Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 15 W sidłach miłości

Zgodnie z obietnicą Diego uważnie obserwował poczynania komendanta. Musiał przyznać, że jego działania nie budziły ani w nim, ani w mieszkańcach żadnego sprzeciwu. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy nie miał powodu, aby się pojawić. Regularnie trenował i ćwiczył szermierkę z Bernardem, ale bardziej, aby nie zaniedbać wierzchowca i nie wyjść z wprawy niż z konieczności.

W miasteczku pozostawał jednak czujny i zauważył, że coraz częściej pueblo odwiedzają nieznajomi. Nie robili nic podejrzanego i po kilku dniach wyjeżdżali. Jednak pewien intuicyjny niepokój nadal go nie opuszczał.

Młody de la Vega miał teraz w rękach dużo więcej wolnego czasu w dzień, ponieważ nie musiał odsypiać nocnych eskapad Zorro. Spędzał go też najczęściej w hacjendzie Cortezów, gdzie poczynał sobie coraz śmielej w swoich zalotach. Właśnie wybierał się tam tego ranka, gdy wpadł na swojego ojca.

“Och, Diego, jesteś na nogach o tak wczesnej porze? Cóż to się stało?” Zapytał z wiedzącym uśmieszkiem. Doskonale zdawał sobie sprawę ze zmiany nawyków syna w ostatnim czasie oraz co było tego przyczyną.

nie dał się zwieść niewinnemu tonowi. “Ojcze dobrze wiesz, że jadę omówić z Rosaritą pomysły na lekcje w przyszłym tygodniu, a potem udajemy się do misji. I przestań się tak uśmiechać, przecież odwiedzam ją codziennie, żeby nie podróżowała sama do szkoły, albo tak po prostu dla towarzystwa. Nikt nie chce, aby znów została porwana.”

przybrał poważny wyraz twarzy, ale wciąż kącik ust lekko mu drgał, a iskierki nie opuściły jego oczu. “No, tak, masz na myśli tylko jej bezpieczeństwo. Nic więcej, absolutnie nic więcej.”

Obaj nie wytrzymali i wybuchnęli śmiechem, a starszy don klepnął syna po ramieniu. “Diego próbowałem przedstawiać ci panny na wydaniu tak długo i bezskutecznie, że już straciłem nadzieję na sukces. A teraz spójrz na siebie! Jesteś zakochany po uszy i starasz się o względy Rosarity. W pełni pochwalam twój wybór, szczególnie że ma na ciebie coraz lepszy wpływ. Nie śpisz do południa i nie siedzisz cały dzień z nosem w książkach.”

Młodzieniec chciał mu przerwać, zanim jego ojciec się zbytnio zagalopuje w swoich oczekiwaniach, ale nie zdążył.

“Jeśli tak zależy ci, w końcu, dodam, na jej bezpieczeństwie, może powinienem udzielić ci porządnych lekcji szermierki i strzelania. Mężczyzna musi umieć obronić swoją rodzinę, a ty już dawno nie jesteś chłopcem. Przyznaję, zaniedbałem ten aspekt, ale teraz…”

Na szczęście dla wijącego się pod spojrzeniem rodzica Diego, Bernardo przyprowadził jego konia. Młody de la Vega poklepał dona po ramieniu i przejął wodze. “Ojcze, dałeś mi najlepsze wykształcenie, jakie mogłeś. Teraz pozwól, że najpierw założę rodzinę i dam ci te upragnione wnuki, a potem pomyślimy o lekcjach.”

W pierwszej chwili był zbyt szczęśliwy z całego obrotu sprawy i młodzieniec zdążył wyprowadzić i dosiąść konia przed furtką. Gdy odprowadzał syna, dopiero wtedy uderzyła go dwuznaczność odpowiedzi.

“Diego, co ma znaczyć ten komentarz o wnukach! Wychowałem cię lepiej…”

Jego wściekłą tyradę przerwał śmiech. “Ojcze, nic niestosownego nie miałem na myśli. I zbyt mocno szanuję Rosaritę, aby próbować zrujnować jej opinię. Ale tak często marudziłeś mi, że chcesz zostać w końcu dziadkiem, że nie mogłem się powstrzymać.”

pomachał na pożegnanie i w wesołym nastroju odjechał w kierunku hacjendy Cortezów. westchnął i wrócił do domu, przejrzeć księgi rachunkowe rancza.

xxx xxx

Po drodze Diego zahaczył jeszcze o niedaleką łąkę i w niedługim czasie witał się serdecznie z ukochaną. Rosarita była podekscytowana jak w każdy dzień, gdy mieli odwiedzić misję.

“Hola Diego. A co tam chowasz za plecami?” zapytała z ciekawością i podniesioną brwią.

Młodzieniec rozpromienił się i odpowiedział, wręczając jej bukiet polnych kwiatów. “Hola Ros. To tylko drobny wyraz mojego uznania dla najpiękniejszej senority w całym pueblo.”

Dziewczyna z lekkim rumieńcem przyjęła zarówno podarunek, jak i pocałunek w dłoń. Przyjaciel świdrował ją wzrokiem, jakby chciał złożyć go w zupełnie innym miejscu. “Ech czemu to nie daje mi kwiaty i patrzy na mnie z takim uczuciem? To już 2 miesiące…”

“Diego, rozpieszczasz mnie, nie zasłużyłam sobie na takie prezenty i komplementy. gracias” Cofnęła dłoń z jego ręki i cofnęła o krok. “Poczekaj tutaj, włożę je do wazonu i możemy jechać do misji.”

Zanim miał szansę ją zatrzymać, weszła do środka. Młody de la Vega westchnął zrezygnowany. “Robię wszystko, co mogę, a ona nadal myśli o Zorro. Gdyby rozważała mnie romantycznie, mógłbym liczyć, chociaż na buziaka w policzek. Wrrr, jak ja go nienawidzę, przeklęty tajemniczy bandyta, złudny Casanova, wszystkie senority lgną do maski jak muchy do świecy. Muszę być cierpliwy, muszę sprawić, żeby o nim zapomniała”. Ze złości kopnął najbliższy kamień.

xxx xxx

Rosarita usiadła z tyłu klasy i z podziwem patrzyła na przyjaciela. Przy nauce pisania i matematyki, ona albo padre odpowiedzialny za szkołę, siadali przy katedrze i korzystali z tablicy. Za to Diego bardzo często wchodził między ławki i przysiadał się na którymś pulpicie. Chyba że pokazywał doświadczenia chemiczne i fizyczne, wtedy stół nauczycielski najlepiej spełniał swoje zadanie. Był donem, ale nie podkreślał różnicy społecznej między sobą a uczniami. Takim podejściem bez wysiłku zaskarbił sobie serca i szacunek podopiecznych.

Dzisiaj jednak zdecydował się na literaturę. Senorita Cortez zachodziła w głowę, jak wiedza o sonetach Szekspira może być przydatna w edukacji dzieci peonów. Dlatego słuchała z taką samą uwagą jak uczniowie.

“To, że umiecie pisać i czytać, składać litery w wyrazy i zdania, to dopiero początek. To jest narzędzie, tak samo jak bicz dla czy igła dla krawcowej. Istotne jest CO napiszecie.”

Jeden ze starszych chłopców podniósł rękę. “Ale don Diego, żadne z nas nie będzie prawnikiem, księdzem czy lekarzem. Wystarczy, że będziemy umieli przeczytać dokumenty czy psalm z modlitewnika.”

“Generalnie masz rację. Jednak dokument też może mieć różną treść, na przykład oddam do garnizonu kozę albo dostanę z garnizonu kozę, prawda?”

Wszyscy się roześmiali, bo druga opcja była jeszcze do niedawna nierealna. Któraś mniejsza dziewczynka zawołała “Taki dokument z pardonem dla też byłby ważny.”

zacisnął dłoń w pięść, ale nie zmienił wyrazu twarzy. Pardon zmieniłby jego życie diametralnie, ale wiedział, że jest to złudne marzenie.

“Dokładnie. Za pomocą słów, tych powiedzianych lub napisanych, można kogoś zranić tak samo mocno jak szpadą, spowodować, że wszystko straci, będzie smutny i załamany. Ale można też kogoś uszczęśliwić, wzruszyć…” powiódł wzrokiem po uczniach “… skusić…” salę wypełniły chichoty.

“Dzisiaj chcę wam zaprezentować kilka sonetów Szekspira. Porozmawiamy, jak w kilku słowach można zawrzeć bardzo wiele treści i jak można interpretować wieloznaczności. Może nie będziecie prawnikami, ale może kiedyś dzięki temu unikniecie jakieś drobnej nieścisłości w ważnej umowie, którą zawrzecie? Kto wie?”

Przez kolejne dwie godziny zapoznali się z wierszami i wspólnymi siłami głowili się nad ich znaczeniem. Diego sprawnie naprowadzał ich na właściwe tory, ale dojście do właściwych wniosków pozostawiał podopiecznym.

Rosarita patrzyła z czułością na tę dyskusję. Wysoki górował nad dziećmi, ale czuł się z nimi bardzo swobodnie. Gdy któreś wyraziło jakiś trafny komentarz, chwalił je, a czasem potargał czuprynę. Uczniowie go uwielbiali, bo nic im nie kazał, za to prowadził lekcje jak starszy brat czy cierpliwy ojciec. 

“Będzie wspaniałym rodzicem pewnego dnia. Ma takie samo dobre podejście jak Zorro. Jest bardzo wykształcony i mądry, widzi wszystko z szerszej perspektywy, ale potrafi to przełożyć na język zrozumiały przez uczniów. Chociaż… nie nauczy syna szermierki albo jak się obronić… I nie ma tej nuty fantazji jak Zorro… Ale byłby dobrym i troskliwym mężem, kochającym i czułym.”

Klasa przeszła do recytacji. Na pierwszy ogień zgłosił się i wystąpił z książką na środek podestu.

READ  Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 30

“Poczekaj chwilę, potrzebujesz jeszcze swojej muzy”. Diego wziął jedną z dziewczynek i podsadził na pulpit ławki. “Teraz masz już komu ten wiersz zadedykować.” Żeńska część znów zachichotała, a Romualdo zaczął czytać pierwsze wersy.

przerwał mu jednak. “Czytasz go jak przepis na ciasto. Trochę uczucia.”

Druga i trzecie próba też nie wyszła najlepiej, a chłopak zaczął się frustrować. “Jak jesteś taki mądry, to sam zadeklamuj.”

W sali zapadła cisza. Wszyscy lubili młodego de la Vegę i pozwalali sobie na więcej niż w obecności innych donów, ale nikt nigdy nie poważyliby się na taki brak szacunku wobec jakiegokolwiek caballero. Nie wiedzieli, jaka będzie jego reakcja.

Jakby nie słysząc nieco bezczelnej zaczepki, Diego odpowiedział “Proszę bardzo.” Zamknął oczy, odetchnął, a gdy je otworzył, patrzył bardzo intensywnie w Rosaritę, tak jakby oprócz niej nie było nic na świecie.

“Ach ta róża! ach ta róża!

Co się w twoje okno wdziera,

Na pokusy mnie wystawia,

Sen i spokój mi odbiera…

Wciąż z zazdrością myślę o niej,

Choć jej nie śmiem dotknąć ręką,

Bo mnie gniewa, że bezkarnie

Patrzy nocą w twe okienko.

Radbym nieraz rzucić wzrokiem,

Błądząc w wieczór po ogrodzie,

Radbym dojrzeć… ale zawsze

Stoi róża na przeszkodzie!

Ona winna! ona winna!

Że ciekawość moją draźni,

Bo gdzie sięgać wzrok nie może —

Sięga siła wyobraźni.

Odtwarzając piękność twoją

Coraz bardziej tracę głowę;

Zamiast pączków, zawsze widzę

Twe usteczka karminowe.

A gdy jeszcze wonne kwiaty

Poosrebrza blask księżyca,

Wtedy, wtedy w każdej róży

Widzę tylko twoje lica.

A myśl coraz dalej biegnie

I wypełnia postać cudną,

I odsłania wszystkie wdzięki…

Bo fantazyą wstrzymać trudno.

Widzę ciebie nawpół senną,

Snem rozkoszy rozmarzoną;

Widzę włosów splot jedwabny,

Śnieżną falą drżące łono,

I te usta, co miłośnie

Wpół otwarte — chcą czarować,

I rozważam: co za rozkosz

Takie usta pocałować!

Krew się ogniem w żyłach pali;

Chcę ten obraz pieścić wiecznie…

Lecz przy róży — pod okienkiem

Stać młodemu niebezpiecznie.

Gdybym tylko mógł być pewny,

Że cię, piękna, nie oburzę,

Byłbym… byłbym już oddawna

Pod twem oknem zdeptał różę.”

*Wiersz Adama Asnyka “Róża” z tomu III Poezyje

 

Mówił z takim uczuciem, z emocjami wymalowanymi na twarzy, że jego deklamacji nie przeszkodził nawet najmniejszy szmer. Gdy skończył, jeszcze długą chwilę, panowała absolutna cisza. Chłopcy chłonęli widok z zazdrością dla jego umiejętności, a dziewczętom serca szybciej zabiły z cichym życzeniem, że kiedyś to one otrzymają taką deklarację miłości.

Serce biło też szybciej Rosaricie, a ciało ogarnęło niespodziewane ciepło. Rozmarzone spojrzenie połączone z romantycznymi słowami zrobiło na niej duże wrażenie. Wcześniej Diego ograniczał się do kwiatów, drobnych upominków i coraz śmielszych komplementów, które mogła dość łatwo sprowadzić do poziomu zażyłej przyjaźni. Ale treść wiersza była oczywista, nawet zuchwała, a jego intencje wyraźne dla wszystkich. Nie mogła go odepchnąć i złamać mu serca, ale też nie zamierzała dawać mu złudnej nadziei.

Dlatego postanowiła rozegrać sprawę dyplomatycznie. Uśmiechnęła się ciepło do przyjaciela. “Wygląda na to, że aby dobrze zaprezentować wiersz, trzeba znaleźć właściwą muzę. Może niech Romualdo spróbuje z Bueną?”

Chłopak spłonił się, ale idąc za przykładem mentora, pięknie przeczytał sonet koleżance. W tym czasie Diego nie spuszczał oka z Rosarity, ani ona z niego. Wtedy zabrzmiał dzwon oznaczający czas południowych modłów, a przy okazji koniec zajęć.

Uczniowie spakowali się i wybiegli z sali. podszedł do ociągającego się Romualdo i klepnął go po ramieniu. “Widzisz, masz to w sobie, wystarczyło nieco poćwiczyć.”

Nastolatek zwiesił głowę i niepewnie wymamrotał “Przepraszam, za mój wybuch, to więcej się nie powtórzy.”

Młody don ścisnął go lekko. “Wybuch, jaki wybuch? Nic nie słyszałem.” Obaj uśmiechnęli się we wzajemnym zrozumieniu. “No już, uciekaj do domu.”

Gdy zostali sami Rosarita podeszła do przyjaciela. Wiedział, że dzisiaj posunął się dalej niż do tej pory, ale fakt, że nie odrzuciła go od razu, dawał mu jakieś szanse. Dlatego postanowił dać jej czas na oswojenie się i nie wracał do wiersza. “Skąd wiedziałaś, że Romualdo przeczyta sonet lepiej dla Bueny?”

Wsunęła mu rękę pod ramię i skierowali się do powozu przed misją. Wciąż się do niego uśmiechała, co wziął za dobrą monetę. “Och, to nie było trudne do wymyślenia. Jak leczyłeś to paskudne skręcenie, przyłapałam go kilka razy, jak się jej ukradkiem przypatruje. Okazjonalny bukiecik na jej ławce też dał mi wskazówkę.”

Do sprawy wiersza nie wracali.

xxx xxx

Po sjeście Diego udał się do gospody napić się wina z sierżantem. Mimo spokoju w ostatnim czasie wolał trzymać rękę na pulsie. Tym razem jechał sam, bo Bernardo trenował z Tornado.

Na początku Garcia opowiedział wszystkie plotki z garnizonu i puebla z ostatnich dwóch dni. De la Vega z zaciekawieniem zapoznał się zarówno z nowym programem szkoleniowym garnizonu, jak i podejrzeniami na temat życia miłosnego mieszkańców puebla.

Po drugim kuflu sierżant stał się jeszcze bardziej wygadany i zarzucił zwykłą ostrożność, choć przy kluczowych informacjach nadal zniżał głos do szeptu, tak, że tylko młody don mógł go usłyszeć.

“Trochę się niepokoję, bo oczekujemy na dostawę prochu, a w okolicy już kilka podobnych ukradziono.”

“Ale wciąż widzę w okolicy patrole żołnierzy i dawno nie było żadnych problemów ze strony bandytów. Nawet nie wychyla nosa ze swojej kryjówki. No, chyba że mnie coś ominęło?” przybrał najbardziej niewinny wyraz twarzy na świecie.

“Si, kapitan wciąż nas wysyła na patrole, we wszystkich kierunkach i jest spokój. A tak między nami mówiąc, don Diego, to do nieobecności mam mieszane uczucia.”

“Jak to? Przecież to bandyta. To chyba dobrze, że przestał niepokoić żołnierzy.”

“Si, si. Jak nie jeździ, to nie zostanie złapany. A ja nie muszę co i rusz cerować munduru. Ale…” Spojrzał się niepewnie na przyjaciela. “… stęskniłem się za ściganiem go i naszymi pojedynkami, mimo że wiem, że nie jestem dla niego żadnym przeciwnikiem. Nigdy mi nie odmówił skrzyżowania szabli i zawsze wiedziałem, że nie zrobi mi krzywdy.”

Diego uśmiechnął się pokrzepiająco i dolał wina do kufla Garcii.

“Sierżancie, czy mnie uszy nie mylą? Czyżbyś lubił fechtować z dla przyjemności, zamiast go złapać i zaprowadzić przed oblicze sprawiedliwości?”

Puszysty żołnierz machnął ręką i syknął. “Ciszej, proszę. Jeśli by się kapitan dowiedział, to musiałby mnie ukarać, a bardzo tego nie lubi. I ja też nie chcę go zawieść.”

“Spokojnie, przecież jesteśmy przyjaciółmi, nikomu nic nie powiem. Swoją drogą, jak dostaniecie proch, to już żadnych bandytów nie będziecie się musieli bać, a z wami także wszyscy mieszkańcy będą spać spokojnie.”

“Gracias. Oby tylko jutro w nocy żaden nie zaczaił się przy Diabelskim Kanionie, bo wtedy to ani żołnierze, ani mieszkańcy nie będą mogli oka zmrużyć. I nawet nie wiem, czy wtedy da radę pomóc.”

Rozmawiali jeszcze chwilę na mniej zobowiązujące tematy, gdy Diego przez otwarte drzwi gospody zauważył Raquelę zmierzającą w stronę tawerny. Szybko pożegnał się i uciekł tylnymi drzwiami. Na podwórku otarł spocone czoło, odczekał 5 minut i wyszedł na uliczkę za budynkiem.

Uważał, że dał kapitanowej wystarczająco dużo czasu, aby weszła do gospody. Zamierzał niepostrzeżenie odwiązać konia z rynku i odjechać, zanim znów będzie musiał się z nią skonfrontować. Od początku szukała okazji, żeby być z nim sam na sam, a jej wcale nieprzypadkowe pieszczoty i zuchwałe insynuacje nie były mu miłe. Był jednak dżentelmenem i nie wiedział jak ją powstrzymać bez naruszania savoir-vivru.

READ  Legenda i człowiek Cz IX Kwestia zasad, rozdział 1

Niestety, gdy był już w połowie bocznej ściany tawerny, zza rogu ukazała się jego zmora. Uśmiechnęła się promiennie, choć jej oczy jak zwykle pozostały zimne. “Och don Diego, tutaj się schowałeś. Chyba nie próbowałeś mnie zignorować i odjechać bez przywitania?”

grzecznie się ukłonił. “Buenos dias, seniora. Gdzież bym śmiał ignorować żonę naszego drogiego komendanta. Wybacz, ale muszę wracać już do domu. Miłego wieczoru.”

Próbował ją wyminąć, ale popchnęła go na ścianę i docisnęła swoim ciałem. “Diego, Diego, jesteś już dużym chłopcem, nie musisz meldować się ojcu o zmroku. Dlaczego nie pokażesz mi, jak dużym chłopcem jesteś?” Jedna jej ręka leżała na jego policzku, a potem wplątała się we włosy. Druga dłoń ześlizgnęła się z ramienia, przez pierś i brzuch niżej. Młodzieniec zadrżał od dotyku, doskonale zrozumiał jej zaproszenie, ale nie zamierzał mu ulegać.

Chwycił pewnie, ale wciąż delikatnie jej błądzącą dłoń i odwiódł daleko w bok, poza zakazane rejony. Potem ją puścił i próbował się odwrócić. “Buenos tardes, jestem pewien, że na ciebie, seniora także ktoś czeka w domu.”

Raquela nie dawała za wygraną i zaczęła rozpinać mu guziki koszuli. “Akurat teraz nikt na mnie nie czeka. Przez te wszystkie patrole czuję się taka samotna i porzucona. Nie dotrzymasz mi towarzystwa?” Kątem oka zauważyła kobiecą postać, która zatrzymała się zamurowana na końcu uliczki. Od razu ją rozpoznała.

Przycisnęła się do niego jeszcze bliżej i zarzuciła mu ręce na szyję, ciągnąc w dół do pocałunku. Zdesperowany Diego próbował wyplątać się z jej objęć, chwycił ją za ramiona i lekko odepchnął. Wtedy usłyszał dochodzący z boku odgłos, ktoś bardzo głośno wciągnął powietrze. Natychmiast się odwrócił. Zaskoczona i zdegustowana mina Rosarity zmroziła mu krew w żyłach. “Nie, nie, nie, to nie dzieje się naprawdę…”

“Ros, wytłumaczę ci, to nie jest to, na co wygląda…”

Dziewczyna zmierzyła go od stóp do głów — zmierzwione włosy, urwany oddech, rozchełstana, wpół rozpięta koszula, piękna senorita stojąca tak blisko, jego ręce na jej ramionach. “Nie masz czego tłumaczyć, Diego, wszystko rozumiem.”

Odwróciła się na pięcie i odeszła. chciał za nią pobiec, ale wciąż był dociskany do ściany przez Raquelę. Zrozpaczony zapomniał o dobrych manierach i popchnął ją, aż zatoczyła się do tyłu.

“Diego zapomnij o niej, to panienka Zorro, wszyscy o tym mówią. Nigdy na ciebie nie spojrzy i nie jest ciebie warta. To zwykła dziwka bandyty. Chodź ze mną, pomogę ci zapomnieć.”

De la Vega zdążył już odbiec kilka kroków, ale wściekły zatrzymał się i odwrócił. “ nie zniszczył jej reputacji, za to ty, seniora jesteś na najlepszej drodze do stracenia swojej. To ty zapominasz, że masz męża.”

Nie czekając na odpowiedź, pobiegł na rynek, złorzecząc sobie, jej i wrednemu losowi. Nie pierwszy raz go nagabywała, ale był to pierwszy raz gdy zostali na tym nakryci. “I musiała to być akurat Rosarita! Muszę jej to wytłumaczyć.”

xxx xxx

Na placu nie zobaczył przyjaciółki, a gdy rozejrzał się uważniej, spostrzegł ogon jej konia chowający się za zakrętem. Próbował odwiązać swoją klacz, ale ręce mu się trzęsły i zajęło mu to dwa razy tyle czasu co zwykle. Szybko jej dosiadł i z miejsca ruszył cwałem. Dobrze, że już zmierzchało i nikt nie zwrócił na niego uwagi.

Udało mu się dogonić senoritę Cortez kawałek za pueblem, tak, że nie było szans ich zobaczyć lub podsłuchać. “Ros, czekaj, porozmawiajmy, proszę.”

Odwróciła się do niego z zaciętą miną, ale wyraźnie widział ból i gorycz w jej oczach. “Nie mamy o czym, senior. To, co robisz w swoim wolnym czasie oraz czyje żony uwodzisz, to zupełnie nie moja sprawa. Adios.” Gdy to mówiła, głos jej drżał. Odwróciła się w stronę traktu i jechała dalej.

Wiedziała, że byli przyjaciółmi. Wiedziała, że Diego bardzo wytrwale próbował zdobyć jej serce, a jego uczucia wykraczają poza granice przyjaźni. Jeszcze tego samego ranka, gdy mówił jej te piękne słowa wiersza, czuła się wyjątkowo. Musiała przyznać przed sobą, że od jakiegoś czasu zaczęła doceniać jego wysiłki i jednocześnie mieć wątpliwości co do zamaskowanego bandyty. się dawno nie pokazał, może o niej zapomniał?

Gdy zobaczyła de la Vegę w objęciach innej kobiety, coś w niej pękło. Nic nie wskazywało, że było to przypadkowe i niewinne spotkanie. Rano deklamował jej słodkie słowa, a potem rzucił się w ramiona senority… wróć, zamężnej seniory! Była zazdrosna, cholernie zazdrosna. Wcześniej nie uświadamiała sobie, że jest nim zauroczona, ale teraz czuła się, jakby ktoś zabrał jej pół duszy. Ale nie będzie płakać, o co to, to nie!

Diego zrównał z nią konia. “Błagam, wytłumaczę ci wszystko, daj mi szansę.” Odpowiedziało mu chłodne milczenie, a jego świat walił się w gruzy. Jeszcze nigdy w życiu nie miał takiego poczucia bezsilności. Jednak nie zwykł poddawać się bez walki.

“Od kiedy tylko przyjechali, seniora Toledano zaczęła mi się narzucać. Przysięgam, nie dałem jej żadnego powodu ku temu. Spytaj, kogo chcesz, Bernardo, sierżanta, mojego ojca, że staram się jej unikać za wszelką cenę.” Nadal żadnej reakcji z jej strony. Poziom jego paniki zaczął nieubłaganie rosnąć.

“Ale dzisiaj musiała się na mnie zaczaić. Chciałem się od niej odsunąć, ale była natarczywa. Co miałem według ciebie zrobić? Uderzyć ją? Jestem caballero, nie mógłbym podnieść ręki na kobietę, nawet tak pokręconą jak kapitanowa. Proszę, Ros, musisz mi uwierzyć, między nami nic nie ma. Jak mam cię przekonać?”

Zatrzymała konia i spojrzała mu w oczy. Znała go od dziecka, ale nigdy nie wyglądał na tak przerażonego jak w tej chwili, nawet gdy burza z piorunami złapała ich kiedyś na prerii i ukryli się w jaskini. Bał się ją stracić i wcale tego nie ukrywał.

“Dlaczego miałabym ci wierzyć? Może mówisz to tylko dlatego, żebym poczuła się lepiej, a w środku wyśmiewasz moją naiwność?”

De la Vega chyba wolałby, gdyby na niego nakrzyczała, rzuciła mu w twarz wszystkie bezpodstawne oskarżenia w tornadzie złości, nawet spoliczkowała go. Jej smutny, spokojny, prawie melancholijny ton jasno pokazywał mu, jak bardzo ją skrzywdził. Stracił jej zaufanie.

“Nigdy bym się z ciebie nie wyśmiewał. Ja…” Widział tylko jedną deskę ratunku — szczerość. Co nie znaczy, że właściwe słowa były łatwe do powiedzenia.

“Możesz mi wierzyć, bo… Widzisz, bo ja…” Przełknął głośno ślinę. Teraz albo nigdy, jeśli stchórzy przegra ją na zawsze.

“Kocham cię.” Odetchnął, wreszcie powiedział to. Pilnie śledził jej reakcję.

Rosarita znów patrzyła się na drogę przed nimi. Potwierdził jej wcześniejsze podejrzenia, ale miała mętlik w głowie. Wierzyć mu czy nie wierzyć? To wyznanie, to prawda czy sprytne kłamstwo? Starał się, ale czy wybaczyłaby mu skok w bok, gdyby jednak łączyło go coś z Raquelą?

“Rozumiem. Muszę to sobie przemyśleć. Adios.”

Cmoknęła na konia i odjechała, pozostawiając rozbitego młodzieńca na trakcie za sobą.

xxx xxx

Bernardo czekał na przyjaciela. Jednak, gdy przez okno zauważył, że ten jedzie ze zwieszoną głową i opuszczonymi ramionami, wiedział, że stało się coś złego. Pospieszył przed furtkę.

Diego zsunął się z siodła bez zwyczajnej werwy i przywiązał konia do żerdzi. Bez słowa minął służącego i udał się od razu do swojego pokoju. Starszy mężczyzna zachodził w głowę, co takiego mogło się wydarzyć. W ruchach nie zauważył żadnej sztywności czy przesiąkającej krwi, więc założył, że nie może to być rana ani kontuzja.

READ  Konsekwencje, rozdział 12

Gdy wszedł do pokoju, leżał w ubraniu na łóżku i patrzył się tępo w sufit. Dopiero po chwili dotarło do niego, że zaniepokojony niemowa pokazał mu kilka pytań. Uniósł się na łokciach i opowiedział, czego dowiedział się od Garcii.

Bernardo machnął ręką na tę część opowieści, chociaż obaj wiedzieli, że to istotne informacje. Wskazał na przyjaciela, palcami uwypuklił podkówkę ze swoich ust, wzruszył ramionami i pokręcił głową.

“Raquela przydybała mnie na tyłach gospody, a na to wszystko wpadła Rosarita. Próbowałem jej to wytłumaczyć, nawet wyznałem jej, że ją kocham, ale odjechała bez słowa.” Opadł z powrotem na poduszki.

“Jak Ros tutaj przyjechała, to chciałem z nią być, poflirtować, ale wiedziałem, że niedługo się to skończy, a ona wywiezie moje serce do Monterey. Bernardo, co jeśli ona mi nie uwierzy? Mogę przeżyć gdyby nie odwzajemniła moich uczuć, nawet wyszła za mąż za innego, ale była szczęśliwa. Ale nie wiem, czy będę w stanie mieszkać z nią w jednym pueblo, jeśli mnie znienawidzi albo będzie mną gardzić.”

Służący klepnął go w ramię, aby zwrócić jego uwagę. Znów wskazał na przyjaciela, potem narysował w powietrzu kobiecy kształt. Podniósł do góry serdeczny palec jednej ręki i nałożył na niego kółko z kciuka i palca wskazującego drugiej dłoni.

Diego obserwował pantomimę ze smutkiem. “Tak, wiem, to miał być niewinny flirt i Ros miała wyjechać. A tymczasem zaczyna być coraz poważniej i naprawdę rozważam małżeństwo. Jeśli tylko mi uwierzyła…”

Bernardo narysował literę “z”. Następnie podniósł w górę pięść trzymającą niewidzialny sznur i przekrzywił głowę z udawanym charczeniem. Ku jego uldze młody don w końcu się uśmiechnął.

“Akurat kwestią Zorro się już zająłem, przynajmniej częściowo. Gdybym został zdemaskowany już po ewentualnym ślubie, chciałbym, abyś nie próbował mnie ratować, ale…”

Przerwał, bo przyjaciel z przerażeniem zaczął zaprzeczać.

“Posłuchaj, jeśli wyjdzie na jaw, kim jestem, obiecaj, że zawieziesz Ros i mojego ojca do najbliższej granicy USA w Luizjanie. Tam będziecie bezpieczni. Z pieniędzy, które odziedziczyłem po matce, kupiłem rancho w Stanach. One nie wchodzą do ksiąg rachunkowych de la Vegów, więc nikt ich nie wyśledzi. Tak samo, jak gotówki, którą zdeponowałem w amerykańskim banku.”

Bernardo przejechał po resztkach włosów, nie była mu miła myśl o tak czarnym scenariuszu, ale słuchał dalej.

“W jaskini, w biurku, są wszystkie dokumenty. Będziecie dobrze zabezpieczeni, nawet w przypadku konfiskaty majątku hiszpańskiego. Jeśli uda mi się uciec, wtedy do was dołączę. Jeśli nie… Obiecaj, że zaopiekujesz się nimi.”

Diego z poważną miną wpatrywał się w przyjaciela. Niemowa w końcu ciężko westchnął, położył lewą rękę na sercu, a drugą podniósł na wysokość ramienia z dwoma palcami w górze.

odprężył się i z uśmiechem poklepał go po ramieniu. “Dziękuję.”

Chwilę siedzieli w milczeniu, każdy pogrążony w swoich myślach, aż Bernardo znów zaczął pokazywać. Wstał, narysował kształt kobiety, a potem zrobił groźną minę i wymachiwał jakąś niewidzialną bronią. Diego przyszedł na myśl kuchenny wałek.

“Tak masz racją, mój plan awaryjny ma sens tylko, jeśli Ros mi wybaczy. A na razie nic nie mogę z tym zrobić, muszę dać jej trochę czasu i przestrzeni. Wiesz, co? Do czasu bezpiecznego dotarcia prochu do garnizonu odmawiam myślenia o kobietach — ani o Raqueli, ani o Ros, ani o żadnej innej.”

Starszy mężczyzna rozpromienił się. Diego otrząsnął się i mimo frustracji nie wyglądał, jakby miał użalać się nad sobą. Jednak dla pewności będzie miał na niego oko.

“Chodź, pójdziemy do jaskini i nad mapą przeanalizujemy, gdzie są najlepsze miejsca na zasadzkę. Lepiej zajmijmy się czymś, nad czym mamy kontrolę.”

 

Series Navigation<< Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 14 Powitanie nowego komendantaZorro i Rosarita Cortez – rozdział 16 Ktoś się zbroi >>

Author

  • kasiaeliza

    Mama dwójki Zorrątek. Trenuję jujitsu japońskie i kiedyś miałam krótką przygodę z kendo. Lubię RPGi, planszówki, geografię, historię, piłkę nożną i książki. Nie wróć, książki to kocham. 🙂 ----------------------------------- Mother of two Zorro cubs. I train Japanese jujitsu and once had a short adventure with kendo. I like RPGs, board games, geography, history, soccer and books. Wait, come back, I love books. 🙂

Related posts

kasiaeliza

Mama dwójki Zorrątek. Trenuję jujitsu japońskie i kiedyś miałam krótką przygodę z kendo. Lubię RPGi, planszówki, geografię, historię, piłkę nożną i książki. Nie wróć, książki to kocham. :) ----------------------------------- Mother of two Zorro cubs. I train Japanese jujitsu and once had a short adventure with kendo. I like RPGs, board games, geography, history, soccer and books. Wait, come back, I love books. :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

mahjong

slot gacor hari ini

situs judi bola

bonus new member

spaceman

slot deposit qris

slot gates of olympus

https://sanjeevanimultispecialityhospitalpune.com/

garansi kekalahan

starlight princess slot

slot bet 100 perak

slot gacor

https://ceriabetgacor.com/

https://ceriabetonline.com/

ceriabet online

slot bet 200

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

slot bet 200

situs slot bet 200

https://mayanorion.com/wp-content/slot-demo/

judi bola terpercaya