Escobedo, pomimo młodego wieku, posiada te cechy w stopniu więcej niż dostatecznym, choć przy tym niezbyt właściwie ukierunkowane. Pomimo kilku potknięć, jak na razie udawało się jej realizować własne plany, niezależnie od tego, co sądzili i jak reagowali na to ludzie w jej otoczeniu. Owszem, nie udało się włączyć don Diego do orszaku swoich wielbicieli, sromotnie przegrała rywalizację z Victorią Escalante, a romans z Zorro okazał się jedną wielką pomyłką, w dodatku zakończoną publicznym upokorzeniem. Ale mimo to, wciąż otaczali ją adoratorzy, a don Hernando nie zdołał nakłonić jej do małżeństwa. Zorro nie wątpił jednak, że donna Dolores znudziła się już Kalifornią i miała dosyć swego wygnania. Był pewien, że dziewczyna umyślnie doprowadziła do pojedynku pomiędzy Eduardem i Mauricio. Więcej, podejrzewał, że całe starcie było zaplanowane tak, by jeden z nich poczuł się zmuszony do opuszczenia Los Angeles w jej towarzystwie. Młody caballero, przekonany, że właśnie w obronie dobrego imienia ukochanej dopuścił się morderstwa… To, co mógł w tej sytuacji zrobić, to szukać schronienia i wsparcia u dalszej rodziny, a potem wyruszyć po szczęście do krajów innych niż Kalifornia, zabierając dziewczynę ze sobą. Niestety, donnie Dolores stanęło tu na przeszkodzie surowe wychowanie don Eduardo. Młodzieniec nie wyobrażał sobie zabrania w dalszą podróż kobiety bez zapewnienia jej ochrony w postaci ślubnej obrączki, więc pierwsze swe kroki skierował do misji w Santa Barbara. Tam z pewnością znalazłby kapłana skłonnego pobłogosławić związek, zwłaszcza, gdyby usłyszał historię o nieszczęśliwej miłości. Ale ślub, i idące za nim ograniczenia, nie mieściły się w planie Dolores, stąd jej wybuch złości. Zorro był także pewien, że pomimo tego nie zrezygnowała ze swej ucieczki z Kalifornii. Więcej, teraz była zmuszona uciekać, bo kiedy wyszłaby na jaw jej rola w pojedynku, skończyłaby się wszelka pobłażliwość don Hernando.
Szlak z Monterey prowadził znacznie bardziej na zachód. Dolores, po dwu latach spędzonych w Los Angeles, mogła nadal słabo znać dalszą okolicę, bowiem przez ten czas jej życie koncentrowało się na pueblo i okolicznych hacjendach, ale z pewnością wiedziała, którędy przebiegają główne drogi. Zorro sądził też, że nauczyła się już znacznie lepiej jeździć konno, niż umiała to w Hiszpanii i nabrała pewności siebie. To ostatnie jednak było tylko przypuszczeniem. Panna Escobedo mogła zatem skierować się z misji wprost na zachód, w nadziei, że trafi na szlak do Monterey. Jeśli tak, popełniła poważną pomyłkę, bo tej drogi należało szukać nieco bardziej na południe, a w dodatku, między nią a Santa Barbara, leżały wzgórza San Bernardino, dziki teren, niemal równie tak stromy i skalisty, jak ten przy szlaku do San Pedro. To na południe stąd był kanion Perdido, z którego Zorro miał tak niemiłe wspomnienia, a i dalej nie brakowało podobnych rozpadlin. Jazda tamtędy, po zachodzie słońca, była trudnym i ryzykownym posunięciem.
Jednak Zorro zdecydował się jechać, przynajmniej przez ten czas, gdy pomagało mu światło księżyca. Ufał instynktowi Tornado, że koń zdoła dostrzec nierówności szlaku i uważał, że nie będzie musiał zagłębiać się w labirynt przesmyków pomiędzy kanionami, gdzie ścieżki były tak wąskie, że swobodnie korzystać z nich mogły tylko dzikie kozy. Nie sądził bowiem, by donna Escobedo zawędrowała aż tak daleko. Przez czas spędzony w domu stryja raczej nie mogła nauczyć się ani rozpoznawania drogi tam, gdzie nie było wyraźnie widocznego szlaku ani też wyszukiwania przejść tam, gdzie trzeba było objeżdżać przeszkody. Dla Zorro oznaczało to, że Dolores zapewne zabłądziła, zmuszona porzucić planowaną drogę i do tej pory błąkała się po wzgórzach, usiłując znaleźć coś, co nie istniało – drugi szlak z Santa Barbara do Monterey. Z pewnością była widziana na pogórzu jeszcze w dzień po swej ucieczce z Santa Barbara, gdyż napotkana przy strumieniu dwójka Indian wędrujących do misji twierdziła, że rankiem tego dnia widziała samotną kobietę jadącą konno wśród wzgórz. Idąc za ich wskazówkami Zorro natrafił na ślady samotnego jeźdźca i podążał za nimi, póki starczyło dziennego światła.
Nieoczekiwanie dla niego Tornado poderwał głowę i prychnął głośno. Chwilę zdawał się nasłuchiwać, a potem zarżał głośno. Odpowiedziało mu rżenie z pobliskiej kępy krzewów. Zorro ściągnął wodze ogierowi, powstrzymując go przed ruszeniem w tamtą stronę. Drugi koń, oczekujący chyba odzewu, zarżał ponownie i chwilę później Zorro go zobaczył, smukłą, ciemno umaszczoną klacz, osiodłaną po damsku.
Coś poruszyło się w krzewach. Zorro zeskoczył z siodła i podszedł tam ostrożnie, pozostawiając Tornado kwestię zatrzymania drugiego wierzchowca. Sucha gałązka trzasnęła mu pod butem.
– Kto tu jest? – zapytał niepewny kobiecy głos. – Nie podchodź!
– Obawiam się, że będę musiał podejść, donno Escobedo.
– Kto?! Kto to mówi? – Jeśli chwilę wcześniej głos wydawał się być niepewny, teraz brzmiała w nim panika. Zorro widział już doskonale stojącą między krzewami bylicy dziewczynę. Obracała się dookoła, z gotowym do strzału pistoletem w dłoniach.
– Rzuć broń, Dolores – powiedział.
– Nie! – okręciła się na pięcie, starając się zgadnąć, skąd dobiega głos. Musiała go nie widzieć, czarny strój wtapiał się w cienie zalegające pod drzewami.
– To ja, Zorro. Rzućcie broń, señorita. Nic już wam nie grozi…
Dolores jeszcze przez moment rozglądała się dookoła, aż wreszcie wsunęła pistolet za pasek. Zorro na ten widok tylko uniósł brwi. Dziewczyna może i brzmiała jak przerażona do granic możliwości, ale zachowywała się całkiem przytomnie. Panna Escobedo najwidoczniej starała się planować kilka kroków naprzód.
– Tu jestem, señorita – Zorro wystąpił w plamę księżycowego blasku. Spodziewał się okrzyku przestrachu, może ulgi, ale nie tego, co nastąpiło. Donna Escobedo ze szlochem rzuciła mu się w ramiona. Objął ją, na poły odruchowo.
– Tak się bałam, tak się bałam… – powtarzała między spazmami płaczu. Zorro delikatnie pogładził ją po głowie.
– Już nie musicie się niczego obawiać, señorita. Odwiozę was do domu.
Nie zdziwiło go, że po tych słowach ramiona dziewczyny stężały, jakby w obawie przed uderzeniem. Ale donna Dolores nie spróbowała ataku. Zamiast tego podniosła głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy.
– Błagam was, señor, jako caballero – zaczęła mówić proszącym tonem. – Proszę, nie odwoźcie mnie do hacjendy, do stryja. Nie macie najmniejszego pojęcia, jak zostanę tam przyjęta…
– To wasz dom… – Zorro starał się grać na zwłokę.
– Proszę… – wyciągnęła rękę i dotknęła policzka. Objęła go za kark i spróbowała przyciągnąć do pocałunku. – Proszę, señor… Wierzcie mi…
Zorro delikatnie przytrzymał ją za nadgarstek i odsunął rękę. Niezależnie od tego, jak bardzo czuł się skrępowany tym oczywistym zaproszeniem, wolał, by donna Escobedo nie sięgała w pobliże jego maski.
– Nie, señorita.
Przez moment zamarła, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczyma. Chwilę później jej druga ręka śmignęła w dół i, gdyby się nie spodziewał, że może go zaatakować, nie zdążyłby ze złapaniem jej, nim wyszarpnęła pistolet zza paska. Mocowali się przez moment. Zorro w ostatniej chwili wykręcił się w bok, unikając paskudnego kopnięcia, a Dolores prawie wyłamała sobie rękę, usiłując się wyrwać z jego uchwytu. Wreszcie donna Escobedo znów wybuchła płaczem.
– Jesteście okrutni! – oskarżyła.
– Niezupełnie – zaprotestował Zorro. – Zdaje mi się, że właśnie chcieliście mnie zastrzelić.
– Napadliście na mnie!
– Nie lubię, gdy się na mnie wymusza pocałunki, Dolores.
– Jestem donna Escobedo, bandyto! – syknęła.
– Jesteście – Zorro wzruszył ramionami, prowadząc obezwładnioną dziewczynę do koni.
Tak jak przypuszczał, klacz zatrzymała się tam, gdzie Tornado. Bardziej nietypowe było to, że ogier okazywał jej przyjazne zainteresowanie. Zorro roześmiał się na ten widok.
– Gdybyście nie wzięli tej klaczy – powiedział do swojej branki – nie wytropiłbym was tak łatwo.
– Co?!
– Klacz was zdradziła. Spokojnie, Tornado. Panie pojadą z nami, więc nie musisz się tak przejmować.
Ogier prychnął i tupnął nogą, jakby potwierdzając, że przyjął do wiadomości te słowa, ale miał na ten temat własne zdanie.
– No już, już – zaśmiał się Zorro. – Wiem, co o tym sądzisz. Wsiadajcie, donno Dolores.
Dziewczyna sztywno podeszła do konia. Wsunęła stopę w strzemię, podźwignęła się i zrezygnowała, nie mogąc wciągnąć się na siodło. Zorro roześmiał się głośno, przywiązując wodze klaczy do łęku siodła Tornado.
– Bardzo sprytnie, donno Dolores. Ale ja nie podejdę, by wam pomóc wsiąść. Musicie dać sobie radę sami.
W odpowiedzi usłyszał jedno oburzone sapnięcie, a chwilę potem dziewczyna bez większego wysiłku wciągnęła się na siodło. Zorro kiwnął aprobująco głową i sam wskoczył na Tornado.
– Oddajcie mi wodze – zażądała donna Escobedo.
– By was ścigać po zaroślach? – odparł. – Za duże ryzyko, że wasz koń złamie sobie nogę, albo coś się wam przydarzy.
Donna Escobedo prychnęła gniewnie, ale już nic nie odpowiedziała.
Dopiero gdy opuścili wzgórza, Dolores odezwała się znowu.
– Dlaczego nie chcecie pojechać ze mną do Monterey? – zapytała.
– Moje miejsce jest w Los Angeles.
– A moje w Hiszpanii – poskarżyła się. – Jednak moglibyśmy sobie wzajemnie pomóc…
– Pomóc? Jak?
– Gdybyście pomogli mi wyruszyć w podróż do Hiszpanii, a będę potrzebowała opiekuna i szermierza w tej drodze, mój ojciec nagrodziłby was sowicie. Może nawet wystarałby się u króla o akt łaski… Bylibyście bogaci i wolni od pościgu…
Zorro milczał.
– Naprawdę, nie macie powodu, by mi tego odmawiać. Mam dość pieniędzy, by opłacić podróż dla nas dwojga…
Nadal milczenie.
– Nie rozumiecie? Ja muszę wrócić do Hiszpanii!
Nie odpowiedział. Donna Dolores umilkła.
Zorro pochylił się i pociągnął lekko za wodze klaczy, by szła bliżej Tornado. Przypuszczał, że panna Escobedo za chwilę spróbuje czegoś innego. Nie pomylił się. Cichy szmer, niemal zagłuszony przez stąpanie koni i zmiana rytmu kroków klaczy były jedynym ostrzeżeniem. Gdy się obejrzał, siodło było puste, a szczupła sylwetka dziewczyny pospiesznie zmierzała do najbliższych zarośli. Odmotał z łęku wodze klaczy, puścił ją luzem i popędził Tornado. Słysząc za sobą tętent kopyt, Dolores przyspieszyła kroku, podnosząc krępującą ją suknię.
Zorro pochylił się i jednym ruchem wciągnął ją przed siebie na siodło. Krzyknęła głośno, ale zaraz jej krzyk zmienił się w zduszone piśnięcie, gdy została przełożona twarzą w dół przez siodło. Przedni łęk wypadał akurat na miejscu jej talii i Zorro wiedział, że ta pozycja jest dla Dolores nie tylko poniżająca, ale i niewygodna.
– Puśćcie mnie – wyjęczała.
– Nie.
– Zaraz… zaraz się pochoruję…
– Proszę bardzo – Zorro nie miał zamiaru ustępować.
Przez następne kilkanaście metrów i on, i Tornado, musieli znieść rozpaczliwą szamotaninę. Donna Dolores kopała, tłukła pięściami, usiłowała wbić paznokcie w nogę jeźdźca. Zorro dziękował losowi, że nosił wysokie buty, a sztylet miał akurat po przeciwnej stronie niż ręce panny Escobedo, bo gdyby się do niego dostała, nie zawahałaby się go użyć. Zaś to, co przy okazji usłyszał, kazało mu się poważnie zastanowić nad edukacją tej dziewczyny. Niektóre ze zwrotów były nowością nawet dla niego.
Dopiero gdy zduszone przekleństwa przeszły w spazmatyczny płacz, Zorro zatrzymał się. Klacz czekała na szlaku i nie protestowała, gdy wepchnął na jej siodło swój ciężar. Donna Dolores odetchnęła i zaraz zgięła się w pół z bólu. Naciągnięte przy szamotaninie mięśnie dały znać o sobie.
– Boli… – poskarżyła się.
– Trzeba było nie uciekać – Zorro odpiął od siodła jeden z rzemieni.
– Co robicie?!
– Upewniam się, że drugi raz nie zechcecie iść pieszo, zwłaszcza w niewłaściwym kierunku. A może się mylę, co? – zapytał. – Może wolicie pójść do Los Angeles, a nie jechać?
Umilkła znów i już bez protestów pozwoliła, by luźno przywiązał jej ręce do łęku siodła. Jechali teraz wolniej. Księżyc chylił się już ku zachodowi, a nasuwające się z południa chmury zaczynały już go przesłaniać. Szlak, choć dotarli już do drogi, był nadal nierówny i Zorro nie chciał ryzykować ani nogami Tornado, ani tym, że coś przydarzy się Dolores. W gęstniejącej coraz bardziej ciemności Zorro usłyszał nagle pytanie.
– Señor Zorro… Czemu nie zechcieliście pojechać ze mną? Czy sądzicie, że nie jestem piękna?
– Jesteście piękna, donno Dolores – odpowiedział. – Ale wasza uroda to za mało.
Dalej jechali już w milczeniu.
CDN.
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 1
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 2
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 3
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 4
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 5
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 6
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 7
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 8
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 9
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 10
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 11
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 12
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 13
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 14
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 15
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 16
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 17
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 18
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 19
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 20
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 21
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 22
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 23
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 24
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 25
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 26
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 27
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 28
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 29
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 30
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 31
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 32
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 33
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 34
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 35
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 36
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 37
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 38
- Legenda i człowiek Cz V: Doskonały plan, rozdział 39