Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 41 Orzeł uderza

nie polegał wyłącznie na swoim synu. Nie był już wprawdzie w wieku, gdzie mógłby równać się z młodszymi pod względem zręczności czy siły, ale jego wojskowe doświadczenie było dużą zaletą. Dlatego do bezpośredniej pomocy zwerbował starszych członków oddziału ochotniczego i vaqueros z okolicznych hacjend. Dzięki daleko rozstawionym czujkom, wszyscy z wyprzedzeniem wiedzieli o postępie wydarzeń i powrocie poborowych.

Na placu powoli zbierał się rozgadany tłum, a emocje groziły wybuchem. Kobiety żywo gestykulowały, a mężczyźni swoje komentarze popierali groźnymi minami i wygrażaniem pięściami niewidzialnym przeciwnikom. Póki co nikt jednak nie czynił żadnych zdecydowanych ruchów, a rozmowy prowadzone były ściszonymi głosami. Wszystko to miało posłużyć do wywabienia spiskowców z kryjówek oraz czasu Zorro.

Tymczasem renegat podkradał się bezszelestnie do stanowisk strzeleckich. Było to o tyle trudne, że rebelianci siedzieli zasłonięci murkami dachów i zwróceni byli do nich plecami. Dlatego zdecydował się na mniej oczywistą broń. Podpełzał tak blisko, jak tylko mógł, bez wywoływania alarmu. Z ukrycia strzelał w nich strzałkami z dmuchawki, które były pokryte silnym indiańskim środkiem usypiającym. Dopiero gdy obsada całego stanowiska była nieprzytomna, przeskakiwał bliżej. Najprostszym elementem było sturlanie przeciwników na czekający już na dole wóz z sianem. Bernardo, lub inny członek oddziału ochotniczego przechwytywali ich, wiązali jak prosiaka oraz kneblowali. Przykryty wiązką siana więzień był odwożony do prowizorycznego aresztu w najdalszym domu przy rogatkach. Wszystko przebiegało sprawnie i po cichu.

“Ktoś mógłby pomyśleć, że to wcześniej ćwiczyliśmy”, pomyślał z humorem Zorro.

To, co z boku mogło wyglądać na prostą robotę, wcale takie nie było. Spiskowców było ponad tuzin, prawie na każdym dachu, a jeden błąd mógł oznaczać fiasko całego planu. Wystarczyło, że jeden zaalarmowałby pozostałych. Dlatego był cały spięty i poruszał się o wiele ostrożniej niż zazwyczaj. To wszystko zabierało czas, a on był tutaj kluczowy. Tłum na placu nie mógł czekać wiecznie na rozpoczęcie przedstawienia.

Renegat nie rozluźnił się nawet odrobinę po zlikwidowaniu ostatniego zagrożenia. Miał złe przeczucia. Wyjrzał przez mur na plac, który był już prawie pełny. Kilku obcych wyszło z budynku z rebeliancką zbrojownią i zmieszało się z tłumem. Wyraźnie podburzali co bardziej krewkich mieszkańców, a rozmowy stały się głośniejsze. Na ganku w cieniu stał elegancko ubrany, przystojny mężczyzna w średnim wieku i ze spokojem przyglądał się wszystkiemu.

“Stawiam miesiąc prania pieluch, że to Orzeł.” Jak dla młodego taty był to bardzo poważny zakład.

Cofnął się na drugą stronę dachu i wychylił. Dał znak czekającemu na dole ojcu i wrócił do swojego punktu obserwacyjnego.

xxx xxx

Umówionym wcześniej sygnałem do rozpoczęcia akcji był wjazd don Alejandro. Gdy tylko przybył na plac, dyskusje stały się jeszcze głośniejsze, a pierwsze osoby zaczęły wyciągać zza pasów noże i pałki. Stary don zostawił wodze konia Bernardo, wyłowił z tłumu swojego głównego i podszedł do niego. Uściskał go serdecznie i głośno zaczął wypytywać.

“Benito, chłopcze, już wróciliście? Co się stało? Czy Diego jest z wami?”

“Nie, patron. To nie był żaden pobór, tylko morderstwo! Żołnierze zwabili nas do wąwozu, a potem strzelali jak do kaczek. Ze wszystkich młodych mężczyzn tylko kilkunastu z nas miało szczęście i przeżyło tę rzeź! Dwa dni grzebaliśmy zabitych!”

Wokół nich zebrała się większa grupka. Uciekinierzy nie byli wtajemniczeni w całą operację, aby ich emocje i rozgoryczenie były prawdziwe. Zwykle opanowany Benito kipiał ze złości i nerwowo zaciskał pięści.

READ  Zorro i Rosarita Cortez - rozdział 48 Łatwiejsza droga i trudniejsza droga

Uśmiech zszedł z twarzy Alejandro. pobladł i potrząsnął pracownikiem. “Co ty mówisz?! Żołnierze strzelali do was? Dlaczego? Gdzie jest mój syn?!”

Ukryty za murkiem dachu poczuł przypływ dumy z umiejętności aktorskich ojca. Chociaż pewnie kilka godzin prób przed lustrem także nie poszło na marne.

Ktoś z ocalałych wtrącił z boku. “Widziałem go, jak leżał martwy przy wejściu do wąwozu. Przykro mi don Alejandro.”

Na szczęście Benito szybko zaprzeczył. “ przeżył samą strzelaninę, nawet dołączył do nas na jednym z postojów. Ale po kilku godzinach zniknął i nikt go już więcej nie widział. Wybacz, patron, wcześniej podzieliliśmy się i wróciłem pogrzebać zmarłych. Inaczej nie spocząłbym, zanim bym go nie znalazł. Ale jak dołączyliśmy do reszty, minęły prawie trzy dni. Żałuję, że nie mogę powiedzieć nic więcej.”

wpadł w furię i wcale nie ściszał głosu. “On sam sobie nie poradzi na prerii! Mogę od razu go uznać za martwego! Niech ja dopadnę te nędzne ścierwa w mundurach!”

Jego dalsze złorzeczenia zostały nieco zagłuszone przez bojowe okrzyki tłumu. zauważył, że dał dyskretny znak głową jednemu z jego ludzi, który już wprost kierował emocje mieszkańców ku spodziewanemu działaniu. “To wszystko wina żołnierzy! To mordercy! Czy będziemy tak stać i patrzeć jak wyrzynają naszych ojców, synów i braci? Pomścijmy naszych bliskich!”

Teraz już każdy otwarcie wyciągnął przygotowaną wcześniej broń i ludzie rzucili się na bramę garnizonu. Uprzedzeni wcześniej wartownicy dawno już schowali się w środku. Nad murem wychyliła się głowa Garcii, który próbował przemówić im do rozsądku.

w napięciu obserwował rozwój wydarzeń z góry. “Ojciec odegrał swoją rolę, teraz sierżant. Bardzo dobrze. Ludzie z oddziału ojca odgrodzili uciekinierów od pierwszych rzędów, więc żołnierzom nic poważnego nie powinno się stać. Jak na razie wszystko idzie zgodnie z planem, więc dlaczego mam wrażenie, że coś złego się stanie?

Walenie pięściami i nożami w bramę nie miało prawa jej wyważyć. Okazało się jednak, że był dobrze przygotowany do szturmu. Jego ludzie przynieśli pełnoprawny taran. Po kilkunastu uderzeniach zawiasy puściły z głośnym dudnieniem, a motłoch wpadł na podwórze. Ci, którzy mieli markować bitwę, bili żołnierzy, ale na tyle lekko, że groziło to co najwyżej siniakami. Zamachy za to brano jak z zamiarem zabicia biednych lansjerów. Pozostali mieli za zadanie przeszkadzać nieznajomym i ocalałym, co w ogólnym rozgardiaszu nie było aż takie proste. Rebelianci nie mieli skrupułów.

Nagle na środku placu padł strzał. Wszyscy zamarli. Dla niektórych był to umówiony sygnał, inni byli zaskoczeni, bo wyraźnie zabronił używania broni palnej w czasie ataku na garnizon, aby uniknąć przypadkowych ofiar. Niektórzy zatrzymali się w połowie ciosu. zalała cisza i wszyscy zwrócili się w stronę ubranego w elegancki surdut mężczyzny, który nadal trzymał w podniesionej do góry ręce dymiący pistolet.

Jednym zręcznym skokiem znalazł się na cembrowinie studni i donośnym głosem zaczął przemowę. “Moi drodzy mieszkańcy Los Angeles, Kalifornijczycy! Dzisiaj przekonaliście się, jak bardzo hiszpańska władza o was dba! Wczoraj byłem w misji i podobny los spotkał tamtejszych mężczyzn. To hiszpańska armia dopuściła się tego ludobójstwa! Po dziesięcioleciach okradania nas nadmiernymi podatkami, hamowaniu handlu z innymi krajami, teraz…”

Zaskoczony zleciał w mało popisowy sposób na ziemię, przerywając w pół zdania swoją przemowę. Równowagę stracił, ponieważ wokół jego kostek owinął się czarny bat. Wylądował twarzą w przydrożnym kurzu i równie szybko starał się podnieść, przeklinając osobę, która ważyła się go zaatakować.

READ  Serce nie sługa - Rozdział 9. Wyścig po skarb

Czarna postać rzuciła na niego cień i dokończyła. “… teraz dowiemy się nareszcie, kto wydał rozkaz zamordowania poborowych i od lat spiskował, żeby przejąć dla siebie władzę w Kalifornii.”

Tego tylko było potrzeba, aby mieszkańcy szybko obezwładnili ludzi Orła. Ocalali patrzyli wokół, próbując zrozumieć nagłą zmianę sytuacji. Samego seniora Vargasa trzymało mocno dwóch donów, wykręcając mu do tyłu ramiona.

spokojnie zwinął bat. Mógłby w ogóle się nie pokazać, ale nalegał, że jego obecność podniesie morale. Tłum zaczął wiwatować.  Dzięki wspólnemu wysiłkowi caballeros, vaqueros i nawet najbiedniejszych peonów udało się pokonać bardzo groźnego przeciwnika. Jeszcze nigdy wcześniej mieszkańcy i jego okolic nie czuli takiej wspólnoty. Każdy odegrał swoją rolę, ale dopiero ich suma dała zwycięstwo.

Renegat schylił się nad jednym z powalonych i nieprzytomnych rewolucjonistów. Na jego piersi połyskiwał wisiorek. Ostrożnie odpiął go i zważył w dłoni. Ta chwila odprężenia i osobistego sentymentu drogo go kosztowała.

Wściekły wiedział, że przegrał. Znienawidzony nemesis mistrzowsko go pokonał, a teraz klęczał obrócony prawie plecami i przyglądał się głupiemu medalionowi. Vargas wyrwał się z nadludzką siłą z uchwytu i jednym ruchem znalazł się za Zorro. W cios włożył wszystkie negatywne uczucia, a celował w bardzo konkretne miejsce – podstawę czaszki.

“Szczeźnij ścierwo!”

Jeszcze bezwładny bohater nie zdążył upaść na ziemię, a krzyk Orła przebrzmieć, a rozemocjonowany tłum rzucił się bez litości na mordercę.

Pobladły podbiegł do nieruchomego ciała i sprawdził tętno. “Żyje! Sprowadźcie doktora!”

Tuż obok seniora Avili znaleźli się też sierżant i kapral.

“Sierżancie, aresztujemy go?”

Garcią targały sprzeczne emocje. Nie mógł okazać zbytniej sympatii, ale z drugiej strony to był jego przyjaciel. “Poza tym jak teraz każę aresztować Zorro, to zwycięstwo nad rebeliantami może się skończyć rzezią żołnierzy, a ja podzielę los Orła. Później będę się martwił konsekwencjami.”

Głośno zaś obwieścił. “Baboso! nie jest aresztowany! Ale najbliższe bezpieczne i wygodne łóżko znajduje się w kwaterze komendanta. Doktorze, czy nie dobrze byłoby go tam przenieść? Obiecuję puścić go wolno, jak tylko wyzdrowieje, słowo lansjera.”

Avilla skończył badać renegata i odetchnął z ulgą. “To dobry pomysł. W garnizonie będzie bezpieczny, gdyby jeszcze ktoś planował na niego zamach. Możemy go przenieść, tylko bardzo ostrożnie.”

Bezwładne ciało wniesiono na teren garnizonu. Z noszy zwisała tylko ręka, która nigdy nie wypuściła wisiorka.

Emocje opadły, rebeliantów uwięziono na placu, a mieszkańcy, którzy nie byli wyznaczeni do ich pilnowania, powoli rozchodzili się do domów. Jednak euforia wygranej gdzieś się ulotniła, a niespokojne myśli i modlitwy wszystkich kierowały się do ich anioła stróża.

Series Navigation<< Zorro i Rosarita Cortez – rozdział 40 Gra w szachyZorro i Rosarita Cortez – rozdział 42 Napisanie raportu nie jest łatwe >>

Author

  • kasiaeliza

    Mama dwójki Zorrątek. Trenuję jujitsu japońskie i kiedyś miałam krótką przygodę z kendo. Lubię RPGi, planszówki, geografię, historię, piłkę nożną i książki. Nie wróć, książki to kocham. 🙂 ----------------------------------- Mother of two cubs. I train Japanese jujitsu and once had a short adventure with kendo. I like RPGs, board games, geography, history, soccer and books. Wait, come back, I love books. 🙂

Related posts

kasiaeliza

Mama dwójki Zorrątek. Trenuję jujitsu japońskie i kiedyś miałam krótką przygodę z kendo. Lubię RPGi, planszówki, geografię, historię, piłkę nożną i książki. Nie wróć, książki to kocham. :) ----------------------------------- Mother of two Zorro cubs. I train Japanese jujitsu and once had a short adventure with kendo. I like RPGs, board games, geography, history, soccer and books. Wait, come back, I love books. :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

mahjong

slot gacor hari ini

situs judi bola

bonus new member

spaceman

slot deposit qris

slot gates of olympus

https://sanjeevanimultispecialityhospitalpune.com/

garansi kekalahan

starlight princess slot

slot bet 100 perak

slot gacor

https://ceriabetgacor.com/

https://ceriabetonline.com/

ceriabet online

slot bet 200

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

CERIABET

slot bet 200

situs slot bet 200

https://mayanorion.com/wp-content/slot-demo/

judi bola terpercaya