Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 22 Coroczny podatek dla gubernatora
W salonie zapanowała napięta atmosfera. Don Alejandro przedstawił szczegóły położenia, w którym znaleźli się mieszkańcy Los Angeles.
“Jak wiecie, mieszkańcy naszego pueblo płacili zazwyczaj 25 tysięcy pesos, przy czym udział w podatku zależał od wielkości majątku, żeby było sprawiedliwie. Niestety kwota do zapłacenia w tym roku to 50 tysięcy pesos.”
Diego był poruszony, a jego radość z zaręczyn prysnęła. “Ależ ojcze, to suma nieosiągalna dla dzierżawców i bardzo mocno nadwyrężająca fundusze caballeros. Wiele rodzin zostanie dosłownie z niczym. A hacjenderów też nie będzie stać, aby im pomóc finansowo, na przykład rezygnując z opłat za dzierżawę.”
W jego głosie było słychać, jak bardzo się przejął całą sprawą. Rosarita mimo tego, że była zmartwiona, spojrzała na niego z dumą. “To jest właśnie Diego, jakiego pamiętam z dzieciństwa. Może po prostu potrzebował odpowiedniej motywacji do działania?”
Do rozmowy wtrącił się don Fernando. “Zgadza się. Dla niektórych rodzin już poprzednie podatki były trudne do uiszczenia. Te są nierealne, ale nie mamy wyjścia.”
Młodzieniec się zamyślił. Gdyby nie obecność innych w pokoju, prawdopodobnie rozpocząłby swój zwyczajowy spacer w tę i z powrotem. “Przedwcześnie wysłałem Zorro na emeryturę. Że też kurier musiał przyjechać akurat dzisiaj!”
“To niemożliwe. A może kurier był podstawiony? Albo… nie wiem… list jest sfałszowany?” Młody de la Vega próbował dowiedzieć się szczegółów, ponieważ doskonale wiedział, że tym razem Bernardo nie był w pueblo poszpiegować.
Jego ojciec pokiwał głową. “Niestety, patrzyliśmy, podpis i pieczęć są oryginalne. Jako powód gubernator podał w liście konieczność zwiększenia wydatków na wojsko, zbrojenie garnizonów i tłumienie rewolucji.” Znając zaś wcześniejsze podejście Diego do tego typu spraw, dodał z przekąsem. “Nawet jeśli napiszesz z protestem, to odpowiedź dostaniesz najszybciej za dwa tygodnie. I to bez gwarancji sukcesu. Możesz sobie darować proponowanie.”
Młodzieniec spuścił głowę, jak zwykle, gdy słyszał takie docinki, aby nie dać po sobie znać, jak bardzo go bolały. “Niby wszystko w porządku, mój ojciec rozpoznałby fałszerstwo. Ale nadal to śmierdzi szwindlem.”
Rosarita widząc, że Alejandro jednym zdaniem pchnął jej narzeczonego z powrotem w jego codzienną bierność, ścisnęła jego dłoń. Odwzajemnił gest, ale nie podniósł głowy.
Senorita wtrąciła się. “A co na to wszystko kapitan? Do tej pory nie można było o nim złego słowa powiedzieć, jest sprawiedliwy i troszczy się o mieszkańców.”
“Kapitan musi działać z literą prawa, nawet jeśli oznacza to zabranie komuś ostatniej krowy. Wprawdzie zapowiedział, że na zebranie podatku ma trzy miesiące i można mu go wpłacać w ratach. Obiecał też, że jeśli nikt nie będzie utrudniał, to on też nie użyje przemocy.” Wyjaśnił senior Cortez.
“Ale … jak będzie musiał zabrać wszystko…” Jej niemej prośbie, aby to nie była prawda, odpowiedziały smutne miny dwóch starszych mężczyzn.
Alejandro postanowił zmienić temat. “W normalnych warunkach, moglibyśmy wyprawić wam wesele nawet za miesiąc. Jednak przy takich okolicznościach jesteśmy zmuszeni poprosić was o odłożenie ślubu, żeby sytuacja finansowa się unormowała. Pół roku?” Zapytał, szukając potwierdzenia u przyjaciela. Don Fernando skinął głową, ponieważ o takiej perspektywie czasowej rozmawiali przed przybyciem młodszego pokolenia.
Diego zadrżał. Rosarita przyjechała do Los Angeles sześć miesięcy wcześniej i śnił o niej każdej nocy. W tym czasie zdobył jej serce i mieli wspólne kilka przygód, w masce i bez niej. Dalsze pół roku brzmiało dla niego jak wieczność. Jednak rozumiał prośbę ojca.
Podniósł jej dłoń do ust i pocałował. W jej oczach widział tęsknotę i niecierpliwość. “Ros, będę czekał na ciebie tak długo, jak będzie potrzeba. Chociaż mam nadzieję, że będzie to zanim osiwieję i zacznę podpierać się laską.”
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, bo wyobrazili sobie młodzieńca z przyprószoną szronem głową, kuśtykającego do ołtarza. Po tej poważnej rozmowie dokładnie tego potrzebowali.
xxx Zorro xxx
De la Vegowie zebrali się wkrótce do domu. Jadąc do hacjendy, Diego streścił ojcu przebieg zaręczyn. Oczywiście zręcznie ominął temat przypadkowej kąpieli i uparcie twierdził, że Bernardo cały czas był z nimi. “No, w końcu był, tyle że po drugiej stronie doliny.”
Alejandro był dumy z syna. Jego zatwardziały kawaler właśnie się zaręczył! “Muszę przyznać, że wiesz, jak zauroczyć senoritę. Piknik rozumiem, ale serenada i tęcza, i te płatki róż… Musiałeś ogołocić chyba cały ogród!?”
“Spokojnie ojcze, nie pozrywałbym wszystkiego z ukochanego ogrodu matki na raz. Część kwiatów suszyłem od jakiegoś czasu, a pozostałe zebraliśmy z Bernardo wczoraj na łąkach przy południowych pastwiskach. I one, przyznam, są ogołocone do cna!”
Akurat dojechali do domu i oddali konie stajennemu. Na patio już czekał podekscytowany niemowa z butelką wina prosto z Hiszpanii, którą trzymali w piwnicy na specjalne okazje.
“Masz rację, to idealny trunek na dzisiejszy wieczór.” Starszy don skinął mu głową aprobująco, po czym zwrócił się do syna. “Przebiorę się i będziemy świętować Diego. Nawet nie wiesz, jak bardzo raduję się, że w końcu się ustatkujesz. Jestem z ciebie zadowolony.”
Gdy odszedł, Bernardo odstawił wino na stolik i szturchnął przyjaciela w ramię.
“Tak, jak przewidziałeś, don Fernando nie miał nic przeciwko. Co więcej, pisał już wcześniej z ojcem Ros i on też wyraził zgodę. I po co ja się tak obawiałem?”
Służący rozłożył ręce, wydął usta i pokręcił głową. Potem pogładził się po brodzie, co oznaczało don Alejandro, pokazał 6 palców i zegarek, po czym machnął kciukiem nad ramieniem do tyłu. Jego pantomimę zakończył obrys kobiety w powietrzu i groźna mina.
“Tak, pamiętam ultimatium ojca. Mam się oświadczyć do spędu, albo poślubię Marię. Uff udało się w ostatniej chwili.”
Po chwili jednak uśmiech zniknął z twarzy caballero. “Póki ojciec nie zejdzie, chodź ze mną do jaskini. Nie byliśmy dzisiaj w pueblo, a przyjechał kurier z listem podatkowym.”
Bernardo narysował małe “z” w powietrzu.
“Wszystko ci opowiem na dole. Moja emerytura musi najwyraźniej jeszcze poczekać.”
xxx Zorro xxx
Następnego dnia Diego zaskoczył ojca, gdy wstał jeszcze wcześniej niż ostatnio. Młody don skończył właśnie śniadanie i wychodził, gdy Alejandro dopiero na nie przybył.
“Hijo, gdzie tak pędzisz? Przecież dopiero co wzeszło słońce.”
“Buenos dias, ojcze. Z tego wszystkiego nie posprzątałem wczoraj po pikniku, a chciałbym też utrwalić dla Ros ten piękny pejzaż. Bernardo już zapakował sztalugę i farby i czeka z końmi.” Odpowiedział w pośpiechu młodzieniec i już go nie było.
Alejandro z niedowierzaniem pokręcił głową i powiedział do siebie. “Gdybym wiedział, że do porannego wstawania wystarczy, że się zakocha, mocniej naciskałbym, aby pomyślał o amorach.”
xxx Zorro xxx
To o czym starszy de la Vega nie wiedział, to, że dolinka była wyczyszczona poprzedniego dnia przez Bernardo, a pejzaż od tygodnia wysychał w jaskini. Tam też udali się dwaj konspiratorzy. Diego szybko przebrał się w czarny strój.
Mocował właśnie szpadę do pasa, gdy przyjaciel stuknął go w ramię ze zmartwioną miną. Już wczoraj dyskutowali na ten temat.
“Wiem, że ryzykuję, idąc do Toledano, bo on uważa nasz pakt za dawno zerwany. Jednak coś mi się tutaj nie zgadza i chcę to sprawdzić. Poza tym podatek oznacza śmierć z głodu dla wielu peonów i rzemieślników. Nawet jeśli danina jest zgodna z prawem, a kapitan poszedł na rękę z tymi ratami i wypełnia tylko swoje obowiązki, to nie mogę na to pozwolić.”
Jednym zwinnym ruchem dosiadł Tornado.
“Pojedź później do Rosarity i powiedz jej, że dzisiaj nie przyjadę, bo szykuję kolejną niespodziankę.” Wskazał na stojący w kącie portret ukochanej na tle wodospadu, który miał być jego dzisiejszym alibi.
Tymczasem Bernardo pokręcił palcem w kółko przed ustami.
“Jak masz jej to powiedzieć? Nie wiem, ale ona uwielbia twoje miganie, na pewno się dogadacie. Powodzenia.”
xxx Zorro xxx
Zorro cały ranek obserwował koszary, ukryty na jednym z dachów. Jak na złość kapitan pracował w swoim gabinecie. “Jak to dobrze, że wziąłem ze sobą kilka tortilli, inaczej zdradziłoby mnie burczenie w brzuchu.” Pomyślał renegat, popijając wodę z manierki. Dach na szczęście był otoczony murkiem, a pobliskie drzewo dawało trochę cienia.
Kiedy w końcu wszyscy, włącznie z dowódcą, udali się na obiad do koszar lub tawerny, zszedł i zakradł się do okna kwatery Toledano. Ostrożnie wsunął się do środka i zaczął przeglądać dokumenty znajdujące się na biurku i w szufladzie. “Jak to dobrze, że nasz komendant jest taki schludny, wszystko w idealnym porządku.”
Bez problemu znalazł feralny list. Przyjrzał się uważnie pieczęci i podpisowi. Wyglądały na autentyczne. Wziął kartkę pod światło, ale też nie widać było żadnych nieprawidłowości.
Nagle usłyszał kroki przed drzwiami i stłumione ścianą głosy. Odłożył wszystko na miejsce i ukrył się w sypialni, zostawiając jedynie szparę. Po chwili do gabinetu weszła Raquela i sędzia.
Stanęli nad biurkiem, a senior Galindo zapytał. “Czy jesteś seniora pewna, że twój mąż jest przekonany o prawdziwości podwyżki podatku? Nie przedobrzyłaś z kwotą? I jak masz zamiar te nadmiarowe pieniądze wydobyć z wojskowego transportu?”
Raquela wyjęła ze stanika sukni kartkę, a drugą ręką sięgnęła po leżący na biurku rozkaz. Rozłożyła oba na blacie. “Zobacz senior, czy sam jesteś w stanie rozróżnić, który jest prawdziwy.”
Galindo pochylił się i porównał oba dokumenty. “Fałszerstwo doskonałe. Jestem pod wrażeniem, nikt tego nie będzie w stanie podważyć.”
Kobieta wydęła wargi i dumnie uniosła podbródek. “Z zabraniem naszego udziału też nie będzie problemu. Worki z pieniędzmi gotowymi do transportu przechowywane są tutaj, w gabinecie komendanta. Bardzo łatwo będzie podmienić niektóre z nich na takie, gdzie tylko z wierzchu będą monety, a pod spodem metalowe rupiecie. Nasz człowiek w Monterey usunie je, zanim ktoś się zorientuje.”
Sędzia spojrzał na nią z nieukrywanym podziwem. Nigdy by się do tego głośno nie przyznał, ale do tej pory uważał kobiety za nieco upośledzone na umyśle i niezdolne do większej polityki. Tymczasem Raquela kolejny raz go zaskakiwała pomysłowością i planowaniem. “Gubernator będzie zadowolony, że podatek będzie w całości i na czas. A Orzeł dostanie pieniądze na zakup prochu i muszkietów.”
“Dokładnie tak, senior. Mój mąż prowadzi pueblo tak, że nikt się nie poskarży na niesprawiedliwość, więc też nikt nie będzie wiedział o zaginionych 25 tysiącach pesos.” Seniora Toledano złożyła oryginał i schowała go z powrotem w staniku. Oboje wyszli i zamknęli za sobą drzwi. Żadne nie zauważyło bystrego obserwatora, który słyszał każde słowo.
xxx Zorro xxx
Zorro wrócił do jaskini tylko po to, aby zjeść obiad i się odświeżyć. W głowie układał swój plan.
“Jeśli uda mi się odzyskać oryginał rozkazu i podsunąć go kapitanowi, rozpocznie on swoje śledztwo i w najgorszym razie będzie chciał zweryfikować list w Monterey. A co z robić z jego wiarołomną żoną? On ją kocha, chociaż to oczywiste, że uczucie jest jednostronne. Czy będzie umiał zachować bezstronność? No nic, najpierw odzyskam rozkaz, a potem zobaczę.”
Gdy zapadł już wieczór i duża część mieszkańców pueblo spędzała go w tawernie, Zorro zakradł się do mieszkania, które zajmowała Raquela. Z dołu słychać było wesołe śmiechy i szczęk kufli, czyli normalne odgłosy o tej porze dnia. Renegat przeszukiwał właśnie ciemną sypialnię, gdy usłyszał za drzwiami szuranie. Zanim miał czas na reakcję, drzwi się otworzyły i wpadła przez nie wpół rozebrana i namiętnie całująca się para. Kapitan był bez koszuli, a Raquela miała rozpiętą suknię i obnażoną pokaźną część biustu.
Toledano wyczuł obecność intruza i gwałtownie się odwrócił, zasłaniając Raquelę. “Zorro, jak śmiesz przychodzić do pueblo! I w ogóle co robisz w sypialni mojej żony!?”
W jednej chwili pasja przerodziła się we wściekłość i zazdrość, a szpada sama znalazła się w jego ręku. “I to ty przestrzegałeś mnie wcześniej, a sam przyszedłeś pozbawić jej czci! Zginiesz za to!”
Zorro również wyciągnął broń, ale tylko parował kolejne ciosy. Ze spokojem próbował przemówić przeciwnikowi do rozsądku. “Senior, do pueblo przyszedłem w zupełnie innej sprawie, nie podoba mi się kwota podatku, uważam, że rozkaz jest sfałszowany.”
Cięcie, unik, pchnięcie, zbicie, cięcie, blok. Krążyli wokół siebie, skupieni na walce.
“I szukałeś go tutaj w pokoju? Myślałem, że jesteś na tyle inteligentny, żeby wymyślić lepszą wymówkę. Już ten tłum wzdychających do ciebie senorit to za mało dla ciebie? Teraz przerzuciłeś się na mężatki?”
Po kilku kolejnych ruchach zwarli się w bliskim dystansie. Zorro zdecydował, że zasieje w sercu komendanta ziarno niepewności, choć zdawał sobie sprawę, że Toledano będzie w stanie przemyśleć to dopiero później.
“Nie przyszedłem zbałamucić ci, senior, żony, ani żadnej innej dziewczyny, niezależnie od jej stanu. Mam podejrzenie, że oryginał znajduje się w tym pokoju.” Wyszeptał i odskoczył.
Wymieniali kolejne sztychy, chociaż to kapitan był stroną atakującą, zarówno bronią, jak i inwektywami. Przez to pojedynek był wyrównany. Żaden jednak nie zwrócił uwagi na Raquelę. Otrząsnęła się po pierwszym szoku i poprawiła odzienie. Ukryła się zapomniana przez walczących w kącie przy łóżku, aby nie otrzymać przypadkowego ciosu w tej wymianie.
Jednak teraz Zorro stał tyłem do niej. Niewiele myśląc, wzięła dzbanek na wodę do mycia i z całej siły uderzyła go w potylicę. Jak bardzo kapitan nie był zły na bandytę, zauważył jej ruch i odstąpił. Miał swój honor, a atak od tyłu nie mieścił się w tym pojęciu.
Renegat zatoczył się i podniósł rękę do guza. Świat wirował mu przed oczyma i czuł się jak pijany. “Muszę uciekać, muszę uciekać, muszę uciekać…”
W ostatnim przebłysku świadomości przetoczył się przez parapet. Chyba tylko dzięki niewiarygodnemu szczęściu trafił idealnie w siodło Tornado, który zarżał, czując bezwładne ciało. To go na chwilę ocuciło. “Do domu, amigo.”
Przez całą trasę usiłował nie spaść. Leżał na końskim karku i kurczowo trzymał się łęku, a w drugiej dłoni ściskając wciąż obnażoną szpadę. Tornado biegł dość szybko, ale równo. W jaskini z ulgą zsunął się z siodła, wprost w ramiona zmartwionego przyjaciela.
xxx Zorro xxx
Tymczasem wciąż wściekły kapitan ubrał się i zwołał oddział żołnierzy. Jeździł od hacjendy do hacjendy i żądał obecności wszystkich domowników. Był pewien, że po takim ciosie z łatwością rozpozna osłabionego Lisa i w końcu go dopadnie. Wciąż nie ochłonął i w zazdrości nie myślał całkiem rozsądnie.
Po dwóch godzinach dotarł także do domu de la Vegów. Wszedł pewnie na patio w towarzystwie kilku lansjerów. Na powitanie wyszedł mu Alejandro.
“Buenas noches, commendante. Cóż sprowadza cię o tak późnej porze?” Zapytał zaniepokojony don.
Kapitan nie tracił czasu na wyjaśnienia. “Buenas noches. Szukam Zorro. Gdzie jest twój syn?”
“Senior insynuujesz, że Diego to Zorro. Przecież to niedorzeczne!” Oburzony głos gospodarza poniósł się aż na piętro i zaalarmował Bernardo. Sługa wyjrzał przez okno i zauważył przybyszów. Odwrócił się do przyjaciela, który leżał w ubraniu caballero w łóżku i odpoczywał. Ostatnie dwie godziny sprawiły, że doszedł nieco do siebie, ale wciąż miał zawroty głowy.
Młody don także usłyszał głos ojca. Chwiejnie usiadł i wskazał na szafkę przy biurku. “Podaj mi, proszę ten bezbarwny alkohol z szafki i nalej kieliszek wina.”
Niemowa wykonał polecenie, ale nie rozumiał jego sensu. Diego odkorkował butelkę i skropił górę koszuli. Widząc zdziwioną minę Bernardo, pospieszył z wyjaśnieniem.
“Nie będę potrafił iść prosto ze względu na zawroty. A kto jeszcze się zatacza? Muszę pachnieć jak gorzelnia i kapitan da się nabrać.”
Chwilę później usłyszeli pukanie do drzwi i głos Alejandro. “Diego, zejdź proszę. Komendant chciałby się z tobą zobaczyć.”
“Już idę.” Powiedział młodzieniec, chwycił kieliszek z winem, zmoczył usta i mrugnął do przyjaciela. “Trzymaj za mnie kciuki.”
Wyszedł na taras i próbując zachować równowagę, zszedł po schodach, wspierając się ramieniem o ścianę. “Ach, kapitanie, jaka miła niespodzianka! Przyjechał pan w samą porę! Napijesz się za moje szczęście, senior?”
Toledano spojrzał na niego podejrzliwie. Diego był podobnej postury co Zorro i zataczał się lekko. “Czyżby niewinnie wyglądający poeta był tylko przykrywką?”
“Co robiłeś dzisiejszego wieczoru? I dlaczego nie możesz iść prosto?”
Młodzieniec czknął, spojrzał na ojca, który podniósł brew w dezaprobacie na stan potomka, a potem jeszcze raz na kapitana. Wybuchnął śmiechem i objął żołnierza za ramiona.
“Co robiłem? Ależ świętowałem oczywiście! I jak to nie mogę prosto?” Zajrzał do kieliszka i czknął jeszcze raz. “No może przedobrzyłem o lampkę albo dwie. Ale kapitanie, to jest okazja.”
Pierwotne podejrzenie stawało się z każdą minutą coraz bardziej niedorzeczne. Opary alkoholu unosiły się wokół caballero. Nawet Toledano musiał przed sobą przyznać, że po prostu jest wstawiony.
“A jaka to okazja?” Zapytał, aby ostatecznie utwierdzić się w tym przekonaniu.
“Proszę sobie wyobrazić, że najpiękniejsza…. najodważniejsza… najpowabniejsza i … najsłodsza senorita zgodziła się zostać moją żoną. Czyż życie nie jest piękne kapitanie? Dzisiaj namalowałem jej portret na tle wosopadu… nie, wopasadu… No wiecie czego. Napijesz się ze mną?”
Toledano pokręcił głową, jak w ogóle mógł pomyśleć, że ten dandys może być Zorro? Zdjął z siebie jego ramię i zignorował pytanie. Ze współczuciem spojrzał na starszego dona.
“Przepraszam za najście don Alejandro. Gdy następnym razem wpadnie mi do głowy głupi pomysł podejrzewania pańskiego syna o bycie Zorro, proszę mi przypomnieć dzisiejszy wieczór. I gratuluję zaręczyn.”
Kapitan z żołnierzami wyszli, a rozgoryczony de la Vega zaciągnął Diego do jego pokoju i odstawił do łóżka. Mógł sobie darować reprymendę, do pijanego i tak wiele by nie dotarło. Ale jutro to on sobie porozmawia na temat nadużywania alkoholu i przynoszenia wstydu rodzinie!
Po jego wyjściu do sypialni wsunął się Bernardo przez tajne przejście. Całkiem trzeźwy caballero podniósł się na przedramionach. “Uff, udało się. A przez tego guza, nawet nie będę musiał rano udawać kaca. Chociaż znów będę musiał wysłuchać kazania od ojca.”
Bernardo pokazał na uszy i pociągnął je na dół ze zbolałą miną. Podniósł kciuk do góry. Potem odgiął szyję w bok i wystawił język, a pięść powędrowała do góry.
“Tak, masz rację. Lepsze kazanie niż stryczek.”
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 1 Zmiany w stosunku do oryginału i zarys czasowy
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 2 Kłótnia z ojcem i dawna przyjaciółka
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 3 Wycieczka, piknik i cień w raju
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 4 Dwa tygodnie urlopu dla Zorro
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 5 Zmiana warty
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 6 Porwanie senority
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 7 Rekonwalescencja i pułapka
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 8 Nocna wizyta i sezon burzowy
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 9 Prace przymusowe i potrójna pułapka
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 10 Zamach i zagadka
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 11 Lis zastawia pułapkę
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 12 Koniec Ortegi, początek miłości
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 13 Misja: kuszenie
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 14 Powitanie nowego komendanta
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 15 W sidłach miłości
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 16 Ktoś się zbroi
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 17 Pojednanie i nowe kłopoty
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 18 Odwaga bez szpady
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 19 Przyłapani i ktoś się zbroi 2
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 20 Odnalezione muszkiety
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 21 Spęd bydła i ważne pytanie
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 22 Coroczny podatek dla gubernatora
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 23 Niewierna żona
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 24 Ucieczka i powrót do normy
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 25 Noc przedślubna i ślub
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 26 Kłopoty w raju
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 27 Przepęd bydła i odwiedziny u kuzyna
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 28 Orzeł wciąż jest łasy na pieniądze
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 29 Jak wytropić Orła?
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 30 Jak ukryć ranę przed spostrzegawczą żoną?
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 31 Co się stało z Tornado i złotem?
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 32 Bezkrólewie i stary wróg
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 33 Plan walki
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 34 Atak Ortegi i odkrycie
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 35 Cisza przed burzą
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 36 Orzeł przyleciał
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 37 Masakra i długa droga
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 38 Powrót i ostrzeżenie
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 39 Nowy de la Vega
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 40 Gra w szachy
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 41 Orzeł uderza
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 42 Napisanie raportu nie jest łatwe
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 43 Powrót męża i spostrzegawcza żona
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 44 Stary znajomy i początek zemsty
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 45 Nagroda
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 46 Pardon i awans
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 47 Początek współpracy
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 51 Epilog
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 50 Chrzest i Zorro
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 49 Niedzielny obiad i pochopne oskarżenie
- Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 48 Łatwiejsza droga i trudniejsza droga